Krew
zawrzała w żyłach, a serce gwałtownie przyspieszyło, gdy chłopak
wczytywał się w kolejne, pełne żołnierskiego żargonu linijki tekstu. I
choć lata spędzone pod ojcowskim dachem, a następnie w akademii
przybliżyły mu osobliwą, surową odmianę języka, pewna część rozumu nie
pozwalała mu w pełni uwierzyć w to, na co spoglądał własnymi oczyma. Orkowie przekroczyli granicę.
Przeklął pod nosem, wciskając zmiętą kartkę papieru do kieszeni
przypalonego nieznacznie, skórzanego płaszcza. Nie cieszył się wizją
wizyty na froncie, ba, znacznie cieplej przyjąłby święty spokój, stan, w
którym nikt nie naruszałby osobistej przestrzeni, a cudze spojrzenia
nie umykałyby przed jego prezencją. Z drugiej strony, choć nie chciał
pokazać tego przed stojącą nieopodal kadrą nauczycielską, odczuwał
jednak osobliwy rodzaj ekscytacji na samą myśl o przerwaniu ciążącej rutyny,
iluzji szczęścia, którą dobrowolnie poił się przez lata. Zgodnie ze swą
dotychczasową reputacją skwitował wezwanie filuternym prychnięciem,
wbijając zdeterminowane, lecz dziwnie puste, spojrzenie w
wyczekującego odpowiedzi dyrektora. Mężczyzna skinął jedynie głową,
oznajmiając tym samym, że wymuszona na czarnowłosym audiencja została
zakończona. Demon opuścił więc gabinet i nie marnując ani sekundy,
skierował się ku wyznaczonemu mu, wyjątkowo niepewnemu przeznaczeniu.
***
Pojazd
podskakiwał na licznych wybrzuszeniach bocznych traktów, by następnie
gwałtownie utonąć w pozostałościach po zasypanych częściowo wilczych
dołach. Azriel przeklął pod nosem, gdy jego głowa raz jeszcze uderzyła z
impetem w drewnianą ściankę, skutkując nikłym, lecz nadwyraz drażniącym
bólem skroni. Podróż do granic Dworu Wiosny nie powinna trwać
długo, jednak dla dostatecznie znużonego już, odczuwającego
niecodzienną, ogromną żądzę krwi młodzieńca, zdawała się trwać
wieczność. Odetchnąwszy ciężko, czarnowłosy odchylił głowę ku górze,
próbując okiełznać w ten sposób zalewającą go falę sprzecznych ze sobą
emocji. Obojętność ustępowała miejsca łaknieniu, strach przed porażką
uchylał się przed gorejącym w sercu uporem. To była jego szansa, by udowodnić wszystkim swą prawdziwą wartość. By pokazać Mu, że potrafi znacznie więcej, niż krycie się w cieniu.
Rozmyślania
przerwał wzbierający na intensywności gwar. Podniesione głosy
przenikały przez ścianki pojazdu, lecz ich liczebność sprawiała, że
mimowolnie zlewały się w jeden wspólny wrzask - Azriel skrzywił się na
samo jego brzmienie. Gdy w końcu stanął na własnych nogach, strzykając
zastygłymi od bezruchu kośćmi, poczuł, jak adrenalina w jednej chwili
przepełnia każdy skrawek jego ciała. Nie było już niepewności - liczyło
się tylko tu i teraz. Zgodnie z podyktowanymi wcześniej wytycznymi skierował się
do odpowiedniego, położonego na uboczu namiotu, nieustępującego jednak
okazałością tym ulokowanym bliżej centrum. Wnętrze było surowe, zupełnie
takie, jak zapamiętał z inscenizowanych walk w Akademii Ardem. Chłopak
nie miał jednak czasu na podziwianie widoków - w niemal tej samej
chwili, w której przekroczył próg obozowiska, w środku pojawiły się dwie
nieznajome mu kobiety oraz odziany w płytową zbroję żołnierz. Trójka,
jak zdążył już zauważyć, nastolatków wymieniła jedynie zaciekawione
spojrzenia, nim starszy rangą wojownik przejął inicjatywę, powtarzając
wszystko to, o czym demon wiedział wcześniej od rady pedagogicznej,
wzbogacając jednak monolog o dokładniejsze szczegóły na temat
czekających ich zadań oraz, co wyraźnie zaintrygowało Azriela, ról,
jakie mają pełnić. Chłopak przekrzywił głowę, mierząc rozmówcę
spojrzeniem podkrążonych oczu jeszcze przez chwilę, nim dotarł do niego
sens rzucanych w eter słów. Lider. W najśmielszych snach nie
pomyślałby, że stąpa po tym świecie szaleniec, który dobrowolnie
pozwoliłby mu rządzić. Czarnowłosy w głębi duszy przysiągł sobie jednak,
że choćby niebo waliło mu się na głowę, nie zawiedzie. Nie może.
Gdy żołnierz zakończył swe objaśnienia, zapoznając trójkę uczniów z mapą regionu, który mieli ochraniać oraz najnowszymi informacjami z
frontu, pożegnał się i opuścił namiot, nie pojawiając się w nim już ani
razu. Azriel, czując nagły, niezrozumiały przypływ pewności siebie,
odwrócił się w kierunku nowych towarzyszek i, ku własnemu zdziwieniu,
przedstawił się. Kobiety zawtórowały mu już chwilę później - gdy pozorne
grzeczności rozpłynęły się w powietrzu, rozmowa przeszła na tor
posiadanych zdolności i doświadczenia bojowego. Kolejne słowa opuszczały
usta każdego z nich, gdy szykowali się do walki, dopinając wszystko na
ostatni guzik, a Sullivan czuł się coraz bardziej przekonany, że
stworzona z reprezentantów każdej akademii drużyna faktycznie mogła
zadziałać, a przynajmniej zapewnić, że nie zginą już na starcie. Ich umiejętności, choć zupełnie odmienne, niekiedy uderzające
w odrębne, magiczne sfery, mimo wszystko miały szansę zadziałać jako
jedność. Uwagę chłopaka przykuła szczególnie informacja o demonie, z
którym związana była Sylva - i choć sama wzmianka o ognistym żywiole
sprawiła, że rozległe blizny zajęły się palącym gorącem, przywołując
nieprzyjemne, fizyczne wspomnienia, a głowę wypełniły obrazy jego gorzkiej porażki, Azriel odwrócił się w jej stronę i,
starając się zabrzmieć względnie uprzejmie, zdecydował się odezwać.
-
Czy twój demon potrafiłby wyczuć, gdzie znajdują się ukryci albo, co
gorsza, zagrzebani pod gruzem mieszkańcy? - Pytanie było czysto
teoretyczne, jednak chłopak czuł w kościach, że bez odpowiednich
środków, odnalezienie rannych może przysporzyć im kłopotów i zmarnować sporo czasu.
[Sylva?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz