Kiedy dałem mu szansę, Shain odbiegł, jak najszybciej potrafił. Upuścił jednak łuk, po który ja wrócić musiałem. Spokojnie opuściłem kryjówkę i podniosłem leżącą na ziemi broń. Chłopak, prowodyr całej sytuacji obrzucił mnie wrogim spojrzeniem.
- Hej, ty! - zawołał w moim kierunku. - Masz teraz kłopoty, wiesz o tym?!
Uśmiechnąłem się delikatnie i wbiłem w niego wzrok. Wystarczyło jedno spojrzenie, aby nieznajomy cofnął się o krok. Chociaż nie miałem wrogich intencji, zmiana aury wystarczyła, żeby go przestraszyć. Kiedy chciałem, potrafiłem być przerażający. Wyczuwalna żądza mordu sprawiła, że atmosfera stała się ciężka, a chłopak nie potrafił wydusić z siebie nawet słowa. Pozornie nie wyglądałem na zagrożenie, jednak byłem kimś, z kim trzeba było się liczyć. Posłałem kitsune łagodny uśmiech.
- Lepiej będzie, jeśli dasz Shain'owi spokój - odparłem spokojnie i odwróciłem się od chłopaka. Miałem nadzieję, że zrozumiał swoje położenie i brak jakichkolwiek szans w starciu ze mną. Oczywiście, póki mam taką możliwość, zdecydowanie będę unikać walk. Przemoc nie jest rozwiązaniem.
Odszedłem w kierunku, w którym pobiegł Shain. Jakiś czas później zastałem go skulonego pod drzewami. Wyglądał na załamanego i przestraszonego. Od razu zapytałem, czy wszystko w porządku. Może zranił się podczas biegu?
- Będę miał kłopoty... - wyrzucił z siebie, nie odrywając dłoni od swojego ogona.
- Dlaczego miałbyś je mieć? - Uniosłem brwi.
- Yue... On nie da mi spokoju... - odpowiedział zmieszany. Jego głos brzmiał smutno i cicho.
A więc Shain się go boi. Nic dziwnego. Napotkany chłopak wyglądał na takiego, który lubi wszczynać niepotrzebne konflikty. Tym samym pewnie nieraz naprzykrzał się mniejszemu kitsune. Nie przepadałem za ludźmi kierującymi się przemocą.
- Musisz komuś o tym powiedzieć - poleciłem poważnie. Wyprostowałem się, badając wzrokiem Shain'a. Jeśli sam nie potrafi się obronić, najlepiej będzie, jeśli poprosi o pomoc kogoś dorosłego. - Nauczyciele? Rodzice?
- To tylko pogorszy sprawę! - jęknął, chowając twarz w dłoniach. - Jesteśmy rodziną...
Sytuacja wydawała się być bardziej skomplikowana. Nie wyobrażałem się, że bliscy mogą traktować się z taką nienawiścią. Z braćmi byliśmy niemal nierozłączni. Całym sercem pragnąłem być tacy, jak oni. Miałem w nich wsparcie i otuchę. Jak rodzina mogła tak sobą pomiatać? Zmarszczyłem lekko brwi.
- To, że jesteście spokrewnieni, nic nie znaczy - odparłem po chwili. - Jeśli tamten kitsune źle cię traktuje, musisz komuś o tym powiedzieć. Inaczej nigdy nie przestanie.
Shain nie wydawał się być przekonany. Uśmiechnąłem się w jego kierunku.
- Zawsze też możesz liczyć na moją pomoc - zapewniłem pośpiesznie. - Wątpię, żeby ten chłopak chciał się zmierzyć ze mną walce. Nawet jeśli, możesz mi uwierzyć, że nie ma żadnych szans. - Poprawiłem włosy, odrzucając je do tyłu. - Oczywiście stronię od przemocy. Sądzę, że słowami też da się rozwiązać wiele konfliktów.
Shain?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz