Tablica

Nadeszła zima, jakiej nawet nasi dziadkowie nie widzieli. Zapasy powoli się kończą, państwa patrzą na siebie coraz bardziej podejrzanym wzrokiem. Uczniowie muszą siedzieć w zimnych i rzadko ogrzewanych pokojach, bo akademię robią wszystko by nie zamknąć swych wrót przez brak pieniędzy. Ludzie w miastach wspierają się jak tylko mogą, jednak nawet to nie pomaga w wyżywieniu rodziny. Wcześniej ludzie nie zwracali uwagi na dziwne zachowanie zwierząt, jednak być może był to zwiastun czegoś nowego? Może ptaki przestały migrować, a stworzenia leśne zbierać zapasów na zimę z powodu jakieś większej sprawy? Pomimo ciężkich warunków, zimy i głodu, niektórzy chcą znaleźć przyczynę całego tego chaosu i szaleństwa. Próbują dotrzeć do miejsca, w które zdaje się, idą wszystkie magiczne stworzenia zamieszkujące nasz świat. Czy jednak jest to bezpieczne?

sobota, 31 lipca 2021

Od Lilith do Louisa

 Parny dzień, w zasadzie parny wieczór. Lipcowa pogoda nie rozpieszczała nikogo, niemalże paląc gorącymi, słonecznymi promieniami. Posiadanie bladej karnacji stało się wręcz niemożliwe, co dla niektórych może być błogosławieństwem, dla innych utrapieniem. Należę raczej do tej drugiej grupy, nie lubię się opalać. Wszystkie dostępne zajęcia zakończyłam godzinę temu, tak więc teraz pozostało mi tylko siedzieć i smażyć się w ponad trzydziestostopniowym upale. Wstałam z łóżka i zaczęłam kręcić się bez celu po pokoju, co jakiś czas mieszając zważone wcześniej eliksiry, przerzucając kartki zapisanego zeszytu i zaczynając je czytać, mimo, że większość znam już na pamięć. Westchnęłam i postanowiłam posprzątać. Była to maksymalnie zbędna czynność, bo wiedziałam, że i tak za maksymalnie 15 minut znowu będzie bałagan. Mimo to zabrałam się za porządki, nie miałam nic lepszego do roboty. Wszystkie zeszyty położyłam na sobie, a następnie całą górę zapisanych kartek położyłam na komodzie obok kuchennego blatu, zastawionego po brzegi. Powoli zaczęłam zbierać fiolki z eliksirami ze stołu, przenosząc je na tą samą czarną komodę, na której chwilę wcześniej ułożyłam zeszyty. Pozbierałam odrobinę porozrzucane rośliny, lecznicze jak i trujące - zajęło mi to dłuższą chwilę, jednak taka jest "procedura", jeśli można to tak nazwać. Gdybym omyłkowo do torebeczki z roślinami, dajmy na to, uspokajającymi, wrzuciła choćby odrobinę czegoś śmiertelnie trującego, mogłoby się to skończyć bardzo nieciekawie, zarówno dla ofiary mojego roztargnienia, jak i dla mnie. Mimo wszystko sprzedawanie eliksirów wiąże się z niemałą odpowiedzialnością, a ja robię to czysto hobbystycznie. Jestem wiedźmą krwawą, nie czyniąca. Po starannym oddzieleniu składników, każdy do swojej torebeczki, wzięłam ścierkę i przetarłam blat, jak najstaranniej domywając go ze śladów wylanych mikstur. Po wszystkim włożyłam szmatkę pod bieżącą wodę, dokładnie wypłukując. Nim dokończyłam tę czynność, usłyszałam pukanie do drzwi. Nie miałam bladego pojęcia, kto to mógł być, nie byłam umówiona z nikim. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je, od razu mierząc wzrokiem drobną kobietkę z blond włosami i zmartwionymi oczami. 

- Słucham? - spytałam, przenosząc ciężar na prawe biodro i na tym samym opierając dłoń.

- Lilith Rhasald, tak? 

- We własnej osobie. - odparłam dumnie i wyprostowałam się z uśmiechem. Uwielbiam, kiedy ktoś wymawia moje pełne imię.

- Sprzedajesz mikstury, zgadza się? - spytała z nadzieją w głosie, a mi w głowie zaświeciła się czerwona lampka. Nie umawiałam się z nikim na najbliższy tydzień, a tą kobietę widzę pierwszy raz na oczy, więc nie możliwe, aby przyszła po coś wcześniej.

- Zależy, o co chodzi. - zmrużyłam oczy.

- Potrzebuję twojej pomocy. Pilnie. Błagam. - wydukała szybko i niemal padła przede mną na kolana. Pilnie. Ciekawe.

- Wejdź. - powiedziałam krótko, szerzej otwierając drzwi, a blondynka niemal wbiegła do mojego pokoju i zasiadła na łóżku. Nie spiesząc się, zamknęłam za nią drzwi i powolnym krokiem ruszyłam za nią, oparłam się jednak tyłem tułowia o blat, ponaglająco spoglądając na kobietę. - Więc o co chodzi?

- Mój mąż. - zaczęła - jest leśnikiem. Poluje na różne zwierzęta i tak dalej, sama rozumiesz. Trzy dni temu zaatakowało go zwierzę, on sam nie ma pojęcia, jakie. Zmasakrowało mu lewą rękę. Sprowadziliśmy lekarza i staraliśmy się leczyć zwykłymi ziołami, jednak rana nie chce się goić - powiedziała chyba najszybciej jak mogła, nie cierpiąc chwili zwłoki. Ewidentnie próbowała obudzić we mnie współczucie dla jej partnera i liczyć, że od razu się zgodzę, jednak trafiła na niewłaściwą osobę do tego typu zabawy.

- Aby na pewno sprowadziliście dobrego medyka, a nie jakąś pizdę, która zna się na leczeniu gorzej niż słoń na tańczeniu? - zapytałam z kamiennym wyrazem twarzy.

- Najlepszego w mieście. 

- Jakimi ziołami próbowaliście go leczyć? Konkretnie, jeżeli jesteś w stanie wymienić nazwy. Muszę wiedzieć, co już raz nie zadziałało.

- Niestety nie wiem, nie mówił, czego używa. Podobno dwa z najmniej dostępnych ziół leczniczych.

- Mhm. - odparłam i potarłam palcami skronie. - czyli prawdopodobnie ojebał was na pieniądze. Dużo mu zapłaciliście?

- Cena nie grała dla nas większej roli, ale nie była to najmniejsza suma. - powiedziała poirytowana. - Pomożesz mi czy nie? - to pytanie zastanawiało mnie tak samo, jak i ją. Kobieta przychodzi do mnie i prosi o pomoc, bez wcześniejszego umówienia się i jakiejkolwiek zapowiedzi, nie proponuje kwoty, nie wie też jakie zwierzę pogryzło jej fagasa ani jakie zioła nie zadziałały na ranę - i oczekuje, że się zgodzę.

- Ile płacisz?

- Na ile cenisz swoje umiejętności? - to pytanie podniosło mi ciśnienie. Swoje umiejętności i możliwości cenię na tyle wysoko, że żadne pieniądze by tego nie wynagrodziły.

- 500 monet na start. Jeżeli lek okaże się trudny do zdobycia, kolejne 100 monet, to samo, jeżeli zostanę poszkodowana. Jeżeli lek nie zadziała, a gwarantuję, że zadziała, oddaję ci połowę kwoty startowej. Czy taki układ ci pasuje? - spytałam, nie oczekując innej odpowiedzi niż "tak". Gdyby powiedziała co innego, skazałaby męża na amputację kończyny, albo nawet śmierć. Jednak wybór należał do niej.

- Stoi. - westchnęła i wyciągnęła sakiewkę z monetami, po czym rzuciła ją w moją stronę. - Wysoko się cenisz.

- Za dobre usługi trzeba dobrze zapłacić. - uśmiechnęłam się pod nosem i już chciałam ją wyprowadzać, jednak ta jeszcze nie skończyła.

- Mam jednak pewien warunek. Za taką kwotę, nie jest on chyba zbyt ciężki do wykonania.

- Od stawiania warunków jestem tu ja. - warknęłam. Blondyna zaczęła sobie na za dużo pozwalać. - Ale mów dalej.

- Potrzebuje tego najpóźniej na jutro. - nadzieja w jej głosie była niemal nie do pominięcia. I już miałam ją wyśmiać oraz odrzucić ofertę, w końcu, nie ona, to kto inny, ale przez głowę przeszła mi jedna myśl. Jedna myśl, która zmieniła cały bieg tego dnia.

I tak nie masz co robić, Lilith.

- Dodatkowe 50 monet i ubieram się za 3 minuty. - rzuciłam, a kobieta bez chwili namysłu dodała brakującą kwotę i z uśmiechem wdzięczności opuściła pokój bez słowa. Wpakowałam się w potężne gówno, ale było już zbyt późno, by się wycofać. Kobieta zostawiła potężną sumę wiedźmie, z nadzieją, ze da radę wyleczyć jej męża - co prawda mogłam zażyczyć sobie o wiele więcej, jednak nie można być zbyt chytrym. A nawet jeżeli mikstura nie zadziała, a facet umrze, co naprawdę by mnie zdziwiło, i tak zarobię całkiem sporo. Musiałam jednak dotrzymać obietnicy. Wyjrzałam przez okno - zmrok zapadał lada chwila. Błyskawicznie przeszukałam wszystkie zeszyty oraz półki, po czym okazało się, że brakuje mi jedynie jednego składnika. Spięłam więc włosy w kok, zarzuciłam na siebie płaszcz z kapturem i uchwyciłam sztylet i wsadziłam do pochwy przy pasie. Podeszłam również do czarnej komody i zabrałam z niej dwie fiolki, jedną ciemnozieloną, a drugą turkusową. Założyłam też na dłonie rękawiczki - mam je zawsze, niezależnie czy są potrzebne, czy nie. Czyste przyzwyczajenie.

Gdy opuściłam już pokój, szybkim krokiem ruszyłam w stronę lasu. To w jego głębi tkwi jedyny element ogromnej układanki, którą muszę ukończyć zanim wstanie świt. Nałożyłam kaptur na głowę i uśmiechnęłam się pod nosem, po chwili opuszczając mury akademii. Na dworze zapadł praktycznie całkowity zmrok, dzięki czemu płaszcz mi nie wadził, wręcz przeciwnie - zerwał się delikatny wietrzyk, więc było akurat. Gdy znalazłam się już na skraju lasu, sprawdziłam dłonią, czy aby na pewno mam wszystko, czego potrzebuję. Zawsze mam, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Przekroczyłam granicę domu wielu zwierząt, potworów i być może bezdomnych. W zasadzie od zawsze interesowało mnie, ile zbrodni, o których nikt nie ma pojęcia, zostało popełnionych w tym lesie. Zwolniłam tempo, uważnie się rozglądając. Musiałam wytężyć słuch, żadna kwota nie jest wystarczającym wynagrodzeniem za cierpienie podczas walki z, przykładowo, niedźwiedziem. To, że potrafię szybciej się regenerować, nie oznacza, że nic nie czuję. Szelest liści na wietrze również bywa mylący. A w lesie, szczególnie po zmroku, dzieją się różne rzeczy, żyłam i żyję w takim przekonaniu już od dawna. Bardziej w głębi lasu, wytężyłam również węch, starając się wyczuć pożądaną roślinę. Gdy byłam już prawie pewna, że znajduję się we właściwym miejscu, że już ją mam, w nos ukłuła mnie mocna woń - niezbyt przyjemna. Woń krwi, z powoli rozkładającego się ciała. Na początku zbytnio się tym nie przejęłam, w końcu zwierzęta też muszą polować, żeby przetrwać - tak zwany łańcuch pokarmowy. Jednak z każdym krokiem odór stawał się coraz silniejszy i byłam pewna, ze jest to krew człowieka, bądź istoty człekokształtnej. Podążyłam więc tam, gdzie prowadził mnie nos, lekko oświetlając sobie drogę magią. Otaczała ona moje dłonie lekką, niebieską poświatą, ale w ciemnym lesie i to było dobre. W końcu znalazłam się tuż przed ciałem, zamordowanego... człowieka, wampira, czy czegokolwiek innego w tym stylu. Jednak zamiast od razu ujrzeć nieboszczyka z jelitem na wierzchu, zobaczyłam zakapturzoną postać, kucającą przed trupem. Na pewno nie był to człowiek, na pierwszy rzut oka można było dostrzec, że ma grubo ponad dwa metry wzrostu. Natychmiast cofnęłam się i chwyciłam sztylet, patrząc, jak postać odwraca głowę w moją stronę.

Louis? 

piątek, 30 lipca 2021

Dwie lodowe gwiazdy na nocnym niebie (4/?)

Ostatnie promienie słoneczne ledwo sięgały ziemi, gdy dzienna gwiazda coraz bardziej chowała się za górami. Mieszkańcy Rostwalk powoli kończyli swoje prace, najmłodsze dzieci wracały do domu. Poza jednym, który nadal znajdował się na ganku przed swoją chatą.
Teava stał niecierpliwie, lodowe oczy skakały to tu, to tam. Szukał czegoś na niebie, do tego stopnia, że już dłużej nie potrafił ustać spokojnie w jednym miejscu. Szukał, jak gdyby od tego zależało jego życie. Obok niego stał ojciec, który bezskutecznie próbował nad nim zapanować.
– No już, już, na pewno zaraz się pojawi – powtarzał zmęczonym tonem, błądząc wzrokiem za chłopcem.
– Zaraz, czyli kiedy? – jęknął rozpaczliwie Teava. – A co jak się nie pojawi?
– Synu, zawsze się pojawia.
Chłopiec spuścił głowę, jego ramiona jakby opadły. Już jakiś czas czekał i zaczął tracić wszelkie nadzieje. Mimo że zawsze się pojawiała, każdego dnia, obawiał się, że tym razem mogła postanowić zrobić biednemu przeklętemu dziecku na złość i się nie pojawić wtedy, kiedy jej najbardziej potrzebował. Może po czterech razach miała dość? Uznała, że nie lubi go i zniknie...
Podniósł głowę, spojrzał jeszcze raz w niebo.
Wtem jego oczy otworzyły się szeroko i błysnęły mocniejszym cyjanowym światłem.
– Jest! – zawołał radośnie. – Tata, jest!

niedziela, 25 lipca 2021

Od Aishy (+18)

Każdego dnia przeżywałam na nowo piekło. Kolejne rany, które z czasem zmienią się w blizny, zarówno na moim ciele, jak i na psychice. Kolejny dzień, gdzie musiałam wytrzymać bez jedzenia, a tylko o samej wodzie. Jedyne z czego byłam zadowolona w tym życiu, to Maya - moja przybrana matka. Była dla mnie jak biologiczna matka. Kochałam ją i tęskniłam, chociaż żywiłam do niej trochę mieszanych uczuć. Jednak szanowałam ją, ponieważ mogła mnie zostawić. W końcu byłam od samego początku tylko problemem. Robiła dla mnie wszystko, co mogła, wiedziałam o tym. Jednak nawet to, było czasem niewystarczające. Nigdy nie rozumiałam, dlaczego pozwalała swojemu mężowi znęcać się nade mną, tak jakbym była jakimś workiem treningowym, a nie żywą istotą. Mogła przecież uciec ze mną gdzieś daleko od niego, abyśmy obie były szczęśliwe. Pozwalała mu na wyrządzić sobie i mi każdą krzywdę. Bała się go. Te dni bez Castiena w domu były cudowne. Wtedy czułam się naprawdę szczęśliwa i byłam zadbana. Jednak ta bańka szybko pryskała. Nie spodziewałam się jej śmierci, ale z tamtą chwilą wiedziałam, że będzie tylko gorzej i jeśli nie ucieknę, nigdy nie poznam smaku wolności. Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj...

***

Była noc. Razem z Mayą siedziałam w jadalni, kończąc późną kolację. Castiena nie było już parę godzin, więc moja matka stwierdziła, że mogę trochę poprzebywać z nią na górze, a nie zamknięta w piwnicy. Pomasowałam nadgarstki, gdzie skóra była lekko zdarta od kajdanek. Nienawidziłam być przykuta do ziemi, ale rzadko kiedy miałam jakiekolwiek prawo do głosu. Nagle, usłyszałyśmy czyjeś ciężkie kroki przed domem i głośny, męski głos, który paplał jakieś niezrozumiałe słowa. Wiedziałam, co to znaczy. Castien znowu był pijany. Nie mógł mnie więc zobaczyć. Szybko ruszyłam do ich sypialni i schowałam się w drewnianej szafie. Nie była to może najlepsza kryjówka, ale nie miałam czasu. Wystarczyło tylko poczekać aż mężczyzna trochę pokrzyczy, zje coś i położy się spać, a ja będę mogła wrócić do swojego pomieszczenia i udawać, że byłam tam cały czas. Jednak tym razem, to wszystko nie wyglądało tak jak powinno. Patrząc przez szparę w szafie, zauważyłam jak Castien wchodzi do pokoju, trzymając Maye za szyję i lekko ją unosząc nad ziemię. W drugiej dłoni trzymał nóż. Zdławiłam z siebie okrzyk zaskoczenia. Rzucił swoją żonę na łóżko, szybko rzucając się na nią z nożem, który wbił jej pod żebra. Maya krzyknęła, ale zmartwiona gapiła się w moim kierunku, jakby chciała powiedzieć: "nie wychodź po żadnym pozorem". Patrzyła się potem na niego zaskoczona. Następnie pojawił się kolejny atak, i kolejny i kolejny, aż nóż nie zaklinował się w jej klatce piersiowej, w miejscu, gdzie biło serce. Bardziej skuliłam się w szafie. Co ja miałam zrobić? Tylko patrzyłam jak ten popieprzony mężczyzna ją zabija. Byłam taka beznadziejna, bezużyteczna. Do moich oczu mimowolnie napłynęły łzy. Pozwoliłam im spływać po moich policzkach, ale zasłoniłam usta ręką, zagryzając trochę palce, aby wstrzymać krzyk. Po chwili mężczyzna podwinął do góry suknię kobiety i zdjął jej bieliznę. Następnie sam ściągnął z siebie spodnie i swoją bieliznę. Zabawiał się zadowolony jej ciałem. Jej martwym ciałem. Chyba mu to nie robiło różnicy. Wydawał się taki dumny z siebie. Chciało mi się wymiotować i krzyczeć. Byłam wściekła. Miałam wielką ochotę wyjść z szafy, wziąć ten pieprzony nóż i przebić jego serce albo nie, zrobić to po prostu rękoma! Zamiast tego poczekałam, aż mężczyzna przestał i zasnął, a ja sama uciekłam do piwnicy, gdzie sama założyłam kajdanki i zaczęłam płakać nad swoim życiem i tym jaka bezużyteczna jestem. Sama nie wiem, kiedy zasnęłam ze zmęczenia płaczem. Obudziło mnie nagłe uderzenie w moją twarz. Poderwałam się od razu. Moim oczom ukazał się Castien. Złapał mnie mocno za włosy.

- Skoro i tak masz odejść, to zajmę się tobą ten ostatni raz - powiedział, nachylając się do mnie i szepcząc mi do ucha. Poczułam od niego zapach alkoholu. Po moim ciele przeleciał dreszcz.

Mężczyzna podwinął lekki materiał mojej sukienki, po czym zdjął ją ze mnie, rzucając gdzieś na bok. Próbowałam zasłonić jakoś swoje ciało. Nie chciałam, aby patrzył na mnie nagą. Nie chciałam być przy nim taka obnażona. Poczułam wstyd i chciałam jak najszybciej założyć na siebie coś. Próbowałam sięgnąć po sukienkę, ale kajdanki mi blokowały ruch. Zaczął mnie obmacywać. Próbowałam się odsunąć, ale to na nic, ponieważ mocno mnie złapał i rzucił na ziemię, siadając na mnie, a dokładnie na moich plecach. Zaczął mnie gwałcić. Błagam go, aby przestał, ale to go tylko bardziej nakręcało. Czułam potworny ból, przez który w moich oczach pojawiły się łzy. Zatkał moje usta ręką, aby nikt nie usłyszał mojego krzyku, aby nikt nie przyszedł mi na pomoc. To nie był pierwszy raz, gdy zostałam zgwałcona. Odszedł sobie, jak gdyby nigdy nic. Poczułam nagłą złość i rozpacz. Dosyć tego. Musiałam uciec. Zmieniłam formę na "smoczą" i uderzyłam ogonem w kajdanki, przez co łańcuch pękł. Byłam wolna.

***

Cieszyłam się, że jestem w Ardem. W końcu miałam swój własny kąt i mogłam sama o siebie zadbać. Nie potrzebowałam nikogo. Byłam samowystarczalna. Byłam silna. Wiedziałam, że mój pseudonim "Sachi" teraz był dla mnie dobrą wróżbą. Miało mnie spotkać tylko samo szczęście.

Spojrzałam na lustro w pokoju. To jak teraz wyglądałam było niesamowite. Rozczesane, lśniące włosy i czysta skóra. Czyste ubranie, które miałam na siebie dopiero od kilku godzin. To byłam nowa ja z moim nowym życiem.

- Aisha, teraz wszystko się ułoży - powiedziałam do własnego odbicia. - Już nikt nie stanie na twojej drodze do szczęścia. - Uśmiechnęłam się, mówiąc to. Miałam jeszcze trochę czasu, aby pozwiedzać akademie, zanim zacznę trening. W końcu nie mogłam zmarnować okazji, aby wyjść gdzieś na świat. Wyszłam z akademii i szłam przez siebie, aż nie natrafiłam na jakąś polanę. Znowu czułam to, co w dniu ucieczki. Wiatr we włosach, który równie delikatnie muskał moje ciało. Zamknęłam oczy i zmieniłam formę. Rozpostarłam swoje skrzydła. Nie było niczego piękniejszego. Nagle, poczułam jak coś łapie mnie za ogon i odwróciłam się, zauważając małą dziewczynkę ze smoczym ogonem. Uśmiechnęłam się do niej delikatnie. 

- Cześć, mała - przywitałam się z nią, kucając przy niej. - Jak się nazywasz? Ja jestem Aisha.

<Zero?>

Mężczyźni, którzy uważają, że kobiety powinny być w kuchni...

 ...pamiętajcie, tam są też noże.


|Godność| Aisha Eatera Tames. Pierwsze imię otrzymała od zmarłej córki kobiety, która ją znalazła. Drugie to "pasujące" imię dla człowieka-smoka nadane przez przybraną matkę. Tames to nazwisko owej kobiety.
|Pseudonim| Sachi - oznacza to szczęście, bo tym właśnie była dla swojej przybranej matki. Miało to też być dobrą wróżbą dla jej córki.

|Rasa| Dragonborn
|Wiek| 16 lat
|Płeć| Kobieta
|Specjalizacja| Stwierdziła, że ze względu na swoją rasę i dawne życie nadaje się w armii
na kogoś jak tank. Uważa, że byłaby idealnym celem, na którym mogliby skupić się
wrogowie, a i jej samej nie przeszkadzałby uszczerbek na zdrowiu.
|Orientacja| Twierdzi iż jest aseksualna, ponieważ nigdy się w nikim nie zauroczyła, a
przez to, co spotkało ją w życiu sama nie wierzy, że jest w stanie kochać, jednak kto to tak
naprawdę wie?
|Rodzina|
  • Maya Tames - przyszywana matka Aishy. Osoba, która znalazła porzucone dziecko w lesie i od razu pokochała je jak własne. Kobieta niestety nie miała własnej córki, ponieważ za pierwszym razem dziecko urodziło się martwe, a potem nie mogła zajść w ciąże. Aisha była dla niej wszystkim, dbała o nią najbardziej jak tylko mogła. Niestety, nie udało jej się obronić córki przed mężem. Sama była przez niego bita. Bała się go, więc była mu uległa. Jednak, gdy nie było go w domu, robiła wszystko, aby wynagrodzić córce krzywdy. Została zabita przez własnego męża, gdy ten wrócił pijany do domu. Była dla Aishy jak prawdziwa matka, chociaż w głębi serca ma do niej urazę, że nie udało jej się ochronić córki przed mężem-tyranem.
  • Castien Tames - przyszywany ojciec Aishy. Nigdy nie był w stanie pokochać dziewczyny. Był zły na swoją żonę, że nie była w stanie wydać na świat ich potomka. Od samego początku traktował Aishę z pogardą, nie pozwalając jej wychodzi z domu. Ukrywał ją przed światem, ponieważ wstydził się jej. Karał dziewczynę za wszystko, co robiła, głodził ją, zamykał w pokoju. Pozwalał nawet swoim przyjaciołom wykorzystać młodą dziewczynę. Sam bił żonę. Pijany zabił swoją ukochaną. Aisha nienawidzi go z całego serca. Dom mężczyzny spłonął, a sam słuch po nim zaginął w dniu, gdy Aisha dostała się do Akademii Ardem.
|Charakter| U Aishy charakter tak naprawdę dzieli się na dwie fazy: przed trafieniem do Ardem oraz w momencie, gdy trafiła do Akademii. Przed trafieniem do Ardem Aisha była osobą nieszczęśliwą. Łatwo było u niej wywołać płacz, przez obraźliwe słowa rzucone w jej kierunku czy też uderzenie jej. Krzywdy powodowały, że potrafiła płakać nawet przez cały dzień. Z czasem Aisha wydawała się otępiała, jakby kompletnie obojętna i niezdolna zareagować na to, co dzieje się w jej życiu. Stała się bierna na własne cierpienie. Patrzyła tylko na świat zimnym, pustym spojrzeniem. Nauczyła się ignorować wszystkie negatywne słowa rzucone w jej kierunku i nie reagować na nie nawet mrugnięciem oka. Sądziła, że ma przed nią przyszłości, więc może umrzeć. Kilka razy zresztą próbowała, ale za każdym razem ratowała ją Maya. Czuła, że zasługuje na każde cierpienie, ponieważ to pewnie wszystko było jej winą. Była osobą uległą. Uważała, że to inni są ważni, nie ona, więc powinna ich szanować mimo złych intencji. Cierpliwie znosiła krzywdy, bo wierzyła, że pojawi się "książę", który uratuje ją od tego życia. Jednak tak się nigdy nie stało, a Aisha musiała wziąć sprawy wewłasne ręce. Zawsze była grzeczna, czasem aż za bardzo, wykonywała każdy narzucony przez starszą osobę rozkaz. Nigdy nie łamała też narzuconych reguł. W momencie, gdy Aisha trafiła do Ardem, jej charakter momentalnie się zmienił. Stała się bardziej szczęśliwa z powodu wolności. Nie przejmowała się niczym, szczególnie przeszłością ani tym co nadejdzie. Jest naprawdę wdzięczna, że wyrwała się z domu dzięki Akademii. Cieszy się, że może żyć tak jak inne osoby w jej wieku. Woli przebywać sama. Dziewczyna stara się żyć pełnią życia, korzystać z okazji, jakie jej teraz dano, próbując czegoś nowego. Ciekawość determinuje ją do nowych działań. Mimo tego, co spotkało ją wcześniej w życiu, jest altruistką. Zawsze stara się działać na korzyść innych osób. Nie chce nikogo skrzywdzić, chyba, że w obronie własnej. Nie pozwoli podnieść na siebie rękę i jeśli tylko ktoś by spróbował, zareagowałabym od razu agresywnie. Przedstawicielka rasy Dragonborn uczy się być asertywna. Posiadanie i wyrażanie własnego zdania jest wciąż dla niej nowością. Sachi ma łagodne, życzliwe uosobienie. Dla nowej osoby będzie co prawda podejrzliwa, ale będzie też dla niej sympatyczna. Czasem jednak jej stara część charakteru przeplata się z nową. Dziewczyna w razie potrzeby potrafi udawać uśmiech czy też różne emocje. Przez lata przemocy, Aisha nadal ma zaniżone poczucie własnej wartości, które sprawia, że często się poddaje. Czasem jest przewrażliwiona i podejrzliwa wobec swojego otoczenia.
|Umiejętności|
  • Aisha potrafi zmienić swoją ludzką formę w bardziej "smoczą" i na odwrót. W bardziej "smoczej" wersji posiada czarne "nietoperze" skrzydła, które są proporcjonalne długością do jej prawie dwóch metrów wzrostu, a szerokie na około metr. Jej skóra jest wtedy pokryta łuskami o barwie onyksu, które są bardzo twarde i wytrzymałe, mienią się jasnym blaskiem. Jej głowa jest ozdobiona parą długich rogów. Jej niebieskie oczy stają się bardziej świecące. Ma bardzo ostre kły i szpony, co ułatwia jej zniszczenie czegokolwiek. Jej ogon jest na tyle długi i mocny, że może bez trudu posłużyć jako broń, czasem nawet przypadkowo. Potrafi przeobrazić się jedynie częściowo, na przykład przemienić jedynie swoje ręce w smocze szpony, lub sprawić że wyrosną jej dwie pary błoniastych skrzydeł.
  • Aisha jest silniejsza fizycznie niż ludzie i przedstawiciele niektórych ras. Potrafi także skupić siłę w ogonie, przez co może zadać potężny cios.
  • Trudno ją zranić w "smoczej" formie, ponieważ jej łuski są twarde i wytrzymałe. Łuski potrafią przyjąć każdy cios, miecz czy strzałę. Gdyby ktoś chciał ją zabić, mógłby to zrobić w ludzkiej formie. Istnieje także stal, która może ją zranić w "smoczej" formie, ale jest ona niezwykle rzadka i trudno dostępna.
  • Zarówno w "smoczej" jak i ludzkiej formie, potrafi przejść przez ogień. Nie robi jej on żadnej krzywdy.
  • Świetnie posługuje się mieczami czy też sztyletami. Musiała się tego nauczyć, aby radzić sobie sama i nie liczyć na nikogo.
  • Doskonale widzi w ciemnościach. Dosłownie po jednym mrugnięciu, jej wzrok jest wstanie przystosować się do panujących warunków. Podobno jej oczy świecą w ciemności.
  • Dzięki skrzydłom potrafi latać.
Inne:
  • Nie umie czytać i pisać. Jednakże bardzo by chciała nauczyć się tych umiejętności.
  • Nie chwali się tym, ale ma piękny, wręcz anielski głos. Rzadko jednak śpiewa, a jak już to tylko, gdy jest pewna, że nikt nie usłyszy.
  • Jej ciało zdobią blizny, które stara się zakrywać. Jednak na twarzy jest to niemożliwe. Wszystkie to pamiątki po jej dawnym życiu.
  • Nie lubi dotyku i nie jest przyzwyczajona do czułości. Nie lubi zarówno być dotykaną, jak i dotykać kogoś.
  • Jako dragonborn ma słabość do biżuterii i różnych błyskotek. Ma wielką ochotę często je ukraść.
  • Często nosi ze sobą nawet najzwyklejszy nóż, ponieważ boi się, że w każdej chwili może zostać zaatakowana.
  • Lubi oglądać wschody i zachody słońca.
  • Uwielbia nocne spacery. Czuje się wtedy dziwnie spokojna i bezpieczna.
  • Blizna na jej twarzy jest jedną z nowszych. Zrobił to jej ojciec, gdy był pijany.
  • Nadal widać żebra po jej latach głodowania.


Od Shain'a CD. Ena

 Ocknąłem się tuż przed domem, spojrzałem, że Ena targa mnie tam. 
- Ena.. - powiedziałem ledwo, co.
- Spokojnie, zajmą się Tobą zaraz - odparł.
- Nie...proszę... - powiedziałem.
Nie miałem za bardzo siły, lecz użyłem magii, by pnącza zahaczyły o nogę chłopaka. Wywrócił się razem ze mną. 
- Przepraszam - odparł i szybko pomógł mi.
- Nie przepraszaj... po prostu nie chcę byśmy tam doszli - odparłem.
Chłopak zauważył pnącze o, które zahaczył. Chyba zrozumiał, czemu nie chcę tam iść. Wtedy byśmy musieli powiedzieć, że to Yeu. Nie chciałem tego robić. 
- Dobrze, pójdziemy gdzieś indziej - odparł i pomógł mi znów wstać. 
Mimo, że mogłem się uleczyć, nie byłem w stanie - siły witalne ze mnie uleciały kompletnie, czułem jakbym miał zaraz zemdleć. Lecz pomogłem dojść Enie do Akademika. Tam stała już piękna i ozdobiona złotem karoca. Konie, które miały ją ciągnąć były bardzo piękne białe, Lusitano. 
- Ena... - ostatnim siłami wyszeptałem.
Mimo, iż nie mogłem się ruszać i otwierać oczu ani ust słyszałem wszystko wokół. Słyszałem jak Ena woła woźnicę, by pomógł mu wsadzić mnie do powozu. Gdy już położyli mnie do środka, chłopak odparł.
- Jesteś nowy? Nieważne... Szybko ruszaj! - odparł i wsiadł do powozu ze mną. Słyszałem, jak woźnica smaga batem konie i powóz rusza. Jechaliśmy bardzo nierówną i wyboistą drogą. Czułem to gdyż trzęsło całym powozem. Gdy poczułem po pół godziny na siłach, otworzyłem oczy i spojrzałem na chłopaka. Leżałem w stronę jazdy, Ena zaś siedział tyłem do woźnicy. 
- Gdzie.. ah... - próbowałem coś z siebie wydobyć.
- Odpoczywaj - odparł.
Posłuchałem się jego i postanowiłem nie wstawać. Nagle zaczęliśmy zwalniać. Na twarzy Eny pojawiło się zdziwienie. Próbował otworzyć drzwi ale się nie dało. Nagle ostro skręciliśmy i znów zaczęliśmy pędzić. Po kilkunastu minutach zatrzymaliśmy się. Słyszeliśmy kilka głosów. 
- Mam, tak, jak prosiłeś - odparł jeden głos, który był zachrypnięty jakby koleś miał chrypkę.
- Mam nadzieje, że to na pewno on - warknął nieprzyjemny i niski głos. 
- Tak tak jest z Rodu Koretoki - zaśmiał się pod koniec wypowiedzi. 
Ja tylko spojrzałem pytająco na Ene i wstałem do pozycji siedzącej. 
- Dobra wiecie co robić, worki na głowy i związać, ale porządnie tym sznurem na magie - warknął znów straszny głos.
 Nagle drzwi się otworzyły i jakiś dwóch oprychów wyciągnęło Ene z karocy, chodź się stawiał to któryś z nich znokautował go. Widziałem jak chłopak pada na ziemie. Przestraszyłem się bardzo.
- A ten to kto? - warknął facet.
Gdy się wychyliłem mogłem go dobrze obejrzeć, był wysoki i umięśniony. Był całkowicie łysy, a na połowie lewej twarzy miał bliznę po oparzeniu bodajże. Nie miał też lewego oka, dlatego zakrywał je przepaską. Zauważył, że jestem ranny, lecz również kazał mnie związać i wsadzić do środka. Była to jakaś stara chata w lesie. Zaprowadzili nas do piwnicy. Przywiązali nas do belek podtrzymujących dom i zdjęli worek Enie. Chciałem cos wydusić z siebie jakoś pomóc, ale nie mogłem. Gdy wyszli, próbowałem ocucić Ene. 
- Ena.. - szepnąłem, by przypadkiem nie zwrócić uwagi facetów na górze. 


Ena?

Dwie lodowe gwiazdy na nocnym niebie (3/?)

Promienie słoneczne jeszcze w pełni sięgały Rostwalk gdy na niewielkie wzniesienie w pobliżu chaty sołtysa wszedł żwawym krokiem Teava. Jak zwykle trzymał w rękach narzędzia, zaś z kieszeni futrzanej kurtki wystawała drewniana figurka. Tak jak ostatnio, dzisiaj chłopak też zastał jedynie pozostałości po twierdzy, która jeszcze wczoraj pewnie stała. Ale tym razem w ogóle się tym nie przejął, nawet wyraz twarzy na moment się nie zmienił.
– O, już mamy gotową ziemię i zgarnięty śnieg do budowy – rzekł, rozkładając narzędzia.
Obok niego zatrzymał się Uraen. Chłopak położył na śniegu drewniane figurki rycerzy i koni, mówiąc:
– Wow, a myślałem, że się nie zawali przez noc.
– Nie zawalił się. – Teava poprawił swój szalik. – Został zniszczony.
Słowa te wyraźnie zdziwiły Uraena.
– Co? Jak to? Przez kogo?
Teava milczał przez jakiś czas. W końcu jednak wzruszył ramionami i odpowiedział:
– Nieważne. Możemy zbudować kolejny. Tata mówił, że robienie tego typu nowych rzeczy rozwija myślenie i kratewność.
– Masz na myśli kreatywność – poprawił go Uraen.
– Krea... ta, to.
Na budowę poświęcili około dwie godziny nim ojciec Uraena zabrał syna na polowanie. Teava odprowadził wzrokiem dwójkę, która po chwili zniknęła w głębi lasu. W jego sercu zagościł smutek, ale tylko na moment. Cieszył się, że udało mu się zakolegować z Uraenem. Jeszcze wczoraj był przekonany, że to niemożliwe. A jednak. Miał swojego pierwszego kolegę! Myśl ta opanowała jego umysł do tego stopnia, że nawet nie zauważył kiedy zrobiło się późno i musiał wracać do domu na kolację.

sobota, 24 lipca 2021

Od Hyo CD. Ena [+16]

Musiałem czekać do wieczora. Ukrywałem się i obserwowałem. Zmasakrowane ciała, zostały zabrane przez zamaskowanego osobnika. Wygląda na to, że jestem blisko. Chciałem się wyrwać, ale musiałem czekać. To nie był odpowiedni czas. Dzisiejsza krwawa pełnia, jest idealna, by obudzić mojego wewnętrznego wampira. Wówczas jestem silniejszy oraz znacznie zdolniejszy niż zwykle. Pije krew, widzę ostatnie z życia osobnika. Może to taka wrodzona zdolność bycia z rodu. Zresztą nie używałem tego wiele lat. Teraz jednak nie mogłem o tym myśleć. Czułem krew w powietrzu, ale też zapach Eny, znacznie słabszy. Jakby mała nić mnie mogła do niego doprowadzić.Dostrzegłem także ukryte wejście do jaskini, chciałem się przekraść, ale nie mogłem. To nie był jeszcze odpowiedni czas. Musiałem dokładnie ustalić, czy tam są wszystkie porwane uczennice. Musiałem także sprawdzić czego oni chcą oraz kto tym kieruje i czego chcą. Gdy polana była pusta, w mym kierunku kierowała się dziewczynka, najwyraźniej miała w oczach te iskry, które niegdyś miałem je ja sam. Złapałem ją, nim krzyknęła, wgryzłem się w jej szyję. Musiałem coś sprawdzić oraz ją zabić. Tym samym uwolnić. Była pod dziwnym urokiem. Musieli mieć wiedźmę, ale za to dowiedziałem się kilku ważnych rzeczy. Chociaż to, co chcą z nimi zrobić, wydało mi się wystarczająco szalone i obrzydliwe.
- Złożenie ich w ofierze, komuś, kogo chcą zbudzić. Paskudztwo. - wykrzywiłem się i spopieliłem ciało dziecka. Proch został porwany przez wiatr. Powoli zbliżałem się bliżej, by móc, choć spostrzec jakiś detal, szczegół czy charakterystyczny element. Może poznam ich albo przynajmniej skojarzę, ich z kimś. Nic takiego się jednak nie stało. Cuchnęli tym dziwnym stęchłym i zgniłym zapachem, były też tam chemikalia i perfumy. Naprawdę tragiczne połączenie. Musiałem skupić się jednak na zapachu Eny, by odrzucić inne. Tak będzie najlepiej.
W końcu u jednego zauważyłem wytatuowany znak. Zdołałem się przyjrzeć, po cichy złapaniu ofiary. Nie zabiłem go od razu. Najpierw wgryzłem się w skórę, by go uciszyć bólem. Gdy chciał krzyczeć, zagroziłem wyrwaniem języka. To najwyraźniej go nie wystraszyło, gdyż starał się uciec, dlatego nie miałem innego wyboru jak wbić swoją dłoń w jego tors i wyjąc serce. Biło jeszcze Nauczyłem się jak utrzymać ich przy życiu.
- Mów. Czym jest znak i czego chcecie? - warknąłem i wbiłem pazury w jego serce, powoli. Czasem takie tortury działają.
- Znak ofiarny. Znak oddania. Znak miłosierdzia. Te kobiety będą ofiarami, kochankami i posiłkiem naszego Pana, gdy się zbudzi. - rzekł. Najwyraźniej serce w mej dłoni zmusiło go do gadania.
- Kim jest wasz Pan? - zadałem kolejne pytanie.
- Nasz Pan to stwórca. Nasz mistrz, który został zabity przed laty. Zabili go ludzie i wampiry. Demoniczny Król powróci! - zaczął wiwatować. Najwyraźniej mu zaczynało już odbijać. Ścisnąłem mocniej dłoń na sercu. Jeszcze jedno pytanie i po nim.
- Milcz, kupo mięcha. - warknąłem, wysunąłem kły i polizałem serce mężczyzny. Serca i to jeszcze żywe smakują najlepiej.
- Przestań. Chce by mój Pan, mnie zjadł, a nie ty brudna istoto. - prychnął, kaszląc krwią.
- Kim jest wasz przywódca i czym jest ten odrażający zapach? - ostatnie pytanie padło. Teraz oczekiwałem odpowiedzi. Jednakże najwyraźniej miał siłę, by walczyć. Dlatego też wbiłem kły w serce i wypiłem krew, która w niej pozostała. Ciało spłonęło wraz z wnętrznościami, które z niego wyleciały. Prychnąłem. Teraz trzeba złapać kolejną przekąskę, która odpowie na pytanie.
***
Przez dobre trzy godziny zabiłem więcej osób, niż czym chciał. Jednakże ich krew zagotowała we mnie żar. Pragnąłem krwi, jego smaku, krzyku, litości i błagań Dlatego też, gdy tylko pojawił się księżyc. Pogrążyłem się w głodzie i zabijaniu. Pryskającą krew, ich ciała w strzępach. Krew mnie otaczała, a ja nie miałem dosyć. Chociaż gdy starałem się zadać ostatnie pytanie, brakowało chętnych do odpowiedzi. Zawiedli mnie. Dlatego, gdy najwyraźniej skończyli na tym wydaniu, a ja zabiłem większość, mogłem ruszyć dalej.
Czekała na mnie jaskinia, jej wnętrze ociekało potem, zdenerwowaniem i krwią. Trucizna była w nich wyczuwalna, niektórym nie zostało wiele czasu, ale Ena jak na razie był bezpieczny. Najważniejsze jest ich odnaleźć. ciała i to, co po sobie zostawiłem, musiałem spopielić, by się nie wydało, że ktoś ich zabił. Przynajmniej nie zaalarmują, choć po krwi na ziemi, któż to wie.
- Ena czas cię odnaleźć. Wybacz, jednak musisz jeszcze poczekać. - mruknąłem do siebie. Chciałem się przebrać i wtopić w nich, by choć na chwilę móc wiedzieć co mają zamiar dokładnie zrobić. Mimo że tamten mi powiedział, to coś się tu kupy nie trzymało. Dlatego też musiałem znaleźć inną drogę i powoli pozabijam ich. Teraz akurat mogłem dopaść i zajrzeć w jego ostatnie wspomnienia. To, co się tam ukrywało nie to, że mnie zaszokowało. Jedynie obrzydziło mi ich bardziej.
Zamknęli jedną dziewczynę, która najwyraźniej była najbardziej hałaśliwą. Może najpierw ją znajdę, jeśli wciąż jest żywa. Powinna trzymać gębę na kłódkę, ale może dzięki temu ją znajdę. Po śladach znalazłem ją, leżała sama skuta w ciemnej celi. Jej ubrania były podarte. Na szczęście, udało mi się zabić i wypić krew osobnika, którego dopadłem. Jego ubrania teraz jej się przydadzą.
- Młoda obudź się. - zbliżyłem się, mamrotała coś. Oceniłem jej ciało. Stanęła na trzecim stadium skutków ubocznych trutki. Wlałem jej kilka kropel antidotum do uchylonych ust. Podzieliłem się też swoją krwią, by się nieco zregenerowała. Ułożyłem ubrania obok niej oraz rozpiąłem jej kajdany. Mogłem też ją ubrać, ale nie ma na to czasu.
***
Udało mi się w międzyczasie, sprawdzić, czy jesteśmy sami, oraz jak zmienia się, straż. Musiałem wyczaić moment, w którym uda mi się jakoś wkraść, albo chociaż obmyślić jakiś plan. Gdy wróciłem, dziewczyna była ubrana i stała w ukryciu.
- Kim jesteś? - spytała.
- Cicho musisz być. Hyo. Wiesz gdzie, trzymają Enę? - spytałem dziewczyny.
- Rozdzielili nas na kilka grup. Mnie zabrali, bo się postawiłam. Czemu odzyskałam siłę? Czemu mam krew na ustach? - padało, pytanie po pytaniu.
- Posłuchaj. Musimy je uwolnić. Na pytania przyjdzie czas później. Dobra chodźmy. Zaprowadź mnie do najbliższej grupy. Coś musiałaś widzieć. - rzekłem i chwyciłem ją za rękę, by trzymała się blisko. Prowadziła mnie korytarzem do dwóch dziewczyn, nie było tam Eny. Jednakże było może z czterech strażników. Musiałem pomyśleć oraz ustawić jedną ocalałą w bezpiecznym miejscu. Musi być cicho i nie przeszkadzać. Inaczej nasze zaskoczenie ich weźmie w łeb.

Ena?

Od Eny CD. Hyo

Nagła suchość w gardle zmusiła mnie do odkaszlnięcia. Poczułem jak krople krwi zaczęły płynąc po mojej brodzie. Trucizna musiała odbić się na mnie mocniej, niż sądziłem. Wprawdzie nie spodziewałem się, że zadziała na mnie aż tak mocno. Zwykle cechowałem się większą odpornością na takie sprawy. Tym razem było jednak inaczej. Niemal mogłem czuć, jak śmiercionośna ciecz roznosi się po moim ciele. Wiedziałem, że teraz muszę ograniczyć jakikolwiek ruch. Ostatkiem sił podniosłem się do siadu. Przybrałem typową do medytacji pozycję i spróbowałem uspokoić oddech. Wydech i wdech. Odzyskując chociaż na chwilę zimną krew, zacząłem się wsłuchiwać w rozmowy innych. Większość docierających do mnie głosów należała do porwanych kobiet. Były przerażone. Non stop zadawały pytania związane z naszym aktualnym położeniem. Całkowicie potrafiłem zrozumieć ich obawę. Sam również nie byłem w stanie określić, co stanie się później. Bazując na moim samopoczuciu oraz trutce, nie mogłem myśleć pozytywnie. Mój stan nie należał jeszcze do najgorszych. Kątem oka obserwowałem uczennice, które ledwo trzymały się w pionie. Bardzo chciałem im pomóc, ale w tym momencie było to niemożliwe. Mogłem jedynie spróbować podnieść na duchu panikującą obok dziewczynę. Mogłem usłyszeć, jak mamrocze pod nosem "wszyscy zginiemy, wszyscy zginiemy". Jej strach wpływał na inne uczennice, które w ciszy przytakiwały, nakręcając same siebie. 
- Nie sądzę, że zebrali nas po to, aby od razu nas zabić. - Ściszone słowa skierowałem w stronę nieznajomej. Dziewczyna podniosła na mnie niepewne spojrzenie. Nie wydawała się być przekonana. 
- Skąd możesz to wiedzieć?! - prychnęła, chowając twarz w dłonie. Swoją wypowiedzią raczej jej nie pocieszyłem. Postanowiłem jednak dalej zachowywać się jako najbardziej racjonalna osoba tutaj. Przynajmniej utrzymywać zimną twarz, ponieważ kłamstwem byłoby stwierdzenie, że też nie czułem się pewnie. 
 - Gdyby chcieli nas zabić, już dawno by to zrobili - zauważyłem. - Niestety nie wiem, jaką korzyść ma przynieś dalsze utrzymywanie nas przy życiu, ale widocznie, póki co, nie grozi nam jeszcze krzywda. 
Nieznajoma ponownie na mnie spojrzała. Wyglądało, że intensywnie o czymś myśli. 
- Ty... nie boisz się? 
 - Boję - przyznałem, lekko wzruszają ramionami. - To chyba nic dziwnego, że wszyscy się boimy, prawda? Ale panika nie przyniesie nam żadnych korzyści. 
Uczennica kiwnęła zgodnie głową. Barkiem otarła zapłakaną twarz. Wydawało się, że moje słowa w końcu podniosły ją na duchu.
- Naprawdę podziwiam to, że potrafisz być spokojna w takiej chwili. 
Uśmiechnąłem się niezręcznie. Brak dobrego światła musiał sprawić, że dziewczyna nie miała jak mi się dobrze przyjrzeć. Z góry założyła, że nie jestem chłopakiem. Postanowiłem nie wyprowadzać jej z błędu. I tak była zakołowana. Nie musiałem dokładać jej więcej utrudnień. 
- Cóż, kwestia przyzwyczajenia, jak myślę... - odparłem cicho. Powstrzymałem też kaszel - łaskotanie w gardle nie minęło. 
- Myślisz, że ktoś przyjdzie nam z pomocą?
Sam nie byłem tego pewien. Możliwe, że już wszczęto pościg, a istnieje równie prawdopodobna szansa, że nikt nie zauważył naszego zniknięcia. Właściwie druga opcja wydawała mi się być realniejsza. Wolałem jednak nie mówić tego na głos. Morale porwanych i tak są marne.
- Zdecydowanie, nie musisz się martwić - uspokoiłem ją. Zadbałem o to, aby mój głos brzmiał jak najbardziej delikatnie. 
- Nazywam się Lia... - Dziewczyna przedstawiła się nieśmiało. 
- Jestem Ena. - Posłałem dziewczynie uśmiech. Wiedziałem, że pewnie i tak nie dostrzeże go w mroku, jednak nie mogłem powstrzymać się od tego uprzejmego gestu. 
Lia nie zdążyła powiedzieć nim więcej. Jeden z pilnujących nas strażników prawdopodobnie zirytował się szeptami. 
- Zamknąć się! Co wy myślicie, że jesteście na wakacjach?! - zakpił, unosząc głos. W jaskini momentalnie zapanowała cisza. Dopiero chwilę później rozległ się krzyk: 
- Wypuście nas! Kiedy mój ojciec się o tym dowie, wszyscy pożałujecie!
Wstrzymałem oddech. Prowokowanie porywaczy. To nie może się skończyć dobrze. W końcu - nikt z nas nie wiedział, na czym stoimy. Nieprzemyślane zachowania były równoznaczne z nieszczęściem!
- Kto taki odważny? - zawołał jeden z porywaczy. 
Odpowiedziała mu jedynie cisza. Oczywistym było, że teraz nikt się nie przyzna. Ktoś musiałby naprawdę nie posiadać insektów samozachowawczego, żeby się odezwać. 
- To ja! - Głos rozległ się ponownie. Otworzyłem usta z niedowierzania. Ta dziewczyna naprawdę nie ma równo pod sufitem. Pokręciłem głową ze zmarnowaniem. 
Porywacz podszedł do dziewczyny. Niestety nie widziałem zbyt wiele. Mrok jaskini skutecznie uniemożliwiał dojrzenie tego, co aktualnie dzieje się po drugiej stronie groty. Westchnąłem zmarnowany - to nie zapowiadało nic dobrego. 
Kiedy miał nastąpić najgorętszy moment ten awantury, zamknąłem oczy, modląc się, aby nikomu nic się nie stało, nagły tupot kroków uciszył porywaczy.
- Co tu się wyprawia? - zapytał ktoś nieznajomy, ponurym głosem. - Już dawno powinniście być gotowi do wymarszu!
Wymarsz? Będą nas stąd przenosić? To znacząco utrudniało sprawę. Każde kroki oddalały nas od Kernow. Tym samym malała szansa na odnalezienie nas. Zmarszczyłem brwi, szacując moje możliwości. Mimo tego, że potrafiłem walczyć, raczej nie zrobiłbym wiele w starciu z porywaczami. Było ich zbyt wielu. 
- No już, wszyscy wstawać, wstawać! 
Rozkaz został wykonany pośpiesznie. Zostaliśmy ustawieni w równym rzędzie. Stojący wokoło nas zamaskowani nieznajomi oświetlali nas blaskiem pochodni. Przyznam, że w tamtym momencie miałem nieszczególnie przyjemne myśli. Nawet jeśli z postury i włosów mogłem zostać pomylony z kobietą, jedno spojrzenie na moją twarz wystarczyłoby, aby rozwiać wątpliwości. 
Z tego też powodu odwracałem głowę za każdym razem, kiedy padało na mnie światło. Musiałem chociaż sprawiać pozory. Szansa na ucieczkę nadejdzie, wystarczy poczekać. 
Zabrano nas do wozów - mimo tego, dalej nie opuściliśmy jaskini. Podziemny tunel. Sprawy znacząco się skomplikowały.

Hyo?

Patrz na mnie...

...Podziwiaj, wielb, rozkoszuj się i pożądaj.


Źrodło
|Godność| Zero Harpender
|Pseudonim| Hebi | Belial | Maze |
|Rasa| Mieszaniec demona z wiedźmą
|Wiek| 18 lat 
|Płeć| Mężczyzna
|Specjalizacja| Rodzice chcą, by zajął miejsce w straży królewskiej. On jednak woli objąć bardziej złowieszcze stanowisko. 
|Orientacja| Biseksualny
|Rodzina
  •  Hiuntus - czteroletnia dziewczynka, która jest jak jej starszy brat, mieszańcem. Została ona jednak adoptowana. Jej rasa wiążę się ze smokiem. Wstydzi się swojego ogona, który stale stara się ukrywać. Mimo bycia twardą, to za każdym razem, gdy pojawia się Zero dziewczynka, otwiera swe emocje i wyjawia mu wszystko. Boi się ona ojca, gdyż ma w sobie coś, co ją straszy, dlatego też ucieka do reszty rodzeństwa. (rasa-smok)
  •  Jamix - matka. Kobieta, która została porzucona w osłoniętym koszyku pod pałacem dworu lata. Dziecko znalazła jedna z kobiet, wniosła je i pokazała poprzedniemu władcy. Tak naprawdę nie wiadomo czemu została przyjęta. Później poznała syna władcy. Młody chłopak, którego szanuje, gdyż to dzięki jego rodzinie znalazła swój dom. Uczyła się, gdyż wykazywała zdolności magiczne. Chciała się odwdzięczyć za pomóc. Gdy jest potrzebna, zjawia się, gdyż to wciąż jest jej dom. Tam poznała Rowana, choć na początku się nie dogadywali.. Po pełni księżyca pomógł jej podczas przemiany w wilkołaka. Jamix jest ciepła dla swoich dzieci i kocha męża, choć czasem nie rozumie jego dziwnych zachowań, które wykazuje. Rzadko traci cierpliwość, dlatego też, gdy zachodzą konflikty, ona najlepiej wie jak je zakończyć. (rasa-pół wiedźma, pół wilkołak)
  • Nexus - siostra. Jest wyszkolona i przeszła ciężkie oraz trudne szkolenie z Zero pod okiem ojca. Jest ona demonem, bez grama krwi wiedźmińskiej matki. Chociaż kocha matkę, nie do końca jest przekonana do tego, co chce ona osiągnąć. Kocha Soul, ale muszą ukrywać swój związek. Mimo wszystko Zero akceptuje je. Chce też, by to one stały się narzeczonymi. Ten temat wciąż jest trudny. Nexus jest gorzko słodka, tak można opisać jej charakter. Mieszkają w mieście, nieco dalej od ojca, który jest zajęty swoimi obowiązkami, by mogły cieszyć się wolnością. Poluje ona w nocy, gdyż ma wiele prac związanych z trybem nocnym. Jej punktem charakterystycznym jest czarny jak noc długi warkocz, który ma zazwyczaj zaplatany z włosów. We warkoczu można dostrzec, pozłacane dodatki. Nie wiesz nawet, czy przypadkiem ten warkocz nie jest bronią. (rasa-demon).
  •  Aires - brat. Jest chorobliwym, choć silnym facetem. Może jest nieco młodszy od Zera, ale za to nie boi się ojca. Wie i rozumie czemu jest taki, a nie inny. Dlatego jest on swego rodzaju łącznikiem, by reszta rodziny mogła się porozumieć. Aires jest tajemniczym wilkołakiem. Jego rasa wzięła się bardziej od matki niż od ojca, to jednak nie przeszkadza nikomu. Geny tej rodziny i tak są dziwne, więc nie ma co się dziwić. Co do jego osobowości? Jest ona bardzo zmienna. Nikt tak praktycznie nie od czego jest to zależne, ale zaprawdę może być kilka powodów. (rasa-wilkołak)
  • Helios - narzeczony. Ojciec nie jest świadomy tego, że Zero posiada także narzeczonego. Helios był okrutny i zimny dla wrogów. Dla rodziny jego serce było czyste. Aż do zamachu na jego życie. Od przeszło 5 lat, leży w śpiączce, z której nie wiadomo czy się obudzi. Jego zdolność, jest na tyle aktywna, że pozwala wejść do swojego umysłu innym, by się spotkać. Jednakże nie wie, jak obudzić swoje ciało, które jest codziennie zadbane i odwiedzane. Relacje między Zero a Heliosem jest skomplikowana. Czasem go odwiedza, jednakże rzadko wchodzi w jego umysł. Nie wiadomo do końca, co się między nimi wydarzyło.
  • Soul - narzeczona. Została ona wybrana przez ojca. Chciał on połączyć rody, ale mimo prób, wciąż coś jest nie tak, jak powinno. Dlatego też narzeczona pozostała nią, gdyż skoro zdarzyło mu się z nią sypiać, to nie był on jedyny. Jego siostra Nexus zakochała się w Soul. Są ze sobą, ale muszą to ukrywać. Dlatego też pomaga swej siostrze, w ukrywaniu tego sekretu. Soul jest miła, nie udaje nikogo. Jedynie ukrywa swój związek z ukochaną. Potrafi doradzić oraz pomóc, gdy zachodzi taka potrzeba. Można na nią liczyć. Zazwyczaj, gdy wychodzi z domu do ludzi ma okryta twarz różnymi błyskotkami, by jej nie rozpoznano.
  • Dirmanex (Nex) - ojciec. Był on strażnikiem królewskim wielu władców. Demon, który przeżył wiele wieków i służył wielu rozmaitym władcom. W końcu zdecydował się utworzyć swój własny ród, który nazwał "Rubinowe oczy". Mimo dziwnej nazwy, szybko nabywał szacunku oraz okazał się czymś niezwykle śmiałym i strasznym zarazem. Pan dbał w większości o rozrost rodu, który miał być szanowany i rozrastać się, jednakże nie spodziewał się, że zakocha się w wiedźmie. Na świat przyszła jego czwórka dzieci. Ojciec jest surowy oraz stara się okazywać uczucia dzieciom, gdyż pragnie, by one osiągnęły jak najwięcej. Jedynie można powiedzieć, że jego miłość może odczuć najmłodsza czterolatka, która się go boi, przez to, że wygląda tak strasznie. (rasa-demon).
|Charakter| Zero jest szarmancki, zabawny i bardzo pewny siebie, co bardzo często pokazuje i podkreśla przy pomocy swoich ukrytych talentów.
Przez to jest zawsze pewny, że dopnie swego, niezależnie od przeszkód, a także nie boi się konsekwencji wynikających z jego czynów. W tych rzadkich wypadkach, gdy coś mu nie wyjdzie, przyjmuje to zazwyczaj z pewną dozą humoru i ciekawości. Aby go zdenerwować, wystarczy zaatakować (psychicznie bądź fizycznie) jego, bądź bliską mu osobę. Jako że jest mieszańcem, zna prawa i reguły panujące w świecie (lecz postanowił je zwyczajnie zignorować). Przez to jest bardzo szczery w stosunku do każdego napotkanego człowieka, a w większości sytuacji zachowuję się po prostu niewłaściwie.
Można też powiedzieć, że ma obsesję, ukrywa je jednak. Ponieważ większość kobiet i mężczyzn nie może mu się oprzeć, wykorzystuje to na swoją korzyść.
Mimo swoich wad Zero jest bardzo wierny, troszczy się o tych, na których mu zależy, a czasem nawet pokazuje trochę skruchy za swoje błędy. Podczas swojego pobytu w wielu różnych miejscach, używa swoich mocy w różnych celach, przez co może zyskać przysługi. Wykorzystuje je w swoim czasie.
Nawet jeśli czasem jest bezwzględny, nie jest tak naprawdę złośliwy, tylko na swój sposób okazuje ci sympatię.
Głęboko pod jego zewnętrzną pewnością siebie jest niepewny, ale zgrabnie to skrywa, pod powierzchnią tego, co przez te czas zbudował.
Zero ma bardzo złe mniemanie o swoim ojcu, przez co często krytykuje ludzi, kiedy ci go wzywają. Kiedy Nexus wyraża swe zdanie o ojcu, że robi to, ponieważ był jedynym, któremu mógł powierzyć to zadanie. Zero mówi, że zrobił go przez to trucicielem, a wszystkie istoty obwiniają go o swoje błędy. Kiedy krótko po tym zwróciła się do niego, słowami, których miała nie wypowiadać, uderzył w filar, rozbijając go na części. Zero jest wściekły na ojca. Nienawidzi go i podejrzewa, każdego wokoło, że coś przed nim ukrywają.
Ponadto, Zero jest bardzo odważny. Aires powiedział, że nigdy nie widział przestraszonego brata. Tylko raz zauważył u ojca oznaki niepokoju, kiedy ich matka miała zostać niesłusznie oskarżona.
Kryjąca się część, która wpływa na ciebie jak dusiciel, manipuluje twoim rozsądkiem i wykorzysta cię do tego, czego chce. Nim się obejrzysz, owinie cię wokół ciebie jak wąż i udusi, chyba że spełnisz jego zachcianki. Może wtedy cię puści.
|Umiejętności
  • Ma umiejętności bojowe, porządne przeszkolenie oraz doświadczenie z bitew. Mimo bycia młodym wie jak walczyć oraz jak sobie radzić w trudnych sytuacjach. Wykazuje się szybkością, zwinnością oraz ma rozległy wachlarz talentów, które powoli odkrywa.
  • Esencje - jego demoniczna część, żywi się pyłkami, ale także esencją żywego stworzenia, czy też roślin. Może wyssać oraz wchłonąć, gdy brakuje mu swego rodzaju pożywienia. Jest to swego rodzaju zdolność, którą może komunikować się z roślinami, albo czytać wspomnienia stworzeń żywych. Jednakże wspomnienia pojawiają się same z siebie, nawet jeśli nie chce ich oglądać. Pobieranie esencji od stworzeń żywych jest szybsze niż od roślin. Nawet jeśli wspomnienia go nie obchodzą, to lubi być tym złym i wyszukiwać sobie swoich ofiar.
  • Poison - jest to jedna z podstawowych i pierwszym ujawnionym żywiołem. Trucizna może ją wykorzystać na wiele sposobów i wiele rodzajów ich stworzyć. To nie zależy od nikogo, to jest jego własny pomysł. On sam jednak jest odporny na wszelakie rodzaje trucizn. Potrafi wypuszczać nasionka, którymi może zarazić, albo też podzielić się z innymi. Raz przypadkowo wypuścił nasionko, które zabiło pewną dziewczynę. Z jej ciała wyrosła roślina. Nadal ma w użyciu części z rośliny, która wyrosła z ciała dziewczyny. Jego krew jest swego rodzaju antidotum, ale miesza ją z różnymi dodatkami, by zmieniła swoją barwę. Nie zdradzi sekretu, bo każdy chciałby go złapać, a tak to ma władzę. Jest też możliwość, że po części jego skóra jest toksyczna, ale to zależy od wielu aspektów i czynników, od których decyduje. (to nie jest jedyne, co potrafi tą, że mocą).
|Inne

  •  Hoduje trujące kwiaty oraz modyfikuje i sztucznie tworzy nowego rodzaju rośliny.
  •  Ma rozległy tatuaż na ciele. Największa część znajduje się na klatce piersiowej nieco z boku. Wszystkie części są ze sobą połączone ze sobą.
  • Przemiana w część demoniczną.
  •  Pod postacią demona ma kremowo białe rogi, które są duże, ale zaokrąglają się jak u barana. Dłuższe białe włosy, wygląda na wychudzonego, oraz ma dwa tatuaże, w barwie czerwonej. Skrzydło znajduje się na jego torsie po jednej części, a na ręce z drugiej strony może się wydawać, że to są kości zmniejszające się ku dłoni. Gdy potrzebuje gdzieś polecieć, wówczas tatuaż skrzydła się przydaje, by wyrosły mu skrzydła. Drugi tatuaż tworzy broń, która może zmieniać swój kształt. Pożywia się nektarem z kwiatów, które zwie "Chi to doku no shizuku" (czyli: Kropelki krwi i trucizny). Posiada długi ogon, końcówka jest rozdzielona na trzy części, które są nasączone różnymi substancjami. Nosi swego rodzaju coś podobnego do spódnicy, która ukrywa jego bose stopy. (Nie czuje ani zimna, ani ciepła - jego demoniczne ciało pozostaje neutralne na zmiany temperatury, nie odczuwa ich)
  • Pracuje w sklepie, który został założony przez jego siostrę, z myślą o Zero. Trafiają tam ci, co szukają uzdrowiciela, ale także truciciela. "Vei de Lamei" - taką nazwę nosi szyld.
  • Posiada liczną siatkę kontaktów. Z większością regularnie się widuje, a reszta wisi mu przysługi.
  • Lubi brać długie prysznice i kąpiele. Nie lubi być pośpieszany.
  • Lubi przeglądać się w lustrze, oknach, albo nawet w wodzie, by widzieć swoje odbicie i móc wpatrywać się w swoje ciało, a dokładniej tatuaż, jaki ma.
  • Posiada cały arsenał broni, każda z nich jest inna. Chociaż ostrza każdej z broni jest nasączona inną trucizną. Niektóre działają szybko, za to inne działają wolniej, ale przyjemniej dla oka.
  • Ma trzy blizny, za którymi są trzy dosyć dziwnie niesamowite historie.
  • Sypia po kilka godzin. Nie lubi marnować czasu. Choć lubi wylegiwać się w łóżku.

piątek, 23 lipca 2021

Dwie lodowe gwiazdy na nocnym niebie (2/?)

Głośne śmiechy rozbrzmiały po okolicy. Grupka dzieci bawiła się w śniegu, trzymając w rękach własnoręcznie wykonane śnieżne figurki. Goniły się nawzajem, bojowe okrzyki było słychać na połowę wsi. Mijający je dorośli posyłali im wesołe uśmiechy, ciesząc się, że młodzież jak zwykle potrafiła się sobą zająć, nie robiąc sobie krzywdy i odciążając rodziców mających na głowie inne sprawy. Niektórzy nawet spoglądali na nie z pewną nostalgią. Sami tęsknili za czasami, kiedy mogli beztrosko biegać po wiosce i rzucać w siebie nawzajem śnieżkami. Dzieciństwo to dla wielu mieszkańców Rostwalk najlepsze czasy.
Do grupki podszedł nieduży chłopiec. Wykonywał niepewne kroki, w rękach trzymał narzędzia do rzeźbienia w śniegu. Zmierzył wszystkich wzrokiem, powoli otworzył usta.
– Hej... – rzekł cicho. – Może byśmy zbudowali zamek ze śniegu...?
Ledwo zdążył dokończyć jak jeden z chłopców, czarnowłosy wpadł na niego. Obaj upadli w grubą warstwę zimnego śniegu, narzędzia wypadły z rąk pierwszego. Zdarzenie to sprawiło, że reszta się zatrzymała i jak jeden mąż spojrzała na dwójkę leżących.
– Ach, nie właź pod nogi, no! – fuknął czarnowłosy, podnosząc się.
– Przepraszam – wymamrotał drugi chłopiec.
Jedna z dziewczynek, o gęstych włosach splecionych w dwa warkocze zmierzyła go wzrokiem, po czym westchnęła ciężko.
– Teava – imię to bardzo nieprzyjemnie wypowiedziała – idź sobie, nie chcemy cię tu! Ile jeszcze razy będziesz do nas przyłaził? Idź sam się baw, nie lubimy cię!
– Welmina. – Stojąca obok niej mała brunetka pociągnęła ją za rękaw. – Nie mów do niego tak! Mama przecież mówiła, że jeszcze rzuci na ciebie klątwę albo zaatakuje! – dodała ciszej, raz po raz spoglądając na chłopca z pewnym strachem w oczach.
– Uch, sam jest przeklęty – burknęła tamta. – Idziemy.
Odwróciła się na pięcie i poszła w tylko sobie znanym kierunku. Reszta grupki, która liczyła cztery osoby, bez słowa podążyła za nią. Niektórzy jeszcze oglądali się za siebie, sprawdzając czy Teava czasem za nimi nie szedł. Ale chłopiec nie zamierzał.
Powoli wstał, otrzepał ubrania ze śniegu. Pozbierał wszystkie narzędzia, podążył wzrokiem za dzieciakami, które chwilę potem zniknęły za jednym z domów. Spuścił wzrok na ziemię.
Przestał już liczyć, ile razy podchodził do innych dzieci i próbował się z nimi bawić. One zawsze go odtrącały, nieraz nawet poniewierając jak jakiś stary kawałek materiału nienadający się do niczego. Jak się go nie bały to z kolei obrażały, nazywając go przeklętym albo nawet bestią. Ale on nie był bestią! To tylko jego oczy były trochę inne...
Jak bestii...

wtorek, 20 lipca 2021

Dwie lodowe gwiazdy na nocnym niebie (1/?)

Nie wiem, ile będzie części, ale z kilka na pewno, bo chcę jego historię ładnie opisać, a też się wciągnęłam, przyznam bez bicia...

Gdzieś w głębi Azebergu, niedaleko jednego z najwyższych szczytów, leżała wieś Rostwalk. Na pierwszy rzut oka nie wyróżniała się niczym szczególnym; ot wioska jak wiele innych. Położona na wschodnim zboczu mogła się pochwalić ładnym widokiem na wschodzące słońce. Niestety już popołudniu chowało się ono za górą, której cień ogarniał całą okolicę... i tyle było z kąpania się w ciepłych promieniach.
W najwyższym punkcie wioski znajdował się dom sołtysa, który z okna swojego pokoju miał idealny widok na pozostałe budynki. Obok niego zaś, trochę niżej dom swój postawił jego brat. I przy nim dzisiaj zebrało się dużo osób.
Wieśniacy niecierpliwie wpatrywali się w ciemne drewniane drzwi, szepcąc raz po raz do siebie nawzajem. W oczach każdego bez problemu dało się dostrzec ogromną wręcz ciekawość. A dlaczego się tu zgromadzili?
Drzwi powoli się otworzyły, a zza nich wyłoniła się młoda para, kończąc czekanie pozostałych. Mężczyzna swym silnym ramieniem łagodnie oplatał kobietę trzymającą w rękach małe zawiniątko. Powoli podeszli do reszty, najbliżej znajdujący się wieśniacy wykonali kilka kroków w ich stronę, by być jeszcze bliżej.
Para zatrzymała się, kobieta delikatnym ruchem podniosła kawałek chusty, odsłaniając wtuloną w jej pierś główkę niemowlęcia.
– Oficjalnie zostaliśmy rodzicami! – zawołał dumnie ojciec dziecka.
Okrzyk radości i gratulacji rozległ się na całą wioskę, a może i nawet jej okolice.
Narodziny dziecka wszyscy hucznie celebrowali, jak to było w zwyczaju. Nowego członka Rostwalk ochrzczono dźwięcznym imieniem Teava, oznaczającym w starym języku tańczący w mroku płomień. Odbyła się wielka uczta, przyrządzono najlepsze dania. Oczywiście, nie mogło zabraknąć alkoholu, który w zimowe dni jeszcze bardziej rozgrzewał organizm.
W pierwszym tygodniu od narodzin rodzice uważnie wypatrywali znaku od bogów, który ukazałby im los czekający ich dziecko. Pojawił się on trzeciego dnia: z samego ranka ojciec na ganku zastał śpiącego lisa, który wyczuwszy jego obecność zerwał się na równe łapy i uciekł w głąb lasu. Oznaczało to tyle, że jego syn na swej drodze napotka coś, co dotychczas nie trafiło się nikomu z wioski, coś bardzo dobrego. Znak ten bardzo uszczęśliwił świeżo upieczonych rodziców, wydawać się mogło nawet, że bardziej niż same narodziny dziecka.

poniedziałek, 19 lipca 2021

Czy jeśli nie widzę problemów...


...to znaczy to, że ich nie mam?

Od Hyo CD. Nikolai

Najwyraźniej mina Horaizon mówiła zdecydowanie więcej, niż zamierzała. Zapewne poszła, by zrobić to, co zazwyczaj robi zdrajca. Sprzątnie po sobie. To, co jej ciążyło, było widoczne, a mianowicie była to noga. Noga, którą zazwyczaj ma pokrytą zaklęciami, teraz była bez nich. To, co się z nią wiążę, mnie nie interesuje, nawet jeśli miałem w tym swój udział.
Wyrocznia robiła swoje, ja w tym czasie byłem zajęty piciem i odpoczywaniem, oraz w międzyczasie słuchałem, wszystkiego. Im lepszy słuch, tym łatwiej wszystko wyłapiesz. Mogłem wyczuć niespokojny oddech Horaizon i przyśpieszone bicie jej serca. Biedna, a może nawet uda się ją złapać na gorącym uczynku. Zapewne Nikolai ja śledził, ale zniknęła mu z oczu. Chłopak się musi jeszcze wiele nauczyć.
***
- Horaizon się boi. - powiedziałem od niechcenia.
- To część tej roli, którą gra. Gdy prawda wyjdzie na światło dzienne, ona także tego pożałuje. - dodała od siebie Wyrocznia.
- Mówisz o... - spojrzałem na dziewczę, by to ona dokończyła. Jeśli mamy to samo na myśli, chyba że coś innego.
- Mówię o kamieniach, zaklęciach i instrumencie. Może być to jej siostra albo to ona sama to robi nieświadomie. Pamiętasz, co się wtedy stało. - kontynuowała swoje eksperymenty. Kiwnąłem jedynie głową i wstałem z wygodnego bujanego krzesła. Ruszyłem, by zobaczyć, jak idzie dziewczynie. Gdy ukryłem się za ścianą, wówczas do środka przedostała się Horaizon. Chociaż na zewnątrz znajdował się Nicolai. Wyrocznia zamaskowała moją obecność, po czym poszła do zdrajcy.
- Nie możesz tego zrobić. Moja siostra. Tak mało mi brakuje do jej wybudzenia. - rzekła Horaizon. Jej głos drżał, serce wydawało nieregularne bicia, wyczuwalna była woń spalenizny. Coś uczyniła.
- Twoja siostra już dawno nie żyje. Przestań się łudzić. Wchłonęłaś ją. Gdy spełnisz to, co chcesz, ty także zginiesz. - rzekła chłodno. Tak jakby jej wzburzenie było niczym.
Sytuacja się zmieniła, jaskinia się zatrzęsła, nie tylko ona. Horaizon została odrzucona i wyrzucona z jaskini. W powietrzu unosiła się woń krwi. Gdy wyjrzałem, udało mi się złapać wyrocznie w ostatniej chwili, przed upadkiem. Do jaskini wpadł Nicolai. On także został wypchnięty z natychmiastowymi poleceniami od pojawiających się strażników.
- Ścigajcie zbiega, złapcie ją żywą albo martwą. - takie słowa wypowiedziała wyrocznia. Jej ton był silny, mocny i miał w sobie coś z żalu. Nie chciała, by coś takiego miało miejsce. Jednakże nie było wyboru.
***
Kolejne godziny były decydujące. Wyleczenie Wyroczni poszło gładko, ale dalsza część została zamaskowana i zmieniona. Walczyliśmy naprzeciw Horaizon, a z boku wyglądało jakbyśmy, walczyli ze sobą, albo z własnym ja. Koniec tego miłego spotkania przerodził się w kolejną masakrę. Ostatnie co pamiętam to, jak Horaizon zamieniła się w kamień, a Wyrocznia go rozbiła na kawałki i zmieniła w popiół.
Ocknąłem się gdzieś w lesie. Było południe. Gdy się podniosłem, leżałem w wodzie, nawet nie wiem ile. Nikolaia nie wyczuwałem. Przez chwilę go szukałem, choć nawet starałem się zorientować, gdzie jestem. Jednakże udało mi się to po prawie trzech godzinach. Wówczas spostrzegłem, że znajduję się w ogrodach akademii. To było naprawdę dziwne. Jednakże zignorowałem to i wróciłem do pokoju, by na spokojnie się wykąpać, przebrać, napić oraz poukładać całą tę dziwaczną historię. Zawsze też mógł być to sen, ale raczej, gdyby tak było to większość mojego życia, byłaby snem, z którego się nie wybudzę.
Ciekawił mnie też fakt gdzie podział się ten dzieciak.

Nikolai?

Podsumowanie!



Cześć! Ostatnie miesiące były dla nas niezwykle owocne. Od ostatniego marcowego podsumowania dołączyło do nas aż 13 nowych postaci! Dziękujemy wszystkim za aktywność i życzymy jak najwięcej weny na przyszłość!
Prace na blogu trwają cały czas. Do grona zarządu Kernow dołączyła Lyanna, której jesteśmy wdzięczne za pomoc. Ogromne podziękowania za wkład w rozwój naszej społeczności kierujemy również do pomocników: Sir Keiem i Groteski. Wspólnie pracujemy, aby skorygować wszystkie błędy, uzupełnić niedopowiedzenia i dodać nowości, o których przekonacie się już niedługo. 


Tablica ilości opowiadań napisanych przez ostatni czas prezentuje się tak:

Maven: 2
Lucien: 7
Daruma: 2
Ena: 44
Hyo: 68
Shain: 39
Nikolai: 25
Rowan: 1
Lyanna: 1
Aurora: 4
Colette: 2
Yeu: 14
Nerina: 1
Rivaill 5
Sarli: 1

Gratulujemy i jednocześnie dziękujemy Hyo za niesamowity wkład i aktywność. Pragniemy nagrodzić cię dając Ci 350 SR - oprócz tego możesz wybrać sobie darmowego, dowolnego pupila z naszego sklepu. Życzymy dalszych sukcesów i dużo weny! Ena za zajęcie drugiego miejsca otrzymuje 150 SR a Shain 100 SR.

Trzymajcie się wszyscy ciepło i nie zapominajcie pić dużo wody! 

Administracja Kernow. 

The king is dead...

                                                                                                    ...We will celebrate the new king. Me!
1. Źródło   2. Źródło 


|Godność| Louis Von Chavannie
|Pseudonim| Gigant, Wielkolud, lub nawet kryminalista... jest wiele przezwisk, do których się przyzwyczaił. Zazwyczaj są to przezwiska związane z jego wzrostem.
|Rasa| Zaklinacz
|Wiek| Aż 19 lat. Chociaż z tymi dziećmi czuje się o wiele starzej.
|Płeć| Mężczyzna
|Demon|
    Tai jest to trzygłowym, elektronicznym demonem naszego Louisa. Nazwał go prosto, nie będzie się bawił z nazywaniem go z głoskami trudnymi dla niego do wymówienia. Nie jest to wielki demon, wręcz w porównaniu do swojego właściciela jest malutki, gdyż tylko 63 centymetry w kłębie. Jest typowo obronny, więc nie jest zadowolony, kiedy ktoś nawet spróbuje go dotknąć, lub jego właściciela. Jest dosyć niebezpieczny pomimo swojego małego wzrostu.
Niektórzy mówią, że jest tą ciemniejszą i bardziej agresywną wersją samego Louisa, który,
tylko gdy coś mu się nie podoba, od razu atakuje.
Szczerze można rzec, że wydaje się po prostu odważnym chowańcem. Jednak ten żółtooki potwór częściej pokazuje strach w agresji. Nie lubi pieszczot, przez to na samym początku potrafił nawet gryźć Louisa, gdy ten za wiele sobie pozwalał. Aktualnie dla swojego właściciela jest bardzo oddany i mógłby dla niego nawet kogoś zabić, jednak Louis jest już przyzwyczajony do tego ''zwierzęcia'' i potrafi nad nim mniej więcej zapanować.
|Znaki szczególne| Czerwone, niemal świecące w ciemności oczy (normalnie ma ciemne piwne oczy). Liczne rany na ciele, których niestety nie da się zagoić oraz kły, jakby był wampirem.
|Orientacja| Aseksualny
Nie poszukuje w związku stosunku, jednak osoby aseksualne potrafią utworzyć szczęśliwy związek, jeśli tylko chcą z dowolną płcią.
|Rodzina| 
Chłopak nie pochodzi z bogatej rodziny. Można powiedzieć, że kiedy wybierał się do tej szkoły, jego matka prawie umierała z głodu. Nie lubi mówić o swojej rodzinie, a tym bardziej się bardziej wstydzi swojego zachowania, gdyż im nie musi się podobać. A jak ktoś od razu wchodzi na temat jego rodziny ,,A co by na to Twoja matka powiedziała?’’. Wtedy się trafia w jego czuły punkt.
Tak samo, jak jego rodzina nie mieszka w tym kraju. Dlatego też nie potrafi wymówić niektórych słów, do tego kraju przeprowadził się z matką w wieku 9 lat, aby poszukać jakiegoś ratunku… nie wspomina tych czasów za dobrze. 
Sophia Williams — jego matka, którą kocha nad życie. Wychowała go sama. Ojciec zostawił ich, kiedy miał zaledwie rok. Podziwia matkę za to, że udało jej się go wychować. Nie wie, jakby sobie bez niej poradził. W porównaniu do niego jest to niska kobieta, gdyż ma 175 centymetrów. Jednak inni twierdzą inaczej, że jest wysoka. Nadal ją kocha, gdy ją tylko widzi, chce się do niej przytulić i podziękować za wszystko.
Jego matka ma bardzo uległy charakter, przez co łatwo się z nią dogadać. Jednak i tak Louis próbuje chować swoją własną matkę przed tym złym światem, tak jak ona próbowała jego.
Z wyglądu można powiedzieć, że są różni. Ona ma jasne włosy oraz błękitne oczy. Jest opalona a według niego, mogłaby mieć każdego mężczyznę. Chude palce, z małą dłonią. Długie nogi. 
Arthur Von Chavannie — jego ojciec, który rozwiódł się z jego matką. Nie pamięta go, jednak na pewno rozszarpałby go, gdyby go spotkał. 
Harry Williams — Aktualny mąż jego matki. Nie przepada za nim, gdyż ich charaktery nie współgrają ze sobą. Harry nie należy do najwyższych. Jednak jego wrogość do niego jest ogromna. Ojczym również go nie lubi i dosyć często wypomina, że Louis powinien zadawać się ze swoim biologicznym ojcem. Przez to też właśnie ten chłopak nie bywa często w domu. 
Claudia Williams — Czteroletnia siostra, którą kocha jak własną, jednak przy okazji próbuje czegoś nauczyć. Mała jeszcze oczywiście nie wiele rozumie, jednak już ufa temu gigantowi. Traktuje ją jak skarb, którego też musi chronić. 
Elizabeth Olip — ciotka od strony matki. W końcu rodziny ojca nie zna. Dla Louisa zawsze była miła, jednak Louis nigdy jakoś jej nie doceniał, kiedy próbowała pomóc jego matce. Co prawda, sam nawet nie dostrzega tego, że ona nawet cokolwiek pomogła. Jest to na ogół sympatyczna drobna dziewczyna. Chociaż Louis niestety ciągle opisuje ją jako osobę, która za bardzo się przyczepia do innych. 
George Olip — jego dziadek. Szczerze mówiąc, przyjeżdżał do nich tylko wtedy, kiedy mu się chciało, a unikał odpowiedzialności. Często jest aktualnie porównywany przez Harrego do niego (Louis porównywany do George). Nigdy nie był jakoś dobrze do niego. 
Alex Olip [*]— Babcia Louisa, którą bardziej pamięta jak przez mgłę. Niestety zginęła wcześniej niż przypuszczano, bo wtedy Louis miał 5 lat. Ledwo co ją pamięta.
|Charakter|

Chłopak nie jest grzecznym i potulnym dzieckiem, które jest na każde zawołanie. Nie jest typem popychadła. Jest bardziej utrapieniem nauczycieli, którzy próbują go okiełznać lub uporządkować. Nienawidzi, kiedy mu się rozkazuje. A jak wiemy, nauczyciele polegają zazwyczaj tylko na wydawaniu poleceń, dlatego często się im sprzeciwia chamskimi tekstami, których zwykle inni nie potrafią przebić, a potrafi odbić piłeczkę, jeśli ktoś spróbuje mu odpowiedzieć. A nauczyciele od razu wysyłają go do dyrektora. Dlatego zazwyczaj Louis ma najniższe zachowanie. Ci pupile nauczycieli zwykle go nie lubią, jednak ej! Czy go to obchodzi? Oczywiście, że nie. Sam też najlepszych ocen nie ma, jednak potrafi materiał. Jak to sam określa, on to umie, ale nie na kartce, gdy już się w końcu dowie, co było na lekcji. Nie chodzi na zajęcia chętnie, a częściej to ich unika. Jak widać, jest mocny w słowach, które rzuca na wiatr. Zazwyczaj są to chamskie odzywki, które denerwują każdego. Ma swoją grupkę znajomych, którzy są tak samo denerwujący, jak on, jednak nawet im nie ufa. Louis jest dokładnie tym typem ucznia, przed którym ostrzega się nowe osoby, a przynajmniej ostrzegają ci, którzy właśnie mu podpadli. Lepiej mu nie podpadać, potrafi dręczyć takie osoby. Jednak pamiętajmy, że Louis nigdy nie gnębiłby kogoś słabszego od siebie, takie osoby nie podskakują, tylko osoby z silnym charakterem. A wtedy dopiero jest zabawa. Można stwierdzić, że Louis jest takim przeciwnikiem innych złych uczniów oraz obroną słabszych. Trochę jak Robin Hood. Czyli wykazuje tu się go jego dobra (chyba dobra) cecha. Louis chce wymierzyć sprawiedliwość. W kwestii bronienia tych słabszych, jak się przywiążę, to nawet może być jak jego ochrona, czyli nadopiekuńczy. Chociaż i tak trudno się do niego zbliżyć, jest bardzo nieufny i potrzeba dużo czasu, aby mógł komuś chociaż trochę zaufać. Jak to on mówi, musi polegać na sobie. Jednak to może dlatego, że kryje po prostu w sobie strach do nowych znajomości? Jest to prawda, gdyż trzeba mieć dużo do niego cierpliwości, aby z nim na samym początku relacji wytrzymać. Potrafi być trochę denerwujący. Jednak wtedy to odpycha od siebie innych, aby ktoś go za dobrze nie poznał. Trafnym określeniem jest powiedzenie, że Louis jest mężczyzną z wieloma tajemnicami. Nawet osobą, którym ufa nie powie wszystkiego. Nie ma osoby, która znałaby go na 100%, gdyby już taka się znalazła, dawno by nie żyła. Tak czy siak, dla nowo poznanych osób zgrywa takiego typowego bad boy’a, który zazwyczaj inni się go boją. Trzeba się jakoś reprezentować. Zwykle jest nastawiony negatywnie lub obojętnie do nowo poznanych osób i na jakiekolwiek słowo odpowiada niechętnym przytaknięciem. Nigdy nie potrafi opanować wielkiej złości i potrafi nawet komuś przywalić, jeśli tylko za mocno go denerwuje. Chociaż trudno go wprowadzić w wielką złość (poza zazdrością), gdyż prawdopodobnie będzie miał obojętne podejście na samym początku.
Uznajmy, że już wytrzymujesz jego wredne zaczepki i jesteś dla niego miły. W tym wypadku, jeśli Louis powoli zaczyna się przyzwyczajać do Twojej obecności, już możesz nazwać go kolegą ze szkoły lub dobrym znajomym. Jeśli już dotarłeś na ten poziom znajomości, możesz być z siebie dumny, ciężko się na niego dostać, a potem jest już tylko łatwiej. Oczywiście łatwo z niego spaść, jeśli już olałeś sprawę. Jeśli to Ci wystarcza i po prostu już nagle przestaniesz się do niego odzywać, z prędkością światła spadniesz jeszcze niżej, niż byłeś. Jeśli jednak nadal się angażujesz, możesz zobaczyć, jak on też powoli będzie się angażować w znajomość. Niewiele, gdyż nie będzie na pewno jeszcze się czuć pewnie, jednak na pewno jest miło patrzeć, jak ten nieufny chłopak do wszystkich obcych spróbuje nawet pomóc w lekcjach lub proponuje wspólne spotkania. Nie będzie co prawda jeszcze całym sobą. Nie będzie dużo mówił o sobie, nadal będzie tym skrytym chłopakiem, którego każdy widzi. Jednak docenia czas włożony, aby się z nim zadawać. Jest to bardzo miłe. Może dlatego nigdy on nie chce zaczynać żadnej relacji? W tej relacji może nawet pomóc, jeśli tylko poprosisz go o pomoc, jednak nigdy sam o nią nie poprosi. Nadal niektóre sprawy będzie traktował jak coś osobistego, tylko dla niego. Może tutaj nie będzie zawsze miły, jednak ej! Małe figle zawsze są śmieszne, a on lubi się drażnić.
Daliście się nabrać, Louis zachowuje się tak samo już w każdym stopniu przyjaźni. Może jego stopień zaangażowania byłby wyższy, jednak nadal byłby często wredny. To już leży w jego naturze. No, chyba że mówimy o miłości… na boga. To jest ciężki temat. Gdyż, aby on się zakochał, trzeba chyba cudu. Jednak na pewno nie patrzałby na wygląd. W końcu jest aseksualny. Nie chodzi tutaj o jakieś całowanie czy s^ks. Chodzi o charakter. Na pewno będzie nadopiekuńczy. Nie chciałby, aby coś się stało jego ukochanej osobie. Jak i też zazdrość… tak. Wielka zazdrość. Jest to jedna z jego negatywnych cech. Wtedy wpada w złość, a jak wiemy, nad złością nie panuje i wychodzi, jak wychodzi. Niestety może być też trochę kontrolujący… Ale ej! Nie jest ona (relacja) tak zła. Przecież dbałby o tę osobę, mówił komplementy, jeśli tylko by potrzebowała. Dla tej jedynej osoby zrobiłby dużo.
Dobrze, jednak jaki będzie Louis, kiedy ktoś mu podpadnie lub znienawidzi tę osobę. Bój się o swoje życie. Na pewno będzie wredny i w każdym możliwym momencie drwić. Pokazałby, że jest niczym. Mógłby nawet dręczyć, bić czy nawet próbować wyrzucić go z akademii! Jednak jest też druga możliwość, bardziej bolesna. W niej Louis używa zasady „Przyjaciół trzymaj blisko, ale wrogów jeszcze bliżej.” Czyli jak można się domyślić, próbowałby się dowiedzieć najwięcej jak może o nim, aby tylko w odpowiednim momencie wypuścić to wszystko gdzie popadnie. Niech każdy wie o sekretach innych! Kto tego nie kocha? A potem jakby to wszystko wyszło na jaw, wracamy do pierwotnej wersji nienawidzenia.
Podsumowując: Louis dla obcych jest chłodny i wredny. Dla znajomych już milszy i angażuje się w relacje, jednak nadal potrafi być wredny i dać nieźle w kość. Miłość traktuje bardzo poważnie a wroga jak śmieć. Pozdrawiam.
|Umiejętności|
• Demon jest typem elektrycznym. Można się domyślić, że Louis ma tę samą umiejętność. Potrafi sterować elektrycznością, co za tym idzie, jak się wkurzy, to może niechcący wywołać burzę z piorunami czy coś takiego, jednak nie umiejąc sterować piorunami. Tak czy siak, stara się.
• Kolejną jego umiejętnością magiczną jest oczywiście nie tylko to, że jest idealnym przedłużaczem, to przy okazji z wystarczającym humorem może łatwo zrobić, żart z rażeniem prądem, przy podawaniu ręki.
• Jest to silny chłopak, nie tylko poprzez wzrost. Jednak ogólnie, gdyby był we wzroście np. 180, miałby trochę jej mniej. Nadal jest silny.
• Dobrze strzela z broni. Jakiejkolwiek, wystarczy cel.
• Urodzony dyplomata można by rzec. Pomimo swojego charakteru, może wiele zyskać. Idealnie kieruje ludźmi, aby zrobili, jak on chce. Przydaje się to np. w sprzedaży. Upcha komuś pluszowego królika, ale za jaką kwotę!
|Inne|
• Chorował na gigantyzm, przez to aktualnie ma 251 cm wzrostu. Jest to… gigantyczny wynik, który osiągnął w wieku 15 lat. Wtedy właśnie guz został usunięty. Operacja była bardzo kosztowna, przez co też matka wydała na tę operację jedne ze swoich ostatnich pieniędzy. Sam aktualnie nienawidzi swojego wzrostu, gdyż wszystko jest dla niego za małe. Nie mówi o tym, po prostu geny.
• Nie jest z tego kraju, przez co strasznie kaleczy tutejszy język. Nienawidzi, kiedy ktoś na to zwraca uwagę.
• Ma głos Corpse Husband.
• Jest z niego urodzony tancerz, a tym bardziej przy muzyce klasycznej, którą kocha. Jednak i tak najczęściej podpiera ściany, gdyż nie jest w tej kwestii pewny siebie.
• J3b4ć nagość, on wszystko widział. Nie to, że coś, ale jakby niechcący zastał jakąś dziewczynę czy chłopaka, przebierającego się (niechcący! Nie jest pedofilem) jego standardowa gadka to ,,Dobra już nie udawaj. No super wyglądasz, normalnie jak świnka biorąca kąpiel w błocie. Wezmę tylko [rzecz, po którą przyszedł] i wychodzę. Matko! Po co te wielkie halo. Ja już wiele w życiu widziałem.’’ .
• 
Pomimo tego, że mówi, że to umie, ale nie na kartce… naprawdę nic nie umie, z tej wiedzy co jest na lekcjach. Improwizacja, aby zdać tylko i zakończyć tę szkołę.
• Ma znak zodiaku Scorpio.

Od Hyo cd Ena

Tuż po egzaminach, wesoło ruszyłem do Eny. Skoro było po wszystkim, mogę w końcu zostać z nim, a nie siedzieć i się uczyć w pokoju. Zamieszanie wciąż trwało, ale wydawało się nieco większe niż poprzednio. Gdy tylko wszedłem do pokoju, dostrzegłem puste łóżko, miecz, który sobie stał tuż przy ścianie oraz otwarte okno. Zmarszczyłem brwi, gdyż Ena nie wychodzi ot, tak przez okno i to bez miecza, no, chyba że na spacer. Jednakże już dawno powinien wrócić. Sięgnąłem po jego miecz i zanim jednak wyszedłem przez okno, usłyszałem słowa kilku osób.
Kolejne uczennice pod osłoną nocy zostały porwane. Ktoś widział zamaskowanego mężczyznę, jednakże nie wie, gdzie je zabrał. Jego zapach był odrażający, tak jakby miał coś wspólnego z tą dziwną masą. Jej zapach drażni niektóre rasy, na inne nie jest aż tak silna. Gdy spędzi się z nią więcej czasu, dla niektórych może być to bardzo trudne. Kaszel krwią albo z oczu, uszu i nosa może wypływać krew. Jednakże jej kolor może być inny niż ma się zazwyczaj. Dlatego też nie czekając na dalszy ciąg rozmowy, który mogę i tak z daleka słuchać wyszedłem przez okno. Musiałem się udać w miejsce, do którego mógłby udać się Ena. Poczułem jego zapach, tym razem jaśmin, wyczułem także coś jeszcze. Ostrożnie kroczyłem, by nie wejść w jakiś ślad, albo też dowód porwania.
Kucnąłem, po czym zmarszczyłem brwi, gdy ujrzałem igły. Było ich kilka. Telekineza, zapożyczona moc od jakiegoś ucznia. Użyłem jej, by unieść igły, nie chciałem ich dotykać, gdyż poprzez zapach i wzrok. Mogłem, zrozumieć co znalazłem. Były to zatrute strzałki. Znam kogoś, kto lubuje się w truciznach. Może on w tym pomoże. Umieściłem strzałki w specjalnym pojemniku. Po czym udałem się do starego znajomego. Jego sklepik prosperuje, ale także ma pełne ręce roboty. Może będzie znać truciznę, która została użyta. Może też będzie, wiedzieć kto ją kupił.

***

Trafiłem do. "Vei de Lamei". Starałem się utrzymywać w sekrecie swoje znajomości. Gdy pojawił się mieszaniec, przywitał mnie ze swoją dozą humoru i czaru. Tym, czym zazwyczaj wita klientów. Ma to do siebie, że dzięki swojemu sekretnemu talencie, dowiaduje się tego, czego chce. Klient nawet nie wie o tym.
Zabawne.
- Witaj ponownie. - przywitał się, po czym bez ogródek wyciągnął swą dłoń, po próbki. Jego demon latał tuż obok niego. Często sama wychodzi, by się pożywić, albo też uważa, że to, co on robi, mu zagraża. Nadopiekuńcza jest, ale to miłe z jej strony.
- Dowiedz się wszystkiego, co pomoże. Potrzebuje kolejną partię. - powiedziałem i wręczyłem mu w szklane próbki, z igłami. Wraz z nim przeszedłem do pracowni, bym mógł się dowiedzieć, oraz zawsze lubiłem patrzeć, jak pracuje. Jego sposoby są tak dziwne i niekiedy niepokojące, że można się zmartwić.
- Będzie gotowa do końca tygodnia. - odpowiedział, po czym wyciągnął igły i ich spróbował, a dokładnie tego, co na nich było.
- Czego się dowiedziałeś? - zadałem mu pytanie, nawet jeśli go znam. Jego zdolność wiedźmińska jest nie do końca mi znana. Jest też rozbudowana i ciężko to rozwikłać.
Jego oczy momentalnie się zmieniły, zaczął mówić w jakimś innym języku, starłem się, go zrozumiem. Kilka słów zrozumiałem, reszta była niczym bełkot.
- Jest to jak środek znieczulający, ale zarazem trzeba podać antidotum, inaczej następują następstwa. Im dłużej się czeka, tym mniej czasu pozostaje ofierze. Łaknienie, czarne żyły, pozbawienie sił witalnych, skóra wysycha, ciało przestaje reagować, najgorszym jest wypalająca cię od środka śmierć. To są skutki. Jeśli się weźmie za późno, mogą nie przeżyć. Jednakże jest na to sposób. Muszą wypić białą klacz, by przeżyć końcowe stadium. Wiesz, że biała klacz to konieczność. Jej składniki i to, co trzeba zrobić, jest kosztowane. Musisz działać, nim będzie za późno. - rzekł, ostrzegając mnie. Podał mi kilka fiolek antidotum, bym w razie czego mógł pomóc zatrutym. Wystarczy nawet kilka kropli, ale jeśli się spóźnię, będzie źle.
- Kto to kupił? - spytałem, poganiając starego przyjaciela.
- Była tu kobieta i dziecko, mieli na szyi wypalone znamię. Mówili coś o mężczyźnie w masce. Mają dziś przyjść. Może uda ci się coś dowiedzieć od nich. - odpowiedział na zadane pytanie Podał mi także coś ekstra, przedsmak tego, co dostanę do końca tygodnia.

***

Czekanie było kosztowne, gdyż z każdą minutą, Ena oraz reszta porwanych, może mieć coraz mniej czasu. Musiałem być cierpliwy, gdy tylko wyszli ze sklepu, ruszyłem za nimi. Wyszliśmy z miasta, wówczas mogłem z nimi porozmawiać. Jednakże przed tym, się ukryłem, by zobaczyć, co się wydarzy.
Napiętnowana dwójka spotkała się z dziwnymi dziećmi. Ich oczy były znajome, ale lęk już nie. Podobnie do reszty miały piętna oraz obroże na szyi. Chciałem wyjść z ukrycia, ale zamiast tego słuchałem ich rozmowy, a tuż po chwili odegrała się tam masakra. Tak jakby to wszystko było zaplanowane. Jakby czekali na pisklaki do pułapki.

Ena?

Od Eny cd. Hyo

Przez ostatnie kilka dni nie miałem nawet czasu aby usiąść i odpocząć w spokoju chociażby przez krótką chwilę. Egzaminy i dodatkowe zajęcia starannie uniemożliwiały mi podjęcia któregokolwiek z moich hobby czy też spędzenia kilku minut na codziennym treningu. Czułem, że moje oczy same kleiły się ze zmęczenia. 
Dodatkowo nie miałem nawet okazji dłużej porozmawiać z Hyo. Przyznam, że te kilka dni samotności dały mi się we znaki. Do tej pory nawet nie sądziłem, że kogoś tak naprawdę może mi brakować. Oczywiście równie mocno tęskniłem za rodziną. Targające mną aktualnie uczucie było jednak zgoła inne. Nie potrafiłem go nawet opisać. Istniało ono na granicy dziwnej pustki. Młody wampir często zachowywał się wobec mnie zbyt odważnie, ale jednocześnie troczył się o mnie. Nim zauważyłem staliśmy się sobie naprawdę bliscy. To wszystko stało się tak szybko! 
Zastanawiałem się, co powiedzieliby na ten temat moi mentorzy. Raczej nie byliby zbyt szczęśliwi. Zawsze nauczali mnie, że uczucia są czymś nieistotnym, pozbawionym sensu. Uznawali jedynie związki z rozsądku, zawierane w celu osiągnięcia obustronnych korzyści. Miłość nie miała prawa bytu, została zrzucona na najdalszy plan. Myśląc o tym wszystkim, poczułem, jak robi mi się gorąco. Czy ja naprawdę miałem prawo sądzić, że mnie i Hyo dzieli aż tak mocne uczucie? Ciągle nie miałem pojęcia, co nas łączy. Wampir wydawał mi się być raczej kimś, kto ceni sobie wolność. 
Mimo wszystko, dotknął mnie widok Hyo i nieznajomego chłopaka. Zdawało się, że są sobie bliscy. Nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej pozbawiło mnie typowego spokoju. Właściwie ten widok niemal zbił mnie z nóg. Nie mogłem dłużej na to patrzeć. Odwróciłem się na pięcie i nie patrząc dłużej w tamtym kierunku, udałem się do swojego pokoju. Postanowiłem ochłonąć i wziąć zimną kąpiel. do tej pory rzadko decydowałem się na lodowatą wodę. 
Kiedy tylko skończyłem okazało się, że Hyo już był w moim pokoju. Zanotowałem w głowie, że chyba muszę zacząć się zamykać. Nie z powodu wampira, a właściwie dlatego, że każdy może tutaj wchodzić jak tylko chce. Nie podobało mi się to. Do tej pory wierzyłem, że moje umiejętności wystarczą, aby w razie problemu obronić się przed zagrożeniem. Chodziło mi jednak o to, że ktoś mógłby zobaczyć coś, czego widzieć nie powinien. Stresujące. 
Hyo zaczął krótko wyjaśniać, co zaszło między nim, a chłopakiem. Nie był w jego typie? Nieprzyjemnie uczucie ponownie dało o sobie znać. Co jeśli pojawiłaby się osoba, która spełniałaby kryteria wampira? Zostałbym zepchnięty na kolejny plan? Pokręciłem głową. Wolałem o tym nie myśleć. On nie jest taki
Postanowiłem cieszyć się chwilą. 
- Cieszę się, że jesteś - powiedziałem niepewnie. - Nie idź.
Miałem nadzieję, że jeśli wykażę swoje zaangażowanie chłopak domyśli się, że mi na nim zależy. Doskonale wiedziałem, że czasami zachowywałem się obojętnie. Wynikało to głównie z tego powodu, że nie potrafiłem okazywać swoich uczuć. Po prostu taki byłem. Teraz chyba nadszedł czas na zmiany.
Kolejne chwile spędziliśmy na czułościach. Przyznam, że takie ciche wieczory, które dzieliliśmy razem były naprawdę przyjemne. 
- Co sądzisz o tych wszystkich zaginięciach czy tajemniczych morderstwach? - zapytałem po upływie pewnego czasu. Daleko mi było do przejmowania się tą sprawą, jednak w pewien sposób ciekawiła mnie ona. W końcu - takie tragedie nieczęsto działy się na terenach Kernow. Z czymś takim nawet nie spotykałem się nawet w swoich rodzinnych stronach. Nic dziwnego, że byłem tym zaniepokojony. 
- To dosyć dziwne, sam nie wiem, co o tym myśleć - odpowiedział, lekko wzruszając ramionami. 
- Mam nadzieję, że ktoś szybko się tym zajmie - mruknąłem i zmarszczyłem brwi. Ta sprawa powinna zostać już dawno temu rozwiązana!
Hyo przytaknął, a zaraz po tym zmieniliśmy temat rozmów. Niedługo później chłopak musiał wrócić do siebie. Zwykle nie zostawiał mnie na noc, kiedy już przychodził. Jutro miał jednak egzaminy. Pożegnałem się z nim, zostając w pokoju sam. 
Minęła już niewiadoma ilość czasu, a ja ciągle nie mogłem zasnąć. Ostatnio miewałem podobne bezsenne noce. Z tego też powodu postanowiłem wybrać się na krótki spacer. Nic tak nie dodaje otuchy jak przewietrzenie głowy na świeżym powietrzu. 
Akademik był już zamknięty. Z tego też powodu skorzystałem z okna. Nie mieszkałem wysoko, a nawet jeśli, wiele razy ćwiczyłem skoki i upadki. Taka odległość nie stanowiła dla mnie problemu. Lekko wylądowałem na ziemi. Rozejrzałem się, czy nikogo nie ma w pobliżu. Ruszyłem przed siebie dopiero w momencie, kiedy upewniłem się, że jest czysto. 
Swobodnym krokiem zacząłem spacerować po plantach. Ogrody Ardem należały do najładniejszych w okolicy. Oczywiście wiele im brakowało do tych, które znajdowały się na terenach mojego dworu. W moich okolicach rosło znacznie więcej kwiatów, dając niemal bajeczną scenerię. Tutaj przeważała zieleń trawników i drzew. 
W pewnym momencie usłyszałem szelest. Zatrzymałem się natychmiast, nasłuchując wszystkich dźwięków. Teraz nawet szum drzew wydawał się być podejrzany. 
Atak nadszedł z prawej. Doskonale się go spodziewałem. Odskoczyłem, instynktownie sięgając w stronę pasa, aby wyciągnąć miecz. Wtedy zdałem sobie sprawę, że go nie wziąłem. Ledwo zdążyłem zareagować, kiedy deszcz cienkich igiełek spadł na mnie z góry. Uniosłem ręce do góry, próbując osłonić się rękawem. Większość z senbon zatrzymała się na długim materiale. Udało mi się je łatwo odrzucić na bok. Niestety - jedna z podłużnych metalowych igieł dała radę wbić się w moje przedramię. 
Skrzywiłem się. Nikt nie używa senbon tak po prostu. Musiały być zatrute. Ściągnąłem brwi podczas wyciągania igły. Faktycznie musiała być czymś pokryta. Już chwilę później poczułem, jak moje nogi stają się giętkie. Osunąłem się wzdłuż pobliskiego drzewa, kaszląc głośno. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczyłem była sylwetka mężczyzny. Jego twarz przysłonięta była maską. Próbowałem jeszcze zamachnąć się ręką, niestety nie miałem sił, aby nawet ją unieść. 
***
Obudziłem się, a pierwszą rzeczą, jaką dane było mi zobaczyć był ciemny sufit jaskini. Stalaktyty niebezpiecznie zwisały nad moją głową. Podniosłem się do siadu. Wtedy zdałem sobie sprawę, że moje ręce są zakneblowane za plecami. Poruszyłem nadgarstkami. To był najzwyklejszy sznur, wcale nietrudny to przerwania. Postanowiłem się jednak powstrzymać od nieprzemyślanego uwolnienia się. Musiałem na początku rozeznać się w sytuacji. 
Wtedy też zdałem sobie sprawę, że nie jestem tutaj sam. Wokoło mnie siedziało kilka młodych kobiet. Po mundurkach rozpoznałem, że są one uczennicami różnych akademii. Nieprzyjemne uczucie ścisnęło się w żołądku. Czy porywacz pomylił się, równie sądząc, że jestem dziewczyną? Szczerze nie powinno mnie to nawet dziwić. Niejednokrotnie spotkałem się z tym, że ktoś zwracał się do mnie "na pani". Tym razem jednak moja delikatna uroda mogła się w końcu do czegoś przydać. Znaczy się, sprowadziła na mnie niebezpieczeństwo, ale byłem przekonany, że żaden z porywaczy nie spodziewa się moich umiejętności walk. Wystarczy poczekać na odpowiednią okazję, a dałbym radę uratować wszystkie uczennice. Postanowiłem jednak poczekać i przekonać się, kto stoi za tym wszystkim. Nagłe porwanie mogło mieć związek z tymi wszystkimi dziwnymi sprawami, które aktualnie działy się w Kernow.

Hyo? 
Szablon
Pandzika
Kernow