Mój spokój, który trwał od dobrych kilku dni został zniszczony w zaledwie jedną chwilę, gdy dyrektorka weszła do naszej sali, wywołując mnie i Lyannę. Dopiero po chwili dowiedziałyśmy się co się stało - atak orków, w najmniej spodziewanym momencie. Kazano nam szybko się przygotować i wyruszyć w miejsca, gdzie zostałyśmy dobrane. Na kartce widniała na szybko narysowana mapa Dworu Wiosny, która miała mi pomóc we wstępnym zrozumieniu terenu wokół mnie. Szybkim krokiem ruszyłam do swojego pokoju, wiedząc, że każda minuta jest ważna. Położyłam dłoń na szyji Larsa, który z podekscytowaniem wpatrywał się przez okno na dziedziniec.
- Musimy dać z siebie wszystko - mruknęłam, lecz nie doczekałam się odpowiedzi.
~*~
Na miejscu czekał na mnie rycerz, rozmawiający z kobietą, w moim wieku. Czyżby była w mojej drużynie?
Przyspieszyłam kroku, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się jak wygląda sytuacja na chwilę obecną. Lecz nie mogliśmy zdziałać nic, dopóki wszyscy nie stawimy się na wezwanie. Wsłuchiwaliśmy się w jego słowa, czekając na trzecią osobę z naszej ekipy, która miała pomóc nam ewakuować mieszkańców, w jakieś bezpieczne miejsce. Chodziłam w kółko, czując narastające we mnie zdenerwowanie. I wtem zobaczyłam sylwetkę zbliżającą się w naszą stronę. Okazało się, że był on częścią naszej drużyny, na dodatek liderem, któremu przekazano władze nad nami. Po formalnościach i grzecznościach względem siebie, przystąpiliśmy do działania.
- Czy twój demon potrafiłby wyczuć, gdzie znajdują się ukryci albo, co gorsza, zagrzebani pod gruzem mieszkańcy? - Azriel od razu zabrał głos, próbując jak najszybciej zacząć robić cokolwiek. Spojrzałam na Larsa, który oblizał się, wpatrując w odległe od nas miejsce - pobojowisku, na którym pewnie umierało wiele ludzi, kiedy my tutaj staliśmy i rozmawialiśmy.
- Myślę, że tak - mruknęłam - A przynajmniej się postara.
Chłopak kiwnął głową, wpatrując się w mapkę która dałam mu chwilę wcześniej. Nie było na niej widać zbyt wiele - zarys, położenie najważniejszych budynków i oznaczony kolorem czerwonym schron. Widać było, że zastanawia się nad najbardziej korzystnym planem działania, ale...
- Moglibyśmy zebrać wszystkich, którym nic nie dolega, a po drodze przeszukiwać gruzy, być może znajdziemy kogoś pod - podsunęłam pomysł, który wydawał mi się najlepszy w tym momencie. - Medycy pewnie wysłali już kogoś by sprawdził gruzy, musimy się zająć większością, by nie stała im się krzywda.
- Tak zrobimy, jednak wolałbym, żebyś jednak podczas naszej wędrówki sprawdzała jak najwięcej miejsc i informowała, gdy kogoś wyczujesz.
- Załatwione.
Podczas gdy my dyskutowaliśmy, Beverly rozmawiała z jakimś mężczyzna. Gdy wróciła do nas nie miała dobrych wieści.
- Większość dworów było przygotowanych na bitwę, lecz Dwór Zimy i Jesieni nie radzi sobie zbyt dobrze, istnieje ryzyko, że padną - wieści z jej ust nie przynosiły nic dobrego, lecz nie mogliśmy zawracać sobie teraz tym głowy. Cała nasza trójka ruszyła w stronę miasta. Myślałam, że na nasz widok zaczął uciekać, sądząc, że jesteśmy wrogami, którzy napadli na ich dok, lecz było wręcz odwrotnie, stali na głównym placu, wręcz na nas czekając. Większość z nich była ranna, cali i zdrowi pomagali im się pozbierać, robiąc prowizoryczne opatrunki, by zatamować krwawienie. Azriel omiótł całe miejsce wzrokiem, próbując zliczyć jak duża była grupa, którą mieliśmy się zająć. Wszyscy doskonale wiedzieliśmy, że sprawa była pogmatwana - nie wszyscy byli w stanie dojść do miejsca, gdzie mieliśmy ich zaprowadzić, powinni jak najszybciej udać się do medyka, by zbadał ich ranny. Lecz czy mogliśmy pozwolić sonie na rozdzielanie się w tak niebezpiecznym monecie?
- Muszą trafić do medyków - jedna z kobiet znajdujących się obok nas, podeszła bliżej, jej ubranie było poplamione krwią - Mamy kilku, których stan jest bardzo niestabilny - wskazała dłonią, na rząd noszy, na których znajdowali się leżący mieszkańcy, wcześniej ich nie dostrzegliśmy, zajęci jak najszybszym wymyśleniem wyjścia z sytuacji. Spojrzałam na Beverly, stojąca obok mojego ramienia. Jakby czując mój wzrok, również na mnie spojrzała. Obydwie czekałyśmy na rozkazy od naszego lidera, co do dalszych działań. Kobieta stała przed nami, licząc na jakąkolwiek reakcje z naszej strony. Nie znałam Azriela wcale, oprócz jego imienia oraz szczątkowych informacji o mocach , nie wiedziałam o nim niczego. Lecz czułam od niego tą pewność siebie i spokój podczas bitwy, którego mi bardzo brakowało.
- Jakie rozkazy? - spytałam go, powierzając mu swoje własne życie.
Beverly?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz