Tablica

Nadeszła zima, jakiej nawet nasi dziadkowie nie widzieli. Zapasy powoli się kończą, państwa patrzą na siebie coraz bardziej podejrzanym wzrokiem. Uczniowie muszą siedzieć w zimnych i rzadko ogrzewanych pokojach, bo akademię robią wszystko by nie zamknąć swych wrót przez brak pieniędzy. Ludzie w miastach wspierają się jak tylko mogą, jednak nawet to nie pomaga w wyżywieniu rodziny. Wcześniej ludzie nie zwracali uwagi na dziwne zachowanie zwierząt, jednak być może był to zwiastun czegoś nowego? Może ptaki przestały migrować, a stworzenia leśne zbierać zapasów na zimę z powodu jakieś większej sprawy? Pomimo ciężkich warunków, zimy i głodu, niektórzy chcą znaleźć przyczynę całego tego chaosu i szaleństwa. Próbują dotrzeć do miejsca, w które zdaje się, idą wszystkie magiczne stworzenia zamieszkujące nasz świat. Czy jednak jest to bezpieczne?

niedziela, 23 stycznia 2022

Od Bastiana cd. Maebh

Wiem, jak działam na innych i co sobie o mnie myślą. Wysoki, dobrze zbudowany, jeszcze z niezbyt miłą twarzą, no i co najważniejsze - Dragonborn z Ardem. Wyrok może być jeden, z gościem nie warto zadzierać, poza tym na pewno jest agresywny i tylko czeka, żeby się do czegoś doczepić. Takie myślenie u innych zbyt często sprawia, że ląduję na dywaniku u dyrektora, a zaręczam, że do niczego by nie doszło, bo sam nigdy nie zaczynam. Naprawdę. Mogę to powiedzieć z ręką na sercu.
Cieszy mnie, że Maebh nie podchodzi do mnie z rezerwą, nie wyczuwam też nadmiernej bojaźni, choć dziewczyna wydaje mi się nieco sztywna, skrępowana. Nic dziwnego, ja też przecież nie czuję się bardzo pewnie, gdy spotykam nowe osoby. Wbrew pozorom.
Kiwam głową na jej słowa, są sensowne, ten plan mi się podoba.
— Dobry pomysł — mówię, oszczędnym ruchem podbródka wskazuję kierunek, gdzie iść. — Tam jest jakiś zajazd, wygląda porządnie. Możemy podejść.
Wcześniej obejrzałem sobie wioskę „z lotu smoka" - miejsc do zatrzymania się jest tu nieco więcej, jednak tylko to jedno, przy głównej uliczce, wygląda na bezpieczne na tyle, żeby pozwolić tam nocować dziewczynie. Sam mogę bez problemu przespać się i w stajni, ale ja to ja. Ja sobie poradzę.
Idziemy w milczeniu, po chwili dopiero przychodzi mi do głowy, żeby może spytać o imię demona Maebh.
— Jak się nazywa? — pytam, wskazując skrzydlatego konia. Zawieszam na nim na chwilę wzrok.
Wygląda porządnie, nawet bojowo. To znaczy - wygląda na efektywnego w walce. Skrzydła ma rozłożyste, jasne, zaś zdobiące głowę rogi lśnią magicznym światłem, wyglądają niczym broń zdolna przeszyć przeciwnika. Jednak oczy demona pozostają spokojne, nie ma w nich tej specyficznej żądzy krwi, która lśni czasem w ślepiach jego pobratymców.
— To Libre.
— Ładny.
— Dziękuję.
Rozmowa się urywa, docieramy do zajazdu.
Libre znika, łącząc się z ciałem Maebh, ja zaś zerkam na proces spod oka - nigdy nie widziałem na żywo, by coś takiego się działo, całość ma dla mnie jakiś niezrozumiały, magiczny wydźwięk. Demona nie ma, zostaje sama Maebh, jednak teraz jej głowę zdobią lśniące rogi, zaś siodło i pakunki, które dźwigał Libre, spoczywają teraz bezpiecznie w ręku dziewczyny.
Otwieram Maebh drzwi, dziewczyna unosi brwi w zdziwieniu, wchodzi do środka. Cóż, mama nie chowała mnie w stajni ani oborze, wbrew pozorom potrafię się zachować, a przynajmniej starać, chociaż różnie mi z tym zazwyczaj wychodzi. Wchodzę zaraz za dziewczyną, pochylam się w progu, kulę mocniej skrzydła, nie chcąc porysować framug. Już te w domu mam porysowane, te w pokoju w Ardem też, jakbym jeszcze zniszczył jakieś tu, w zajeździe, to naprawdę nie byłoby dobrze.
Siadamy przy jednym ze stolików, rzucam swoje rzeczy na kawałek wolnej ławy. Maebh zajmuje miejsce naprzeciwko, ja zaś przez krótki moment kontempluję fakt, że oboje mamy rogi. Wydaje mi się to zabawne, kącik moich ust unosi się przelotnie.
Kelner przychodzi, opowiada pokrótce o tym, co tego dnia można dostać do jedzenia, zabiera nasze zamówienie i znika między stolikami. Ja zaś rozprostowuję skrzydła, pozwalam końcom oprzeć się o podłogę. Zerkam, czy nie przekszadzają innym, czy za mymi plecami nadal można przejść i wtedy zauważam, że jest tam wyłącznie ściana i nikomu nie wadzę. Rozprostowuję skrzydła jeszcze dalej, twarde łuski opierają się wygodnie o drewniane ściany. W końcu nieco odpoczynku.
— No więc, jeśli chodzi o naszą misję — zaczynam, jak zwykle bez wstępów, przechodząc od razu do konkretów. — Nie wiem, jak sobie radzisz z lataniem? Bo z tego, co mi dyrektor Ardem powiedział, spędzimy sporo czasu w powietrzu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
Pandzika
Kernow