- Nic wam nie jest? - usłyszałem nagle i natychmiast się odwróciłem. Jak mogłem się domyślić, był to Lucien, który nie wyglądał najlepiej.
- Czy nam nic nie jest? Nie - odpowiedziała szybko dziewczyna, zanim zdążyłem zapytać, co mu się stało. W tym również mnie wyprzedziła. - ale widzę, że tobie tak. - wskazała na jego krwawiący bok.
- To nie ważne, zaraz się zagoi. - mruknął - musimy szybko wszystko sprawdzić, książę podał mi umiejscowienie interesujących nas obiektów.
- Najpierw trzeba coś z tym zrobić - wtrąciłem, mierząc wzrokiem chłopaka. Widziałem, że nie spodobał mu się ten pomysł, ale nie mógł nam paść gdzieś po drodze.
- To nic, już mówiłem. Chodźmy. - powiedział poirytowany. Westchnąłem i mruknąłem coś pod nosem, po chwili ruszając za nim żwawym krokiem. Widać było, że w każdej innej sytuacji chłopak coś by z tym zrobił, jednak teraz za każdym razem spławiał mnie, kiedy proponowałem żeby chociaż na chwilę przystanąć. Dosyć sprawnie sprawdziliśmy wszystkie wyznaczone miejsca, jednak zaczęło się ściemniać. Zacząłem się zastanawiać, gdzie przenocujemy, o ile w ogóle będziemy spać. W końcu moje wątpliwości wyszły na światło dzienne, dzięki Morozhenoye.
- Czy my gdzieś się zatrzymujemy, żeby przespać noc, czy się nie zatrzymujemy? - zapytała, patrząc na Luciena. Nie za bardzo wiedział, co odpowiedzieć, bo chyba sam tego nie przemyślał.
- Jeśli przeskoczyłbyś nas od razu na Dwór Zimy, moglibyśmy przenocować u moich rodziców. - powiedziałem po chwili namysłu, wiedząc, że to z jednej strony zły pomysł, a z drugiej jedna z lepszych opcji. Było tam dużo miejsca, więc wszyscy byśmy się pomieścili, nie śpiąc razem na jednym łóżku. Oboje spojrzeli się na mnie ze zdziwieniem, jednak po chwili Lucien przystał na moją propozycję. Złapał nas za ręce i przeskoczył do Dworu Zimy, co wyraźnie było dla niego większym wysiłkiem niż wcześniej. Właściwie, to się nie dziwiłem. Już na miejscu zauważyłem, że znajdujemy się całkiem niedaleko mojego rodzinnego domu, więc skinąłem głową na znak, aby poszli za mną. Ciężko szło mi się przez to miejsce z myślą, że orkowie zaatakują również to miejsce. Albo już zaatakowali? Nie wiedziałem tego, nie było czuć zapachu krwi, nie było też słychać jakichś okrzyków wojennych. Na horyzoncie nie było też można dostrzec intruzów, więc nic nie wskazywało na to, żeby już się tu coś stało. Dosyć szybko znaleźliśmy się przed moim domem. Odwróciłem się do moich towarzyszy.
- Ostrzegam, będzie zadawała dużo pytań. - powiedziałem, a oni tylko zaśmiali się pod nosem i skinęli głową. Chwilę zastanawiałem się, czy mam pukać do drzwi, czy wchodzić jak do siebie - bo właściwie tak wchodziłem. Ale nie było mnie tu już dawno i nie chciałem ich przestraszyć. W końcu wziąłem głęboki wdech i otworzyłem drzwi. Moim oczom ukazała się niska i drobna kobieta, na której sam widok się uśmiechnąłem. Na początku stanęła jak wryta, a potem do mnie podeszła i obejrzała. Zaśmiałem się i chciałem jak najszybciej wpuścić moich towarzyszy do środka, w końcu robiło się coraz ciemniej i musieliśmy coś zrobić z tą raną Luciena.
- Tak, to ja, mamo. - wywróciłem oczami. - wyjaśnienia później. Potrzebujemy dwóch wolnych łóżek na tę noc, mam nadzieję, że to nie problem? - odsunąłem się, dzięki czemu matka mogła zobaczyć Luciena oraz Morozhenoye. Była jeszcze zdziwiona niż przedtem, ale nie zaprzeczyła i to mi wystarczyło.
- Wejdźcie...- mruknęła, a ja przepuściłem najpierw białowłosą, a potem kapitana naszej drużyny, po czym sam wszedłem do domu, zamykając za sobą drzwi.
- Zrób nam coś na ciepło, proszę. Usiądziemy i na spokojnie wyjaśnimy, co nas sprowadza. Jedna noc. - podkreśliłem, a moja mama skinęła głową i udała się do kuchni. Zabrzmiało to trochę tak, jakbym ją wykorzystywał, ale tak nie było, po prostu każdemu z nas przydałby się ciepły posiłek i odpoczynek przede wszystkim. - Po schodach na górę, dwa pierwsze pokoje są wasze, bez różnicy, który czyj. Do łazienki zaprowadzę Was potem, chyba, że potrzebujecie teraz? - spytałem, jednak obydwoje pokręcili głowami. Sam szybko udałem się do swojego starego pokoju i przebrałem w jakieś ubrania, które znalazłem w szafie. W tym momencie gratulowałem sam sobie, że nie zabrałem absolutnie wszystkiego ze sobą do Akademii. Kiedy zszedłem na dół, tej dwójki już nie było, więc trochę zdezorientowany udałem się do jadalni. Raczej nie podejrzewałem, aby sami postanowili zwiedzać mój dom. Lecz pewności nie miałem. Na szczęście zastałem ich z moją nadopiekuńczą mamą, jedzących i starających się jakoś racjonalnie wyjaśnić nasz pobyt w tym miejscu. Usiadłem obok chłopaka i spojrzałem na kobietę.
- Więęęęęc jesteśmy tu jedynie na jedną noc, przynajmniej na tą chwilę. - zacząłem. - Przez tą całą wojnę Akademie wyznaczyły nas do pomocy, my akurat jesteśmy odpowiedzialni za wymianę informacji między dworami. Nie dalibyśmy rady ogarnąć całej krainy bez odpoczynku, a dodatkowo KTOŚ potrzebuje małej pomocy medycznej, ale jego duma nie pozwala mu tego przyznać. - skinąłem głową na chłopaka obok. - nic nam nie jest, nie musisz się martwić, po prostu chcemy tu przenocować. Jutro rano nas nie będzie. - zapewniłem, a kobieta tylko pokręciła głową. Czyżby nagle zmieniła zdanie?
- Dlaczego wyznaczyli ciebie? Przecież nie chodzisz do Ardem, to nie leży w twoich kompetencjach i obowiązkach.
- Mamo
- No co? Taka jest prawda, powinni wysłać tu tych swoich żołnierzy.
- Mamo
- Jeśli mogę wtrącić - odezwał się po chwili Lucien - ja też chodzę do Corvine z Nix'em i tu jestem. Przydzieleni zostali uczniowie ze wszystkich szkół. - powiedział niepewnie, patrząc na reakcję moją i mojej matki.
- Popieprzone to wszystko, powinniście teraz siedzieć na dupie w akademikach. - do akcji wkroczył mój ojciec, którego byłem wręcz identycznym odwzorowaniem. Westchnąłem tylko i spojrzałem na Morozhenoye, widocznie nie wiedzącą, co ze sobą zrobić. Skończyła jeść, tak samo jak Lucien, więc wstałem od stołu.
- Ja zjem u siebie. - wziąłem talerz - jeśli chcecie, to jeszcze tu siedźcie, wiecie gdzie macie pokoje, a łazienkę w razie czego pokaże wam ktoś inny. - odpowiedziałem zmieszany, kierując się do swojego pokoju, żeby w spokoju wszystko przemyśleć i odpocząć. To było do przewidzenia, że nie będzie im coś pasować, ale miałem to gdzieś. Ważne, że mieliśmy gdzie przenocować.
***
Po ogarnięciu się spróbowałem zasnąć, nie zwracając uwagi na białowłosą czy chłopaka. Najprawdopodobniej na chwilę przysnąłem, ale była to jedynie krótka drzemka, która nie zasługiwała na miano snu. Wstałem z łóżka i udałem się do kuchni po szklankę wody, jednak na dole nie zastałem pustego pomieszczenia, a tętniące życiem miejsce. Moja mama i Morozhenoye rozmawiały w najlepsze, nie zważając na godzinę.
- Czemu nie śpicie - spojrzałem na zegar - o w pół do drugiej w nocy?
Morozhenoye?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz