Tablica

Nadeszła zima, jakiej nawet nasi dziadkowie nie widzieli. Zapasy powoli się kończą, państwa patrzą na siebie coraz bardziej podejrzanym wzrokiem. Uczniowie muszą siedzieć w zimnych i rzadko ogrzewanych pokojach, bo akademię robią wszystko by nie zamknąć swych wrót przez brak pieniędzy. Ludzie w miastach wspierają się jak tylko mogą, jednak nawet to nie pomaga w wyżywieniu rodziny. Wcześniej ludzie nie zwracali uwagi na dziwne zachowanie zwierząt, jednak być może był to zwiastun czegoś nowego? Może ptaki przestały migrować, a stworzenia leśne zbierać zapasów na zimę z powodu jakieś większej sprawy? Pomimo ciężkich warunków, zimy i głodu, niektórzy chcą znaleźć przyczynę całego tego chaosu i szaleństwa. Próbują dotrzeć do miejsca, w które zdaje się, idą wszystkie magiczne stworzenia zamieszkujące nasz świat. Czy jednak jest to bezpieczne?

niedziela, 27 września 2020

Od Castora cd Beverly

 Chłopak przechadzał się wśród akademickich terenów, z uwagą chłonąc każde wypowiadane przez swą towarzyszkę słowo - nie tylko uznawał posiadaną przez nią wiedzę za niebywale interesującą, lecz również sama elfka przykuła jego uwagę. Uśmiechnąwszy się promiennie, skinął głową raz jeszcze, co pewien czas wtrącając kłębiące się w jego głowie pytania. Spacer, jak wkrótce się okazało, stanowił doskonałą scenerię do poznania się dwójki współlokatorów, których pierwsze spotkanie nie należało prawdopodobnie do zbyt komfortowych. Castor zaśmiał się pod nosem na samo wspomnienie wydarzeń sprzed godziny, nie do końca wiedząc, czy powinien czuć się zażenowany własną postawą, czy może ucieszony, że Beverly okazała się na tyle wyrozumiała, by natychmiastowo nie wyrzucić go z pokoju. Zamyślony nie spostrzegł nawet, że znaleźli się w murach obszernej biblioteki - tym, co w końcu sprowadziło go na ziemię, była woń starych ksiąg i zdecydowanie zbyt duszących perfum zasiadającej za biurkiem kobieciny. Młody elf nie zraził się jednak osobliwymi warunkami, a oczy błysnęły milionem iskier na sam widok niezliczonych egzemplarzy, których masywne brzegi i kolorowe okładki zdawały się nawoływać jego imię. I gdyby nie obecność nastolatki, chłopak najprawdopodobniej uległby ich sugestiom, zaszywając się w kącie ze stosem opasłych tomisk, lecz młodzi opuścili lokację równie szybko, jak się w niej pojawili. Dziewczyna zaprowadziła ich w stronę równie sporego dziedzińca, który Castor miał już okazję oglądać - to tutaj rozegrał arię swymi kolczykami i stukającymi o bruk obcasami, które raz jeszcze rozbrzmiały, zwracając uwagę kilku przesiadujących w okolicy uczniów. Elfowi ani trochę nie przeszkadzała atencja, jaką zdobywał, gdziekolwiek się pojawiał, odpowiadając zainteresowanym jedynie ciepłym uśmiechem i skinieniem głowy. Nie był jednak pewien, jak wygląda to w oczach Beverly - cenił własny komfort, jednak nie chciałby, żeby jego obecność ją krępowała. Zignorował więc kolejnych gapiów, siadając tuż obok towarzyszki na ulokowanej w cieniu ławce, nie musząc zbyt długo czekać, nim ta zaczęła konwersację. 

- Sam malujesz gwiazdy na swojej twarzy? - zapytała, a jej oczy pełne były ciekawości

Elf zawahał się przez chwile, nie do końca rozumiejąc czemu. Nie miał przecież powodu do wstydu, a jasnowłosa zdawała się szczerze zainteresowana poruszonym tematem - potrząsnął więc głową, starając się odgonić natarczywe myśli, by sekundy później przysunąć się zdecydowanie zbyt blisko Beverly, z entuzjazmem wskazując na nieco wyblakłe już, fioletowe gwiazdki.

- No pewnie! Są urocze prawda? - Perlisty śmiech ponownie przeszył dziedziniec. - Robię to już od tak dawna, że sam zdążyłem już zapomnieć, dlaczego w ogóle zacząłem. - Wzruszył ramionami, unosząc dłonie w geście poddania. - Ale nie zamierzam przestawać! Poza tym będziesz prawdopodobnie jedną z pierwszym niezwiązanych ze mną osób, które zobaczą mnie bez nich, wierz lub nie, ale to osiągnięcie. - Odsunął się nieznacznie, w końcu zauważając, jak bardzo naruszył osobistą przestrzeń Beverly. - Jeśli chcesz, mogę cię kiedyś pomalować, przywiozłem ze sobą całkiem sporo kolorowych kosmetyków. - W jego głosie dało się wyczuć nerwową nutę, której pochodzenia sam nie był w stanie zidentyfikować. - Jesteś naprawdę ładna, pasowałyby ci, więc nie musisz się bać! 

Dziewczyna nie odpowiedziała, a przynajmniej nie od razu, jakby opuszczający usta Castora natłok informacji nieznacznie ją przytłoczył. Elf zawstydził się nieco, czując wyrzuty sumienia, jak wiele razy zdążył już wprawić współlokatorkę w stan zakłopotania - znali się zaledwie kilka godzin, powinien bardziej się hamować. Z drugiej strony nie odczuwał jednak wrażenia, jakby zrobił cokolwiek złego - dziewczyna faktycznie była śliczna, brunet nie zamierzał tego ukrywać. Uwielbiał prawić innym komplementy, pomagając dostrzec im cechy, na które sami być może nie zwróciliby uwagi, bądź zwyczajnie nie chcieli uwierzyć. Beverly będzie musiała więc przywyknąć, że nowo poznany towarzysz tak szybko jej nie odpuści. 

- Dziękuję. - Usłyszał po chwili, co natychmiastowo poskutkowało szerokim uśmiechem ze strony chłopaka. 

- Naprawdę nie masz za co. - Odetchnął głęboko, po raz kolejny łapiąc się na tym, że pozwala sobie na zdecydowanie zbyt wiele w stosunku do elfki. - Moja kolej na pytanie. Chociaż będąc szczerym, chciałbym dowiedzieć się jak najwięcej. Zadowolę się więc dowolnym faktem na twój temat. - Uniósł subtelnie kąciki swych ust.


Beverly? Wybacz, że nie jest to najlepsze x.x

Obóz!

 Jesienny obóz jest kontynuowaną od tradycją w Kernow. Uczniowie wszystkich szkół są dobierani  drogą losowania w drużyny i wspólnie muszą wykonywać polecane zadania. Grupą dowodzi jeden lider, który czuwa nad wszystkim i  to on sprawuje władzę podczas wykonywania zadań. 

Uczniowie sypiają w namiotach, jedzą jedynie rzeczy, które sami znajdą i przygotują. Aby ukończyć obóz, trzeba współpracować. Ich celem jest dotarcie do miejsca zaznaczonego na mapie, jednakże bez wykonania czynności zapisanych na kartce, nie zdołają tam dotrzeć.


A więc przed nami kolejny event, czas w którym uczniowie będą musieli wykazać się instynktem przetrwania i umiejętnościami współpracy.


Drużyna Feniksa

Lider: Lyanna

Członkowie: Maven, Colette, Daruma


Drużyna Białych Drzew

Lider: Pearl

Członkowie: Anien, Rowan, Lucien


Event trwa do końca grudnia. 


Wymagania?

Napisanie przynajmniej jednego opowiadania.

Powodzenia!

~Administracja Kernow


poniedziałek, 14 września 2020

Od Darumy cd. Luciena

Ciemne, ogromne skrzydła zasłoniły przeciwległą ścianę pokoju. Na samym początku cofnąłem się o krok, przestraszony widokiem. Pierwszy raz w życiu widziałem coś takiego! Zwykłe, pierzaste skrzydła aniołów czy te błoniaste demonów wydawały się teraz takie marne. Nie myśląc szczególnie wiele, przełamując początkowy strach, podszedłem bliżej i wyciągnąłem dłoń w kierunku towarzysza. Wtedy nieoczekiwanie Lucien pochwycił mój nadgarstek. Wstrzymałem oddech, domyślając się, że zrobiłem coś źle. Niestety, chłopak spóźnił się, a sam zdążyłem przejechać opuszką palca po ciemnej skórze. Na jego twarzy pojawił się grymas.
- Nasze skrzydła są bardzo delikatnie i czułe, więc proszę, nie dotykaj. - To rzekłszy, ciemnowłosy spojrzał mi prosto w oczy. Dziwne uczucie ogarnęło całe moje ciało. Przestąpiłem z nogi na nogę, odwracając nieśmiało wzrok.
- Przepraszam - wyszeptałem. Wtedy zdałem sobie sprawę, że cierpię na podobną dolegliwość. - Potrafię to zrozumieć - dodałem. - Jesienią, kiedy odrasta mi poroże, umieram, jak ktoś próbuje pogłaskać mnie po głowie.
Lucien uśmiechnął się ciepło. Wtedy też rozluźnił uścisk, uwalniając mój nadgarstek. Wyjrzałem za okno. Mówiąc o jesieni - niedługo nadejdzie. Niedługo też pewnie moje rogi zaczną rosnąć. Skrzywiłem się na tę myśl. Na kolejne kilka miesięcy skończy się dotychczasowa możliwość noszenia koszulek. Cykl ciągłego bólu głowy nadchodzi.
Westchnąłem ciężko i odszedłem do okna. Powróciłem myślami do mojego towarzysza. Nieszczególnie wyjaśnił mi problem, jaki go trapi. Według mnie, odpowiedział dość wymijająco. Nie mogłem go jednak zmusić do powiedzenia wszystkiego. Miałem nadzieję, że Lucien opowie mi kiedyś więcej więcej o sobie.
Rozejrzałem się jeszcze raz po pokoju. Fakt, wyglądał dość kobieco. W żaden sposób oczywiście mi to nie przeszkadzało. Moja sypialnia wcale nie prezentowała się lepiej. Cały dworek posiadał bowiem białe ściany, nie inaczej było w mojej komnacie. Pod ścianami stały równie jasne, drewniane meble, a w centrum pomieszczenia znajdował się stos puchatych poduszek. Moje kuzynostwo lubiło to pogardliwie nazywać "pokojem księżniczki". Jednak nieszczególnie to określenie mi przeszkadzało. Moja komnata podobała mi się taką, jaka jest. 
Między mną a Lucienem zapanowała chwilowa cisza. Właściwie nie miałem pojęcia, o czym mógłbym teraz z nim porozmawiać. Swoją drogą - chłopak schował już swoje skrzydła. 
- Czasem wam zazdroszczę - odparłem cicho, spoglądając na ciemnowłosego. 
- Zazdrościsz? - zdziwił się, siadając na łóżku. Zająłem miejsce niedaleko niego, na puchatym dywanie. 
- Tego, że macie dwie nogi - wyjaśniłem. - Możesz usiąść wygodnie czy cofnąć się, nie wpadając na nic. Kuzynostwo nie próbuje usiąść ci na grzbiecie... 
Byłem przyzwyczajony do ciała centaura, czasem jednak to komplikowało moje życie. Nie mogłem zdzierżyć zaskoczonego wzroku uczniów Corvine, kiedy mijałem ich na korytarzu. W końcu - to nie moja wina, że taki się urodziłem. Dlaczego moja mama musiała związać się z kimś, kto należy do innej rasy? Cholerny mieszaniec... 
Spojrzałem na Luciena, który ze zmarszczonymi brwiami wpatrywał się we mnie. 
- Próbowałeś użyć czarów, aby zmienić swoją postać, chociażby na trochę? - zapytał, wstając z miejsca.
- Właściwie to nie... - Nigdy wcześniej o tym nie myślałem. - Masz coś na myśli?

Lucien?

niedziela, 13 września 2020

Od Luciena c.d. Darumy

Nie sądziłem, że słowa Kasjana tak mną wstrząsną. Podczas pobytu w szkole nie pomyślałem o sytuacji na dworze, ponieważ miałem zawsze pewność, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Ściany mojego pokoju wydawały mi się teraz jednym miejscem, w którym mogłem się wyciszyć. Nie chciałem wyjść na tchórza uciekającego od problemów, dlatego postanowiłem zostać w murach zamku. Otworzyłem szeroko okno wychodzące na balkon i pozwoliłem by podmuch zimnego wiatru dostał się do środka, by po chwili usiąść na łóżku. Mój wzrok od razu zatrzymał się na wierzchołkach gór niedaleko nas. Z otępienia wyrwał mnie dźwięk otwierających się drzwi, na wcześniejsze pukanie nie reagowałem, mając nadzieję, że owa osoba się podda i wróci do siebie. Odwróciłem się w ich stronę.
- Jak się czujesz? - Daruma stanął na środku mojej komnaty, niepewnie rozglądając się wokół siebie. - Chcesz mi o tym opowiedzieć?
Westchnąłem, poprawiając kosmyki włosów, które spadły mi na twarz. Nie to że nie chciałem mu powiedzieć, a nawet wręcz przeciwnie - chciałem, ale jednocześnie nie chciałem go martwić sprawami naszego Dworu, a nawet tymi prywatnymi. 
- Po prostu, mamy mamy problem między nami - wyszeptałem. - A z tym musimy poradzić sobie, sami jak zawsze. Każdy ma z nas wiele psychicznych ran, które wraz z naszym cierpieniem rosną, aż wybuchają na kogokolwiek. 
Chłopak podszedł bliżej nas, marszcząc brwi.
- Masz dość dziwną kolorystykę pokoju - odparł, najpewniej chcąc zmienić temat, za co byłem mu bardzo wdzięczny. 
- Fiolet to ulubiony kolor mojej matki, a czarny mój. Razem wygląda to nieco kobieco, ale...nie przeszkadza mi to.
Zapadła między nami cisza, którą przerywał dźwięk wiatru górskiego. Daruma delikatnie się zatrząsł, a ja dopiero oprzytomniałem, że nie był on tak jak my przyzwyczajony do takiej temperatury, pomimo tego, że środek zamku był magicznie ocieplany. Szybko przymknąłem okno, zaciągając zasłony do końca, przez co w środku zapanował półmrok oświetlany tylko przez rozstawione wokół świece.
- Twoja mama musi mieć dobry gust - mruknął, gdy tylko ponownie znalazłem się obok niego.
- Tak, miała. Była najpiękniejszą kobietą jaką widziałem w życiu.
Co mam zrobić by nie czuł się teraz tak przybity? Zagryzłem delikatnie wargę, rozglądając się wokół siebie. Nie tak miał wyglądać jego pobyt tutaj, miało być radośnie i spokojnie, a je chłodno i nieprzyjemnie. 
- To właśnie ona nauczyła jako jedyna pragnęła nauczyć mnie latać.
Centaur spojrzał na mnie z zmarszczonymi brwiami. Wtedy też stanąłem przed nim, a moich pleców po chwili pojawiły się błoniaste skrzydła, które swoją rozpiętością zajmowały całe pomieszczenie. Daruma jak w transie podszedł do mnie i wyciągnął dłoń przed siebie. Zanim zdążyłem chwycić go za nadgarstek, zdążył przejechać palcem po jednym ze skrzydeł, bo wywołało u mnie cichy syk.
- Nasze skrzydła są bardzo delikatnie i czułe, więc proszę, nie dotykaj. - mruknąłem, z delikatnym rumieńcem. Tylko...Dlaczego mi się to spodobało? Patrzyłem intensywnie w jego oczy, nie puszczając choć na chwilę jego dłoni.

Daruma?

sobota, 12 września 2020

Podsumowanie

 Jak wiecie podsumowania w ostatnim czasie nie pojawiały się wcale, dlatego dzisiaj będzie ono tyczyło się trzech ostatnich miesięcy. A wiec:


Czerwiec

I miejsce - Daruma i Rowan  (po 4 opowiadania)

Nagroda: 40 SR

II miejsce -  Anien, Pearl i Beverly (po 3 opowiadania)

Nagroda: 20 SR


Lipiec

I miejsce - Daruma i Lucien (po dwa opowiadania)

Nagroda: 20 SR

II miejsce - Maven (jedno opowiadanie)

Nagroda: 10 SR


Sierpień

I miejsce - Beverly (trzy opowiadania)

Nagroda: 20 SR

II miejsce - Keyla i Daruma (po jednym opowiadaniu)

Nagroda: 10 SR


Informacja

Podsumowania ulegają małej zmianie - będą one obejmować cały miesiąc, od pierwszego do ostatniego jego dnia. Niektóre opowiadania powyżej pochodzą także sprzed 10 czerwca, który był doliczony także do poprzedniego podsumowania.


~Administracja Kernow


poniedziałek, 7 września 2020

Od Darumy cd. Luciena

Rozejrzałem się po przestronnym pomieszczeniu. Najpewniej Lucien wcześniej poinformował właściciela posiadłości o tym, że nie dam rady spać na zwykłym łóżku. Podszedłem do góry poduszek. Ich poszewki były w odcieniu czerwieni, bogato zdobione grubymi pomponami. Wziąłem jedną z nich do rąk, aby poczuć znajdujący się w środku puch. Na pewno nie należały do najtańszych jaśków na świecie. Odłożyłem przedmiot ponownie na miejsce, aby chwilę później położyć się się na poduszkach. Niemal natychmiast odpłynąłem. Nic dziwnego - to była niezwykle męcząca podróż.
***
Sam nie wiem, co mnie obudziło. Nagle wyrwałem się ze snu, skacząc na równe nogi. Niemrawo rozejrzałem się po całkowicie mi obcym pomieszczeniu. Dopiero po chwili przypomniałem sobie, gdzie się znajduję. Lucien jeszcze nie wrócił. Z nudy pokręciłem się po obcej sypialni. Przyjrzałem się rządowi starych tomisk czy starych, ręcznie malowanych pejzażach, które zostały zawieszone na ścianach. Wziąłem jedną z książek do ręki i przejechałem dłonią po skórzanej okładce. Wtedy też do pomieszczenia wszedł Rhysand. Drgnąłem na dźwięk nagle otworzonych drzwi. Szybko skłoniłem się na widok mężczyzny.
- Dzień dobry - przywitałem się, unosząc delikatnie kąciki ust do góry. Nigdy wcześniej nie zostałem z władcą sam na sam. Przyznam, że poczułem się dość niekomfortowo. Nieszczególnie wiedziałem, jak mam się zachować w podobnej sytuacji. Może pochodziłem z dość majętnej i wpływowej rodziny, jednak nigdy nie miałem tak bezpośredniego spotkania z monarchą.
- Mam nadzieję, że ci się u nas podoba - odezwał się Rhysand. Choć wydawał się być zadowolony i uśmiechał się serdecznie, mogłem zauważyć w jego spojrzeniu lekkie zmartwienie. Cóż takiego mogło zaniepokoić księcia? Postanowiłem jednak o to nie pytać. Jeśli nie dotyczy to mnie czy Luciena, raczej nie powinienem o tym wiedzieć.
- Jest wspaniale, dziękuję - rzekłem, lekko kiwając głową.
- Cieszy mnie to. - Mężczyzna powolnym krokiem skierował się w stronę drzwi. - Zapowiada się, że Lucien chwilę się spóźni. Musi coś załatwić - wyjaśnił. - Przyszedłem więc zaprosić cię na kolację. Chodź za mną.
Bez słowa ruszyłem za Rhysandem. Zdobionym korytarzem udali się do przestronnej jadalni. W jej centrum stał dębowy stół otoczony rzędem krzeseł. Mężczyzna wskazał mi miejsce. Usiadłem na miękkiej poduszce i spojrzałem na malowaną, dość bogatą porcelanową zastawę. W miskach znajdowały się pachnące potrawy.
Swoją drogą, oprócz naszej dwójki nikogo w sali nie było. Miałem właśnie sięgnąć po widelec, kiedy nie wiadomo skąd, z niezwykłym hukiem, na stół spadł Lucien, który mocował się z Kasjanem. Cofnąłem się o krok, nie mogąc oderwać oczy od walczących młodzieńców. Nie miałem pojęcia, co między nimi zaszło, jednak wydawało się być poważne.
- To wszystko przez ciebie! - syknął przeciwnik mojego towarzysza. Nim jednak zdążył się na niego rzucić, Rhysand rozdzielił awanturujących się. - Gdybyś tu był nic by się nie stało, wyczułbyś, że coś jest nie tak i byśmy ją uratowali, a ty wolałeś siedzieć w tej cholernej szkole, nawet nie zastanawiając się co u nas. A teraz...Mor...
Kasjan opadł na ziemię, wyraźnie rozgoryczony jakimś wydarzeniem. Jego widok sprawił, że poczułem się nieswojo.
- Lucien, on nie... - Rhysand podszedł do ciemnowłosego.
- On ma rację.
Milczeliśmy przez chwilę, wpatrując się w siebie nazwałem. Nie miałem pojęcia, o co chodzi. Wstrzymałem oddech, kiedy mój towarzysz odwrócił się na pięcie i nerwowym krokiem wyszedł z pomieszczenia. Chciałem za nim pójść, kiedy książę mnie zatrzymał.
- Myślę, że teraz powinien pobyć sam.
Skrzywiłem się delikatnie. Może Rhysand miał rację? Westchnąłem ciężko. Mężczyzna zaprosił mnie ponownie do stołu, ale nie miałem już apetytu. Na siłę przełknąłem kilka kęsów kolacji, podziękowałem i opuściłem jadalnie. Musiałem dowiedzieć się, czego świadkiem byłem w jadalni. Chciałem jak najszybciej odnaleźć Luciena. Swoje kroki od razu skierowałem w stronę jego komnaty (chłopak wcześniej powiedział mi, gdzie się znajduje). Zapukałem nieśmiało. Nikt nie odpowiedział, więc się wprosiłem. Ciemnowłosy siedział na łóżku. Odwrócił głowę w moim kierunku. Nigdy wcześniej nie widziałem go w takim stanie.
- Jak się czujesz? - zapytałem, podchodząc bliżej. - Czy... Czy chcesz mi o tym opowiedzieć?

Lucien?

niedziela, 6 września 2020

Od Luciena c.d. Darumy

Gdy tylko zostawiłem chłopaka w komnacie dla niego przeznaczonej, postanowiłem rozmówić się z Rhysandrem i zorientować się w teraźniejszej sytuacji między dworami. Oczywiście nie musiałem długo go szukać, stał na balkonie wpatrując się w ośnieżone górskie szczyty. 
- Jak zwykle takie krajobrazy zapierają dech w piersi - mruknąłem, opierając się o barierkę obok niego. Spojrzał na mnie z ukosa, jednak nie odezwał się ani słowem. Wiedziałem, że coś go trapi. 
- Gdzie Kasjan? - spytałem po kilku minutach ciszy. Sądziłem, że wyjdzie nam na przeciw by znów zasypywać nas swoimi żartami, jednak nawet nigdzie nie wyczułem jego obecności. 
- Nie wiem.
I właśnie wtedy poczułem, że coś się stało. Amreny i Mor także nie było, a książę mocno się nad czymś głowił. Zacisnąłem dłoń w pięść, czując jak zimno zalewa delikatnie moje ciało.
- Co się stało? Gdzie wszyscy są?
Rhysand oparł się o barierki, chowając głowę w ramionach. Wiedziałem, że nie chce mi powiedzieć, by nie zarzucać na moje barki jeszcze większej odpowiedzialności - tym bardziej, że odwiedziny na dworze miały nie trwać długo. 
- Mor...Wysłałem ją na ziemie Dworu Jesieni by negocjowała z nimi o neutralność w stosunkach. Długo jej nie było, ale stwierdziliśmy, że pewnie sytuacja jest trudna i damy jej więcej czasu. Kasjan znalazł ją w lesie, pociętą na całym ciele. Nie wiemy ile czasu tam spędziła - jego głos był oschły a twarz zimna jak kamień. Mor. Nasza uśmiechnięta wojowniczka, która nie raz sprała nam dupy za zachowanie. 
- Gdzie teraz jest? 
- U Amreny, najpewniej śpi.
Odbiłem się od kamiennej barierki i od razu ruszyłem w stronę wyjścia. Miliony schodów prowadzące w dół nie były dla mnie straszne, skrzydła w sekundę wystrzeliły z moich pleców i po chwili znajdowałem się już w powietrzu. Ciepłe powietrze od razu we mnie uderzyło, sprawiając, że moje ciało zaczęło się delikatnie pocić. Miejsca, które mijałem z góry jak zawsze przywodziły miłe wspomnienia. Tęczowy Most, z którego nawet teraz do moich uszu docierała muzyka, choć na chwilę wywołał na mojej twarzy uśmiech. Lubiłem spędzać czas w tym miejscu - sztuka, która była tam wszechobecna umiała uspokoić każdego. 
Z hukiem wylądowałem naprzeciw drzwi starego domu Amreny, nie przejmując się tym, że najpewniej wiedzieli o moim przybyciu i w dwóch susłach znalazłem się w środku. Kasjan odwrócił się w moją stronę, trzymając w dłoni opróżniony już kubeł z trunkiem. Kobieta w krótkich włosach siedziała naprzeciw niego, wpatrując się w okno.
- Amreno - ukłoniłem się delikatnie, przypominając sobie w czyim domu się znalazłem. Była w końcu demonem, którego pochodzenie nie było znane, jednak dzika stal, przepływająca przez jej oczy zawsze nam przypominała jak silnym stworzeniem jest. 
- Jak zwykle miło cię widzieć - mruknęła, dolewając Kasjanowi alkoholu. Poczułem, że Mor znajduje się w pokoju obok, ale postanowiłem się uspokoić zanim pójdę się z nią spotkać. Moje plany niestety zostały zniweczone. 
Kasjan złapał mnie za ramię i przeskoczył do zamku nie zastanawiając się co robi, przez co wylądowaliśmy na stole w jadalni, w której Daruma siedział wraz z Rhysem. Mój przyszywany brat uderzył mnie w twarz w głośnym warknięciem, dobrą chwilę zajęło mi zrzucenie go z siebie.
- To wszystko przez ciebie! - warknął, zanim Rhys stanął pomiędzy nami. Zmarszczyłem brwi patrząc na jego rozgniewane oblicze. - Gdybyś tu był nic by się nie stało, wyczułbyś, że coś jest nie tak i byśmy ją uratowali, a ty wolałeś siedzieć w tej cholernej szkole, nawet nie zastanawiając się co u nas. A teraz...Mor...
Kasjan upadł na kolana, uderzając raz po raz pięścią w posadzkę. Zrobiłem dwa kroki do tyłu, wpatrując się w jego złamaną postawę. 
- Lucien, on nie...
- On ma rację.

Darumo?

wtorek, 1 września 2020

Od Darumy cd. Beverly

- Błagam, nie zgłaszajcie tego do dyrekcji, czy specjalnych służb. Zależy mi na wzorowym zakończeniu tej szkoły, już za rok mnie tu nie zobaczycie. Dałem się na ten głupi wybryk przez idiotów, których nazywałem przyjaciółmi - bronił się chłopak. Zmarszczyłem brwi. Kłamie jak z nut.
Beverly jednak najwyraźniej uwierzyła złodziejowi. Dziewczyna najwyraźniej postanowiła pozostawić te sprawę bez rozgłosu. Ja osobiście wolałbym zgłosić to do odpowiednich służb. Tacy jak on się nie zmieniają.
- Nie brzmisz przekonująco - mruknąłem, mierząc wzrokiem demona. Moja towarzyszka w tym czasie zaczęła zbierać swoje rzeczy.
- Opłacę wszystkie koszty związane z zepsuciem tej torby, a taka sytuacja już nigdy więcej się nie powtórzy - mówił dalej, pomagając Beverly. Pchany negatywnymi myślami, miałem właśnie go zatrzymać, kiedy chłopak zerwał się do biegu, chwytając portfel dziewczyny. Ta z kolei z niezwykłym zaskoczeniem wpatrywała się, jak złodziej ucieka. Całkowicie zaniemówiła.
- Nie możemy tego tak zostawić - odparłem pośpiesznie i szybkim ruchem zgarnąłem resztę rzeczy dziewczyny do torby. - Za nim, bo go zgubimy.
 Beverly nic nie odpowiedziała, ale ruszyła za mną biegiem. Przemierzaliśmy labirynt krętych uliczek. Gdyby nie głośny, odbijający się echem odgłos kroków złodzieja dawno byśmy go zgubili. W końcu przestałem orientować się, gdzie jesteśmy. Drogi zaczęły być coraz bardziej nieprzyjemne. Czułem na sobie nieprzychylny wzrok mieszkańców. Nie miałem, gdzie jesteśmy. Co najgorsze, demon zniknął z pola widzenia. Ogarnęła nas nieprzyjemna cisza. Na domiar złego, zaczynało się ściemniać. Na pewno spóźniliśmy się na ciszę nocną. Wspaniale. Złodziej uciekł.
- Chyba czas wracać - westchnąłem smutno. - Nic tu po nas. Przepraszam - dodałem po chwili namysłu. Czułem się źle z faktem, że nie pomogłem Beverly tak jak chciałem. Demon uciekł z własnością elfki i najpewniej nigdy go już nie zobaczymy.
Wtedy mnie olśniło.
- "Nie zgłaszajcie tego do dyrekcji"? - powtórzyłem słowa nieznajomego. - Jest uczniem. Jeśli nie naszej szkoły, to którejś z dwóch pozostałych. Znalezienie go nie powinno stanowić aż takiego problemu.
Oczy Beverly zalśniły.
- Mówisz? - Jej głos był przepełniony nadzieją.
- Tak, wracajmy - zdecydowałem, kierując się w stronę akademików. - Im szybciej pojawimy się na miejscu, tym lepiej. Trzeba wyjaśnić wychowawcom, co nas spotkało.
Dziewczyna nie wydawała się pocieszona, kiedy ruszyliśmy ciemnymi uliczkami w stronę szkoły. W głowie układałem już wiadomość, którą przekażemy nauczycielom. Miałem nadzieję, że potraktują te sprawę poważnie. Liczyłem też, że złodziej uczęszcza do Corvine. Zlokalizowanie go wtedy nie będzie aż tak trudne. W najgorszym wypadku będziemy zmuszeni poszukiwać sprawcy w innych akademiach, co nie zapowiada się tak łatwo. Wszystkie szkoły są skłócone. Najpewniej nikt nie uraczy nas pomocą.
Wróciliśmy na znajome planty. Niemal natychmiast natknęliśmy się na dyżurującego nauczyciela. Na wstępie naskoczył na nas. Kiedy w końcu udało nam się cokolwiek powiedzieć, pośpiesznie wyjaśniliśmy, co nas spotkało. Brodaty profesor pokiwał głową.
- Opiszcie mi dokładnie, jak wyglądał ten chłopak - poprosił. Gestem ręki wskazał, żeby iść za nim. Wymieniłem spojrzenie z Beverly, następnie opowiedziałem cały incydent, nie szczędząc przy tym szczegółów.
- Przyjdźcie rano do mojego biura - polecił. - Spróbuję się dowiedzieć czegokolwiek na temat tego demona. A teraz od razu wróćcie do swoich pokoi!
Pożegnaliśmy się z nauczycielem i ruszyliśmy w stronę akademika. Tam dziewczyna skierowała się do własnego dormitorium. Miałem nadzieję, że profesor szybko odnajdzie sprawcę.

Beverly?  
Szablon
Pandzika
Kernow