Wróciłem do swojego pokoju po apelu, nie ukrywając zdziwienia całą sytuacją. Jednak bardziej zastanawiało mnie, z kim pójdę i w czym, niż po co w ogóle to całe zamieszanie. W sumie miło było usłyszeć, że za niewielką pomoc jest to swego rodzaju podziękowanie. Przez drogę do nieszczęsnego pokoju na poddaszu dyskutowałem na ten temat z Lucienem, czy ma już jakiś pomysł, kogo zaprosi i czy w ogóle tam idzie. Usłyszałem odpowiedź, że również nie ma na to raczej planów, chociaż ile było w tym prawdy, wie tylko on sam. W sumie nie wiem po co był kolejny apel, chyba nikt z nas nie ma sklerozy i pamięta, że to dziś jest ten dzień, to dziś jedziemy do Zamku i łamiemy sobie nogi na parkiecie. Po przekroczeniu progu pokoju zapanowała cisza, mój współlokator szybko się ogarnął i opuścił pokój. Ja natomiast leżałem na łóżku, wpatrując się w sufit. Wiedziałem, co mogę założyć i kogo mogę zaprosić, ale czy to dobry pomysł? Nie miałem pojęcia, na czym stoi nasza relacja oraz czy jedyny garnitur jaki mam będzie odpowiedni. A właściwie nawet nie garnitur, tylko czarne spodnie i koszula. Czyli nic specjalnego. Z niewiadomych przyczyn bałem się zadać tego prostego pytania wampirzycy. Chociaż nie. Te przyczyny były bardziej wiadome niż cokolwiek innego. Po prostu coś do niej poczułem i takie są tego efekty. Wziąłem głębszy wdech i podniosłem się z łóżka. Po chwili znalazłem się już przed akademikiem, kierując się w stronę Ardem. Zastanawiała mnie reakcja innych na to, że dwie, teoretycznie wrogie w stosunku do siebie, szkoły, spokojnie paradują sobie po balu. Szybko odegnałem od siebie tę myśl. W końcu, to na mojej dziewczynie powinienem skupić całą uwagę. Wszedłem do akademika Ardem bez większych problemów, strażnicy znali już moją twarz i wiedzieli, że nie robię nic złego. Po pokonaniu wielu schodów, znalazłem się w budynku, czując na sobie mnóstwo spojrzeń innych. Zignorowałem to, kierując się bezpośrednio do pokoju Carmen. Będąc przed drzwiami, zapukałem w nie kilka razy. Otworzył mi wyższy ode mnie blondyn, skanując mnie wzrokiem. Oczekiwał, aż to ja powiem, czego szukam, aby móc mnie spławić.
- Jest Carmen? - spytałem w końcu, ukradkiem zaglądając do pokoju. Ten jedynie otworzył szerzej drzwi i wrócił do swoich zajęć, na co ja uśmiechnąłem się pod nosem. Z pewnością był to nerwowy uśmiech, którego nie mogłem pozbyć się z twarzy. W głębi pomieszczenia dostrzegłem białowłosą, przebierającą ubrania w szafie.
- Przeszkadzam? - spytałem, błądząc wzrokiem po jej twarzy.
- Nie. Potrzebujesz czegoś? - odwróciła się do mnie i po chwili podeszła bliżej.
- Właściwie to mam jedno pytanie i już stąd idę. - zaśmiałem się, po raz kolejny z nerwów. Co ona ze mną zrobiła, jeszcze na nikim nie zależało mi do tego stopnia.
- Słucham. - powiedziała z uśmiechem, patrząc mi w oczy.
- Poszłabyś ze mną na bal? - podrapałem się nerwowo po karku, a dziewczyna uśmiechnęła się. Można było dostrzec minimalny błysk w jej oku.
- Jasne. - odpowiedziała i odwróciła się do mnie plecami. - Spotkajmy się przed wejściem do zamku, już na miejscu. - na te słowa skinąłem głową i opuściłem pokój, cicho zamykając drzwi. Ponownie wszyscy spojrzeli się na mnie, jakbym był jakiś trędowaty. Po raz kolejny to olałem i udałem się do wyjścia, zdając sobie sprawę z tego, że do wyznaczonej godziny osiemnastej zostało już niewiele czasu. Szybszym krokiem udałem się do swojego pokoju, żeby ubrać się w ten nieszczęsny strój.
~*~
O wyznaczonej godzinie wszyscy czekali już w korytarzu, słuchając słów dyrektora, na temat odpowiedniego zachowania i innych pierdół. I tak widać było, że nikt go nie słucha i skupiają na nim uwagę tylko po to, aby nie zostać zjechanym i oddelegowanym do pokoju. Niektórzy stali już parami, co właściwie mnie nie dziwiło, jednak nie zwróciłem zbytniej uwagi na twarze pozostałych. Kiedy kochany dyrektor zakończył swój wywód, ruszyliśmy do powozów. Jechały w nim po cztery osoby, wchodzące jak leci. Wszystko wyglądało tak jakoś ładniej niż normalnie, przynajmniej tak mi si wydawało. Jednak nie narzekałem, bo bardzo ładnie się to wszystko prezentowało. Podróż nie należała do najdłuższych i była w miarę przyjemna, ze względu na to, że trafiłem na całkiem fajnych towarzyszy. Dało się z nimi porozmawiać, pośmiać, i jakby nie patrzeć - rozluźnić. W końcu powóz się zatrzymał, a nas poproszono o wyjście. Będąc jak zwykle dżentelmenem, najpierw wypuściłem panie, a potem sam wysiadłem, rozglądając się wokoło. Było tu mnóstwo żołnierzy i wysoko postawionych osób, witających się nawet z niektórymi uczniami jak z braćmi. Chwilę wpatrywałem się w całe zamieszanie, po czym zacząłem szukać Carmen. Jednak tłum był dosyć duży, więc nie należało to do najłatwiejszych. Kilka dziewczyn również bez problemu mogłem z nią pomylić. W końcu odwróciłem się za siebie i nieopodal ujrzałem moją partnerkę. Przeczesałem włosy palcami i uśmiechnąłem się szeroko, widząc ją tuż przede mną. Ukłoniłem się lekko i ucałowałem jej dłoń, na co ta jedynie się zaśmiała.
- To co...idziemy? - spytała retorycznie, a ja objąłem ją ręką w talii i ruszyłem do przodu.
Mam wszystko, czego mi potrzeba.
Carmen, skarbie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz