Typowy dzień w szkole. Uśmiechnięta spędziłam większość dnia. Co prawda nieco zmęczona po wymagających treningach, ale szczęśliwa z resztką energii. Jednakże była jedna sytuacja, która przez myśl mi nie przeszła, że się wydarzy. Przywołano mnie oraz Rowana do dyrektora na rozmowę. Miało być to natychmiastowe, więc bez wahania skierowałam się w stronę pomieszczenia. Na początku bałam się, że coś złego zrobiłam i przyszłam po ochrzan. Moje myśli mnie zawiodły, bo przywołano nas tu w innym celu, znacznie gorszym. Wyznaczono nas oraz jeszcze jedną osobę z Corvine do pomocy przy ataku Orków. Wiadomym było, że kierujemy się w stronę Dworu Jesieni.Więcej informacji mieliśmy dostać, gdy wszyscy się stawią. Sama myśl o tym przyswajała mnie o dreszcze.
Momentalnie, po zakończonej rozmowie, wyszliśmy w stronę swoich pokoi, na szybko po najpotrzebniejsze rzeczy i wyszliśmy z Akademii.
Spotkaliśmy się przy schodach, gdzie czekał na nas rycerz i wielki powóz konny, którym mieliśmy dotrzeć na miejsce. Pospiesznie, nie zwracając uwagi na czas wsiedliśmy w trójkę i skierowaliśmy się w stronę Dworu Jesieni. Przedzieraliśmy się przez dużą ilość barwnych lasów, tym samym zastanawiając się, jakie zadanie mamy przydzielone. Wiedziałam, że nie ważne jak bardzo byłoby źle, wykonam powierzone mi zadanie jak najlepiej i dam z siebie wszystko. Zdawałam sobie sprawę, że od nas i innych przedstawicieli Akademii zależą dalsze losy Dworów. Liczyłam tylko, że poradzimy sobie jak najbardziej bez znacznych problemów. Droga robiła się coraz bardziej nużąca, a za każdym mijanym drzewem, wydawało mi się, że dłuży w nieskończoność. Nieustannie czekałam, aby poznać trzecią osobę z drużyny i zacząć działać.
Gdy usłyszeliśmy z Rowanem komunikat, że na miejscu znajdziemy się za niemal dziesięć minut, serce zaczęło bić szybciej na myśl, do jakich celów zostałam wezwana. Chłopak prawdopodobnie sam nie zdawał sobie sprawy i nie dowierzał, w to co się dzieje. Przejeżdżałam palcem po ściankach wozu, oczekując szybkiego znalezienia się na obozowisku.
Wyjątkowo stało się to szybciej niż myślałam. Słyszałam parkujący powóz i natychmiastowo wysiadłam, aby zaczerpnąć świeższego powietrza i rozprostować nogi. Czynność powtórzyła chwile po mnie reszta towarzyszy.
Skierowaliśmy się bliżej w stronę namiotów. Czekała już tam na nas kolejna osoba. Na moje oko, z oddali wyglądała na sylwetkę mężczyzny. Ledwo zdążyliśmy podejść, a chłopak od razu się odezwał.
- Cześć! Castor jestem. - usłyszeliśmy z oddali.
- Keyla. - odparłam i podałam dłoń w geście.
- Rowan. - powiedział mój wspólnik w podróży w stronę trzeciej osoby z drużyny.
Zaczęliśmy rozmowę z rycerzem. Z całej konwersacji wyniosłam, że naszym zadaniem jest szpiegowanie obozu wroga. Miano lidera dostał Rowan. Z jego mimiku twarzy nie widziałam większej satysfakcji tym faktem. W sumie, cieszę się, że nie dostałam jej ja - bo nie wiem jakby to się potoczyło, skoro ciężko podejmuję decyzje. Mimo tej wady będę starała się jak najlepiej by wspomóc drużynę oraz wywiązywać się z powierzonych obowiązków. Widziałam lekkie zdezorientowanie w oczach reszty. Sama zbytnio nie wiedziałam, czym się zająć najpierw. Spojrzałam za jedno ramię na Castora, po chwili zerkałam za drugie na Rowana.
- Chodźcie, każda minuta się liczy. - usłyszałam jednego z nich. Szłam za dwojgiem mężczyzn.
Nagle znaleźliśmy się przy murach z dala od namiotów, usiedliśmy w kole i prowadziliśmy szczególniejszą rozmowę.
- Jakie są wasze charakterystyczne umiejętności? - zapytał lider i wskazał na mnie, sugerując, że mam pierwsza je przedstawić.
- Powietrze, zdecydowanie. Gestykulacją dłoni potrafię wzniecić spory powiew wiatru, który powali wrogów z nóg. Podobno jestem również zwinna. - odparłam i machnęłam odruchowo ręką. Sama nie wiedziałam, czy jest to spowodowane stresem, czy też zdezorientowaniem. Mój wzrok usytuował się na Castorze, wskazując, że jego pora na odpowiedź.
- No ja... To jestem uprzejmym optymistą, widzącym pozytywy w każdej sytuacji. - zaczął, ale lekko się zawahał. - Jeżeli mówimy o umiejętnościach to mogę odbierać świadomość wrogom oraz stwarzać wiarygodne iluzje.
Po chwilowym rozmyślaniu lidera, sam się odezwał.
- Jestem dość silny jako fae, umiem zmienić się w sokoła, przekazywać obrazy, panować nad powietrzem. - zaczął wyliczać, a ja wsłuchiwałam się w każde jego słowo.
- Zapomniałbym! - wyrwał nas z rytmu Castor. - Też mogę dzielić się obrazami.
Widziałam potencjał w naszej drużynie, po widocznych możliwych umiejętności reszty. Siedzieliśmy chwile w ciszy, każdy rozmyślając na swoje tematy. Po niedługim czasie odezwał się lider, a ja z Castorem zamieniliśmy się w słuch.
Rowan?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz