- Czy chciałabyś towarzyszyć mi na balu? - w końcu usłyszałam prośbę chłopaka. Zamurowało mnie i zaczęłam stresować się sytuacją tak samo jak on, przez co na moich policzkach zapewne wykwitł rumieniec. Widząc jego wyciągniętą w moim kierunku dłoń oraz błądzący po podłodze wzrok, odwróciłam jego głowę w ten sposób, abym mogła spojrzeć mu w oczy, a rękę przywróciłam do naturalnej pozycji.
- Z miłą chęcią. - odpowiedziałam w końcu, uśmiechając się ciepło do szatyna. Na jego twarzy również zagościł delikatny uśmiech, co nie zdarzało się często, szczególnie ostatnimi czasy. Ucieszyłam się, słysząc propozycję chłopaka i szczerze powiedziawszy, gdzieś w środku liczylam na taki obrót spraw. Nie byłam pewna, czy mogłam nazwać to już głębszym uczuciem jak miłość, ale z całą pewnością był dla mnie ważny i fakt, że niedługo kończy szkołę wcale mnie nie pocieszał. Zapanowała między nami niezręczna cisza, którą postanowiłam przełamać krótkim, bliżej niezidentyfikowanym mruknięciem, którego żadne z nas nie zrozumiało. Postanowiłam skierować się w stronę pokoju, co i chłopak po chwili uczynił. Również w środku panowała grobowa cisza, którą przerywał dźwięk przewracanych kartek książki oraz co jakiś czas krzątanie się Azriela. Najprawdopodobniej szykował się na ten cały cyrk, na który wcale bym się nie wybierała, gdybym nie szła z nim. Jednak nie podnosiłam wzroku znad książki, usiłując skupić się na tekście, co wbrew pozorom nie było łatwe. Cały czas nurtowało mnie jedno pytanie. Dlaczego mnie zaprosił? Może i mieliśmy dobry kontakt, a nawet bardzo dobry, jednak ostatnio nie było tego widać. W końcu usłyszałam trzask sprężyn łóżka, które za każdym razem skrzypiały, kiedy ktokolwiek na nim siadał. Zamknęłam powieść i przeniosłam wzrok na chłopaka, chwilę się w niego wpatrując. Finalnie uświadomiłam sobie, że jeśli chcę wyglądać choć trochę ładnie, powinnam zacząć się szykować.
- Mógłbyś wyjść? - zapytałam, dopiero po chwili rozumiejąc, jak źle to brzmi. Jak chamsko.
- Dlaczego, gdzie? - zapytał zdezorientowany, na co ja nerwowo się zaśmiałam. Stres zaczął zjadać mnie tak jak jego wcześniej.
- No wiesz, chciałabym się - odchrząknęłam - wyszykować.
- I z tego powodu mam wyjść? Przecież ty już mnie widziałaś tak, jak pójdę. - wstałam do szafy, co po chwili uczynił również chłopak, aby nie drzeć się do siebie z dwóch końców pokoju. Słysząc te słowa odwróciłam się do niego i trochę niepewnie wygładziłam kruczoczarną koszulę na jego torsie dłońmi.
- Jest super, ale ja to ja, mi to zajmie dużo dłużej. Poza tym, to podobno przynosi pecha. - założyłam ręce na piersiach, z lekkim uśmiechem. Lubiłam się z nim droczyć. Ten jedynie wywrócił żartobliwie oczami i skierował się w stronę wyjścia, szybko rzucając miejsce, gdzie będzie na mnie czekał. Wyjęłam z szafy sukienkę, którą mama dała mi, kiedy wyjeżdżałam do akademii - jak kiedyś mówiłam, że mi się nie przyda, tak teraz dziękowałam Bogu, że mi ją wcisnęła. Właściwie widziałam ną tylko w sklepie, nigdy też nie miałam jej na sobie. Bałam się, co z tego wyjdzie, ale mimo wszystko spojrzałam na nią i ruszyłam przebrać się do łazienki, z nadzieją, że będę wyglądała w niej dobrze.
Na całe moje szczęście różowa tkanina z przyszywanymi, sztucznymi, białymi i różowymi kwiatami na mnie pasowała i wyglądała nawet ładnie. Związałam włosy w koka i wypuściłam dwa pasemka z przodu, po chwili przeglądając się w całej stylizacji. Nie był to szał, ale nie było również źle. Założyłam szpilki i zaśmiałam pod nosem na myśl, że w końcu nie będę aż tyle niższa od chłopaka. Szybko ogarnęłam w pokoju, aby po powrocie na ewentualnym zgonie mieć gdzie się położyć. Po sprawdzeniu, czy wszystko jest tak jak powinno, zarówno w pomieszczeniu jak i w moim wyglądzie, wyszłam na korytarz. Ujrzałam tam całą masę uczniów, wystrojonych w odświętne stroje, przy których mój wyglądał jak wyjęty ze śmietnika. W szczególności dziewczyn. Wszysykie miały wielkie i świecące kreacje, a ja prostą, różową suknię. Na szczęście wszyscy skupili się na tych przesadzonych ubraniach, więc w spokoju mogłam przedostać się na zewnątrz akademika, gdzie byłam umówiona z moim...no właśnie, z kim? Znajomym? Przyjacielem? Partnerem na bal? Przez całą drogę nad tym rozmyślałam, aż do schodów, przy których musiałam lekko podwinąć strój i zdecydowanie bardziej uważać, żeby nie wyłożyć się w tych butach. Jednak misja powiodła się sukcesem, dzięki czemu mogłam po raz kolejny zobaczyć uśmiechniętą twarz Azriela. Kiedy stałam tuż przy nim, zeskanował mnie wzrokiem i skinął na znak, abym poszła za nim. Tam też zrobiłam, spacer był dobrą alternatywą do rozmowy. Część drogi minęła w ciszy, którą niespodziewanie przerwał mój towarzysz.
- Ślicznie wyglądasz...w tej sukience, no wiesz. W ogóle wyglądasz pięknie. - powiedział szybko, wpatrując się w drzewa. Odwróciłam głowę w jego stronę, zastanawiając się, co odpowiedzieć, aby nir wyjść na idiotkę.
- Ty również niczego sobie. - bardziej mruknęłam niż powiedziałam, mając ochotę zapaść się pod ziemię. W tym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy to aby na pewno był dobry pomysł, co poskutkowało większym stresem - i jeszcze bardziej nerwowym śmiechem, niż wcześniej. Po raz kolejny umilkliśmy, tym razem już na resztę drogi. W mgnieniu oka znaleźliśmy się pod pałacem, który był równie ogromny, co tłumy zbierające się przed nim. Spojrzałam wymownie na chłopaka i westchnęłam zrezygnowana. Musieliśmy przebić się przez nich wszystkich, co z pewnością poskutkowałoby rozdzieleniem się "na chwilę". Finalnie i tak szukalibyśmy się godzinę w tym zamku. Przestraszyłam się tą wizją, więc, po części nieświadomie, wplotłam dłoń w jego, mając nadzieję, że za sekundę mnie nie wyśmieje.
Azriel? c:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz