Zacząłem się przebudzać, co nie bardzo było mi na rękę, bo dobrze mi się spało. Co prawda niechętnie, ale otworzyłem oczy, szukając wzrokiem misia gdzieś obok mnie. Jednak nigdzie go nie było, nie było mojego łóżka, mojego pokoju i Akademii - tylko twarz blondyna, kilka milimetrów od mojej. Byłem nawet bardzo zdziwiony, co ja w ogóle robiłem u niego na rękach. Czyżbym jednak zasnął? Chwilę wpatrywałem się w twarz chłopaka, a potem - po raz kolejny już tego wieczora - oblałem się rumieńcem. Odstawił mnie na ziemię, a ja tylko nieporadnie odgarnąłem włosy z twarzy, które i tak na nią opadały. Chłopak zaplótł ręce na klatce piersiowej i czekał, aż coś powiem. Ja z kolei zastanawiałem się, co mam ze sobą zrobić, było mi głupio że musiał mnie w ogóle gdzieś nieść i że na nim usnąłem. Ale było mi tak ciepło, co mogłem zrobić?
- Przepraszam. - wydusiłem w końcu, a ten tylko zaśmiał się pod nosem. Czy jego to naprawdę bawiło? - mooożemy wracać? - zapytałem, mając nadzieję, że temat mojego klejenia się do jego ręki będzie zamknięty.
- A nie uśniesz mi po drodze? - spytał, a ja trochę się wkurzyłem. Wywróciłem oczami i zszedłem po schodach, nawet nie wiedząc, gdzie. Najwyraźniej, będąc zezłoszczony wyglądałem jeszcze śmieszniej, ale w tamtej chwili miałem to gdzieś. Nie oglądając się za chłopakiem wyszedłem z tawerny, ale przed nią spotkałem tych typów, więc zatrzymałem się w półkroku. Kiedy mnie zauważyli i chcieli podejść, szybko odwróciłem się z powrotem do drzwi lokalu, jednak okazało się, że Rowan stał bezpośrednio za mną, więc odbiłem się głową o jego klatkę piersiową, prawie upadając.
Z nieba mi spadasz.
- Wy jeszcze tutaj? - warknął, a tamci zaczęli coś bełkotać. Niewiele z tego zrozumiałem, jedynie trochę przekleństw, wyzwisk i coś o tym, że mogą być gdzie chcą i robić co chcą. Zielonookiemu wyraźnie skoczyło ciśnienie, ale jeszcze stał w miejscu, spoglądając to na mnie, to na tych alkoholików. Naprawdę miałem nadzieję, że to skończy się na tym etapie co teraz i spokojnie wrócę do siebie, zasnę i będę miał wszystko gdzieś. Jednak to byłoby zbyt piękne, ten sam mężczyzna, który wcześniej macał mnie po plecach, co dalej trochę mnie bawiło i przerażało, podszedł do mnie i zaczął coś brzęczeć, czy się z nim prześpię. Odsunąłem się od niego, chowając za Rowana.
- Nie, nie będę się z nikim p-pieprzył. - powiedziałem, mając nadzieję, że to wystarczy. Po raz kolejny przekonałem się o poprawności słów "nadzieja matką głupich". Byłoby zbyt pięknie,gdyby to skończyło się spokojnie. Odkleiłem się od pleców blondyna, stając przed nim - i tym samym tyłem do tamtych pijaków. - chodźmy stąd. - powiedziałem błagalnie i zesztywniałem, kiedy ten zboczeniec zaczął się do mnie kleić. Nie wiedziałem, co robić, ale Rowan szybko "usunął" jego ręce ze mnie i przyłożył w twarz.
- Zapomniałeś, co mówiłem wcześniej? Cudzych partnerów nie dotyka się bez pozwolenia, biorąc kolejny zamach. Wtedy postanowiłem coś zrobić, przecież oboje będziemy mieli przez to kłopoty. Niepewnie szarpnąłem go za rękaw, a kiedy się odwrócił i na mnie spojrzał, błagalnie spojrzałem mu w oczy.
- Zostaw ich, proszę, chodźmy stąd, będziemy mieć kłopoty. - powiedziałem, licząc, że chociaż to na niego podziała i po raz kolejny odpuści.
Rowan? Długość zawrotna, wiem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz