Po raz kolejny pożałowałem, że nie ma przy mnie jeszcze jednego demona zdolnego wyleczyć rany albo pomóc, jeśli ktoś się zatruje. Tak, jak Nerina teraz. Nie mieliśmy pojęcia, że rozbite na dnie zalanej jaskini próbki mogą wystarczyć do tego, by dziewczynę niemal sparaliżowało. Ja sam nie znałem się na rosnących tu porostach, grzybach, czy cokolwiek ci naukowcy tam badali na tyle, by być w stanie przewidzieć taki obrót zdarzeń. Zaś sami naukowcy - widać również ich ekspertyza nie sięgała tak daleko, skoro wydawali się zdziwieni reakcją ogona Neriny.
— Jesteś pewna? — spytałem jeszcze na odchodnym, martwiąc się, czy dziewczyna poradzi sobie w samotności. Ta jednak potrząsnęła tylko głową.
— Jestem pewna. Płyńcie.
I to były jej ostatnie słowa. Doszedłem do wniosku, że tak naprawdę to o nią najmniej trzeba było się martwić - choć częściowo dotknięta paraliżem, przecież nadal była to syrena, z całej naszej czwórki była najlepiej dostosowana do tego, by poradzić sobie pod wodą.
— No to… płyniemy — mruknąłem, pomagając naukowcom się pozbierać i przygotować do naszej „wędrówki".
Mężczyźni, tak jak przewidziałem, bardziej przejmowali się swymi próbkami niż tym, czy dotrą cali na zewnątrz. Zacząłem się już nieco irytować - fascynacja swoimi badaniami miała przecież jakieś granice.
— Jak się panom stanie coś gorszego, to nikt nawet nie usłyszy o tych tam algach…
— Porostach — poprawił mnie od razu naukowiec.
— Niech będzie, że porostach. Ale muszą się panowie wyżej cenić - nie może być tak, że jakiś porost jest więcej warty od człowieka, tak?
Nie wiedziałem, czy moje argumenty do nich trafiły. Ale po prostu nie dało się inaczej. Pomogłem mężczyznom dopakować resztki sprzętu, a gdy coś tam jeszcze marudzili, że trzeba bardziej go osłonić i zabezpieczyć, po prostu wziąłem torbę i wskoczyłem w wodę.
— Płyniemy — powiedziałem tak stanowczo, jak tylko potrafiłem.
Naukowcy z ociąganiem weszli za mną do wody. Najpierw przepłynąłem z próbkami i z jednym z nich - ciągnąłem mężczyznę tymi zalanymi fragmentami jaskiń starając się, by pod wodą pozostawał jak najkrócej. Potem zostawiłem go na moment w kolejnym suchym miejscu kompleksu jaskiń i wróciłem po jego towarzysza. Jego też przeciągnąłem przez wąskie, zalane tunele, Isa cały czas dzielnie nam w tym towarzyszył.
I tak - tunel za tunelem, jaskinia za jaskinią - zbliżaliśmy się do wyjścia. Ja zaś zastanawiałem się, jak z paraliżem radzi sobie Nerina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz