Przymierzając się z workiem krwi w dłoni, moim celem było okno na drugiej stronie pokoju, patrzące na szczyty drzew, z tyłu szkoły. Leniwie nacisnąłem na klamkę i otworzyłem je, siadając na parapecie i przez chwilę wpatrywałem się na dół, poszukując czy może przypadkiem ktoś nie siedzi mi pod oknem, co w przeszłości działo się od czasu do czasu. Miałem szczęście, podwórko było głuche, słychać jedynie odległy śpiew ptaków. Daleko było widać wysokie góry, ich szczyty do tej pory pokryte śniegiem. Z błękitnego nieba lał się czysty ogień, jak to przystało na początek wiosny, a to był dopiero początek upalnych dni. Na szczęście gdzieniegdzie było trochę chmur, które dały słońcu małą przerwę. Siedziałem z ciężkim oddechem przy oknie, popijając zawartość małej torebki. Czułem się trochę rozczarowanym, gdy zdałem sobie sprawę, że już nic nie zostało w zawartości worka. Biorąc ostatni wdech świeżego powietrza, ruszyłem do łazienki, nawet nie przejmując się zamykaniem za sobą. Szybko wskoczyłem pod prysznic, pryskając zimną wodę mając nadzieje, że chociaż trochę pomoże mi się ochłodzić. Pechową rzeczą w byciu wampirem było to, że moja skóra była wrażliwa na słońce. Zamiast opalania się po prostu patrzyłem jak rak w gorącej wodzie, i było to tak szybkie, że raczej wolałem nie wychodzić na zewnątrz na jeden dzień. Ale zostawanie w środku oznaczało również pozostanie w moim pokoju przez cały ten czas, parsknąłem o samej myśli. Wiedziałem już, że będę cierpieć z powodu nudy. Nie będzie żadnej osoby, której mogę podrażnić i nikogo do rozrywki. Wyskakując spod prysznica i wracając do pokoju, wróciłem do okna, tym razem zamykając je.
Dzień szedł tak wolno, że wydawał się tygodniem. Czas to zabawna rzecz, czasami nic nie dzieje się w ciągu całego dnia, ale są takie chwile warte całego dnia zdarzają się w ciągu kilku godzin lub nawet minut. Większość dnia spędziłem na ćwiczeniu swoich gitarowych umiejętności, ale w końcu nawet od tego zrobiło mi się już niedobrze. Patrząc na zewnątrz zauważyłem, że powoli się ściemniało. Słońce zachodziło na horyzoncie, malując niebo na piękny pomarańczowy kolor. Decydując, że jestem spragniony i chcąc coś zimnego do picia, a może przekąskę lub dwie, złapałem za bluzę i szybko wyszedłem przez drzwi. Ponieważ było już późno, wokół nie było wielu ludzi. Nogi zaprowadziły mnie do małej kafeterii w budynku akademika. Po szybkim złapaniu puszki napoju gazowanego i nieudana próba znalezienia kogokolwiek, z kim mogę porozmawiać, chciałem trochę wyjść na zewnątrz. Nie mogąc dalej znieść nudy, miałem nadzieję, że wpadnę na kogoś lub coś zabawnego.
Przechodząc przez drzwi prowadzących na zewnątrz, przypadkowo potknąłem się o próg, upuszczając puszkę na ziemię. Obserwowałem jak turla się za drzwi, klękając by ja podnieść. Chwytając napój, natychmiast go otworzyłem, nie zwracając uwagi na to, że napój rozleje się po wstrząśnięciach. Chcąc wziąć parę łyków słodkiego napoju wstałem i odwróciłem się, żeby zacząć wracać do środka. Stając po prawej stronie wejścia, w tej samej chwili co zrobiłem ostatni krok i otworzyłem puszkę gazowanego, drzwi otworzyły się szybko na całą szerokość. Poczułem powiew wiatru przez siłę daną przy otwarciu drzwi, które prawie dotykały mojej twarzy. Zatrzymały się na mojej dłoni, cóż, niestety na tej samej ręce trzymająca napój, rozlewając zawartość puszki po całej mojej bluzie. Ktokolwiek właśnie wpadł jakby się paliło, nie powiedzieli ani słowa, słyszałem tylko powoli oddalające się kroki. Ha, pomyślałem, nie ma mowy że dam winowajcy odejść. Pewnie nawet przemknął niezauważony, stojąc za drzwiami.
Wydymając policzki jak dziecko, podniosłem głowę w ich stronę. Moje oczy spotkały się z grzbietem ciemnowłosej głowy chłopaka, który powoli kierował się w druga stronę. Bez zastanowienia i z głośnością wystarczająca, żebym być usłyszany zwróciłem się do nieznajomego.
- Czuję się tak ignorowany, że moje imię powinno być zasady i warunki. - powodując, że chłopak się od razu zatrzymał i odwrócił głowę, żeby spojrzeć w moją stronę. Kiedy wiedziałem, że teraz jego uwagę. Moje opuchnięte policzki zmieniły się w mały uśmieszek, wystawiając mu język. - Wisisz mi cole.
Hyo?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz