Nie tego się spodziewałem, sądziłem, że dnia dzisiejszego nie spotkają nas już żadne niespodzianki, lecz jak to się mówi - nadzieja matką głupich. Gdy tylko znalazłem się w drzwiach gospody, wiedziałem, że cała ta akcja nie zakończy się spokojną rozmową. Kolega wraz ze swoimi kumplami byli tak pijani, że nie rozumieli słów, które kierowaliśmy w ich stronę. I jak na początku próbowałem być zrównoważony i udawać, że mnie to nie interesuje, tak widok tego mężczyzny z dłońmi na ciele Aniena podziałał na mnie jak płachta na byka. Nie pamiętałem jak w kilku krokach znalazłem się obok niego, a moja pięść z precyzją złapała mu nos, czego dowodem był charakterystyczny dźwięk. Upadł na ziemię, a jego koledzy nawet nie próbowali mu pomóc, jedynie co cofali się powoli, nie chcąc zostać zauważeni, co słabo im szło. Już miałem do nich dopaść kiedy pomiędzy nami stanął chłopak, prosząc mnie, żebym się uspokoił. Czy jego naprawdę nie ruszyło to co się przed chwilą stało? Chciał udawać, że nic się nie wydarzyło?
- Odsuń się - wyszeptałem, lecz on nawet nie drgnął. Zacisnął dłoń na mojej koszulce, gdy przechodziłem obok niego, co sprawiło, że się zatrzymałem. Staliśmy tak dłuższą chwilę, lecz te sekundy pozwoliły oprawcom na ucieczkę. Ich kompan leżał na ziemi z krwawiącą twarzą, lecz z daleka słyszałem jego oddech, więc zgadywałem, że nic mu nie było.
- Musimy iść, pewnie zaraz ktoś doniesie Gwardii Królewskiej i będziemy mieli kłopoty - jego głos wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałem w jego stronę z zaciśniętymi ustami, lecz grzecznie poddałem się jego dotykowi gdy zaczął mnie prowadzić w stronę powrotną. Nic nie mówiliśmy, choć emocje buzowały pomiędzy nami. Czyżby był na mnie zły, że stanąłem w jego obronie?
- Powinieneś wracać od razu do siebie - mruknąłem, delikatnie wyrywając rękę z jego uścisku. Natychmiast się zatrzymał, widziałem w jego oczach uczucia, których nie mogłem rozszyfrować.
- Żebyś jeszcze po drodze kogoś pobił i wpadł w tarapaty? - pierwszy raz widziałem tą jego stronę. Zawsze był nieśmiały i lękliwy, wciąż nie mogąc się wysłowić, a teraz wyglądał jak nadąsany kociak, brakowało by jedynie, żeby zasyczał i mnie podrapał. Delikatnie uśmiechnąłem się na tą wizję. - A ty z czego się śmiejesz?
- Z niczego, nie mogę mieć dobrego humoru?
Nie odpowiedział, jedynie ruszył przed siebie. Oprócz naszych kroków, doszedł do moich uszu równomierny dźwięk marszu wojska. Złapałem młodego za ramię i pociągnąłem go między budynki, slalomem omijając dobrze znane mi uliczki, nie chciałem się na nich napatoczyć. Nie każdy w Gwardii był miły i wyrozumiały, gdybyśmy trafili źle, moglibyśmy wylądować nawet w areszcie. Przycupnęliśmy za jednym z domów, gdzie widać było jak na dłoni główną ulicę. Ich mundury lśniły przez pochodnie i blask księżyca, tylko westchnąłem na ten widok - zgraja rycerzy, którzy chodzą w swoich idealnych ubrankach, które nigdy nawet nie były zaplamione krwią. Gdy tylko zniknęli nam z widoku, usłyszałem jak Anien zaczął normalnie oddychać, ze strachu wstrzymał oddech, wcale mu się nie dziwiłem, dwa demony wlekące się za grupką nie wyglądały na zbyt przyjazne.
- Możemy już iść - podałem mu rękę w celu pomocy, ale sam zerwał się z ziemi. Przewróciłem oczami, nawet nie komentując jego zachowania. Ruszyliśmy w stronę Sarlok, nie chciałem by wracał sam o tej godzinie. Nie wiem czy miał jakieś zastrzeżenia do mojego pomysłu, jednak nie narzekał, gdy sunąłem za nim jak cień.
- Dlaczego to zrobiłeś? - jego głos przeciął ciszę między nami. Wyrównałem z nim krok, wpatrując się w drogę przed nami.
- O co dokładnie ci chodzi?
Przez chwilę nic nie mówił.
- Dlaczego stanąłeś w mojej o-obronie? - jego zająknięcie się utwierdziło mnie, że emocje go opuściły i znów wróciła urocza wersja tej istoty. Zdjąłem z ramion płaszcz wojskowy i zarzuciłem mu na ramiona, zapinając kilka guzików by nie spadł. Materiał sunął za nim na ziemi, lecz nie obchodziła mnie czystość tej szmatki.
- Bo kiedyś się tak nie zachowałem i poniosłem tego konsekwencje - odparłem powoli - Kiedyś się wycofałem i obiecałem sobie, że już nigdy nie popełnię tego błędu i będę bronić słabszych oraz osoby, które nawet w najmniejszym stopniu należą do mojego grona. Ale nadal pozostanie to moją tajemnicą, Aniele.
Schody do Sarlok znajdowały się zaledwie kilka kroków od nas, nie miałem nic do sportu i wysiłku fizycznego, ale ta masa schodów, które znikały gdzieś tam w górze wśród mgły, śniegu i gór...Chyba dzisiaj sobie odpuszczę.
Anien?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz