- Darumo, mogę cię o coś zapytać? - Zaciekawiony podniosłem głowę, unosząc delikatnie uszy do góry. Co takiego mógł chcieć Lucien? Odłożyłem książkę i spojrzałem na ciemnowłosego, który przez chwilę zbierał myśli, aby cokolwiek powiedzieć. Wyglądał na dość zmieszanego.
- Jak wiesz, pochodzę z Dworu Nocy a jego książę jest dla mnie bardzo bliską osobą. Pojutrze zaczyna się nam kilka dni wolnego, które będę chciał spędzić właśnie tam, lecz Rhysand powiedział, że mogę zabrać ze sobą - ściszył głos i zaczął się we mnie wpatrywać, następnie przeszedł do rzeczy: - Dlatego też pomyślałem, że może ty byś się ze mną wybrał.
Poczułem, jak moje serce zaczyna bić szybciej. Nie miałem pojęcia, jak zareagować. Przełknąłem ślinę, próbując pozbierać myśli. Z jednej strony, z przyjemnością zwiedziłbym bliżej Dwór Nocy, z drugiej zaś wizja jakiejkolwiek wyprawy stawała się przytłaczająca.
- Dam ci znać wieczorem, dobrze? - Wolałem się upewnić, czy moja decyzja musi być natychmiastowa. Lucien kiwnął jednak zgodnie głową. Miałem więc czas na zastanowienie się. Z tego też powodu stałem od stolika i spojrzałem na towarzysza.
- Pokażę ci akademiki - stwierdziłem i nie czekając na reakcję ciemnowłosego ruszyłem pomiędzy regałami biblioteki. Ostatni raz owiał mnie znajomy zapach starych tomisk. Upewniłem się, że Lucien podąża za mną szybkim odwróceniem głowy. Szedł.
***
- To nasz akademik. - Szybkim ruchem ręki wskazałem stojący przed nami pokaźny, zdobiony budynek. - Wiesz, który pokój należy do Ciebie?
Ciemnowłosy chwilę poszperał w kieszeni, z której po chwili wyciągnął klucz. Przeczytał widniejący na nim numerek. Sekundę zajęło mi rozpoznanie skrzydła, aby móc zaprowadzić tam towarzysza.
Mieszkaliśmy na innych piętrach. Szybko wskazałem mu odpowiedzi pokój.
- Zgodnie z obietnicą, przyjdę do ciebie wieczorem i powiem, jaką decyzję podjąłem - poinformowałem, niemal na jednym tchu. - Teraz, rozgość się. Do zobaczenia!
Po krótkim pożegnaniu, udałem się do swojego pokoju. Tam czekał już na mnie Axel. Właściwie, to nie "czekał", a po prostu leżał na swoim łóżku bezcelowo wpatrując się w sufit. Przywitaliśmy się, a on powrócił do wcześniejszego zajęcia. Ja sam zająłem miejsce na swoim posłaniu i wtuliłem się w jedną z poduszek. Musiałem przemyśleć ofertę Luciena. Głównie zastanawiałem się, dlaczego chłopak chciał się wybrać w podróż ze mną. Akurat te mną. W szkole było wiele innych osób, które definitywnie umililiby mu drogę bardziej. Ja nie mogłem zaoferować mu właściwie nic oprócz rozmowy o historii magii. Nie jestem interesującą istotą. Dlaczego więc chłopak wybrał mnie?
Westchnąłem przeciągle i usiadłem przy biurku. Na czystym arkuszu papieru zacząłem wypisywać wszystkie za i przeciw wyprawie.
Po kilkunastu minutach sceptycznie spojrzałem na swoje dzieło. Wtedy też uznałem, że lista ta nie ma sensu, zgiąłem ją i rzuciłem bez ładu na biurko. Wstałem z miejsca, rzuciłem Axelowi szybkie "zaraz wracam!" i pośpiesznym krokiem ruszyłem w stronę pokoju Luciena.
Cicho zapukałem do drzwi, jakby tracąc całą dotychczasową pewność. Otworzył mi ciemnowłosy.
- Tak - odrzekłem szybko, nie czekając na słowa chłopaka. - Pojadę z tobą.
***
Ostatni raz sprawdziłem, czy wszystko udało mi się zapakować. Kiedy nastała wyczekiwana przez nas przerwa od zajęć, czekałem przy bramie na Luciena. Chłopak spóźnił się o kilka minut, za co mnie przeprosił. Później opowiedział mi plan naszego wyjazdu. Brzmiało to ciekawie. W czasie ciągnącej się rozmowy prawie nie zauważyliśmy podjeżdżającej karocy. Właściwie nie była to typowa kareta, a raczej większy wóz. Nie mogłem jednak odmówić mu szykowności. Podobnym podróżowałem zwykle w drodze z domu do szkoły.
Lucien zaprosił mnie na pokład. Położyłem się na drewnianym spodzie pojazdu zaraz obok swojego towarzysza. Woźnica pogonił konie, które ruszyły brukowaną dróżką. Początek podróży spędziliśmy w ciszy, dopiero później nasza rozmowa zaczęła się kleić.
Nastał wieczór. Moje powieki powoli kleiły się, więc oparłem głowę o ścianę wozu. Zamknąłem oczy. Długo jednak moja drzemka nie trwała. Nagle, jak grom z jasnego nieba, usłyszałem huk. Zerwałem się na równe nogi i spojrzałem na Luciena, który wydawał się być również zaniepokojony. Rozejrzeliśmy się naokoło, aby dostrzec otaczające nas, owiane mrokiem sylwetki.
- Jak wiesz, pochodzę z Dworu Nocy a jego książę jest dla mnie bardzo bliską osobą. Pojutrze zaczyna się nam kilka dni wolnego, które będę chciał spędzić właśnie tam, lecz Rhysand powiedział, że mogę zabrać ze sobą - ściszył głos i zaczął się we mnie wpatrywać, następnie przeszedł do rzeczy: - Dlatego też pomyślałem, że może ty byś się ze mną wybrał.
Poczułem, jak moje serce zaczyna bić szybciej. Nie miałem pojęcia, jak zareagować. Przełknąłem ślinę, próbując pozbierać myśli. Z jednej strony, z przyjemnością zwiedziłbym bliżej Dwór Nocy, z drugiej zaś wizja jakiejkolwiek wyprawy stawała się przytłaczająca.
- Dam ci znać wieczorem, dobrze? - Wolałem się upewnić, czy moja decyzja musi być natychmiastowa. Lucien kiwnął jednak zgodnie głową. Miałem więc czas na zastanowienie się. Z tego też powodu stałem od stolika i spojrzałem na towarzysza.
- Pokażę ci akademiki - stwierdziłem i nie czekając na reakcję ciemnowłosego ruszyłem pomiędzy regałami biblioteki. Ostatni raz owiał mnie znajomy zapach starych tomisk. Upewniłem się, że Lucien podąża za mną szybkim odwróceniem głowy. Szedł.
***
- To nasz akademik. - Szybkim ruchem ręki wskazałem stojący przed nami pokaźny, zdobiony budynek. - Wiesz, który pokój należy do Ciebie?
Ciemnowłosy chwilę poszperał w kieszeni, z której po chwili wyciągnął klucz. Przeczytał widniejący na nim numerek. Sekundę zajęło mi rozpoznanie skrzydła, aby móc zaprowadzić tam towarzysza.
Mieszkaliśmy na innych piętrach. Szybko wskazałem mu odpowiedzi pokój.
- Zgodnie z obietnicą, przyjdę do ciebie wieczorem i powiem, jaką decyzję podjąłem - poinformowałem, niemal na jednym tchu. - Teraz, rozgość się. Do zobaczenia!
Po krótkim pożegnaniu, udałem się do swojego pokoju. Tam czekał już na mnie Axel. Właściwie, to nie "czekał", a po prostu leżał na swoim łóżku bezcelowo wpatrując się w sufit. Przywitaliśmy się, a on powrócił do wcześniejszego zajęcia. Ja sam zająłem miejsce na swoim posłaniu i wtuliłem się w jedną z poduszek. Musiałem przemyśleć ofertę Luciena. Głównie zastanawiałem się, dlaczego chłopak chciał się wybrać w podróż ze mną. Akurat te mną. W szkole było wiele innych osób, które definitywnie umililiby mu drogę bardziej. Ja nie mogłem zaoferować mu właściwie nic oprócz rozmowy o historii magii. Nie jestem interesującą istotą. Dlaczego więc chłopak wybrał mnie?
Westchnąłem przeciągle i usiadłem przy biurku. Na czystym arkuszu papieru zacząłem wypisywać wszystkie za i przeciw wyprawie.
Po kilkunastu minutach sceptycznie spojrzałem na swoje dzieło. Wtedy też uznałem, że lista ta nie ma sensu, zgiąłem ją i rzuciłem bez ładu na biurko. Wstałem z miejsca, rzuciłem Axelowi szybkie "zaraz wracam!" i pośpiesznym krokiem ruszyłem w stronę pokoju Luciena.
Cicho zapukałem do drzwi, jakby tracąc całą dotychczasową pewność. Otworzył mi ciemnowłosy.
- Tak - odrzekłem szybko, nie czekając na słowa chłopaka. - Pojadę z tobą.
***
Ostatni raz sprawdziłem, czy wszystko udało mi się zapakować. Kiedy nastała wyczekiwana przez nas przerwa od zajęć, czekałem przy bramie na Luciena. Chłopak spóźnił się o kilka minut, za co mnie przeprosił. Później opowiedział mi plan naszego wyjazdu. Brzmiało to ciekawie. W czasie ciągnącej się rozmowy prawie nie zauważyliśmy podjeżdżającej karocy. Właściwie nie była to typowa kareta, a raczej większy wóz. Nie mogłem jednak odmówić mu szykowności. Podobnym podróżowałem zwykle w drodze z domu do szkoły.
Lucien zaprosił mnie na pokład. Położyłem się na drewnianym spodzie pojazdu zaraz obok swojego towarzysza. Woźnica pogonił konie, które ruszyły brukowaną dróżką. Początek podróży spędziliśmy w ciszy, dopiero później nasza rozmowa zaczęła się kleić.
Nastał wieczór. Moje powieki powoli kleiły się, więc oparłem głowę o ścianę wozu. Zamknąłem oczy. Długo jednak moja drzemka nie trwała. Nagle, jak grom z jasnego nieba, usłyszałem huk. Zerwałem się na równe nogi i spojrzałem na Luciena, który wydawał się być również zaniepokojony. Rozejrzeliśmy się naokoło, aby dostrzec otaczające nas, owiane mrokiem sylwetki.
Lucien?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz