- Zostałaś natychmiastowo oddelegowana. Wracaj do Akademii. - powiedziała białowłosa, zgniatając kawałek papieru, który jeszcze przed chwilą dzierżył czarny jak smoła kruk.
- Nie po to się fatygowałam, żeby teraz wracać! To po co mnie sprowadzali? - spytała wyraźnie obudzona Carmen. W sumie, nie dziwiłam jej się. Z tym, że ja na prawdę chcę pomóc, a ona była zirytowana tylko i wyłącznie straconym czasem, a przynajmniej tak to wyglądało.
- Rozkaz z góry. Podporządkuj się. Powinnaś wiedzieć, co to znaczy, skoro jesteś z Ardem.
- Nic z tego, ja tutaj zostaję. - skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, widać i słychać było, że gdyby mogła, zaczęłaby rzucać mięsem.
- Odejdź. Rozkaz to rozkaz. - odparła obojętnie Lyanna i ruchem głowy nakazała nam za sobą podążyć. Spojrzałam na Darumę, który nie miał zamiaru się wtrącać, zresztą podobnie jak ja. Jednak finalnie musiałam się odezwać, bo przecież nie umiem choćby na chwilę zamknąć ryja.
- Myślicie, że to w porządku? - rzuciłam, a demon białowłosej prychnął. Nie wiedziałam, czy jakoś to skomentować, więc tym razem, skutecznie zachowałam milczenie. Podróż strasznie się dłużyła, a przynajmniej ja odnosiłam takie wrażenie. Między naszą trójką - a właściwie czwórką, wraz z demonem liderki - cały czas panowała krępująca cisza, której nikt nie chciał, albo nie potrafił zakłócić. Na miejscu również nie byliśmy najwyraźniej pożądanymi gośćmi. Większość osób patrzyło na nas spod byka, co było dla mnie aż dziwne. Jednak starałam się nie zwracać na to zbytniej uwagi. Kilkaset metrów przed sobą ujrzeliśmy namioty, przed którymi nieustannie panował tłok.
- Plan wgląda następująco: nie chcę ryzykować twojego omdlenia Colette, dlatego wolałabym, byś zajęła się pilnowaniem zaopatrzenia i była bardziej na zapleczu. Odciążysz przez to osoby, które faktycznie będą w stanie pomóc rannym. Daruma, liczę, że twoje zaklęcia to zaklęcia lecznicze, albo takie, które uśmierzą ból. Dlatego twoje miejsce będzie wśród innych medyków. Aegon przyda się przy transportowaniu rannych. Jego czas odnowienia pewnych umiejętności jest o wiele krótszy ode mnie. Ja postaram się doglądać wszystkiego, ale podejrzewam, że również przydam się przy transportowaniu rannych. Jeżeli macie jakieś pytania albo zastrzeżenia to teraz, zanim rzucimy się w wir bitewny. Służba w szpitalu polowym to również walka. - powiedziała, a jej głos nie zadrżał choćby przez chwilę. Nie powiedziałam nic, bo inaczej nie byłam w stanie pomóc. Daruma też milczał, więc białowłosa delikatnie się uśmiechnęła. Ruszyliśmy w stronę namiotów medycznych, których było naprawdę dużo. Weszliśmy do tego największego, w którym jak można było się spodziewać, już unosiła się ostra woń świeżej krwi. Nie odezwałam się choćby słowem, jedynie starałam patrzeć w podłogę i czekać, aż ktoś zezwoli mi na wyjście oraz zaczęcie swojego zadania. Nawet nie wiedziałam, czy przy pierwszej próbie podniesienia wzroku ujrzę tonącego we krwi rycerza, ale z tyłu głowy coś mówiło mi, żeby patrzeć w dół i nic więcej. Lyanna rozmawiała z jednym z głównych medyków, właściwie nawet nie wiedziałam, o czym. W końcu usłyszałam moje imię, więc aby nie wyjść na niewychowaną gówniarę, podniosłam wzrok, szukając źródła dźwięku.
- Colette, trzeci namiot na lewo. - skierował się do mnie mężczyzna, a ja skinęłam głową i szybko wyszłam, kierując się do wyznaczonego punktu. Już na miejscu kilka osób wytłumaczyło mi, jak i gdzie kłaść lub zanosić zioła, aby znacząco ułatwić pracę. W środku było na prawdę dużo medykamentów, jednak medycy twierdzili, że niedługo zacznie tego brakować, co trochę mnie przeraziło. Nie powiedziano mi, gdzie ewentualnie mam się udać po potrzebne rzeczy. A może nie będę musiała tego robić? Lub po prostu powiedzą mi tylko w razie potrzeby? Miałam w sumie dużo pytań organizacyjnych, na które wcześniej nie wpadłam lub białowłosa nie byłaby w stanie mi odpowiedzieć. Próbowałam sama logicznie sobie na coś odpowiedzieć, co jakiś czas myśląc o tym, jak radzi sobie reszta drużyny.
Daruma?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz