W życiu nie nocowałem z dziewczyną w jednym pokoju, całość mnie zaskakuje - nie przychodzi mi do głowy, że można wziąć jeden pokój. Łóżka co prawda mamy osobne, więc chociaż tyle, ale nadal - zdaje mi się to co najmniej krępujące. W Ardem nikt się nie patyczkuje jeśli chodzi o wstyd albo przestrzeń osobistą. Przebieramy się razem, trenujemy razem, ale dzielą nas jednak według płci. Musimy być przyzwyczajeni, by nie myśleć o tym, że ktoś patrzy, a pokazanie własnego ciała jest niestosowne albo krępujące. W armii nie ma czasu na takie myślenie, zaś Ardem przygotowuje właśnie do tego - by być częścią większej całości, gdzie nie ma miejsca na głupoty, zwyczaje i to, co społeczeństwo powie.
W pewien sposób kłóci się to we mnie z tymi wszystkimi zasadami dobrego wychowania, które wpajała mi zawsze mama. Żeby dziewczynom otwierać drzwi, nie bić się z nimi, żeby starać się być uprzejmym i nie robić głupich, niestosownych żartów. Mam być dobrze wychowanym mężczyzną, nie jakimś pierwszym z brzegu leszczem, prawda?
— Skrzydeł? — pytam, szczerze zaskoczony.
Większość osób pyta o rogi, czasem znajdą się ci, których zafascynuje ogon, jednak niewiele osób zastanawia się właśnie nad skrzydłami. Mimo to nie protestuję - to część ciała taka, jak każda inna, nie różni się przecież od ręki albo nogi. A że nie każdy w świecie posiada skrzydła, na pewno jest fascynująca i dla innych.
Nikt wcześniej nie dotykał moich skrzydeł. Może mama, jak byłem mały, jednak wspomnienia z dzieciństwa zacierają się przecież w pamięci, znikają w mrokach czasu i przeszłości.
— Tak, skrzydeł. Jeśli to nie problem — Maebh, przenosi ciężar ciała na drugą nogę, wyczuwam w tym geście lekkie skrępowanie.
— Żaden — mówię, nie przeczuwając, że dla mnie zaraz zrobi się z tego całkiem poważny problem.
Podchodzę bliżej, staję nieco bokiem, rozkładam skrzydło tak, że dziewczyna może go dotknąć. Maebh podnosi dłoń, jej palce lądują na wrażliwej skórze, ja zaś, cudownie nieświadomy tego, jak zaraz zareaguje moje ciało, pozwalam tym palcom błądzić po mych skrzydłach.
Skóra skrzydeł jest inna, niż jakakolwiek, jaką ja sam kiedykolwiek dotykałem. Ma w sobie jakąś twardość, podobną do tej, jaką ma wyprawiona i impregnowana skóra, z jakiej wykonuje się chociażby siodła. Jednak jest ciepła, wręcz gorąca, poznaczona drobnymi, pulsującymi żyłkami. Usiana niemal niewyczuwalnym, miękkim meszkiem - drobnym i krótkim, podobnym do tego, które okrywa chociażby twarz. Dziwne - część ciała taka bojowa i silna, jak moje własne skrzydła, okazuje się na tyle delikatna w dotyku.
Są też i te kostne elementy - te, które trzymają cienką błonę sztywną, pozwalają mi rozpościerać skrzydła i lecieć gdzie tylko tego pragnę. Te okryte są twardą tkanką, czarne łuski chronią wrażliwy, delikatny kościec. Gdyby się zastanowić, to smocze skrzydła przypominają bardziej witraż, niż broń - co prawda pozwalają mi latać i to całkiem daleko. Pozwalają też runąć na przeciwników, niczym grom z jasnego nieba. Jednak siłą rzeczy - gdyby ktoś trafił w moje skrzydła, na pewno zrobiłby mi dużą krzywdę.
Dłonie dziewczyny dotykają wrażliwej skóry. Początkowo suną tylko po tych kościanych częściach, jednak wkrótce dotykają i tej błony, zamkniętej między twardymi elementami. Ja zaś, wbrew decorum, wbrew instynktowi i wszelkim zasadom, usiłuję się nie roześmiać. Bo okazuje się, że na skrzydłach…
Mam potworne łaskotki.
Usiłuję się nie śmiać, ale nie jest to proste. Zastygam w bezruchu, usiłuję powstrzymać śmiech, jednak różnie to wychodzi. Wstrzymuję oddech, próbuję zapanować nad własnym ciałem, ale niewiele mi z tego wychodzi. Przez moment się udaje, jest jakaś nadzieja, ale moment ten nie trwa długo. Wybucham śmiechem, zaś Maebh cofa dłoń, niepewna, co ma dalej zrobić.
— Przepraszam — głos wydobywa się z mej krtani. — Po prostu mam łaskotki.
I oto przyznaję - Bastian, groźny Dragonborn, który tylko spuszczałby wpierdol każdemu, kto się nawinie, ma łaskotki na skrzydłach. Pięknie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz