Tablica

Nadeszła zima, jakiej nawet nasi dziadkowie nie widzieli. Zapasy powoli się kończą, państwa patrzą na siebie coraz bardziej podejrzanym wzrokiem. Uczniowie muszą siedzieć w zimnych i rzadko ogrzewanych pokojach, bo akademię robią wszystko by nie zamknąć swych wrót przez brak pieniędzy. Ludzie w miastach wspierają się jak tylko mogą, jednak nawet to nie pomaga w wyżywieniu rodziny. Wcześniej ludzie nie zwracali uwagi na dziwne zachowanie zwierząt, jednak być może był to zwiastun czegoś nowego? Może ptaki przestały migrować, a stworzenia leśne zbierać zapasów na zimę z powodu jakieś większej sprawy? Pomimo ciężkich warunków, zimy i głodu, niektórzy chcą znaleźć przyczynę całego tego chaosu i szaleństwa. Próbują dotrzeć do miejsca, w które zdaje się, idą wszystkie magiczne stworzenia zamieszkujące nasz świat. Czy jednak jest to bezpieczne?

piątek, 21 lutego 2020

Od Axela cd. Darumy

Po słowach centaura poczułem, jak z mojego serca i tak wypełnionego już złością, wylewa się gniew, rozprzestrzeniając się do każdej komórki mojego ciała. Skupił się w opuszkach palców, pokrywając je lodem, mimo rosnącej temperatury mojego ciała. Nie mogłem oprzeć się chęci poruszenia się, wstałem więc gwałtownie, a krzesło, na którym siedziałem, wywróciło się do tyłu.
- Jak wy możecie jeść to gówno?! - w końcu irytacja wypłynęła również z moich ust, zmieniając formę na brzydkie słowo, zdecydowanie niestosowne dla osób mojej rangi. Natychmiastowo do emocji dołączył wstyd, tworząc niebezpieczną mieszankę. Daruma nie wydawał się ani trochę wzruszony. Lód na dłoniach rozpoczął swoją wędrówkę w górę rąk, pokrywając je leciutką, błyszczącą warstwą kryształów.
- Słuchaj mnie! - wykrzyknąłem w stronę centaura, prawą ręką zamachując się i z dużą prędkością zrzucając z niej zamrożoną wodę w postaci ostrych odłamków, które uderzyły o podłogę, by podzielić się na jeszcze więcej części. Dźwięk przypominał mi rozbijające się szkło butelek. Chłopak spojrzał w stronę krzesła, w które wbiło się kilka kawałków lodu, a potem jego wzrok wrócił do mnie.
- Uważaj na język, Enberg - wrócił do jedzenia tak, jakby nic się nie stało. To, jak mnie nazwał, natychmiast wysuszyło złość, która płynęła w moich żyłach, zastępując ją całkowicie wstydem. Na chwilę całkowicie się zawiesiłem, przypominając sobie mojego ojca. Co jeszcze płynie w mojej krwi, oprócz kłamstw i agresji? Moje wypełnione strachem oczy powędrowały do siedziska leżącego na podłodze. Podniosłem je, usuwając kryształki lodu, rzucając je na podłogę, a następnie usuwając wszystkie znajdujące się na podłodze i mojej drugiej ręce. Nie miałem jednak ochoty na siadanie.
- Nie nazywaj mnie tak, Enberg to mój ojciec, a nie ja - powiedziałem, szybko budując wokół siebie barierę pewności siebie. Wyprostowałem plecy, a zimne dłonie splotłem za sobą. Daruma patrzył mi w twarz, na jego własnej widziałem ledwo zauważalną iskierkę rozbawienia. Po chwili ciszy zrozumiałem o co chodzi, jednak nie chciałem jako pierwszy wspomnieć o fakcie, że centaur nie zna mojego imienia.
- Nigdy nie powiedziałeś mi, jak się nazywasz - powiedział z uprzejmym uśmiechem. Mimo tego, że bardzo się starałem, nie byłem w stanie poczuć niczego innego niż lekkiego podziwu. Chłopak był spokojną osobą.
- Moje imię to Axel - przedstawiłem się z lekkim ukłonem, czysto z przyzwyczajenia. Trzy dni zajęło mi zdradzenie mu mojego imienia. Nie miałem już chęci, by dłużej rozmawiać z Darumą. Zwróciłem się więc w stronę drzwi, co nie wydawało się przeszkadzać centaurowi. Szedłem z głową do góry, nie mogłem przecież pokazać komukolwiek, że dałem się zawstydzić sytuacji. Kiedy miałem już uwolnić się od zaciśniętych na moim gardle rąk niezręcznej atmosfery komnaty jadalnej, poczułem lekkie pociągnięcie na kołnierzyku mojej drogiej koszuli. Szybko się odwróciłem, stając twarzą w twarz z nieznajomym mi dorosłym.
- Co ty sobie myślisz? - wysyczałem, nawet nie żałując swoich słów, kiedy uświadomiłem sobie, że osoba stojąca przede mną była najpewniej nauczycielem.
- Pójdziesz ze mną do dyrektora - oznajmił.
***
Mój oddech był ciężki i przerywany. Od dawna nie bolał mnie tak upadek. Wypuściłem z płuc całe powietrze, które w nich miałem. Zimne powietrze szczypało każdą odkrytą część mojego ciała, co było obecnie większością. Nie chciałem wracać do pokoju po wizycie u dyrektora, nie zabrałem więc ze sobą płaszcza. Spojrzałem na swoje stopy, wzdychając lekko na widok wytworzonych z lodu łyżew. W tym momencie bardzo chciałem mieć przy sobie swoją ulubioną parę. Przewróciłem się na plecy, decydując się na odpoczynek. Mój grzbiet natychmiast się oziębił przez kontakt z lodem. Starałem się nie koncentrować się na bólu, zamiast tego łączyłem gwiazdy znajdujące się na nocnym niebie w konstelacje. Nie znałem ich za dobrze, ale potrafiłem niektóre rozpoznać. Jens bardzo się starał, kiedy mnie uczył. Niestety nigdy nie miałem ochoty, by go słuchać. Z lekkim uśmiechem wspominałem czasy przed akademią. Przewróciłem głowę na bok. Policzek uderzył leciutko o lód. Zamknąłem oczy, podziwiając chłód, który przejmował moje ciało. Mogłem się ogrzać. Wystarczyłoby użycie mocy. Zmęczenie spowodowało jednak, że nie miałem ochoty na więcej wysiłku. Zastanawiałem się, czy nie oddać się całkowicie lodowatej temperaturze, która pasowała do pustki, którą czułem w środku. Wyjeździłem wszystkie moje emocje pochodzące z wydarzeń tego dnia. Zniknęła moja złość i wstyd. Nie czułem już niczego. Zostało jeszcze tylko lekko tlące się ognisko zawodu. Pierwszym listem, który dostaną moi rodzice, będzie ten o agresji do innych uczniów. Myślałem wcześniej, że zrobię coś lepszego, by wkurzyć moich rodzicieli. Po chwili zginął ostatni płomyk moich wrażeń, a ja sam miałem już zasnąć. Nagle do moich oczu dotarło światło. Moje powieki lekko się rozszerzyły, pokazując mi obraz centaura stojącego przed lodem. Obok niego leciał płomyk, z którym zaznajomiony zostałem już wcześniej. Lekko poruszyłem dłonią, usuwając lód z drogi Darumy, nie zdejmowałem z niego rozkojarzonego wzroku. 
- Musisz wrócić do pokoju, Axel - usłyszałem z daleka. Ponownie zwróciłem twarz w stronę nieba, zostawiając ją całkowicie neutralną. Stopiłem łyżwy oraz lód wokół siebie, przekształcając je w ciepłą parę. Okryłem się nią jak kocykiem. Moje wyczerpanie wzrosło jeszcze bardziej.
- Nie chcę wstawać - wyszeptałem. Była to jedyna moja odpowiedź, którą centaur otrzymał. Czekał widocznie, aż coś zrobię, jednak w końcu sam postanowił się na zrobienie pierwszego ruchu. W końcu zbliżył się do mnie. 
- Nie wziąłeś ze sobą płaszcza - zauważył chłopak. Moje spojrzenie wylądowało na jego dłoni, w której trzymał moje okrycie. Z trudem podniosłem się do pozycji siedzącej, siedząc tak przez parę sekund. Daruma delikatnie podał mi płaszcz, który przyjąłem. Moje kończyny dalej czuły się tak, jakby sam lód dostał się do kości, co utrudniało ruchy. W końcu udało mi się założyć ubranie. Rozpędziłem parę, pozwalając sobie na lżejszy oddech. Wstałem na chwiejnych nogach i powoli ruszyłem w stronę akademika. Usłyszałem za sobą cichy śmiech. Odwróciłem się w stronę centaura.
- To w drugą stronę, Axel - zauważył, pokazując na budynek. Wszystkie światła były już zgaszone. Nie byłem pewny, ile godzin spędziłem na lodzie. Zbyt zmęczony, by aktorzyć, zwyczajnie pokiwałem głową i rozpocząłem marsz w drugim kierunku. Droga do pokoju wydawała mi się dłuższa niż zwykle, ale kiedy Daruma otworzył przede mną drzwi, wydawała mi się warta wysiłku. Sięgnąłem do półki, by wybrać piżamę. Wykonałem kilka kroków, by znaleźć się w łazience i zamknąłem drzwi. Zrzuciłem ubrania na podłogę, decydując, że ktoś na pewno posprząta je rano. Moją uwagę przykuły nowe plamy na kolanach, a także na jednym z bioder i łokci. Z westchnięciem postanowiłem je zignorować i przystąpić do czyszczenia obolałego ciała. Tak zrobiłem, a gdy ubrany wydostałem się z łazienki, zdecydowałem, że nie mam wystarczająco sił, by dostać się do łóżka i runąłem na podłogę. Dopiero wtedy zgasło światło w pokoju, które, jak w końcu zrozumiałem, było płomykiem Darumy. Nie chciałem myśleć o tym, co mogło to znaczyć, a mój mózg nie dał mi i tak wystarczająco czasu. Minuta wystarczyła mi, by zasnąć na środku komnaty.

Daruma?
Liczba słów: 1091

sobota, 8 lutego 2020

Od Darumy cd. Sylvy

Z każdą kolejną minutą, którą musiałem spędzić w tym miejscu, czułem się coraz gorzej. Rozglądałem się nerwowo po pierwszakach, którzy rozbieli się po sali. Sam omiotłem wzrokiem znajdujące się w gablotach bestie. Skrzywiłem się na widok kłów i pazurów martwych potworów. Nie pochodziłem blisko do wystaw. Kiedy po raz pierwszy odwiedziłem Sarlok wystarczająco się napatrzyłem. Przeszedł mnie dreszcz na owe wspomnienie. Nigdy więcej.
Sylva opuściła salę. Na jej miejsce przyszedł ciemnoskóry mężczyzna. Nauczyciel okazał się wyjątkowo gadatliwy. Niczym najlepszy wodzirej zajął się wszystkimi pierwszakami, opowiadając przeróżne historie.
Po upływie dłuższego czasu wyprowadził nas z klasy, a zaprowadził do pokaźnej sali. Tam zajęliśmy miejsca, czekając, jak się domyślałem, na pokaz umiejętności. Przedstawiane popisy siły były już mi znane. Tym samym, znudzony, oparłem się rękoma o ramię krzesła obok którego stałem. Czekałem jedynie na koniec tego dnia. Mam nadzieję, że wychowawca szczodrze wynagrodzi mnie za poświęcenie.
Przedstawienie zaczęło się. Na środek sali wyszli uczniowie z Sarlok w towarzystwie swoich demonów. Między nimi rozpoznałem Sylvę. Stała w centrum, mierząc całą widownię wzorkiem. Prezentacja umiejętności rozpoczęła się delikatnie. Były to między innymi pełne gracji ataki wykonywane przez niemal baśniowe stwory. Kolejne elementy widowiska wydawały się znacznie dynamiczniejsze. Demony skakały wokoło siebie, prezentując swoje moce. Towarzysz Sylvy buchał ogniem, wprawiając widownie w niemały zachwyt. Pierwszacy wiwatowali, nawołując wesoło.
Pokaz skończył się, według uczniów, o wiele za szybko. Wstałem z siadu i przeciągnąłem się. Zbliżał się czas opuszczenia Sarlok. Wyszliśmy na zewnątrz, gdzie zebrałem swoją grupę. Nie było to proste. Przeliczenie wszystkich dzieciaków i zatrzymanie ich w jednym miejscu należało do niezwykle trudnych. Mieliśmy się już zbierać, kiedy nauczyciele poinformowali nas, że to nie koniec atrakcji. Skrzywiłem się, słysząc, że został jeszcze przygotowany poczęstunek. Chciałem już wrócić do pokoju. Mój współlokator został w nim sam na cały dzień. Byłem bardziej niż pewien, że przeprowadził rewolucje w moich rzeczach, chociaż kategorycznie zabroniłem mu ich dotykać.
Stanąłem przed stołem, który niemal uginał się pod ilością zaserwowanych dań. Głodni uczniowie rzucili się do posiłku, jakby nie jedli od lat. Podszedłem i spojrzałem po naczyniach. Większość potraw składała się głównie z mięsa. Oprócz deserów, oczywiście. Nie miałem jednak ochoty na nic słodkiego. Głównie z obawy na możliwość znajdujących się w nich orzechów. A to było dość prawdopodobne.
Ostatecznie zdecydowałem się na niegroźnie wyglądającą sałatkę. Nie smakowała źle, jednak moim zdaniem, brakowało jej do moich zwykłych posiłków w akademii. Przysiadłem na ziemi, spokojnie kończąc posiłek. W międzyczasie podeszła do mnie Sylva.
- I jak ci się podobało? - zapytała, siadając na przysuniętym przez siebie krześle. Wielki demon spojrzał na mnie podejrzliwie, jednak szybko zawinął się obok właścicielki. Nie spuszczał mnie jednak z oczu.
- Nie było źle - przyznałem, odkładając już pusty talerz. - Wszyscy żyją. I nawet nikt nie stracił kończyny.
Dziewczyna zaśmiała się cicho. Położyła rękę na oparciu krzesła i spojrzała na demona.
- Niedługo też dni otwarte w Corvine, prawda?
- Niestety - westchnąłem, wstając z miejsca. - Mam nadzieję, że będę mógł wtedy siedzieć cały czas w pokoju. Ten chwilowy sojusz to jedynie marnotrawstwo lekcji.
Sylva jedynie przytaknęła cicho. Zdawałem sobie sprawę, że ona również nie chce tutaj być. Z nudów zacząłem bawić się swoim naszyjnikiem zwisającym z poroża. Kilkakrotnie zsunął się z rogów i musiałem go poprawiać. Wszystko musi być idealnie.
Kiedy kończyłem właśnie ostateczne układanie łańcuszka, usłyszałem krzyk. Zerwałem się z miejsca - Sylva zaraz za mną. Momentalnie znaleźliśmy się w tłumie gapiów, przez który niesamowicie ciężko było się przedostać. Pośrodku kółka znajdowała się dwójka uczniów. W jednym rozpoznałem swojego kuzyna. Drugi zaś najpewniej pochodził ze Sarlok, ponieważ towarzyszył mu demon. Młodzieńcy wyzywali się, wymachując rękoma. Nim zdążyliśmy zareagować, elf rzucił dobrze mi znane zaklęcie. Wyskoczyłem z tłumu, wypowiedziałem formułkę czaru ochronnego. W tym samym czasie, Sylva powstrzymała ucznia ze swojej akademii. Odbiłem zaklęcie, stając przed kuzynem i obrzucając go wrogim spojrzeniem.
- Co ty sobie myślisz?! - prychnąłem do niego, po czym zwróciłem się do dziewczyny: - Przepraszam za niego.
Sylva? 

Liczba słów: 633

środa, 5 lutego 2020

Od Sylvy cd. Darumy

Centaur nie wyglądał na zbyt pewnego siebie, a nie chciałam by czuł się jeszcze bardziej osaczony. Pomimo tego, że jesteśmy wrogimi akademiami, nie czułam potrzeby by zachowywać się złowrogo w stosunku do niego. Rozumiałam, że nasze szkoły rywalizowały od bardzo dawna, ale to nie znaczy, że uczniowie od razu mają się nienawidzić i skakać sobie do gardeł.
- Problemy z grupą? - spytałam, chcąc przerwać ciszę. Będę musiała spędzić z nim praktycznie cały dzień, dlatego nie chciałam by wszystko tak wyglądało. Spojrzał się na mnie z góry, z miną której nie umiałam odczytać. Czyżby zdziwił się, że się do niego odezwałam?
- Delikatne - usłyszałam cichy głos. Lars westchnął idąc nieco przede mną, a ja pacnęłam go w ogon. Centaur obejrzał się na swoją grupę, chyba nieco spokojniejszy, że ogarnia ich wzrokiem.
- Myślisz, że wyrzucą mnie ze szkoły, gdy ktoś straci jakąś kończynę?
Weszliśmy do środka akademii. Tak jak prosiłam, korytarze były puste, uczniowie siedzieli albo na górnych piętrach, pokojach bądź uczestniczyli w dzisiejszych skromnych zajęciach.
- Nie sądzę, by wasz dyrektor się tym przejął. Jeśli straci jedną rękę, przecież ma jeszcze drugą, którą może władać magią, prawda? Chłopak spojrzał na mnie, lecz po chwili zaczął rozglądać się wokół siebie, tak jak cała jego grupa.
- A gdzie są wszystkie te... potwory? - usłyszałam głos jakiejś dziewczyny. Patrzyła na mnie, stojąc kilka kroków obok opiekuna. - Mama mi mówiła, że jest ich tu pełno.
- Jest ich dość dużo - mruknęłam - Większość z nich ma dzisiaj zakaz przychodzenia na dwa dolne piętra, gdzie będziecie oprowadzani. Spotkacie tylko tych, którzy w 100% umieją panować nad swoim demonem. Przecież nie chcemy by ktoś wrócił z ranami, na takiej ślicznej buźce, prawda?
To wytłumaczenie, chyba za bardzo jej się nie podobało.
- Schowaliście je, bo baliście się, że nie damy rady się bronić?
Nagle wokół nas zapadła cisza. Wzrok wszystkich był skupiony na nas. Kątem oka zobaczyłam jak centaur chciał zwrócić jej uwagę, lecz machnęłam na niego ręką by tego nie robił. Przecież to tylko pierwszoklasiści.
- Nie boimy się tego, że nie dacie im rady. Tylko chciałam Ci uświadomić to, że jeśli zaatakujesz jednego z nich, reszta demonów także się na ciebie rzuci. Niektórzy zaklinacze mają więcej niż jednego demona, a reszta jest równie silna. A atakując demona, nie myśl sobie, że jego człowiek będzie siedział z założonymi rękami. Nie wszyscy tutaj trzymają emocje na wodzy - Lars nachylił się nad moim ramieniem, a jego pysk znalazł się centymetr przed twarzą dziewczyny. Jego ogień buchnął z tylnych kończyn, podczas gdy ja biłam się z jego myślami chcąc go uspokoić. - Przejdźmy na razie do sali wykładowej, a tam odpowiem na wasze wszystkie pytania. Nie będziemy stać w holu.
Ruszyłam przed siebie, po chwili usłyszałam, że reszta ruszyła za mną. Jedna rzecz mnie cieszyła - to nie ja musiałam iść do Corvine z naszymi nowymi uczniami. Chociaż Zaklinaczy było o wiele mniej niż innych ras na świecie, dajemy sobie jakoś radę. Ta zdolność nie jest dziedziczona z pokolenia na pokolenie. I dlatego właśnie jest nas tak mało. Weszliśmy do przestronnej sali, z długimi ławami po obu stronach sali. Podeszłam na biurka jednego z nauczycieli i ostrożnie odłożyłam papiery i notatki na bok, by po chwili usiąść na blacie mebla.
- To sala, w której prowadzone są podstawy demonologii. Wokół was, w gablotach, znajduje się kilka demonów, które są powszechne w Eterze. Spokojnie, są martwe. Klasa rozbiegła się oglądając eksponaty. Przynajmniej chwila wytchnienia. Już któryś raz spróbowałam uśpić Larsa, ale ten tylko warknął i wciąż wpatrywał się w dzieciaki biegające wokół.
- Mam nadzieję, że nic nie zniszczą - centaur podszedł do mnie powoli, lecz nie spojrzał w moim kierunku.
- Przepraszam, że wcześniej się nie przedstawiłem. Daruma.
Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Sylva.
Staliśmy tak obok siebie, w ciszy, czekając aż skończą obserwacje. Słyszałam śmiechu, czasem wzdychanie czy ekscytacje w głosie przybyszów. Jak zawsze wszyscy sądzą, że Sarlok to najgorsza z akademii. Przecież w czym możemy pomóc innym? Lecz podczas walki, nasze demony nie dość, że pomagają w walce, dają nam jeszcze skorzystać ze swoich zdolność. Dlatego nie czuje byśmy byli gorsi od innych. Dzieciaki powoli zaczynały siadać w ławkach, czekając aż będą mogły zadać pytania. Daruma stanął przy pierwszej z ławek, patrząc czy wszyscy zajęli miejsce. Coś czuję, że on sam nie chciał tutaj przybyć.
- Dobrze, tylko spokojnie - mruknęłam sama do siebie - Czy ktoś nadal ma jakieś pytania? - powiedziałam to głośniej by tym razem wszyscy mogli usłyszeć moje słowa. Przez chwilę nic się nie działo, ale jedna z rąk wystrzeliła w górę.
- Wcześniej wspominałaś, że jeden Zaklinacz może mieć kilka demonów. Jak to działa?
- Więc tak. W podziemiach naszej szkoły znajduje się portal do Eteru. Jest na tyle mały, że nie wyrządza on szkody środowisku wokół, a przez większość czasu pozostaje w stanie uśpienia. Dzięki temu - złapałam za kawałek czarnego kryształku na rzemyku znajdującego się na mojej szyi - każdy Zaklinacz może wysłać tam swojego demona, nadal utrzymując z nim kontakt. Oczywiście nie każdy ma kamień. Zaklinacz  wybiera sobie przedmiot, w którym chce trzymać cząstkę swojego demona. Może to być wszystko. Pergamin, naszyjnik, bransoletka, miecz, książka. Dzięki nim możemy polować w Eterze i zdobywać nowe demony.
- A czy ludzie mogą wejść do Eteru?
- Tak. Każdy kto ma cząstkę Eteru może się tam wybrać, lecz ma to też swoje konsekwencje. Jeśli pozostajemy tam zbyt długo bez zabezpieczenia, zaczynamy się dusić i jeśli nie wyjdziemy stamtąd na tyle szybko, to nasza wyprawa może zakończyć się śmiercią. Zarówno naszą, jak i naszego demona.
Zanim zajęcia się skończyły, zadawano mi mnóstwo pytań. Siedząc na biurku, już ze znudzeniem czekałam aż Jera przyjdzie po nas by zabrać dzieciaki na pokaz umiejętności. Ja też miałam brać w nich udział, jako jedyna która wraz ze swoim demonem panuje nad ogniem. Przymrużyłam oczy, wpatrując się w ziemię i oczekując mojego wybawienia, które przez dłuższy czas nie pojawiało się na horyzoncie. Aż nagle wrota otworzyły się z charakterystycznym dźwiękiem. Wszyscy uczniowie odwrócili się, a ciemnoskóry mężczyzna stojący w drzwiach omiótł ich wzrokiem. Zobaczywszy mnie, mój wychowawca uśmiechnął się delikatnie.
- Idź się przygotować, a ja postaram się ich jakąś zająć przez ten czas - puścił mi oczko, kiedy przeciskałam się obok niego. Mam nadzieję, że dzieciaki nie będą go o mnie wypytywać, znając jego powiedziałby więcej niż powinien.
Daruma?

Liczba słów: 1013
Szablon
Pandzika
Kernow