- Idziemy do tawerny - odpowiedział jakiś chłopak znienacka, przez co trochę się wystraszyłem. Rowan warknął na niego, co wydało mi się dosyć dziwne, ale tego nie skomentowałem. Ten tylko, równie zdziwiony co ja, cofnął się o pół kroku. - Chodźmy już. - dodał po chwili. Bez dalszego przeciągania ruszyliśmy do wyznaczonego celu. Po drodze trochę rozmawialiśmy, jeśli można to tak nazwać. Oni rozmawiali, a ja po prostu szedłem obok nich, co jakiś czas wtrącając coś od siebie. Trochę zdziwiłem się, widząc reakcję ludzi na ich widok. Co takiego zrobili, że wszyscy patrzyli na nich tak, jakby co najmniej wymordowali połowę miasta?
- Jak będziemy w środku, to trzymasz się mnie, zrozumiano? - rzucił Rowan, odwracając się w moją stronę. - Możesz nawet powiedzieć, że jestem twoim bratem, chłopakiem, jeśli ktoś będzie Cię zaczepiał. Ale najważniejsza zasada brzmi - kucnął przy mnie, przez co poczułem się trochę niezręcznie - nie bierzesz nic do jedzenia, czego my nie jemy. Niektórzy tutaj chętnie by cię przelecieli, nawet bez twojej zgody. - pokiwałem głową, na znak, że rozumiem, ale trochę bałem się, czy aby na pewno chcę tam wejść. W sumie poczułem się trochę, bezpiecznie? Coś na kształt takiego ciepła, opieki ze strony drugiej osoby. Może nie powinienem się ich bać, a w szczególności Rowana? Po tym, jak chłopak upewnił się, że na pewno wiem, co mi wolno a czego nie - co brzmiało dosyć dziwnie, zważając na długość naszej "znajomości" - weszliśmy do środka. Zapach piwa od razu uderzył dużą falą, ale jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało. To, że nie szlajam się na co dzień po takich miejscach, nie znaczy, że tego typu zapachy mi przeszkadzają. Ale raczej nie miałem zamiaru dzisiaj pić. Dosyć szybko znaleźliśmy jeden, wolny stolik, przy którym usiedliśmy. Wybrałem chyba dosyć bezpieczne miejsce siedzące - między ścianą i chłopakiem, którego dalej trochę się boję, ale i tak mniej niż wcześniej. Jeden z jego kupli zaczął pytać, co ma zamówić.
- A ty coś chcesz? - zapytał mnie Rowan, a ja przypomniałem sobie moje wcześniejsze postanowienie.
- W-wody. - mruknąłem. Blondyn zmarszczył brwi, ale po chwili po prostu westchnął i powtórzył moje słowa. Tamten udał się do baru, a my w ciszy czekaliśmy na jego powrót, który nastąpił dosyć szybko. Alkohole powoli znikały, a ja siedząc i popijając super wodę słuchałem ich rozmowy. Po jakimś czasie zaczęli zadawać mi jakieś pytania, próbując zachęcić do rozmowy. Może to, co ode mnie usłyszeli to było dla nich mało, ale wyduszenie ze mnie przez obcych kilku, dosyć rozwiniętych zdań, było wyczynem. W sumie zacząłem czuć się trochę, ale tylko trochę, swobodniej w ich towarzystwie, ale i tak byłem dosyć spięty. W pewnym momencie, do lokalu wstąpiło czterech naprutych typów, ledwo trzymających się na własnych nogach. Nie zwracałem na nich większej uwagi, tak samo z resztą jak moi towarzysze, jeśli można było to tak nazwać. Usiedli centralnie za nami, przez co ich krzyki utrudniały rozmowę. Jednak wystarczało mi to, że słyszałem co mówi Rowan, Jaxon i Patch - jak zdążyłem wydedukować z rozmowy. Jednak dosłownie przez chwilę przestałem oddychać, czując czyjąś rękę na plecach. Nie wiedziałem za bardzo, co mam zrobić, więc po prostu się nie ruszałem, licząc na cud i na to, że ten typ się po prostu odwali, ale blondyn obok mnie najwyraźniej wyczuł moje nagłe spięcie i szybko zareagował. Ścisnął temu typowi nadgarstek, a w całym lokalu zapanowała cisza.
- Nie wiesz, że czyiś partnerów się nie dotyka bez pozwolenia? - rzucił, a ja tylko czułem, jak oblewam się rumieńcem. Najgorsze było to, że nie byłem w stanie tego ukryć, wtedy było jeszcze gorzej. Przysunąłem się bliżej ściany, co dużo nie dało, ale przynajmniej już nikt nie macał mnie po plecach, co i tak było dosyć dziwne.
- Daj spokój. - powiedziałem, nie chcąc, żeby doszło do jakiejś bójki. Wtedy już w ogóle miałbym ochotę stąd uciec, bardziej, niż wtedy rano, w lesie. Rowan spojrzał na mnie wzrokiem, dosłownie mówiącym, że tego nie zostawi. - Proszę. - dodałem po chwili. Blondyn westchnął i odrzucił rękę tego typa. Od razu zrobiło się za nami zdecydowanie ciszej, gadali coś o nas ale nie zwracałem na to uwagi, podobnie jak reszta. Zacząłem się przekonywać do chłopaka. Wychodziło na to, że wcale nie był taki straszny, jak się wydawało. Lepiej dla mnie. Jaxon i Path z powrotem usiedli i mimo, że sytuacja dalej była dosyć napięta, wrócili do rozmowy o jakichś treningach. Ja raczej się nie odzywałem, w końcu, nie chodziłem do Ardem, nie miałem pojęcia jak to tam wygląda, byłem sobie zwykłym elfem. W końcu zapadła niezręczna cisza, było widać, że blondyn siedzący obok mnie był w złym humorze.
- Dlaczego kazałeś mi przestać? - spytał w końcu, patrząc mi w oczy.
- Bo nic się nie stało. - powiedziałem o dziwo pewnie i bez zająknięcia.
- Ale mogło. - mruknął pod nosem i dopił alkohol do końca. To było w sumie urocze, że martwił się o nieznajomego dzieciaka, którego widzi drugi raz na oczy. Odkleiłem się od ściany, siadając już wygodniej, tak jak wcześniej, za czym idzie, obok chłopaka. Zaczęło się robić coraz ciemniej, zimniej i później, a ja mimo wcześniejszego, kilkugodzinnego snu, zacząłem robić się śpiący. Nie zamierzałem po sobie tego pokazać, przynajmniej się starałem. Mimo, że w pomieszczeniu było chłodno i teoretycznie nie powinno mnie to usypiać bardziej, siedziałem obok chłopaka, od którego ciepło biło na kilometr i dało się to wyczuć dopiero teraz, kiedy było chłodniej. Nieświadomie przysunąłem się jeszcze bliżej Rowana, lekko się o niego opierając. Spokojnie prowadziłem już bardziej komfortową rozmowę z trójką mężczyzn, ale zacząłem przysypiać. Co chwila starałem się przebudzać, ale ilekroć otworzyłem oczy i starałem się kontaktować, tyle razy głowa opadała mi z powrotem. W końcu było mi zbyt ciepło i przyjemnie na ramieniu chłopaka, a kiedy nie podniosłem głowy dosłownie po dwóch sekundach - usnąłem.
Rowan?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz