Patrząc, jak siedząc koło mnie kładł uszy po sobie, powstrzymywałem się z ochotą, żeby go trochę drażnić. Skoro jego uszy i ogon są tak wrażliwe, jak najbardziej miałem ochotę je pogłaskać i zobaczyć reakcję chłopaka, w co nie wątpię byłaby dość ciekawa. Chciałem mu też powiedzieć, jak znów porównuję go do dzikiego, przestraszonego kota. Ale patrząc na to jak siedzący na krześle kitsune trzymał książki przyciśnięte do piersi skrzyżowanymi rękami, patrząc wszędzie, tylko w nie moją stronę. Przesuwając spojrzenie po całym pokoju. Pewnie, jak zrobiłbym jakikolwiek manewr w jego stronę, spłoszył by się i tyle by było. Decydując się na tym czas wycofać, wstałem z krzesła i odwróciłem się, robiąc w tył zwrot upadając na moje łóżko, z twarzą w poduszkę. Podnosząc głowę, postanowiłem zakończyć ciszę.
- Eej, Shain. Nie to, że narzekam, ale czy nie miałeś być takim nadętym kujonem? Kiedy usłyszałem mojego profesora miałem wrażenie, że będę musiał mieć do czynienia z kimś z kijem w tyłku. Tylko mówię, czuję ulgę, że nie jesteś takim typem. - teraz podpierając głowę się łokciach, spojrzałem się na niego.
Widziałem, jak jego ogon porusza się trochę, a jego oczy powędrowały na mnie, ale gdy tylko zobaczył, że już przyglądam się, błyskawicznie odwrócił wzrok po raz kolejny.
- Ale jesteś bojaźliwy, trochę za bardzo jak na mój gust. Ale, ale, za to będziemy mieli dużo czasu, żebyś się w moim towarzystwie trochę poluzował.- ostatnią część powiedziałem prawie śpiewająco. Nie chciałem, żeby zrozumiał mnie źle, niezmiennie nie obchodziły mnie lekcje. W moim ciele nie było ani szczypty zamiaru do uczenia się. Nie cieszyłem się również, że będę zmuszony do przeglądania książek. Mimo tego, nie chciałem jeszcze, żeby nowo poznany uczeń wyszedł. Byłem bardziej niż pewien, że jeśli pozwolę mu teraz umknąć, będzie próbował mnie unikać. Inną sprawą był nauczyciel, który doprowadził do obecnej sytuacji. Nie dbałem o siebie, i tak nie mogą mi wiele zrobić, planując tylko machnąć i ignorować na dalsze narzekania, ale na pewno sytuacja była dla niego inna. Miałby kłopoty, gdyby ktoś miał się dowiedzieć, że odszedł. Więc nadszedł czas, aby ugryźć się w język. Zacząłem skanować jego zamkniętą postawę. Uchwyt na książkach rozluźniony, wylądowały teraz na kolanach, dwa palce bawiące się jednym z rogów. Druga ręka ściskała jego ubranie w małej pięści. Wszystko w jego mowie ciała mówiło mi, że było mu niewygodnie, ale nie próbowałem zrobić nic tak złego. Znaczy, w tej chwili siedzieliśmy daleko od siebie, zapadając w kolejną cisze. Nie mogłem go dotknąć, nawet jeśli wyciągnąłbym rękę. Wciąż patrząc na jego ręce, zauważyłem, jak trochę drżą. Nie pozwalając mojemu umysłowi myśleć, że robił to pod wpływem, o którym właśnie myślałem, wymyśliłem sobie wymówkę, że może po prostu marzł.
Wstałem, mój nagły ruch zwrócił uwagę Shaina. Skierowałem się do szafy, wyjmując niewielki koc, odwracając się do drugiego i podrzucając mu na kolana. Próbując podejść trochę bliżej, zrobiłem kilka kroków w jego kierunku.
-Tak przy okazji, żebyś wiedział, wszystko, co możesz uznać za kiepskie w tym, co mówię lub robię, tak naprawdę nie chcę nikogo skrzywdzić. Dowiesz się, jeśli kiedykolwiek będę poważny. - pochyliłem się nad nim, kąciki moich ust układając w uśmiech.
Shain?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz