Wcześnie rano "obudziła" mnie jedna z Driad. Choć słowo obudzić, łatwiej jest zamienić na medytacje. Tak przerwała mi stan zen. Chęć morderstwa za ten haniebny czyn, chciałem popełnić. Jednakże coś nie dawało mi spokoju. Czemu przyszła z tym do mnie, taka lekko zaniepokojona i przepełniona strachem. Pośpieszała mnie. Dlatego czym prędzej się ubrałem, jakoś ułożyłem włosy i wraz z Driadą ruszyłem w dobrze mi znanym kierunku. To nie był las, bardziej taka szklarnia z kawiarnią. Można rzec, że im jest tam wygodniej mieszkać niż w lesie jakby się nad tym zastanowić. Przynajmniej w kawiarni mogą pracować oraz spędzać czas z naturą. Dlatego też tuż po samym wejściu wyczuwalne było, że w powietrze tli się konflikt, jakichś demon i zapach spalenizny. Czym prędzej mnie poganiała i zaczęła nawet ciągnąć, bym się ruszył. Spotkałem kilku znajomych, a dokładniej byli to znajomi Driady. Każdy z osobna powiedział i dokładnie przedstawił, co się wydarzyło. Dlatego też łatwiej było mi wypożyczyć część mocy jednego z demonów. Miał coś z powietrza, jednakże nie to było teraz najważniejsze. Musiałem też coś zaradzić. Po niecałych dziesięciu minutach winowajcy siedzieli związani i czekali na werdykt. Ja jednak usiadłem sobie na krześle wygodnie i popijałem swój krwawy koktajl. Nie miałem nic do roboty, dlatego też mogłem poczekać i poobserwować jak mają zamiar to rozwiązać. Występowały sprzeczki, chwile ciszy, oraz coś w rodzaju sprzecznych decyzji. Jako pomoc zwrócili się do mnie. Oczywiste było to, że musieli zapłacić za to, co zrobić. Sama zapłata niewiele da, dlatego też warto byłoby, żeby pracowali i byli jednocześnie pilnowani. Razem z Driadą miałem iść odebrać artefakty od zagajnika. Konkretnie nikt nie powiedział, jak zwie się ten "sklep" czy cokolwiek by to było.
Oczywiście w drodze zostało odnalezione miejsce. Ja wolałem poczekać na zewnątrz. Gdy zjawiła się druga Driada, przywitała się i poszła pomóc poprzedniej. Rzecz naturalna otrzymałem swą zapłatę oraz coś w rodzaju żywej łodygi, która zawinęła mi się na nadgarstku, tworząc bransoletkę. Dziwactwo, ale jakoś skoro dostałem, co chciałem, oraz dodatkowe coś to mogłem ruszyć w kierunku domu. Niby miałem zamieszkać w akademiku, ale po co miałbym gnieździć się z kimś dziwnym, zamiast mieć swój własny prywatny pokój tylko dla siebie. No niby miałem mieć dziś zajęcia, ale raczej już mi się nie chce iść na nie, najwyżej pójdę wieczorem. Zawsze są jakieś dodatkowe dla nocnych stworzeń.
Po drodze do miejsca, w którym mieszkam, chciałem udać się jeszcze w jedno miejsce. Znajdowało się obok księgarni, dokładniej to przylegało do księgarni. Coś w rodzaju jak dla ekskluzywnych klientów. Mogłem, podać specjalną kartę i odebrać użyteczne oraz zamówione towary. Dosyć często bywałem w tym miejscu. Nie zauważyłem nawet, jak ktoś się do mnie zbliża. Dopiero jak dana osoba się odezwała, wówczas wróciłem do rzeczywistości z rozmyślań.
- Przepraszam. - Podszedł bliżej. - Czy mógłbyś mi wskazać drogę do biblioteki? Jestem tu od niedawna i obawiam się, że zabłądziłem. - Czekał na odpowiedź, uśmiechnął się łagodnie.
Moją uwagę przykuły jego długie białe włosy. Dlatego też odwzajemniłem uśmiech i się w końcu odezwałem. - To chodźmy razem, akurat także kierowałem się do biblioteki. Na drugi raz jak będziesz gdzieś iść, niech przewodnik cię oprowadzi, albo też ktoś znajomy. - odezwałem się, mówiłem grzecznie. Akurat, gdy sam się kierowałem w stronę biblioteki, to czemu miałbym go nie doprowadzić do miejsca docelowego. Choć korciło mnie, by podejść i spytać co da mi w zamian za wskazanie drogi, jednakże teraz suchość w przełyku mi doskwierała. Jego zapachu raczej nie zapomnę także, w każdej chwili mogę się zjawić i odebrać swoją zapłatę.
Droga zajęła z pięć minut albo i krócej. Krótkie dziękuje z jego strony, było przyjemne. Choć po jego zniknięciu za drzwiami do wnętrza biblioteki. Mogłem wejść do miejsca obok, by odebrać swoją krew. Świeża i niezwykle o cudownym zapachu. Zapach był kwiatowy, by zatuszować zapach krwi. Tak jest zdecydowanie lepiej. Podałem adres, pod który mają dostarczyć zamówione towary. Po czym wyszedłem z kubkiem, przez który piłem przez słomkę. Wygodniej i łatwiej, poza tym nie wyleje się tak od razu. Nieco większy był, by móc zapełnić mój niedobór, przez artefakt, który pozwala mi przebywać na słońcu, nie szkodząc.
Wszedłem do biblioteki, by się rozejrzeć. Może znajdę coś ciekawego, a może też znajdę przyjemne miejsce, w którym będę mógł poobserwować "Piwonie". Taką nazwę nosił tajemniczy mężczyzn. Tym kwiatem pachniał, także taką nazwę będzie nosił, chyba że poznam jego imię.
Ena?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz