Starałam się być uprzejma i cały czas patrzeć na chłopaka, ale krew cieknąca z jego nosa mi to uniemożliwiała. Podparłam się o futrynę drzwi i wbiłam wzrok w klamkę. Kątem oka byłam w stanie dostrzec, że chłopak to zauważył i średnio mu się to spodobało. Już miałam mówić, że mam hemofobię i to nie zależne ode mnie, ale chłopak chyba sam zrozumiał, dlaczego moja reakcja była taka a nie inna. Zakrył nos ręką, przez co ja odetchnęłam z ulgą. Jeszcze chwilę podpierałam się o futrynę, aby dojść do siebie w stu procentach.
- Nie mam nic przeciwko. Ale najpierw wolałbym się udać do pielęgniarki, jeśli pozwolisz. - spojrzałam na niego i skinęłam głową, odwracając się i kierując do gabinetu kobiety z kroplami żołądkowymi na wszystko. Już na miejscu chłopak na chwilę mnie przeprosił, a ja usiadłam na jakiejś ławce, czekając, aż wyjdzie. Zastanawiałam się, jakim cudem powaliłam drzwiami chłopaka o głowę wyższego. Naprawdę mam aż tyle siły? To była dziwna i krępująca sytuacja, nie chciałbym tego powtórzyć. Moje rozmyślenia przerwał dźwięk otwierających się drzwi, ujrzałam w nich chłopaka z opatrunkiem na nosie.
Jeśli go złamałam, po prostu sobie coś zrobię.
- Wyliże się. - wzruszył obojętnie ramionami. - masz jakieś konkretne miejsce, w którym lubisz spacerować? - na to pytanie w mojej głowie od razu pojawił się las poza murami akademii, w którym nie przebywał nikt, mimo pięknego krajobrazu, jeśli można to tak nazwać. Przytaknęłam chłopakowi i ruszyłam w stronę wyjścia z Akademii. Idąc korytarzem dosłownie każdy usuwał mi się - albo bardziej Azrielowi - z drogi. Nie lubiłam być w centrum takiego zainteresowania, ale cóż mogłam zrobić. Słyszałam jedynie prychnięcie chłopaka za sobą, na całą tą sytuację. Szliśmy w ciszy, kiedy w końcu wstąpiliśmy na mniej oblegany korytarz.
- Zawsze zaczynasz znajomość w ten sposób? - wskazał palcem na swój nos, a ja znowu poczułam, że straszliwie się czerwienię. Na prawdę nie chciałam, żeby tak się stało. - Zresztą nie ważne, opowiedz mi coś o sobie. Lubię wiedzieć, z kim przebywam. - uśmiechnął się, a przynajmniej próbował, doceniałam to. Raczej nieczęsto można było go zauważyć z uśmiechem na twarzy, a kilka razy miałam okazję minąć się z nim wcześniej na korytarzu.
- Po pierwsze - powiedziałam - nie, nie zaczynam. Oboje dobrze wiemy, że to wcale nie miało tak być. - odwróciłam się przodem do chłopaka, opuszczając teren Akademii. Chłopak zaśmiał się pod nosem. - Po drugie...co mam Ci niby o sobie opowiedzieć. Mam na imię Colette, to już wiesz. Jestem wampirem z hemofobią. Fajnie, co nie?
- Czy ja wiem? Taki paradoks. - wzruszył ramionami. - chodzisz do drugiej klasy, prawda?
- No tak. Czemu pytasz? - zatrzymałam się i spojrzałam mu w oczy. Czyżby miał zaraz zamiar powiedzieć, że jestem dzieckiem i sobie stąd idzie? Wtedy naprawdę szlag by mnie trafił.
- Bez większej przyczyny. - odpowiedział. Mruknęłam coś pod nosem i poszłam dalej. Reszta drogi minęła nam w ciszy, mimo, że chłopak ewidentnie chciał rozpocząć rozmowę na jakiś temat. Jednak za każdym razem jakby coś go wstrzymywało. Chciałam w sumie zobaczyć jego reakcje na las, jaki obrałam za cel. Dosyć pospolite i niezbyt oryginalne miejsce. A jednak lubiłam tam przebywać. Stanęliśmy przed wejściem do mojego drugiego domu.
- Ta da - machnęłam rękami i zaśmiałam się. - z reguły tutaj spaceruje. Sama lub z kimś.
- Ciekawy wybór. Przynajmniej nikogo nie spotkamy. - zauważył Azriel a ja kiwnęłam głową. Właściwie, taka była prawda. Weszliśmy do lasu. Początek spaceru raczej był cichy, nikt z nas nie odezwał się ani słowem. W końcu postanowiłam zacząć jakąkolwiek rozmowę.
- Czy mój wiek Ci przeszkadza? - spytałam, chcąc znać przyczynę pytania o klasę. Jak by nie było, był starszy i miał prawo uważać mnie za dzieciaka. Czasami sama się za niego uważałam.
- Skądże. - prychnął. - gdyby mi przeszkadzał, nie rozmawialibyśmy teraz. - mruknął.
- Okej. - odpowiedziałam krótko i skupiłam się na drodze. Oczywiście szliśmy w ciszy. Nie wiem, kogo bardziej ona krępowała. Postanowiłam w spokoju podziwiać drzewa, krzewy i inne rośliny znajdujące się przy naszej trasie. Zbliżało się lato, wszystkie drzewa więc były już porośnięte zielonymi liśćmi czy też igłami, na niektórych krzewach pojawiły się owoce. W końcu Azriel zapytał, skąd pochodzę i takie jakieś głupoty. Odpowiadałam na te pytania, bo właściwie, dlaczego nie? Nie mam nic do ukrycia, a przynajmniej konwersacje się toczyła. W pewnym momencie na nogę skoczyło mi jakieś niezidentyfikowane zwierzę i wbiło te pierdolone kły w skórę. Starałam się je zrzucić, ale mi się nie udawało, więc odkopnęłam je drugą nogą. Wszystko działo się tak szybko, że nawet chłopak nie był w stanie zareagować. Zwierze gdzieś uciekło, ja siedziałam oniemiała na ziemi a chłopak kucnął przy mnie i spojrzał w oczy, podtrzymując mnie jedną ręką. Ból nogi stopniowo ustępował, a ja próbowałam uspokoić oddech.
- Pierdolone gówno... - mruknełam pod nosem i spojrzałam na swoją nogę, która była cała we krwi. Zrobiło mi się słabo.
Zemdlałam.
- Ta da - machnęłam rękami i zaśmiałam się. - z reguły tutaj spaceruje. Sama lub z kimś.
- Ciekawy wybór. Przynajmniej nikogo nie spotkamy. - zauważył Azriel a ja kiwnęłam głową. Właściwie, taka była prawda. Weszliśmy do lasu. Początek spaceru raczej był cichy, nikt z nas nie odezwał się ani słowem. W końcu postanowiłam zacząć jakąkolwiek rozmowę.
- Czy mój wiek Ci przeszkadza? - spytałam, chcąc znać przyczynę pytania o klasę. Jak by nie było, był starszy i miał prawo uważać mnie za dzieciaka. Czasami sama się za niego uważałam.
- Skądże. - prychnął. - gdyby mi przeszkadzał, nie rozmawialibyśmy teraz. - mruknął.
- Okej. - odpowiedziałam krótko i skupiłam się na drodze. Oczywiście szliśmy w ciszy. Nie wiem, kogo bardziej ona krępowała. Postanowiłam w spokoju podziwiać drzewa, krzewy i inne rośliny znajdujące się przy naszej trasie. Zbliżało się lato, wszystkie drzewa więc były już porośnięte zielonymi liśćmi czy też igłami, na niektórych krzewach pojawiły się owoce. W końcu Azriel zapytał, skąd pochodzę i takie jakieś głupoty. Odpowiadałam na te pytania, bo właściwie, dlaczego nie? Nie mam nic do ukrycia, a przynajmniej konwersacje się toczyła. W pewnym momencie na nogę skoczyło mi jakieś niezidentyfikowane zwierzę i wbiło te pierdolone kły w skórę. Starałam się je zrzucić, ale mi się nie udawało, więc odkopnęłam je drugą nogą. Wszystko działo się tak szybko, że nawet chłopak nie był w stanie zareagować. Zwierze gdzieś uciekło, ja siedziałam oniemiała na ziemi a chłopak kucnął przy mnie i spojrzał w oczy, podtrzymując mnie jedną ręką. Ból nogi stopniowo ustępował, a ja próbowałam uspokoić oddech.
- Pierdolone gówno... - mruknełam pod nosem i spojrzałam na swoją nogę, która była cała we krwi. Zrobiło mi się słabo.
Zemdlałam.
Azriel?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz