Z porannego treningu wyciągnęła mnie drobna kobieta, pod pretekstem zaprowadzenia do dyrektora. Rzecz jasna, nie miałam zbyt wiele do gadania, po prostu ruszyłam za nią, skupiając wzrok głównie na drodze, którą podążałyśmy. Panowała między nami cisza, mimo, że kilka razy spróbowałam spytać, o co chodzi, jednak odpowiedzi nie otrzymałam. W sumie zastanawiało mnie to, czy kobieta nie udzieliła odpowiedzi, bo nie chciała, nie mogła, czy zwyczajnie nie wiedziała o co chodzi. Dosyć szybko dotarłyśmy pod gabinet, pod którym zostawiła mnie samą. Zapukałam , a kiedy usłyszałam nakaz wejścia, uchyliłam drzwi i wślizgnęłam się do środka, stając twarzą w twarz z dyrektorem. Nie odezwałam się do niego choćby słowem, jedynie omiotłam wzrokiem pomieszczenie. W końcu mężczyzna się do mnie zwrócił.
- Colette, wiem, że nie jesteś z nami długo, ale wydaje mi się, że jesteś jedną z bardziej towarzyskich osób tutaj. Oprowadzisz nowego ucznia, będzie czekał tu dokładnie za godzinę. Mogę na Ciebie liczyć? - spytał, a ja zawahałam się nad odpowiedzią. Właściwie, to dlaczego nie? Może był to jakiś książę w lśniącej zbroi, chętny na rozmowę i szukający przygód. Hahaha, Colette, ogarnij się, przecież Azriel jest dla Ciebie takim księciem, nie potrzebujesz kolejnego. Powoli pokiwałam głową.
- Jasne. - mruknęłam po chwili, a mężczyzna szeroko się uśmiechnął i podał mi nazwisko nowego nabytku. Po chwili, słysząc, że nic więcej nie ma mi do powiedzenia, cicho pożegnałam się i opuściłam pomieszczenie, nieco zmieszana. Dlaczego ja zawsze muszę się zgadzać na takie akcje? Okaże się, że jakiś inaczej myślący chłopak i przez ten czas oprowadzania, jedyne, co wywnioskujemy to to, że wzajemnie darzymy siebie nienawiścią. Odegnaam szybko od siebie tę myśl, wracając do pokoju. Nie opłacało się już iść na lekcje. Czasu zostało idealnie na ogarnięcie się i poszukanie tego Pearla. Miałam nadzieję, że będzie o wyznaczonej porze, bo nie miałam zamiaru go szukać. Przebrałam się w wygodniejsze ubrania i stanęłam przed lustrem, szczerząc do samej siebie.
- Jestem Colette. - wyciągnęłam rękę do mego odbicia. - nie...tandetne. - prychnęłam. - Witaj, mam na imię Colette Wilson. Zbyt oficjalnie... - mruknęłam i zastanowiłam się jeszcze chwilę. Opuściłam rękę luźno, wzdłuż ciała. - Jestem Colette Wilson, mam Cię oprowadzić po akademii. - powiedziałam ponownie do lustra. - tak, to jest dobre. Tylko żeby jeszcze naturalnie to powiedzieć... - mruknęłam, jednak szybko zapomniałam o tej obawie, opuszczając pokój. Dosyć szybko przemieściłam się z akademika do budynku szkoły, kierując się w stronę gabinetu dyrektora. Szczerze miałam nadzieję, że nie spotkam go po raz kolejny. Że zabiorę chłopaka i będę miała to z głowy. Już od początku korytarza na pierwszym piętrze rozglądałam się dookoła, szukając wzrokiem ucznia, którego wcześniej nie miałam okazji zobaczyć. Wszyscy jakoś podjerzanie do siebie szeptali i omijali jedno miejsce szerokim łukiem, gdyby co najmniej za chwilę coś miało stamtąd na nich wyskoczyć. Ciekawskie spojrzenia rzucane w tamtą stronę zaczęły mnie interesować, więc porzuciłam rozglądanie się za nowym i udałam się do centrum zainteresowania wszystkich przechodzących. Siedział tam raczej niski chłopak, o nietypowym wyglądzie. Pewnie dlatego wszyscy się na niego patrzyli. Nie reprezentują dobrze szkoły w ten sposób, ale trudno. Właściwie to jego wygląd był interesujący, przez co zanim podeszłam przystanęłam kilka metrów przed nim, skanując go wzrokiem. Po chwilowym zastanowieniu, jakiej może być rasy, postanowiłam podejść.
- Pearl M'Acrei? - spytałam, na co chłopak uniósł głowę. Przyglądał mi się uważnie, a ja w ciszy czekałam na odpowiedź.
Takich oczu nie widzialam od dawna.
- Tak. - odpowiedział powoli, na co ja się uśmiechnęłam.
- Jestem Colette Wilson. Mam oprowadzić Cię po akademii. - dodalam szybko. Pearl nie przestawał mi się przypatrywać, co w sumie trochę mnie bawiło. Jak nie ja jemu, to on mi. Wyraźnie zastanawiał się, co odpowiedzieć, więc nie naciskałam, tylko cierpliwie czekałam, aż usłyszę jego odpowiedź.
- Mhm. - wolno pokiwał głową. Mało rozmowny.
- Więc, chodźmy, im szybciej się z tym uporamy, tym szybciej będziesz miał mnie z głowy. - zaśmiałam się i wyciągnęłam dłoń w jego stronę, aby pomóc wstać. Ten jednak tylko spojrzał się zdziwiony i wstał sam bez słowa, maksymalnie olewając moja chęć pomocy. Czyżbym miała do czynienia ze zbyt wysokim ego, na pomoc od dziewczyny? Prychnęłam tylko pod nosem i ruszyłam w drogę, krótko opowiadając o każdym pomieszczeniu. Co jakiś czas zerkałam na niego przez ramię, co w sumie nie należało do najłatwiejszych, biorąc pod uwagę, że sięgał mi dużo poniżej niego. Nie wiem, czy słuchał mojego nieumiejętnego gadania o salach treningowych, aczkolwiek byłam pewna jednego - nieustannie mi się przypatrywał. Były momenty, w których jego wzrok powędrował na jedne z drzwi, podłogę, czy pustą ścianę. Ale nie przeszkadzało mi to. Przeszkadzała mi ta cisza, między innymi podczas przechodzeniem między piętrami.
- Skąd jesteś? - spytałam po chwili. Przystanęłam, patrząc mu w oczy.
- Mój dom?
- ... Owszem. - odpowiedziałam zdezorientowana. Co to za pytanie? Chyba oczywistym jest, że na "skąd jesteś" odpowiada się, gdzie się wychowywało, czy przynajmniej żyło przed przyjściem do akademii. A może jednak nie?
- Mój dom las, drzewa. - powiedział, co jeszcze bardziej mnie zaintrygowało. Czyżby był to jeden z pierwszych razy, w których porozumiewał się naszym językiem? Właściwie była to bardzo prawdopodobna wersja zdarzeń.
- Ooo, interesująco. - odpowiedziałam, słysząc, jak drzwi od sal się otwierają, a z nich z impetem wysypują się uczniowie. Przewróciłam oczami, mając nadzieję, że nie spłoszą chłopaka. Był tutaj na prawdę chyba najniższy, dzięki czemu najłatwiej było można nim pomiatać. A może to tylko pierwsze wrażenie, a w głębi jest to zaciekły wojowni, który wie co chce robić w życiu? Stanął bliżej mnie, najwidoczniej w jakiejś wewnętrznej obawie, że go zdepczą. Przez chwilę wahałam się nad moim gestem, ale zaraz potem objęłam Pearla ręką i prowadziłam przed siebie, aby go nie zgubić. W oddali zobaczyłam Gabriela, niebezpiecznie zbliżającego się do mnie i chłopaka. Nie lubiłam go, od jakiegoś czasu się za mną kręcił i raz docinał, a raz próbował flirtować, aż w końcu sama zaczelam gubić się w tym, czego ode mnie chce.
- No no, Colette, zostałaś niańką? - zadrwił i zaczął się śmiać, kładąc Pearlowi rękę na głowie i targając mu włosy. Jemu najwidoczniej się to nie spodobało, zaczął warczeć i położył pióra po sobie. Nie wiedziałam, co to oznacza, ale skoro zaczął na niego warczeć, to coś musi być na rzeczy. Złapałam Gabriela za nadgarstek i natychmiast zabrałam z głowy mojego towarzysza.
- Daj nam spokój i odejdź. - warknęłam na niego, pokazując kły. Ten szybko się odsunął i uniósł ręce do góry w geście kapitulacji. Wywróciłam oczami i kucnęłam przed zdezorientowanym brunetem.
- Nie przejmuj się nim, to idiota. - powiedziałam i palcem poprawiłam mu włosy, aby ułożyły się tak, jak przed atakiem Gabriela.
- Jestem Colette. - wyciągnęłam rękę do mego odbicia. - nie...tandetne. - prychnęłam. - Witaj, mam na imię Colette Wilson. Zbyt oficjalnie... - mruknęłam i zastanowiłam się jeszcze chwilę. Opuściłam rękę luźno, wzdłuż ciała. - Jestem Colette Wilson, mam Cię oprowadzić po akademii. - powiedziałam ponownie do lustra. - tak, to jest dobre. Tylko żeby jeszcze naturalnie to powiedzieć... - mruknęłam, jednak szybko zapomniałam o tej obawie, opuszczając pokój. Dosyć szybko przemieściłam się z akademika do budynku szkoły, kierując się w stronę gabinetu dyrektora. Szczerze miałam nadzieję, że nie spotkam go po raz kolejny. Że zabiorę chłopaka i będę miała to z głowy. Już od początku korytarza na pierwszym piętrze rozglądałam się dookoła, szukając wzrokiem ucznia, którego wcześniej nie miałam okazji zobaczyć. Wszyscy jakoś podjerzanie do siebie szeptali i omijali jedno miejsce szerokim łukiem, gdyby co najmniej za chwilę coś miało stamtąd na nich wyskoczyć. Ciekawskie spojrzenia rzucane w tamtą stronę zaczęły mnie interesować, więc porzuciłam rozglądanie się za nowym i udałam się do centrum zainteresowania wszystkich przechodzących. Siedział tam raczej niski chłopak, o nietypowym wyglądzie. Pewnie dlatego wszyscy się na niego patrzyli. Nie reprezentują dobrze szkoły w ten sposób, ale trudno. Właściwie to jego wygląd był interesujący, przez co zanim podeszłam przystanęłam kilka metrów przed nim, skanując go wzrokiem. Po chwilowym zastanowieniu, jakiej może być rasy, postanowiłam podejść.
- Pearl M'Acrei? - spytałam, na co chłopak uniósł głowę. Przyglądał mi się uważnie, a ja w ciszy czekałam na odpowiedź.
Takich oczu nie widzialam od dawna.
- Tak. - odpowiedział powoli, na co ja się uśmiechnęłam.
- Jestem Colette Wilson. Mam oprowadzić Cię po akademii. - dodalam szybko. Pearl nie przestawał mi się przypatrywać, co w sumie trochę mnie bawiło. Jak nie ja jemu, to on mi. Wyraźnie zastanawiał się, co odpowiedzieć, więc nie naciskałam, tylko cierpliwie czekałam, aż usłyszę jego odpowiedź.
- Mhm. - wolno pokiwał głową. Mało rozmowny.
- Więc, chodźmy, im szybciej się z tym uporamy, tym szybciej będziesz miał mnie z głowy. - zaśmiałam się i wyciągnęłam dłoń w jego stronę, aby pomóc wstać. Ten jednak tylko spojrzał się zdziwiony i wstał sam bez słowa, maksymalnie olewając moja chęć pomocy. Czyżbym miała do czynienia ze zbyt wysokim ego, na pomoc od dziewczyny? Prychnęłam tylko pod nosem i ruszyłam w drogę, krótko opowiadając o każdym pomieszczeniu. Co jakiś czas zerkałam na niego przez ramię, co w sumie nie należało do najłatwiejszych, biorąc pod uwagę, że sięgał mi dużo poniżej niego. Nie wiem, czy słuchał mojego nieumiejętnego gadania o salach treningowych, aczkolwiek byłam pewna jednego - nieustannie mi się przypatrywał. Były momenty, w których jego wzrok powędrował na jedne z drzwi, podłogę, czy pustą ścianę. Ale nie przeszkadzało mi to. Przeszkadzała mi ta cisza, między innymi podczas przechodzeniem między piętrami.
- Skąd jesteś? - spytałam po chwili. Przystanęłam, patrząc mu w oczy.
- Mój dom?
- ... Owszem. - odpowiedziałam zdezorientowana. Co to za pytanie? Chyba oczywistym jest, że na "skąd jesteś" odpowiada się, gdzie się wychowywało, czy przynajmniej żyło przed przyjściem do akademii. A może jednak nie?
- Mój dom las, drzewa. - powiedział, co jeszcze bardziej mnie zaintrygowało. Czyżby był to jeden z pierwszych razy, w których porozumiewał się naszym językiem? Właściwie była to bardzo prawdopodobna wersja zdarzeń.
- Ooo, interesująco. - odpowiedziałam, słysząc, jak drzwi od sal się otwierają, a z nich z impetem wysypują się uczniowie. Przewróciłam oczami, mając nadzieję, że nie spłoszą chłopaka. Był tutaj na prawdę chyba najniższy, dzięki czemu najłatwiej było można nim pomiatać. A może to tylko pierwsze wrażenie, a w głębi jest to zaciekły wojowni, który wie co chce robić w życiu? Stanął bliżej mnie, najwidoczniej w jakiejś wewnętrznej obawie, że go zdepczą. Przez chwilę wahałam się nad moim gestem, ale zaraz potem objęłam Pearla ręką i prowadziłam przed siebie, aby go nie zgubić. W oddali zobaczyłam Gabriela, niebezpiecznie zbliżającego się do mnie i chłopaka. Nie lubiłam go, od jakiegoś czasu się za mną kręcił i raz docinał, a raz próbował flirtować, aż w końcu sama zaczelam gubić się w tym, czego ode mnie chce.
- No no, Colette, zostałaś niańką? - zadrwił i zaczął się śmiać, kładąc Pearlowi rękę na głowie i targając mu włosy. Jemu najwidoczniej się to nie spodobało, zaczął warczeć i położył pióra po sobie. Nie wiedziałam, co to oznacza, ale skoro zaczął na niego warczeć, to coś musi być na rzeczy. Złapałam Gabriela za nadgarstek i natychmiast zabrałam z głowy mojego towarzysza.
- Daj nam spokój i odejdź. - warknęłam na niego, pokazując kły. Ten szybko się odsunął i uniósł ręce do góry w geście kapitulacji. Wywróciłam oczami i kucnęłam przed zdezorientowanym brunetem.
- Nie przejmuj się nim, to idiota. - powiedziałam i palcem poprawiłam mu włosy, aby ułożyły się tak, jak przed atakiem Gabriela.
Pearl? Grrr
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz