Tablica

Nadeszła zima, jakiej nawet nasi dziadkowie nie widzieli. Zapasy powoli się kończą, państwa patrzą na siebie coraz bardziej podejrzanym wzrokiem. Uczniowie muszą siedzieć w zimnych i rzadko ogrzewanych pokojach, bo akademię robią wszystko by nie zamknąć swych wrót przez brak pieniędzy. Ludzie w miastach wspierają się jak tylko mogą, jednak nawet to nie pomaga w wyżywieniu rodziny. Wcześniej ludzie nie zwracali uwagi na dziwne zachowanie zwierząt, jednak być może był to zwiastun czegoś nowego? Może ptaki przestały migrować, a stworzenia leśne zbierać zapasów na zimę z powodu jakieś większej sprawy? Pomimo ciężkich warunków, zimy i głodu, niektórzy chcą znaleźć przyczynę całego tego chaosu i szaleństwa. Próbują dotrzeć do miejsca, w które zdaje się, idą wszystkie magiczne stworzenia zamieszkujące nasz świat. Czy jednak jest to bezpieczne?

wtorek, 19 maja 2020

Od Azriela cd Colette

Ciepłe podmuchy wiosennego wiatru pieściły ich twarze, a rzucane ku sobie słowa uciekały wraz z jego powiewami, by odbić się echem wśród leśnych zawiłości. Chłopak szedł spokojnie, z nienaturalną wręcz lekkością wymijając porozrzucane wokół dobra natury, które mogłyby rozproszyć jego uwagę. Wolał uniknąć dodatkowych bodźców, całą swą uwagę skupiając na stąpającej tuż obok dziewczynie, która z bliżej nieokreślonych przyczyn zdecydowała się poświęcić mu własny czas. Azriel nie zamierzał więc wyjść na niewychowanego buca, potwierdzając tym samym krążące po akademii plotki, decydując się rozbudzić zakurzone od lat pokłady entuzjazmu i charyzmy. I choć tocząca się między nimi rozmowa nie należała do szczególnie wstrząsających, wartych zapamiętania przygód, demon w duchu cieszył się, że przynajmniej nie stąpali w ciszy. Mimo wszystko z tyłu głowy wciąż rozbrzmiewało przekonanie, jakoby dziewczyna traktowała go pobłażliwie, zapraszając na spacer z czystej łaski, a nie jakiegokolwiek zainteresowania, czy, co wydawało się dla Sullivana niemal absurdalne, zalążka sympatii. Czy nie błaźnił się właśnie, ślepo licząc, że Colette nie wzdryga się z obrzydzeniem za każdym razem, gdy ten odwraca wzrok? Czy nie powinien odmówić, kontynuując monotonny żywot samotnika? Czarnowłosy nie odnalazł jednak odpowiedzi na żadne ze swych pytań - pogrążony w myślach, tonący w oceanie własnych niepewności nie zdążył jakkolwiek zareagować, gdy z ust jego towarzyszki wydarło się przeciągłe syknięcie, któremu zawtórował tupot bliżej nieznanego zwierzęcia. Azriel zmarszczył brwi, spoglądając w stronę uciekającej na drzewo bestyjki, a wyraźnie zaszkarłacone fragmenty futra sprawiły, że młodzieniec natychmiastowo odwrócił się ku wciąż mruczącej coś pod nosem Colette. W ułamku sekund znalazł się przy niej, podtrzymując nienaturalnie zwiotczałe ciało. Spoglądając w oczy towarzyszki, próbował wysilić się na słowa pocieszenia, sensownie brzmiący ciąg zdań, dzięki któremu zdołałby ją uspokoić. Milczał jednak, wciąż targany widmem nieuniknionej porażki towarzyskiej. Wtem do jego uszu dotarło stłumione przekleństwo, poprzedzające nagłą utratę przytomności młodej wojowniczki. Krwawiąca obficie brunetka osunęła się w jego ramionach i niewiele brakowało, by wyślizgnęła się z nich całkowicie - wzmocnił więc uścisk, unosząc kobietę w znacznie wygodniejszej dla niego pozycji, nim wciąż z lekka zdezorientowany całą sytuacją ułożył ją na ziemi. Wiedział o jej hemofobii, powinien był się więc spodziewać, że na widok takiej ilości krwi, najzwyczajniej nie wytrzyma. Westchnął ciężko, bez większego zastanowienia zdejmując z siebie bluzę, odrywając niemal cały, rażący nieprzeniknioną czernią rękaw. Jeśli nie zatamuje krwawienia, dziewczyna może źle skończyć i na nic zdadzą się akademiccy medycy. Wytężywszy pamięć w poszukiwaniu wpajanych za młodu środków pierwszej pomocy, wykorzystał resztę materiału i leżące nieopodal skarby natury do stworzenia wyjątkowo prowizorycznego opatrunku uciskowego. I choć nie dorównywał w żaden sposób profesjonalnym okładom goszczącym na jego twarzy, spełniał swoje zadanie. Prychnął pod nosem na samą myśl, że znając się od zaledwie kilku godzin, oboje stali się pośmiewiskiem dla Boga Komedii Tragicznych, kończąc z dotkliwymi ranami fizycznymi. Niewątpliwie oboje szybko o tym nie zapomną. Tkanina zdążyła zabarwić się szkarłatem, nim Azriel zamknął dziewczynę w mocnym uścisku, w pośpiechu ruszając ku opuszczonemu jakiś czas temu kompleksowi. Mijający ich studenci obrzucali nieprzytomną wciąż brunetkę zaintrygowanymi spojrzeniami, szepcząc między sobą, lecz Sullivan nie miał wystarczająco czasu i energii, by jakkolwiek się nimi przejąć. Niczym burza wpadł do skrzydła szpitalnego i niewiele brakowało, by doprowadził stacjonującą za biurkiem pielęgniarkę do zawału serca. Kobieta zmierzyła go wzrokiem, niewątpliwie pamiętając, że jego również zdążyła dzisiaj opatrywać, jednak nie zaszczyciła czarnowłosego żadnym błyskotliwym komentarzem, całą swą uwagę poświęcając krwawiącej nieprzerwanie Colette. Posoka zabarwiła jaskrawą powierzchnię kozetki, a ostra woń nieznanych Azrielowi medykamentów poskutkowała nagłym atakiem kaszlu, po którym kobiecina bez zastanowienia wystawiła go za drzwi, skazując na przytłaczającą samotność. Chłopak westchnął więc ciężko, siedząc przed drzwiami ambulatorium jeszcze przez chwilę, nim bez większego entuzjazmu skierował się ku swojemu pokojowi.
***
Niebo spowił granat upstrzony dodatkowo połyskującymi blado gwiazdami. Od leśnego incydentu minęło już kilka godzin, a demon zaczynał szczerze denerwować się całą sytuacją. I choć leżąca na sąsiednim łóżku dziewczyna nie wykazywała żadnych niepokojących symptomów, które potrafiłby rozpoznać, a on sam był wyjątkowo zmęczony dzisiejszym dniem, utrata przytomności przeciągała się zdecydowanie zbyt długo, by mógł ją zignorować. Przeklął więc pod nosem i nie mając na siebie żadnego lepszego pomysłu, ułożył się na własnym posłaniu, tępo wpatrując w powyginany, drewniany sufit. Nie potrafił dokładnie oszacować, jak długo trwał w bezruchu, nim niespodziewane skrzypnięcie łóżka sprowadziło go z powrotem do rzeczywistości. Poderwał się do siadu, z uwagą obserwując, jak brunetka otwiera oczy, z lekkim zdezorientowaniem rozglądając się wokół. Nie odezwał się, cierpliwie czekając, aż jej ruchy staną się płynniejsze, wyraźnie wskazując, że doszła już do siebie. I dopiero w chwili, gdy jej wzrok spoczął na jego osobie, wysilił się na blady uśmiech.
- Jak się czujesz? To coś nieźle cię poturbowało. Kadra dała ci chwilę na dojście do siebie, nim zaczniemy te nieszczęsne treningi w duetach, więc nie musisz się spieszyć.- Wymownie spojrzał w kierunku dokładnie zabandażowanej, najprawdopodobniej zszytej nogi. - Ah właśnie, sporo się pozmieniało, kiedy byłaś nieprzytomna. To twój nowy pokój...a raczej nasz pokój. - W jego głosie pojawiło się lekkie rozbawienie na samą myśl o gwałtownych zmianach, które bez zapowiedzi wprowadziła dyrekcja akademii.

[Colette? :v ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
Pandzika
Kernow