- Słuchajcie, rozdzielmy się - Lucien odwrócił się w moją stronę - idź do medyków i zapytaj ilu jest rannych, nieżywych, może już mniej więcej się orientują. Natomiast ty, Morozhenoye, idź do składu prowiantu i wybadaj czy czegoś potrzebują. Ja zobaczę tylko na chwilę co dzieje się na polu bitwy. Potem ruszymy do Dworu wiosny. - zakomenderował chłopak, a ja skinąłem głową i wszyscy już po chwili rozeszliśmy się w swoje strony. Dosyć żwawym krokiem udałem się do medyków, nie miałem ochoty ani czasu wlec się przez godzinę w jedno miejsce. Na miejscu wypytałem o całą sytuację, oczywiście najpierw mówiąc, że jestem tylko i wyłącznie z chęcią pomocy. Dosyć szybko uzyskałem informację, ile jest rannych a ile martwych, więc wróciłem na miejsce zbiórki, zapamiętując każde słowo mężczyzny. Byłem pierwszy na miejscu, chwilę później pojawiła się Morozhenoye, a po niej Lucien. Poprosił nas o "raport", odnośnie sytuacji, którą mieliśmy wybadać. Poszło dosyć sprawnie.
- Dobrze - mruknął i przeczesał włosy ręką - ruszamy na Dwór Wiosny, ale od razu mówię, że nie jestem tam mile widziany, przysporzyłem mu nieco problemów.
- Nieco? - odezwał się znajomy głos. Mężczyźni chwilę rozmawiali na temat tego, dlaczego Lucien nie będzie chętnie przyjętym tam gościem. Właściwie mało interesowała mnie ta dyskusja, nie mój interes.
- Przeskoczę Was na miejsce, oszczędzi nam to dwa dni podróży. - powiedział i złapał mnie za rękę, nie dając mi choćby zapytać, w jaki sposób przeskoczyć. Po chwili znaleźliśmy się na Dworze Wiosny, wokoło było mnóstwo jakichś kwiatów, drzew i krzewów. Chłopak kazał nie ruszać mi się z miejsca, a sam wrócił po Morozhenoye. Już w pełnym komplecie udaliśmy się w stronę ogromnego budynku, najprawdopodobniej na spotkanie z kolejnym księciem. Na jednego z nas mężczyzna patrzył z pełną pogardą w oczach. Mina Luciena też znacząco się skrzywiła, a ja tylko zaśmiałem się pod nosem.
- Co tu robisz bękarcie? - warknął na ciemnowłosego. Zapowiadało się ciekawie.
- Przyszedłem pomóc, nie patrząc na ciebie tylko bezbronnych mieszkańców tego dworu. - mruknął niezadowolony. Autentycznie myślałem, że zaraz skoczą sobie do gardeł.
Tylko pytanie, któremu pierwszemu coś odwali.
- Uważaj na słowa. - warknął jeszcze jakiś inny typ, wyciągając miecz. Przestało mi się podobać.
- Ależ wiem i to aż za bardzo. - odparł z sarkastycznym uśmiechem na twarzy, a ja zaśmiałem się pod nosem. Widząc reakcję mężczyzny z mieczem na ciche parsknięcie, z powrotem przybrałem poważny wyraz twarzy. Już mieli się pruć, ale postanowiłem zainterweniować - a przynajmniej się postarać.
- Dobrze, więc - powiedziałem dosyć głośno, aby książę nie zaczął się drzeć na Luciena. - jesteśmy tu, aby pomóc, niezależnie od tego, czy chcecie czy nie. Interesuje nas miejsce pobytu medyków i jakaś spiżarnia. Czy to naprawdę będzie problemem, abyśmy sprawdzili te kilka rzeczy, a potem ulotnili z tego miejsca? - zapytałem, starając się dobrać słowa w taki sposób, aby nie zostać źle odebranym. Mężczyzna coś mruknął pod nosem, a potem postanowił się odezwać.
- Ale nie puszczę was samych, nie ufam wam. - powiedział stanowczo, a ja tylko wywróciłem oczami. Niech sobie łazi, proszę bardzo, nic złego nie robimy.
- Tylko, zdajesz sobie sprawę, że utrudniasz nam wykonywania zadania i to na całej linii? Gdybyśmy rozdzielili się jak wcześniej, poszłoby dużo sprawniej. - postanowiła dodać białowłosa, ale nic to nie dało, więc szliśmy dalej.
- Skoro to problem, to idź z Morozhenoye do składu prowiantu i jej pilnuj, żeby przypadkiem czegoś nie ukradła. My z Nix'em znowu pójdziemy do medyków, tylko że z twoim gorylem. Może być? - westchnął Lucien. Mężczyźni pobrzęczeli coś między sobą i finalnie przystali na jego propozycję. Udaliśmy się więc w wyznaczone wcześniej miejsca, a ten ochroniarz, czy kimkolwiek był ten typ, cały czas patrzył nam na ręce. Czy oni bali się, że coś ukradniemy?
Szybko załatwiliśmy sprawę z medykami, chociaż mi te liczby powoli zaczynały się walić. Wracaliśmy z tym śmiesznym gościem w stronę miejsca, w którym chciał nie chciał musieliśmy spotkać Morozhenoye i księciem. W pewnym momencie wyjął miecz z niewiadomych przyczyn, co trochę mnie zaniepokoiło. Już na miejscu, kiedy czekaliśmy, zaczął go w ogóle oglądać i na niego chuchać, a ja tylko śmiałem się z niego pod nosem. Miałem z nich niezły ubaw. Po jakimś czasie wróciła do nas białowłosa z tym typem od warczenia. Wymieniliśmy się we trójkę informacjami, ale zatrzymał nas stróż Pana i Władcy Dworu Wiosny.
- Przeszukaj ich, czy przypadkiem sobie czegoś nie pożyczyli. - rzucił książę, a drugi z mężczyzn oczywiście go posłuchał i podszedł najpierw do Luciena.
Spojrzałem tylko na cały ten cyrk, a potem na dziewczynę, równie zdezorientowaną i zażenowaną, co ja.
Morozhenoye?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz