Trochę się nie spodziewał, że dziewczyna zacznie mu poprawiać włosy. On już się przygotował, że sam będzie musiał to zrobić albo najzwyczajniej w świecie jakoś to zignorować i tak chodzić. Zresztą, nie miał jakiejś ładnej ani tym bardziej wymyślnej fryzury – po prostu porozrzucane po głowie nierówno przycięte i lekko zagięte kosmyki.
Jego mięśnie nieco się spięły w momencie, w którym Colette zaczęła poprawiać włosy, jednakże rozluźniły się gdy tylko poprawianie zaczęło podchodzić pod głaskanie go po głowie. Stanął spokojnie, piórka opadły do połowy, odrobinę uciekając na boki. Mimowolnie zmrużył oczy. Musiał przyznać, że to było przyjemne. I relaksujące po stresującej połowie dnia. Dawno nikt go nie głaskał. Ralven jedynie czochrał go po głowie i zawsze pozostawiał po sobie ślad w postaci rozwalonej fryzury. Charulianie zaś z reguły całkiem często się nawzajem głaskali (coś w rodzaju okazywania bliskości). A on miał jeszcze to koło dzieciaków, które próbowały doskoczyć i dotknąć czubka głowy, bo był jednym z najwyższych w osadzie.
Colette musiała zauważyć zmianę jego postawy, ponieważ na moment zastygła w bezruchu. Zmierzyła go wzrokiem, milcząc. Pearl podniósł powieki, podobnie jak pióra, przyjrzał się dziewczynie. Wtem uniósł nieco brwi, okazując pewne zdziwienie. Uciekł wzrokiem gdzieś na bok, źrenice zmniejszyły się, gdy tylko natrafiły na promienie słoneczne przebijające się przez znajdujące się obok okno. Zamrugał parę razy, po czym powrócił wzrokiem na dziewczynę.
– Już – mruknął pod nosem, odrobinę się od niej odsuwając.
Stanął krok dalej, ręką wygładził swoje włosy. Colette chwilę mu się przyglądała, jakby nad czymś się zastanawiała, po czym wyprostowała się, mówiąc:
– Możemy się teraz udać do biblioteki, tam nie powinno być dużo osób, bo, cóż, większość w Ardem nie jest miłośnikami czytania. – Wzruszyła ramionami.
Na jej słowa Pearl przytaknął.
– Dobrze.
Ruszyli korytarzem, Colette prowadziła, Pearl szedł tuż za nią. Przemykali się między przechodzącymi uczniami, starając się nie wejść im w drogę. Ale i tak znalazło się parę osób, które rzucało zaciekawione spojrzenia w stronę charuliana. Pearl popatrzył po co niektórych, westchnął cicho. Będzie musiał się do tego przyzwyczaić, bo raczej nic innego na to nie poradzi.
W miarę sprawnie doszli do dużych drzwi, nikt ich więcej nie zaczepił po drodze. Colette otworzyła je, a następnie obydwoje weszli do środka.
Pearl od razu zaczął się rozglądać. Biblioteka była całkiem spora, liczyła wiele regałów i jeszcze więcej książek. Widok ten wywarł na niego wrażenie, aczkolwiek nie tak duże, jak mogło się spodziewać, ponieważ raz Ralven zabrał go do naprawdę wielkiej biblioteki. Była tak duża, że aż się w niej zgubił i opiekun spędził przynajmniej kwadrans szukając go. Pamiętał to bardzo wyraźnie. Do dzisiaj nie wiedział, jakim trafem do tego doszło.
– W akademickiej bibliotece znajdziesz sporo ciekawych i pomocnych książek – powiedziała Colette, sama się rozglądając. – Choć z racji, że niezbyt wielu tu zagląda, nie masz stuprocentowej szansy, że będzie tu coś, czego szukasz.
Pearl słuchał uważnie, jednak paru słów nie zrozumiał. Na razie postanowił pominąć pytanie o określenia i tym podobne, skupiając się na samym oprowadzaniu. Popatrzył na jeden z regałów, gdy nagle do jego głowy przyszła pewna myśl. Czy jest tu gdzieś książka, w której będzie coś o charulianach? Zaciekawiło go to, na tyle, że postanowił to sprawdzić.
Spojrzał na Colette, która mu się przyglądała.
– Jest książka o... – na chwilę zamilkł, próbując znaleźć słowo – rasach?
Na to pytanie dziewczyna uniosła brew.
– Zwierzęcych czy humanoidalnych?
Otworzył szerzej oczy. Human-co?
– Humano... Human.
– Hm... Powinny być tam.
Weszła w głąb biblioteki, Pearl czym prędzej podążył za nią. Jakiś czas później stanęli przed jednym z regałów, po brzegi zapełnionym książkami. Charulian zmierzył wzrokiem grzbiety kilku książek, chwilę poświęcił na odczytanie ich tytułów. Po krótkim zastanowieniu się wziął jedną do rąk i powąchał.
Od razu poczuł na sobie spojrzenie. Podniósł wzrok na stojącą obok Colette, która spoglądała na niego z pewnym zdziwieniem. W momencie, gdy zdał sobie sprawę, o co to mogło chodzić, speszył się, pióra odrobinę opadły. Musiał mieć ten odruch, że często wąchał rzeczy, które po raz pierwszy brał do ręki. Cmoknął cicho pod nosem. Miał ochotę w tym momencie uderzyć się tą książką. Ciekawe, ile mi zajmie przystosowanie się do społeczeństwa i pozbycie się leśnych nawyków. O ile w ogóle to nastąpi.
Otworzył książkę, zgodnie z naukami Ralvena wyszukał spis, który okazał się być na samym początku. Przeleciał wzrokiem po wszystkich słowach, części nie zrozumiał, ale nie przejął się tym a faktem, że nie znalazł swojej rasy. Zamknął książkę, odłożył na półkę i sięgnął po kolejną. W tej jednak również się jej nie doszukał. Sprawdził jeszcze dwie książki, ostatecznie zrezygnował. Pewnie nie było niczego o charulianach. Zwilżył językiem usta.
– Czego szukasz? – usłyszał nagle.
Wzdrygnął się, po chwili jednak odwrócił głowę i popatrzył na dziewczynę.
– Już nic – odparł po krótkim zawahaniu.
Postanowił na razie o tym nie mówić. W końcu Colette miała go oprowadzić po akademii i pewnie chciała to mieć już z głowy. Nie mógł więc teraz zabierać jej czasu.
– Idźmy dalej – dorzucił chwilę później.
Najlepiej by było, jakby mogli się udać na świeże powietrze. Ciekawe, czy mieli tu jakieś zewnętrzne atrakcje, pola czy coś w tym stylu. Chyba o to później zapyta. Tylko najpierw pozwoli się grzecznie oprowadzić.
Colette?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz