Tablica

Nadeszła zima, jakiej nawet nasi dziadkowie nie widzieli. Zapasy powoli się kończą, państwa patrzą na siebie coraz bardziej podejrzanym wzrokiem. Uczniowie muszą siedzieć w zimnych i rzadko ogrzewanych pokojach, bo akademię robią wszystko by nie zamknąć swych wrót przez brak pieniędzy. Ludzie w miastach wspierają się jak tylko mogą, jednak nawet to nie pomaga w wyżywieniu rodziny. Wcześniej ludzie nie zwracali uwagi na dziwne zachowanie zwierząt, jednak być może był to zwiastun czegoś nowego? Może ptaki przestały migrować, a stworzenia leśne zbierać zapasów na zimę z powodu jakieś większej sprawy? Pomimo ciężkich warunków, zimy i głodu, niektórzy chcą znaleźć przyczynę całego tego chaosu i szaleństwa. Próbują dotrzeć do miejsca, w które zdaje się, idą wszystkie magiczne stworzenia zamieszkujące nasz świat. Czy jednak jest to bezpieczne?

środa, 29 grudnia 2021

Od Hiromaru CD. Neriny

Naukowcy, co prawda przeczołgani i przerażeni, ale całkiem żywi, siedzieli u mego boku w suchej części jaskini. Obaj drżeli z zimna, zaciskali zdrętwiałe i odrapane dłonie, ale jedynym ich zmartwieniem było to, czy ich bezcenny sprzęt i zebrane próbki przetrwają. Szczerze? Z jednej strony podziwiałem ludzi, którzy potrafili tak bez reszty poświęcić się jednemu zagadnieniu - było to w pewien sposób osiągnięcie, myśleć tylko o jednym i robić dla tej jednej idei wszystko. Ja bym tak nigdy nie potrafił. Z drugiej strony - czasem wydawali mi się nieco zbyt skupieni na tej jednej swojej rzeczy, nie mogłem też pogodzić się z tym, jak odstawiali wszystkie inne elementy na dalszy tor.
Ci dwa naukowcy o włos uniknęli śmierci. I pierwsze ich słowa to była troska o sprzęt i zebrane próbki. Doprawdy - gdybym to ja ledwo co wykaraskał się z takiego niebezpieczeństwa, pewnie udusiłbym Isę w niedźwiedzim uścisku, a potem zwyczajnie bym się popłakał. Miałem piętnaście lat. I nie byłem dzielnym młodzieńcem.
Wziąłem torby, w których dwaj naukowcy trzymali swoje bezcenne sprzęty i przekazałem je mężczyznom. Dla nich świat przestał się już liczyć, obaj zaczęli przetrząsać torby sprawdzając gorączkowo zniszczenia poczynione w sprzęcie przez morską wodę.
Ja zaś spojrzałem znów w mroczną toń, wodząc wzrokiem za nurkującą tam Neriną. Widziałem głównie jej ogon, dryfujący w łagodnie unoszącej się i opadającej wodzie. Zmrużyłem oczy, próbując w zniekształconym falami obrazie ujrzeć, jak dziewczynie idzie. Jak na razie, widziałem tylko błyskające gdzieś głęboko fragmenty szkła i bladą dłoń Neriny sięgającą dna.
I wtem - dziewczyna zawołała, że potrzebuje mej pomocy.
Zerwałem się tak szybko, że prawie straciłem równowagę, i niechybnie wyrżnąłbym twarzą prosto w kamień, gdybym w porę owej równowagi nie odzyskał.
— Musimy coś zrobić, Isa — powiedziałem nieco bez sensu. — Tylko co?
Isagomushi wykręcił ciasne koło w powietrzu, łypnął na mnie swoimi błyszczącymi, czarnymi ślepiami.
Jesteś zaklinaczem, posiadasz moc wody, a Nerina jest gdzie? W wodzie! - powiedziało to spojrzenie, ja zaś niemalże pacnąłem się w czoło.
Wyciągnąłem dłonie, a woda w zalanej części jaskini zakotłowała się, wybrzuszyła, zatańczyła białym nalotem piany. Prąd podniósł na wpół bezwładną dziewczynę, przybliżył ją ku powierzchni. Machnąłem dłonią, by naukowcy pozbierali swoje rzeczy i się odsunęli, robiąc miejsce dla Neriny, a następnie ostrożnie pozwoliłem opaść syrenie na suchy fragment.
Nie znałem się na uzdrawianiu, biologia syren była mi kompletnie obca i nie miałem pojęcia, co mam dalej zrobić. Popatrzyłem na ogon dziewczyny - był dziwnie bezwładny, nieruchomy, płetwy leżały martwo na kamieniu. Może mi się wydawało, może była to kwestia półmroku w jaskini, ale chyba nawet przybrał jakiś blady, niezdrowy odcień.
— Nerina? Co się stało? — spytałem, starając się nie panikować.

niedziela, 26 grudnia 2021

Od Darumy CD. Luciena

Bestia pojawiła się znikąd. Wężowatym ruchem spłynęła wzdłuż pnia drzewa. Monstrum wyglądało okropnie. Na sam widok potwora zamarłem w miejscu, obawiając się wykonać chociażby najmniejszy ruch. 
Stworzenie wpatrywało się w nas lśniącymi ślepiami. Nie atakowało, ale czujnie obserwowało. Lucien również pozostał bez ruchu. Przynajmniej na początku. Chwilę później wystrzelił w moim kierunku. Nim się obejrzałem, znalazłem się ponownie w obozie. Dokładnie w przeznaczonym mi i ciemnowłosemu domku. Właściwie nie wiedziałem, jak się tutaj znalazłem. Przeskok trwał ułamek sekundy, niemożliwy do wyłapania ludzkim okiem. 
Wtedy też w mojej głowie rozległy się słowa Luciena. Zostały one wypowiedziane pewnie, ale jednocześnie uczuciowo. Na ich wydźwięk ponownie zamarłem w miejscu. Zacząłem się martwić. Nie wiedziałem, co właściwe mógłbym zrobić dalej. Martwiłem się o chłopaka. Kiedy w końcu odzyskałem przytomność umysłu, zacząłem kręcić się po pokoju. Nie wiedziałem, co robić. Moje nogi trzęsły się w kolanach. Czułem się podle. Wiedziałem, że i tak nie pomógłbym Lucienowi. Co najwyżej stanowiłbym jeszcze większe zagrożenie. Musiałby mnie chronić, bo sam nie potrafię się bronić. 
W końcu usiadłem pośrodku pomieszczenia. Nie miałem pojęcia, co mógłbym zrobić, aby w jakikolwiek sposób ulżyć Lucienowi. Jest wojownikiem. Ma większe szanse na zwycięstwo beze mnie. Ciągle sobie to powtarzałem, aby złagodzić swój niepokój. Zamknąłem oczy, biorąc głęboki wdech. Uspokój się, Darumo. Będzie dobrze. 
Minuty dłużyły mi się niespotykanie długo. Czas, jakby zatrzymał się w miejscu. Może dlatego, że w oczekiwaniu wszystko wydawało mi się tak powolne. 
Wstałem ostatecznie z miejsca, aby spojrzeć na obóz. Wszyscy byli spokojni. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że powinienem ich poinformować o tym, co się stało. Zawahałem się jednak. Nie wiedziałem, czy obecność tych ludzi nie utrudni mu sprawy. Lucien jest silny. Da radę. 
Nie myliłem się. Chłopak chwilę później pojawił się w pokoju. Wyglądał tak jak wcześniej. Jedynie jego włosy były rozczochrane. Oddychał głęboko, ale nie odniósł ran. 
- Nie rób tak nigdy więcej! 
Od razu przystąpiłem do chłopaka.
- Nie zranił cię? Wszystko w porządku? 
Pytania ciągiem padały z moich ust. Zacząłem okrążać chłopaka, przyglądając się mu z każdej stronie, jakby w obawie, że naprawdę mogło mu się coś stać. Może przegapił jakieś obrażenie? 
- Wszystko dobrze, nie miał ze mną żadnych szans! - zapewnił Lucien, uśmiechając się szeroko. 
Odetchnąłem z ulgą. Wtedy też zdałem sobie sprawę, jak moja reakcja wyglądała. Stałem bardzo blisko chłopaka, niemal czułem jego oddech na swojej twarzy. 
Odsunąłem się, czując, jak cała moja twarz spowiła się czerwonym rumieńcem. Szybko odsunąłem się od Luciena. Zaśmiałem się nerwowo. 
- Dziękuję, że mnie obroniłeś... - powiedziałem cicho, wbijając wzrok w ziemię. - Ale na przyszłość, bądź ostrożniejszy, dobrze? 
Chłopak uśmiechnął się serdecznie. Kąciki jego ust uniosły się jeszcze wyżej, kiedy spojrzał w moim kierunku. 
Milczeliśmy przez chwilę. W tamtym momencie żaden z nas chyba nie wiedział, co powiedzieć więcej. Po prostu cieszyliśmy się swoją obecnością. Tak zwyczajnie. 
Kiedy w końcu napięcie spadło i wydawało się, że Lucien chciałby coś powiedzieć, usłyszeliśmy głośny krzyk. 
- Zostań tutaj!
Pośpieszne polecenie opuściło usta chłopaka, który skierował się w stronę drzwi. Mimo strachu, nie posłuchałem go i ruszyłem za nim. 
Pośrodku obozu pojawiła się bestia. Podobna to tej, którą spotkaliśmy wcześniej. Wężowate ciało wiło się, kiedy zakończony pierzastą kitą ogon zawzięcie atakował broniących się żołnierzy. 
- Czym to jest?! 
Krzyki kadetów roznosiły się echem. Lucien rzucił w moim kierunku ostrzegające spojrzenie. Kiwnąłem głową. Nie miałem zamiaru się stąd ruszać. 
- Uważaj na siebie... - wyszeptałem, kiedy chłopak odbiegł w stronę bestii. 

<Lucien?>

Od Mavena CD. Hiromaru

 Nauczyciel, który zostawił ich samych był nie dość, że nowy to jeszcze nieodpowiedzialny. Nie pomyślał, że może osób, które dopiero co zaczynają swoją przygodę z demonami, nie powinno zostawiać się samych? Gdy demon upadł na ziemię bez oznaków życia, jego zaklinacz dobiegł w jego stronę. Wielki gad nie zwrócił na to uwagi próbując pozbyć się wody z nosa. 

– Deva pilnuj go. – mruknąłem do swojego demona. Wiedziałem, że w naturze niektóre kotowate, dzięki swojej zwinności i inteligencji, polowały na krokodyle, dlatego wiedziałem, że nie muszę wciąż się odwracać, by upewnić się, że nic mnie nie goni. Podczas gdy ja klęknąłem przy czapli do sali przybiegła dyrektorka. Demon oddychał, nieco słabo, ale gdyby umarł, jego zaklinacz już by o tym wiedział. Wziął ptaka w ramiona i delikatnie głaskał, szeptając uspokajająco. 

– Zabierz go do medyczki. Jest na drugim piętrze, na początku korytarza - odparłem. Dziewczyna pokiwała głową i od razu wybiegła z sali, uważając na poszkodowane stworzenie. W sali pojawił się także nauczyciel, który zostawił uczniów samych. Nie wiedziałem na jego twarzy jakiegokolwiek zmartwienia, wyglądał na wkurzonego, że znów musiał tutaj przyjść. Jednak gdy zobaczył dyrektorkę stał się blady. Bał się.

– Quinie, możesz mi wytłumaczyć jak to się stało? – zapytała go kobieta, gestem dłoni wskazując na całą salę. 

– J-ja wyszedłem tylko na chwilę, przysięgam! Chciałem przynieść tylko potrzebne materiały, które przygotowałem na kolejną lekcje – w jego głosie słychać było przerażenie i strach. Jednak zdziwiło mnie, że kłamał jej prosto w oczy z przekonaniem, że w to uwierzy. Cóż za głupiec.

– Przecież zakończył Pan już zajęcia. Uczniowie się zbierali do wyjścia – wkroczyłem do rozmowy, rozglądając się po osobach wokół. Niektórzy jeszcze byli w szoku po tym co się stało. To ich o wiele szybciej nauczy, że demony to nie zabawki i właśnie dlatego na zajęciach trzeba sumiennie pracować.

– A co ty możesz wiedzieć?! Nie było cię tu to się nie odzywaj gówniarzu. – moje głowa go zdenerwowały, jednak nie wiedział, że swój gniew wyładował nie na tej osobie, na której powinien. 

– Maven jest przewodniczącym Akademii i jego słowo jest dla mnie ważne - dyrektorka stanęła obok mnie, niczym lwica broniąca swoje młode. – Nie masz prawa się tak do niego odzywać, tak samo jak nie miałem prawa zostawił początkujących zaklinaczy samych sobie. Doskonale wiesz, że jeszcze nie panują nad swoimi demonami.

Kobieta rozejrzała się po sali, wzdychając głośno.

– Idźcie już do swoich pokoi. To nie na wasze uszy, ale obiecuję, że dzisiejsza sytuacja już się nie powtórzy. 

Wszyscy powoli zaczęli wychodzić, więc stwierdziłem, że na mnie także pora. Podszedłem do Hiromaru i złapałem go delikatnie za ramię, wyprowadzając na zewnątrz. 

– To co zrobiłeś było odważne. – odparłem, zerkając czy moje demony idą za mną. – Naprawdę. 

Chłopak nadal był w szoku, jednak wiedziałem, że kiedy emocje z niego zejdą, będzie mógł być z siebie dumny. 

– Gdy ja zaczynałem, Deva nie chciała ze mną współpracować. Miałem indywidualne zajęcia, by nie zrobić nikomu krzywdy. Czasem warczała na mnie, gdy coś się jej nie podobało. Trenowałem z nią dzień w dzień, noc w noc, by w końcu zaczęła mnie słuchać. Chciałem się już poddać i po prostu przestać się starać, jednak nastał pewien moment, w którym między nami się coś zmieniło. Nie wiem czy zauważyłeś, ale Deva kuleje. – chłopak odwrócił się w jej stronę. – Podczas spaceru po mieście zaatakowała mnie grupa ludzi, która wtedy walczyła by usunąć Akademię. Mieli broń palną, przez to, że w tamtym okresie czarny rynek był bardzo duży i nikt nad nim nie panował. Gdy już myślałem, że zginę, ona mnie obroniła. Bez zastanowienia rzuciła się na nich, osłaniając mnie własnym ciałem. Postrzelili ją w tylną łapę i niestety urazu tego nie dało się do końca zaleczyć. Dlatego wiem jakie przerażające są pierwsze spotkania z demonami. Niektóre są przyjaźnie nastawione do innych, a jeszcze inne od razu się rzucą, gdy zaklinacz nad nimi nie zapanuje. Dlatego, mając tak narwanego demona, potrzeba jego całkowitego przeciwieństwa - tutaj wskazałem na Artisa, który spokojnie kroczył za nami.

Hiromaru skupiając się na tym co mówię, powoli zaczął się uspokajać. I właśnie o to mi chodziło.

<Hiromaru?>


Od Rin CD. Zero

 Całkowicie inaczej się zachowywał. Kiedyś był miły i sympatyczny, może czasem lubił się ze mną droczyć i mnie denerwować. Ale jego arogancki uśmieszek wcale do niego nie pasował. Wiedziałam, że nie powinnam tyle o nim myśleć, jednak mój mózg samoistnie przetwarzał co to zobaczyłam. W końcu nie widziałam go tyle lat. Nic dziwnego, że praktycznie go nie poznawałam. Wracając do swojego pojazdu myślałam tylko o nim i o tym jak bardzo moje serce ściskało się na myśl o jego osobie. 

~*~

– Jeśli nie przywołasz swojego demona, nie będę wiedziała jak ci pomóc – dyrektorka Sarlok stała przede mną z delikatnym uśmiechem na ustach. Wiedziałam, że chciała dodać mi otuchy, ale mój puls był tak szybki, że słyszałam jego pulsowanie w uszach.  Miałam wrażenie, że cała moja głowa pulsuje tak, jakby miała zaraz wybuchnąć. 

– Nie wiem czy chcę to robić. Prawie od początku gdy się poznaliśmy, ani razu go nie wypuściłam, bo nie czułam takiej potrzeby – poruszyłam niespokojnie ogonem. – Nie chce na niego patrzeć, a co dopiero z nim współpracować.

– Wiem, że to trudne. Nie często zdarza się, że zaklinacz znajduje swojego demona po wielu latach od urodzenia. Jednak nic na to nie poradzisz. Będziesz dzielić z nim myśli, moce, życie i doświadczenia życiowe. Jest jak twoja druga połowa duszy. 

Dyrektorka podeszła do regału i zdjęła praktycznie  z samej góry grubą książkę, na której znajdowała się cienka warstwa kurzu. Nie widziałam jej tytułu, nie znajdował się on ani na grzbiecie ani na okładce. 

– W tej książce są opisane wszystkie jak do tej pory udokumentowanie momenty, gdy demon pojawiał się w życiu zaklinaczy dopiero po jakimś czasie. Jest tu opisane krok po kroku, osoba po osobie jak zacieśniali z nim więzi, jak z nimi pracowali i co robili by stać się jednością z czymś z czym nigdy nie mieli do czynienia. 

– Ale ja miałam do czynienia z demonami. Mój ojciec je miał. Tak jak każdy w naszym rodzie. Tylko u mnie poszło coś nie tak…

– Wiem, ale to nie to samo. Z nimi nie mogłaś nawiązać bliższej więzi bo nie należały do ciebie. – podała mi książkę. – Myślę, że to ci pomoże by jakoś zacząć pracę ze swoim. Przez pierwszy tydzień chcę byś tylko przestudiowała tą książkę. Potem przyjdź do mnie i zobaczymy co dalej. 

Pokiwałam ze zrozumieniem głową i wyszłam z gabinetu wpatrzona w książkę. Nie wiedziałam co ze sobą począć. Dowiedziałam się od razu po przybyciu gdzie znajduje się mój pokój jednak nie chciałam na razie do niego iść. Ściany tej ciężkiej budowli mnie dusiły i czułam, że muszę wyjść na zewnątrz. Choć robiło się już ciemnawo, ruszyłam do wyjścia by po raz drugi przespacerować się po mieście. Wszędzie było tak spokojnie i przyjemnie. Ludzie bawili się i pili bez okazji, jednak ciesząc się z życia jakby nie mieli na głowie żadnych zmartwień. Chciałam do nich dołączyć i porozmawiać, jednak nagle poczułam dość mocne pociągnięcie za ogon.

– Patrzcie, ogon ma – pijany, ledwo stojący na nogach mężczyzna z dwoma swoimi kolegami wpatrywali się we mnie z dziwnymi uśmiechami. Warknęłam pod nosem i wyrwałam swój ogon z jego rąk. Nagle wokół zapanowała cisza a wszystkie oczy zostały skierowane na nas. – Nie powinnaś spacerować tutaj tak swobodnie. Niezły masz tupet demoniczny bękarcie. 

Podniosłam brew, nie dowierzając w to co słyszę. Nie wiedziałam, że nawet w Kernow gdzie znajdowały się magiczne akademie znajdą się osoby, które się nią brzydzą. Przetarłam twarz dłońmi, czując, że tracę powoli cierpliwość co do tego miejsca. Jednak zamiast zacząć krzyczeć, uśmiechnęłam się w ich stronę i już wiedziałam co powinnam zrobić. Chociaż moje ciało i serce protestowała. Powinnaś spędzać z nim wspólny czas. To właśnie powiedziała mi dyrektorka. Minoru pojawił się obok mnie, rycząc na cały plac. Mężczyźni się odsunęli, a ja stanęłam obok swojego demona. Miałam ochotę od razu go schować, jednak czułam się przy nim…bezpieczna. To uderzyło we mnie z taką mocą, że zaparło mi dech w piersi.

– Nie powinno się zaczepiać kobiet. 

Znałam skądś ten głos…

<Zero?>

Od Fenrysa CD. Neriny

 Zamieszanie nieco mnie zdziwiło. Nie sądziłem, że w takim miejscu jak to wyniknie bójka, jak w jakiejś obskurnej tawernie, gdzie dwóch pijaków pokłóciło się o jakąś głupotę. Nie chciałem zbytnio się w to mieszać - nie wiedziałem co było źródłem konfliktu i mogłem swoją interwencją jeszcze bardziej zaognić bójkę. Jednak gdy zobaczyłem Nerinę, którą cios odrzucił na podłogę wiedziałem, że to tak szybko się nie zakończy. Dopadłem do mężczyzny i wykręciłem mu rękę za plecami. Zacząłem powoli iść w nim w stronę kadłuba, trzymając mocno, by nie zdołał uciec.

– Myślę, że cię to ochłodzi – mówiąc to, pchnąłem go do przodu tak, że po chwili zniknął wśród fal. Nie wiedziałem czy był on syreną czy nie, mało mnie to w tym momencie interesowało. Po chwili znajdowałem się już przy Nerinie, obserwując jej twarz. Była przytomna, ale cios chyba ją zamroczył, bo nie potrafiła skupić wzroku na moim palcu. Moje dłonie zaczęły badać jej twarz, lecząc pomniejsze zadrapania. Bałem się leczyć większych dolegliwości, bo gdybym źle cokolwiek zrobił, dziewczyna została by oszpecona do końca życia. Kilku mężczyzn nie robiąc sobie nic z zamieszania nadal biło się w najlepsze. Podniosłem dziewczynę z podłogi i posadziłem na pobliskim krześle. Podciągnąłem rękawy aż do łokci a moje ciało zaczęło się zmieniać. Po chwili na pokładzie znajdował się duży biały wilk, na widok którego wszyscy się od siebie odsunęli. I tak właśnie ma być. 

~*~

Prowadziłem dziewczynę przez zaułki, by dotrzeć do dobrze znanego mi miejsca. Nie chciałem napotkać straży - mogli mnie obwinić o krwawiącą twarz dziewczyny, a nie chciałem mieć żadnych kłopotów. Jej znajomi ze statku i tak mogli mnie oskarżyć za napaść, ale akurat tym się nie przejmowałem. 

– Zaraz będziemy na miejscu – wychyliłem głowę, by rozejrzeć się po ulicy. O tej porze na zewnątrz znajdowało się mało osób. A jak już się kogoś napotykało, najlepszym sposobem było udawanie, że się go nie widzi. I właśnie tak teraz robiłem, przyspieszając kroku by dotrzeć do drewnianych drzwi, które widziałem na skos od nas. Od razu po wejściu otulił mnie przyjemny zapach ziół i maści, który tak kochałem. Uwielbiałem tutaj przebywać i pomagać, ucząc się przy okazji wielu przydatnych rzeczy. 

– Melike? – wymówiłem imię uzdrowicielki, nie widząc jej w zasięgu swojego wzroku. W środku, na łóżku leżał mężczyzna, z usztywnioną, najprawdopodobniej złamaną ręką, który spał tak głęboko, że nawet nie zareagował na nasze przybycie. Ciemnoskóra wyszła zza jednego z parawanów i od razu podbiegła do dziewczyny.

– Co się stało? – jej spokojny głos od razu zrzucił z moich ramion poczucie winy. 

– Byliśmy na statku i wynikła bójka. Zanim zdążyłem zareagować, dostała w twarz. Wyleczyłem co mogłem, ale boje się, że ma złamaną kość. Nie chciałem tego sam ruszać.

Kobieta pokiwała ze zrozumieniem głową i gestem dłoni pokazała bym posadził dziewczynę na jednym z krzeseł. Nerina była lekko przymulona i martwiłem się czy nie doznała uszkodzenia mózgu jednak kontaktowała na tyle, że kiwała głową gdy Melike zadawała jej pytania. 

– Przynieś coś do odkażenia i opatrunki. Zajmę się jej kością, ale nie uleczę jej do końca, lepiej będzie jak stanie się to naturalnie. 

Ruszyłem na zaplecze, szukając wszystkiego o co poprosiła mnie medyczka. Gdy wróciłem zaczęła już uzdrawiać pękniętą kość. Na opatrunek nalałem nieco alkoholu i zacząłem przemywać większe rany, by usunąć zakrzepłą krew. Od razu miałem wciskać głębiej materiał, bo nowa krew wydostawała się na zewnątrz. Niezłą miał parę w rękach. Po kilku chwilach zauważyłem, że oczy Neriny są zwrócone na mnie, dlatego delikatnie się uśmiechnąłem, nie przerywając swojej pracy. 

<Nerina?>

piątek, 24 grudnia 2021

Od Eny CD. Hiromaru

Pytanie chłopaka nie zaskoczyło mnie nawet trochę. Prawie każda młoda osoba przybywająca do Kernow miała jeden, wiadomy cel - dołączenie do akademii. Włącznie ze mną, oczywiście.
- Tak, uczęszczam do Ardem - odpowiedziałem, uśmiechając się delikatnie. - Moja obecność tutaj nawet się z tym wiąże. 
Widząc zaciekawioną minę chłopaka, kontynuowałem: 
- Miałem misję. Dość prostą. Pokonać wilki, wrócić do akademii. Skończyło się tak, jak widzisz. 
Ostatnie zdanie wypowiedziałem z lekkim westchnięciem. Faktycznie, nie wszystko poszło po mojej myśli. Banale zadanie przerosło mnie w tak niespodziewany sposób. Kto by przypuszczał, że ten wilk naprawdę potrafił rzucać kulami ognia!
Nagle przypomniałem sobie o czymś istotnym. Spojrzałem na Hiromaru. Po jego zachowaniu można było łatwo się domyślić, że chłopak jest tutaj nowy. Osoby, które pożyły już w Kernow trochę czasu i na własnej skórze poznały nieprzyjemności płynące z odmienności akademii, nie wyznałyby od razu, do jakiej szkoły uczęszczają. Nigdy nie rozumiałem, dlaczego sprawa przynależności stanowiła dla niektórych kwestię honoru. Napięcia między Sarlok, Ardem i Corvine rosły z dnia na dzień. Niezdrowa konkurencja nie zmniejszała się, napędzając spiralę nienawiści i wrogości. Kompletnie niepotrzebna rzecz, ale czułem potrzebę, by ostrzec Hiromaru przed możliwie czyhającym zagrożeniem. 
- Akademie średnio za sobą przepadają - podjąłem niepewnie ten temat. - Nie popieram tego, ale Kernow słynie z ciągłych konfliktów między szkołami. Wiem, że przynależność do Sarlok ciężko ukryć - mówiąc to, spojrzałem wymownie na małego towarzysza chłopaka. - Ale radzę zachować ostrożność. Nigdy nie wiadomo, na jakiego fanatyka trafisz. 
Hiromaru nie zdążył odpowiedzieć. Kilka sekund później na blacie przed nami pojawiła się ogromna misa z wystającą górą mięsa. Spojrzałem zaskoczony na ociekającą sosem brytfannę. Podniosłem wzrok na osobę, która postawiła danie przed nami. Była to dziewczyna z wcześniej. W drugiej dłoni trzymała zastawę. Nim się obejrzeliśmy, pojawiły się przed nami talerze oraz widelce. Młoda kobieta usiadła obok nas. Nałożyła pokaźną porcję każdej osobie w pobliżu. Nie ominęła również mnie i Hiromaru. 
Leżący przede mną talerz ledwo mieścił ogromny kawał mięsa, które otaczały warzywa. Wszystko ociekało sosem, który przez swoją ilość kapał na stół. Nikt jednak nie zdawał się tym przejmować. Dziewczyna, używając widelca i drugiej dłoni, odrywała kawałki kolacji, z uśmiechem na ustach pochłaniając kolejne kęsy. 
Ja niepewnie spoglądałem na posiłek. Nie byłem wybredny, ale danie to całkowicie mnie przerastało. Całkowicie różniło się od tego, co jadałem normalnie. Miałem wrażenie, że nie miałem na tyle odwagi, by tego spróbować. 
Nie potrafiłem jednak odmówić dobroci wieśniaków. Takie posiłki na pewno kosztowały ich wiele. Zostawienie jedzenia wydawało mi się karygodne w tutejszych stronach. Niechętne więc sięgnąłem po widelec. Na chwilę zawisnąłem nad potrawą. Ostatecznie przełamałem niechęć i spróbowałem mięsa. 
Było wędzone. Pomimo sosu, trochę za suche. Nie potrafiłem w pierwszej chwili rozpoznać, z jakiego zwierzęcia pochodzi, ale obstawiałem dzika. Dawno nie jadłem dziczyzny. 
Sam całkiem dobrze znałem się na kuchni. Trochę gotowałem, umiałem dobierać smaki. Zaserwowane mi danie odbiegało od kanonu lubianych przeze mnie rzeczy. Mdłe, dziwne gumowate, ale jednocześnie suche mięso, polane przesolonym sosem. Warzywa przegotowane, rozpadały się przy próbie nałożenia na widelec. 
Ale było zjadliwe. Na pewno kosztowało mieszkańców wioski wiele. Nie mogłem narzekać. Zjadłem cały talerz z uśmiechem na ustach. Na koniec podziękowałem za posiłek. Jednocześnie sięgnąłem po przyniesiony później kubek z napojem. Uniosłem go, aby opłukać usta z wcześniejszego smaku. Nie myśląc wiele, upiłem łyk nieznanej substancji. Z trudem przeszła mi przez gardło. Gorzki posmak ogarnął moje gardło. Odkaszlnąłem głośno, z trudem łapiąc powietrze. Piwo. Szczególnie niedobre piwo. Tego akurat nie byłem w stanie zdzierżyć. Odłożyłem pośpiesznie kubek. Ukradkiem spojrzałem na Hiromaru. Chłopak po mojej reakcji niepewnie patrzył na zawartość swojej czarki.
- Piwo - wyjaśniłem. - Po prostu nie przepadam. 
W akompaniamencie spokojnej rozmowy minął cały wieczór. Zrobiło się już na tyle zimno i ciemno, że postanowiłem wrócić do akademika. Cały ten dzień niezwykle mnie zmęczył. Marzyłem tylko o tym, aby w końcu położyć się spać. Dodatkowo - jutro skoro świt, obiecałem się zjawić i pomóc przy odbudowie. Im szybciej wioska ponownie stanie na nogi, tym lepiej. 
Pożegnałem się z wieśniakami, jednocześnie przypominając przywódcy wioski, że wrócę tutaj rano, aby zaoferować swoją pomoc. Po krótkiej rozmowie wróciłem do Hiromaru. 
- Może odprowadzę cię do akademików Sarlok? - zaproponowałem. Obawiałem się, że noce spojrzenie na okolice może delikatnie różnić się od tego za dnia. Cienie często płatają figle, łatwo zgubić drogę, a chłopak był tutaj nowy. - To po drodze - zapewniłem z delikatnym uśmiechem. 

<Hiromaru?>

czwartek, 23 grudnia 2021

Od Hyo CD. Ena

Wcześnie rano zniknąłem z pokoju chłopaka. Widziałem jego notatki, więc stwierdziłem, że dobrze się rozejrzeć. Dziwnym trafem zaobserwowałem naprawdę dziwną sytuację. Wywołała ona, że zacząłem się zastanawiać czy jest to prawda. Odnalazłem nasze podobizny, ale najdziwniejsze było w nich to, że gdy się zbliżyłem, one zniknęły. Mogłem przez nie przejść, tak jakby ktoś nałożył nas na siebie. Starałem się całkowicie wszystko odrzucić i móc myśleć jak myśliwy, by odnaleźć, choć drobny ślad, albo nawet wskazówkę tego całego zawirowania. Od pewnego czasu mnie i Enę męczą dziwne zjawiska, które są naprawdę trudne do wytłumaczenia, w sumie mogły być to następstwa tego, jak początkowo namieszałem. Chociaż jakby się nad tym zastanowić to odkąd spotkałem się z nim, wokół nas dzieją się dziwne i czasem niewytłumaczalne zjawiska. Czasem zwyczajnie wolałbym, zniknąć z życia Eny, albo zacząć od nowa jako ktoś obcy. Jednakże nasze losy się połączyły. Jakby na moim małym palcu znajdował się supełek, który znajduje się także na palcu Eny. Łączy nas i przyciąga do siebie.
Akurat, gdy już miałem zamiar wracać, coś mnie zatrzymało. Zamiast zmierzyć się z tym dziwnym zjawiskiem, uciekłem jak najdalej i najszybciej. Po drodze skradłem część mocy niektórym uczniom, by w razie czego móc.. No właśnie co móc?
Zatrzymałem się na dachu akademika Ardem. Położyłem się i zamknąłem oczy. Starałem się przeanalizować podczas medytacji, wszystkie zebrane informacje, oraz to, czego mogłem się dowiedzieć.

***

Mogłem się za siedzieć. Podczas medytacji mogę udać się na płytki stan, ale gdy się zanurzę wówczas nieco ciężej mi się przebudzić. Poza tym dzięki temu stanu dowiedziałem się kilku użytecznych informacji, których wcześniej nie dostrzegłem. Potrzebowałem ich, by móc odkryć co się dzieje, albo co ma się stać. Może ktoś stara się nas rozdzielić albo i wrobić. Odnalazłem kilka kartek i dzienników, które jakimś cudem pamiętałem. Dlatego też czym prędzej udałem się do pokoju chłopaka, by móc je napisać, zanim mu uleci owa wskazówka.
Zapukałem, nawet nie wiem czemu, może zwyczajnie byłem zbyt skupiony na swojej myśli i tych dziwnych dokumentach.
 - Proszę! - usłyszałem odpowiedź i jakby odruchowo wszedłem. Zacząłem szukać notesu, który trzymam w torbie. Mam ich dwa w sumie, jeden pusty, a drugi na swoje przemyślenia. Ena najwyraźniej był zajęty i mnie móc się oderwać od swojego zadania. Dopiero później dostrzegł moją osobę i poświęcił mi swoją wolną chwilę.
Jego uśmiech na mój widok, za każdym razem czułem się bardziej emocjonalnie. Jakby część mojej ludzkiej istoty wciąż we mnie była. Pokazałem mi swoje zapiski.
 - Co sądzisz o tej całej sytuacji? - zapytał, lekko zmartwiony. Najwyraźniej przez kilka godzin w ciągu nocy starał się nad nią pracować.
Nie od razu mu odpowiedziałem. Odłożyłem na bok jego zapiski i usiadłem do jego biurka, zacząłem sprawnie i przy pełnej szybkości zapisywać wszystko, co pamiętałem z dzienników oraz pojedynczych kartek. Po dobrych dwóch godzinach skończyłem. Gdy wyszedłem z transu, ujrzałem przed sobą, niemalże zbiór informacji do przeanalizowania. Gdy pozbyłem się ich. One zniknęły. Tak jakby nigdy ich tam nie było. To było naprawdę dziwne.
Ena się naburmuszył, co było przesłodkie, ale też nie chciałem, by myślał, że go ignoruje. Wcale tak nie było. Pociągnąłem go za rękę i wziąłem z jego dłoni jego zapiski, które wcześniej odłożyłem. Przyciągnąłem go do siebie, by nie zszedł mi z kolan.
 - Wybacz. Chciałem, musiałem to napisać, zanim zniknie. - powiedziałem. Ena wciąż na mnie nie spojrzał. Lekkie ukucie oraz wiedziałem, że to było z mojej strony naprawdę podłe. Przejrzałem w międzyczasie jego zapiski, część z nich była zawarta w moich, tym co opisałem. Dlatego też kąciki moich ust delikatnie się uniosły.
 - Najwyraźniej myślimy podobnie mieczyku. - mruknąłem tuż przy jego uchu.
 - Mam imię. - fuknął, naburmuszony.
 - Po tym, jak spędziłeś noc na robienie swoich zapisków. Ja starałem się odnaleźć jakiejś wskazówki w mieście. Było to naprawdę dziwne przeżycie. Nasze postacie, my byliśmy tam, ale tak jakby nas nie było. Gdy się do nich zbliżyłem, rozpłynęli się w powietrzu. Dodatkowo później podczas medytacji, pojawiły się w mojej głowie te zapiski, które wywołały u mnie trans. - wyjaśniłem. W końcu na mnie spojrzał. Przyjrzał mi się uważnie, był niezwykle ostrożny oraz, by więcej się tak nie gapił, przytuliłem go do siebie.
 - Musimy to przeczytać, może coś się wyjaśni. - rzekł chłopak.

***

Od dobrych kilku godzin, staraliśmy się ułożyć je w jakiejś sensownej kolejności. Przeczytaliśmy nawet część i udało się nam na pustej ścianie wszystko po kolei rozłożyć, by móc odnaleźć powiązania, albo ich brak. Nie zauważyliśmy nawet, że minął dzień. W międzyczasie Olivia przyniosła nam posiłek oraz spędziła z nami czas, gdyż się czegoś dowiedziała i się z nami podzieliła.
Sięgnąłem po koc i przykryłem chłopaka. Dokładnie go otuliłem, gdyż najwyraźniej zasnął z przepracowania. Przytuliłem go do siebie, światło wciąż się świeciło w pokoju, bym mógł na czysto spróbować znaleźć jakąś nieprawidłowość. Akurat, gdy chciałem musnąć wargi chłopaka, Ena się obudził.
 - Wyspał się mój książę? - spytałem i musnąłem jego wargi. Nie chciałem go puścić, więc zwyczajnie wciąż go przytulałem i starałem się, by zatrzymał, choć na chwilę w łóżku ze mną.
 - Zostań ze mną w łóżku. Z tego miejsca możemy wszystko analizować albo spoglądać, czy też zwyczajnie cieszyć się sobą. Nie chcesz? - dopytałem, gdyż nie chciałem, by uciekał. Odgarnąłem zabłąkane kosmyki z jego twarzy i musnąłem wargami jego policzek, by móc się zbliżyć.
Tak naprawdę nie spędzaliśmy w łóżku ze sobą czasu na cieszeniu się sobą albo nawet, by zwyczajnie móc bez przeszkadzania nikogo spać ze sobą. Nie dobieram się ani nic, gdyż to nie jest najlepsza pora na coś takiego. Pewnie, nawet gdybym to zrobił, to Ena byłby zły, albo uciekłby z wymówką.

<Ena?>

Od Eny CD. Hyo

Tej nocy Hyo spał u mnie w pokoju. Właściwie, prawie nieświadomie, przyzwyczaiłem się do bliskości chłopaka. Dawniej czyjaś całkowita uwaga i zainteresowanie były mi kompletnie obce. Znaczy się, mieszkając na bogatym dworze, wszyscy poświęcali mi czas chociażby z samego obowiązku. Służba właściwie nie spuszczała mnie z oka. W końcu - szlachetnie urodzony panicz nie mógł ubrudzić swoich rąk. 
Ale uznawałem to za trochę inny sposób poświęcania uwagi. Raczej z czystego obowiązku, nie sympatii. Przyzwoitość nie pozwalała im spuścić z oka dzieciaka, który w tym wielkim i niebezpiecznym świecie na każdym kroku mógł zrobić sobie krzywdę. Pierwsze lata swojego życia wspominam głównie jako dmuchanie na zimne. Najmłodszy  syn w rodzinie wymagał specjalnej opieki. Zawsze najbardziej rozpieszczany ze strony pracowników i dalszej rodziny.
Od bliskich rzadko otrzymywałem aż tyle zainteresowania. Oczywiście, nigdy nie mogłem narzekać na brak miłości czy sprawy tego typu. Jednak zarówno matka, jak i ojciec, mieli ręce pełne roboty. Zarządzanie całym klanem pochłaniało mnóstwo czasu. Z tego powodu widywaliśmy się nie tak często, jak chciałem. Zwykle przy większych rodzinnych okolicznościach czy późnymi wieczorami, kiedy wszyscy skończyli już swoje obowiązki. 
Z takowych powodów większość doby, oprócz służby, spędzałem z braćmi. Kiedy nie byli akurat na treningu czy zajęciach, nie rozstawaliśmy się na krok. Nawet trochę tęskniłem za tamtymi czasami. Odkąd przeprowadziłem się do akademika, właściwie brakowało mi osób, do których mogłem się zbliżyć. Z natury miałem problem z nawiązywaniem relacji. Kontakty międzyludzkie są trudne. Zbyt skomplikowane. 
Wtuliłem się w chłopaka. Korzystałem z ciepła i jego bliskości. Nie umiałem jednak zasnąć przez dłuższą chwilę. Gnębiła mnie sprawa związana z naszą podobną obecnością w różnych miejscach. Takie coś nie miało prawa się zdarzyć. 
Wyplątałem się z uścisku chłopaka. Tak, aby nie przeszkadzać mu w odpoczynku, cicho wstałem i usiadłem przy biurku. Zapaliłem jedną świeczkę, wyciągnąłem kartkę i ołówek. Zacząłem szybko kreślić plan miasta i szkoły. Kolejno z pamięci zacząłem zaznaczać miejsca, w których podobno się pojawiliśmy. Dopisywałem również prawdopodobne godziny. Wiele z nich się pokrywało. 
- Niedorzeczne - mruczałem pod nosem. Przygryzłem ołówek. Ta sytuacja była skomplikowana i pozbawiona sensu. 
Zakończyłem robić notatki. W przypływie chaotycznego twórczego szału zapisałem z trzy strony. Mimo pośpiechu i późnej godziny na każdej z kartek pojawiło się eleganckie i staranne pismo. Nawet w takiej chwili mimowolnie dbałem o takie szczegóły. Każda praca musiała zostać wykonana doskonale. Taka pośpieszna również. 
Odłożyłem w końcu przedmioty na biurku. Z trudnym do odczytania wyrazem twarzy spojrzałem na swoje dzieło. Rano pewnie będę tego żałować. Nocne notatki nigdy się nie kleją. 
Położyłem się ponownie na łóżku. Było zimno, typowo jak na takie zimowe noce. Otuliłem się szczelnie ciepłą kołdrą i przytuliłem do chłopaka. 

***
O poranku Hyo gdzieś wyszedł. Nie było go już, kiedy się obudziłem. Ziewnąłem leniwie i wstałem z łóżka. Zwykle wstawałem wraz ze wschodem słońca. Dzisiaj jednak mieliśmy dzień wolny. Mogłem jeszcze chwilę poleżeć i odpocząć. Zasłużony czas dla siebie po tych wszystkich nieprzyjemnościach ostatnich dni. 
Zacząłem od kąpieli. Zagotowałem wodę, którą później wlałem do dużej miski. Dolałem swój ulubiony zapachowy płyn i mydło. Para unosiła się po całym pomieszczeniu. 
Zanurzyłem się w gorącej wodzie. Moje długie włosy dryfowały na jej powierzchni. Zanurkowałem, aby zamoczyć je w całości. Mycie ich zawsze stanowiły największe wyzwanie. Dbanie o nie zajmowało naprawdę wiele czasu.
Wynurzyłem się po chwili, łapiąc oddech. Pokręciłem głową na boki, aby otrzepać wodę z głowy. Po długiej kąpieli wyszedłem w końcu z miski i wytarłem ciało miękkim ręcznikiem. 
Założyłem na siebie proste, białe szaty. Były uszyte w znacznie typowy sposób niż moje odświętne ubrania. Mimo tego nie różniły się one bardzo wygodą. W żaden sposób nie ograniczały moich ruchów. 
Z ręcznikiem na głowie opuściłem łazienkę i wróciłem do pokoju. Przypomniałem sobie o notatkach z nocy. Ponownie zasiadłem do biurka, aby przejrzeć zapiski. Tak jak przypuszczałem. Utworzone późno streszczenia wydarzeń posiadały wiele niewiadomych, ale ciągle stanowiły naprawdę dobry materiał do pracy. Na czystym arkuszu rozpisałem wszystko po raz kolejny. 
Wtedy rozległo się pukanie do drzwi. 
- Proszę!
Nie odrywałem wzroku od swojej pracy. Dopiero, kiedy do pomieszczenia weszła osoba, poświęciłem jej chwilę uwagi. Był to Hyo.
Uśmiechnąłem się na jego widok i przywitałem chłopaka. Pokazałem mu zapiski. 
- Co sądzisz o tej całej sytuacji? - zapytałem, lekko zmartwiony. Ciągle nie potrafiłem rozgryź tej sprawy. Nawet, kiedy tyle nad nią pracowałem. 

<Hyo?>

Dwie lodowe gwiazdy na nocnym niebie (11/?)

Niewyraźne, niemożliwe do spamiętania obrazy skakały po umyśle Teavy. Skrzywił się nieco, podświadomie przewrócił się na drugi bok. W tym momencie poczuł na twarzy pewne ciepło, które wybudziło go ze snu.
Powoli podniósł powieki, marszcząc nieco brwi. Zamrugał parę razy, rozejrzał się.
Otworzył szeroko oczy.
Poderwał się do pozycji siedzącej, zrzucając z siebie kołdrę. Biegał oczami wszędzie, w każdą możliwą stronę obracał głową. Lecz nie dostrzegał nic. Nic, kompletna ciemność, nieprzepuszczająca nawet najmniejszej wiązki światła.
Zacisnął mocno dłonie na kołdrze, czując gwałtowny napływ paniki. Oddech momentalnie się spłycił i przyspieszył, zaczęło brakować mu tchu.
– C... Cyan... – ledwo z siebie wykrztusił.
Złapał się za koszulę – słyszał swoje własne bicie serca, tak wyraźne, tak głośne, tak szybkie, jakby miało ono za chwilę wybuchnąć.
– Cyan... CYAN! CYAN! – Po policzkach zaczęły spływać strugami łzy.
Wstrzymał oddech.
I wtedy uderzyło go nagłe światło.
Zamrugał parę razy, rozejrzał się po swoim pokoju. Widział go bardzo wyraźnie. Meble oświetlały promienie słońca, które niedawno wzeszło, więc drewno nabrało przyjemny dla oka brązowy odcień. Wszystkie przedmioty były dobrze widoczne, nawet dało się dostrzec drobne pyłki kurzu, jakie unosiły się w powietrzu.
Patrzył tak po całym pomieszczeniu, gdy nagle drzwi się otworzyły.
– Teava! – zawołała wystraszonym tonem matka, wbiegając do pokoju.
Zatrzymała się na wpół kroku, spojrzała na chłopca. Przyjrzała się jego załzawionej twarzy i lodowym oczom.
Teava spoglądał tak na mamę chwilę, aż jego ciało już nie wytrzymało i się całkiem rozkleił.
Kobieta w kilka sekund znalazła się przy łóżku. Przytuliła mocno do siebie syna, położyła rękę na jego ciemnobrązowych, rozczochranych włosach. W ciszy słuchała jak chłopiec głośno płacze.

wtorek, 21 grudnia 2021

Od Luciena CD. Darumy

 Śnieg wdarł się za mój kołnierz, co sprawiło, że miałem ochotę wrócić jak najszybciej do obozu. Nie wiedziałem ile zajmie nam powrót z powodu tego cholernego lodu o który można było rozwalić sobie głowę w każdym momencie. Byłem tak na tym skupiony, że nie zauważyłem momentu w którym Daruma podszedł do mnie bliżej i zanurzył swoje palce w moich włosach. Nie byłem przyzwyczajony do dotyku innych, często się wzdrygałem, gdy Mor przytulała mnie na siłę sądząc, że zacieśni to nasze więzi. Z Rhysem i Kasjanem było inaczej. Nie zwracałem uwagi kiedy klepali mnie po plecach czy czochrali włosy, jednak nigdy nie czułem się tak jak wtedy. Mój oddech zwolnił a ja wpatrywałem się w niego, nieruchomy i czujny. Miałem ochotę jednocześnie uciec i przytulić się do jego dłoni co sprawiło, że byłem nieźle zagubiony. Delikatnie wytrzepał śnieg z moich włosów, a ja starałem się nie wydać z siebie jakiegoś dziwnego dźwięku. Kasjan by się uśmiał, gdybym zaczął mruczeć jak kot.  

Oczywiście, gdy tylko zabrał dłoń, chciałem by znowu znalazła się na mojej głowie i nawet uczyniłem krok w jego stronę, ale gdy ja ruszyłem do przodu, on wykonał dwa kroki do tyłu. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się dlaczego tak zareagował, jednak po chwili gdy mu się przyjrzałem, zauważyłem, że jego oczy nie były skierowane na moją twarz tylko na coś co znajdowało się nad moją głową. Nie słyszałem by cokolwiek się poruszało, jednak widząc minę chłopaka wiedziałem, że nie jest to jakieś przyjazne i słodkie stworzonko, które chciało, żebyśmy je pogłaskali.

– Daruma, zrobię coś teraz, ale się nie bój, okej? – powiedziałem szeptem, nie ruszając się nawet na milimetr. Centaur bał się ruszyć, ale w jego oczach zobaczyłem ufność. Dlatego też moje cienie ruszyły do niego i wniknąłem do jego umysłu, uważając, by niczego nie uszkodzić. Zaczął szybciej oddychać, najprawdopodobniej nie rozumiejąc co się dzieje. Jednak chciałem tylko spojrzeć jego oczami na to co znajdowało się za mną. W okolicy znajdowało się wiele mistycznych stworzeń, które nie zawsze były pomocne i miłe, ale większość została wybita. Jak widzę kilka jeszcze zostało. Długie cielsko, przypominające te wężowe, chronione było ciemnym pancerzem. Nie posiadało nóg jednak na samej górze znajdowała się dość duża głowa z dwoma kończynami i żuwaczkami, które w słońcu zdawały się błyszczeć. Pewnie był trujący, jednak wolałem na własnej skórze się o tym nie przekonywać. Jednak nie atakował. Nieruchomo stał dwa metry za nami, przypatrując się drzewu. Może nas nie zauważył, jednak wiedziałem, że jak się ruszymy, on ruszy na nas.

– Ej spokojnie. Nie z takimi paskudami walczyłem – starałem się dodać w te słowa nieco otuchy, by chłopak się nie stresował. Nienawidziłem, gdy się bał. Chciałbym sprawić by już nigdy nie doświadczył tej emocji, ale wiedziałem, że to niemożliwe. Świat nie był taki piękny i pewnie by mi na to nie pozwolił. – Zaufaj mi, okej?

Daruma pokiwał głową, tym razem skupiając wzrok na mnie. Mrugnąłem do niego i powolnym ruchem starałem się zanurzyć dłoń, by wyciągnąć sztylet. Wiedziałem, że nic mi nie pomoże, jednak chciałem mieć w dłoni jakąś broń, cokolwiek co doda mi otuchy. Jednak patrząc na centaura, bardziej bałem się o niego niż o siebie. Dlatego też postanowiłem zrobić coś za co pewnie będzie na mnie wściekły. Próbowałem nieco rozprostować skrzydła z niemałym bólem, jednak szybko minął. Czułem, że są jeszcze zziębnięte, ale po chwili machania pewnie dałbym radę na nich polecieć.

– Pamiętaj. Ja zawsze wygrywam – mruknąłem i jednym susłem znalazłem się obok niego. Chwyciłem go za dłoń i teleportowałem do domku, a sam zawirowałem i w ostatniej chwili wykonałem unik. Musiałem to ubić, zapuściło się zbyt blisko obozu, a nie mogłem pozwolić by jakiś żołnierz został zabity przez…to coś. Moje syfony zaświeciły, czując jak zbieram energię. Tak dawno z nikim nie walczyłem naprawdę. Czułem, że się uśmiecham. Jednak zanim ruszyłem do ataku, posłałem do centaura pewne słowa. 

Nie martw się. Zawsze do ciebie wrócę.

<Darumo?>


Dwie lodowe gwiazdy na nocnym niebie (10/?)

Nowy dzień w Azebergu zapowiadał się jak każdy inny. Słońce wzeszło z tej samej strony, co zawsze, śnieg nadal się trzymał jak na zimną porę roku przystało, ludność wiosek wcześnie rano zabrała się do pracy dokładnie tak jak zwykle. A jednak coś innego się zdarzyło. Coś nowego. Coś... niespotykanego.
Położenie słońca wskazywało południe. Wszyscy mieszkańcy Rostwalk stali na niedużym placu w samym środku wioski. Zebrani w kółeczku w milczeniu i z wielkim zdziwieniem na twarzach otaczali... cóż... wielką lodową bestię. Mierzyli ją niepewnie wzrokiem, niektórzy z trudem powstrzymywali się przed ucieczką, część przed zaatakowaniem, a reszta po prostu nie miała pojęcia jak na to wszystko zareagować. Ogólnie sytuacja prezentowała się... ciekawie.
– Umm, proszę się nie bać, Cyan nie gryzie!
Teava stał tuż koło bestii, ręce miał wyciągnięte w geście uspokajającym. Będący przy nim Uraen spojrzał na kuzyna, gdy wtem zdał sobie z czegoś sprawę.
– Zła strona – szepnął do niego, nachylając się nieco w jego stronę.
– A, ups.
Odwrócił się, teraz był skierowany przodem do tłumu.
– Em, Teava – zaczął niepewnie jeden z wieśniaków. – Czy on na pewno nic nam nie zrobi?
– Oczywiście! – zapewniał go tamten. – Cyan jest potulny jak baranek!
Próbował odszukać ręką chowańca, lecz był on poza zasięgiem.
– C-Cyan – szepnął.
Stwór zbliżył się nieco, by tamten mógł go dosięgnąć.
Tymczasem wieśniak nieustannie mierzył bestię wzrokiem. Sięgająca ponad wszystkich, z wielkimi szponami, długim, twardym ogonem i pancerną maską wyglądającą, jak gdyby potwór wyłonił się z najgłębszych czeluści zaświatów. No i te oczy, zimne, lodowe, wydające się przebijać wszystkich jednym spojrzeniem.
– Nie wygląda na potulnego – odparł wieśniak, cofając się o krok.
– Żebyś chociaż patrzył na nas, a nie gdzieś w dal...! – wtrącił się inny mężczyzna, lecz wtem zamilkł. – Chwila, twoje oczy!
Słysząc jego słowa, Teava się wzdrygnął. Odruchowo złapał za sierść na boku Cyana, tamten nachylił głowę w kierunku chłopca, co jednak nie spotkało się z pozytywną reakcją ze strony pozostałych. Uraen mimowolnie się trochę odsunął, między wieśniakami rozbrzmiały zlewające się ze sobą głosy.
– Zje go! – wyłapał skądś Teava.
– Nie, on...! – zaczął.

poniedziałek, 20 grudnia 2021

Event świąteczny 2021

 Wesołych świąt!
Wraz z najserdeczniejszymi życzeniami z okazji świąt, administracja Kernow ma przyjemność zaprosić Was do małego świątecznego eventu.
Będzie on polegał na solowych, ewentualnie po obustronnej zgodzie, prowadzonych w parach opowiadaniach o tematyce świątecznej.
Główny wątek historii ma stanowić opis powrotu Twojej postaci do domu rodzinnego, w którym wraz z bliskimi spędzi święta.
Długość opowiadania świątecznego określamy na minimum 500 słów, a końcowy termin do 10 stycznia. Prosimy je również zaopatrzyć w tag eventswieta2021.
Życzymy dużo weny i powodzenia!


niedziela, 19 grudnia 2021

Od Neriny CD. Hiromaru

Czekaliśmy aż Isagomushi wróci. Zajęło to kilkanaście minut, aż żółw przybył do nas. Dał nam znać, że nie ma w tej części jaskini żadnych znaków. Zostały nam więc dwie drogi. Postanowiliśmy jeszcze raz wysłać Isę. Tym razem do korytarza po prawej stronie. Znowu zajęło to kilka minut, aż żółw wrócił. I tym razem nic nie znajdowało się w tym korytarzu. Został nam więc ostatni - po środku.
Ruszyliśmy więc przed siebie we trójkę. Ten korytarz był naprawdę długi, jednak poziom wody był trochę mniejszy z każdym przebytym metrem. Znaleźliśmy też znaki. Oznaczało to, że płyniemy w dobrą stronę. 
— Korytarz biegnie teraz coraz niżej — zauważyłam. Hiromaru pokiwał głową.
— Sądzisz, że ten fragment jest cały zatopiony? — spytał.
— Nie, podtopiony, ale nie zatopiony całkowicie — odpowiedziałam. Hiromaru znowu pokiwał głową.
Popłynęliśmy dalej przed siebie. Dotarliśmy do części, która była podtopiona mniej-więcej do trzy czwartej wysokości. Na powierzchni unosiło się dwóch mężczyzn, którzy wydawali się już zmęczeni. Byłam pewna, że jeszcze chwila, a zaczęliby się żegnać z życiem. Gdy nas zobaczyli wydawali się zaskoczeni, ale po chwili pojawiła się radość i łzy szczęścia w oczach. Byliśmy ich jedyną nadzieją. Postanowiliśmy z chłopakiem, jak najszybciej ich wyłowić. Ja wzięłam jednego, a Hiromaru drugiego.
— Nasze naukowe sprzęty zatonęły. Możecie je wyłowić? — zapytał jeden z nich, gdy wyłowiliśmy ich na suche miejsce w jaskini.
— Oczywiście, zaraz się tym zajmiemy — powiedziałam. 
Zaraz potem zanurkowałam z powrotem w wodę. Rzeczywiście sprzęty były na samym dnie zatopionego fragmentu, gdzie znaleźliśmy ich. 
— Ty weź te torby, a ja wezmę fiolki — powiedziałam, na co Hiromaru pokiwał głową.
Próbowałam wziąć fiolki, które zostały całe. Niestety, wiele z nich było już tylko odłamkami szkła, więc gdy próbowałam sięgnąć resztę, skaleczyłam się w palce. Oczywiście, bez tego nie mogło się obyć, abym sobie czegoś nie zrobiła. Niektóre też nie były zamknięte, więc cokolwiek mężczyźni zebrali, teraz znajdowało się w wodzie. Chciałam popłynąć do Hiromaru, który był pewnie już w suchym miejscu w jaskini.
Nie mogłam jednak ruszyć ogonem. Czułam jedynie tyle jakby był jakiś odrętwiały. Próbowałam popłynąć, jednak na nic. Byłam przerażona. Kompletnie nie wiedziałam, co się dzieje. Zaczęłam wołać Hiromaru.
— Hiromaru, nie mogę ruszyć ogonem! Proszę pomóż mi jakoś!

<Hiromaru?>

poniedziałek, 13 grudnia 2021

How ever far our tomorrow will be...

 ...Time will tediously go on until theni

Źródło
|Godność| Snow Heilen
|Pseudonim| Oprócz osób, które widziały jej oficjalne dokumenty, mało kto zdaje sobie sprawę jak dziewczyna nazywa się naprawdę. Imię zdradza naprawdę nielicznym, na co dzień przedtawiając się jako Luna, lub w skrócie Lu.
|Rasa| Zaklinacz
|Wiek| 17 lat
|Płeć| Kobieta
|Pochodzenie| Azeberg
|Demon| 

Tengu przypomina małego jelonka wielkością niewiele przerastające dużego psa. Tengu jest białym stworzeniem z puszystymi skrzydłami, wokół siebie roztacza aurę spokoju a spojrzenie jego okrągłych błękitnych oczu nie raz, nie dwa, wzbudziło falę rozczulonych westchnień. Posiada on cudowną zdolność manipulacji emocjami, jest w stanie wyczuć emocje ludzi go otaczających i je zmienić. Może on na przykład: uspokoić kogoś lub skłócić ze sobą kilka osób. Może również bez problemu nastawić do siebie wroga bardziej pokojowo. Tak samo jak emocje wyczuwa również intencje jakie kierują wszelkimi istotami. 

Jego druga zdolność zaś jest dużo bardziej zwodnicza. Ta niewielka istota jest w stanie tworzyć potężne iluzje, które byłyby w stanie doprowadzić do szaleństwa osobę w nich zamkniętą, choć w dni powszednie wykorzystuje to jedynie do “tworzenia” motyli które uwielbia ganiać. Na co dzień w zwiewnych ruchach podąża u boku swojej pani lustrując wszystkich na około swoimi świecącymi oczami gotów ostrzec ją przed każdym, według niego, niebezpieczeństwie. Jest ogromnym pieszczochem, jeśli uzna kogoś za miłego będzie upominał się o drapanie za uchem.      

|Znak szczególny| Gdy jej demon pozostaje w uśpieniu na jej prawym obojczyku pojawia się lekko świecący znak w postaci białej lilii.

|Orientacja| Biseksualna
|Rodzina| Jest sierotą wychowaną przez babcie.
|Charakter| Jak szybko można nazwać kogoś dziwakiem, gdy tylko jego obraz nie zgadza nam się z powszechną definicją tego co “normalne”? Snow jest bowiem całkowitym tego słowa przeciwieństwem. Ma niezwykle otwarty umysł: jest w stanie uwierzyć praktycznie we wszystko, co dla przeciętnej osoby wydaje się niedorzeczne. Z powodu swojego sposobu patrzenia na świat nie raz usłyszała nieprzyjemne komentarze kierowane w swoją stronę. Nie troszczy się jednak zbytnio o to, co ludzie mówią na jej temat. Jest dość nieśmiała, czuje się dobrze w swoim własnym towarzystwie i nie za bardzo szuka znajomych, bojąc się o ich fałszywość. Mimo, że ma pod swoją ręką Tengu, który bezbłędnie zapewniłby ją o intencjach potencjalnych kandydatów na to miano. Nie znaczy to jednak, że gardzi posiadaniem przyjaciół, wręcz przeciwnie. Bardzo ceniłaby ich obecność. Jest bowiem niezwykle oddana i lojalna dla własnych przekonań jak i bliskich osób. Mimo, że wszystkim wydaje się wyobcowana Snow jest bardzo ciepłą i miłą osobą. Jeśli ktoś poprosiłby ją o pomoc, udzieliłaby jej z pełnym zaangażowaniem obdarzając przy tym ciepłym uśmiechem. Jednak na co dzień jej chłodna i samotna postawa często zmusza ją do ukrywania osobistych problemów, nawet przed przyjaciółmi. Ma też skłonność do obwiniania się za rzeczy, które tak naprawdę nie są jej winą. Wiąże się to z przekonaniem, że ze wszystkim musi sobie radzić sama, wstydzi się wręcz przyznać, że sama mogłaby potrzebować pomocy. Z pozoru uważana za twardą, wzrusza się oglądając gwiazdy i słuchając muzyki.

|Umiejętności|
  • Od dziecka chodziła na balet, dzięki czemu potrafi bardzo dobrze tańczyć, choć to najmniejsza z zalet takiego zajęcia. Jest również niezwykle zwinna i gibka, w pewnym momencie przerodziło się to w zamiłowanie do akrobatyki co aktualnie objawia się u niej ogromnym talentem do dostawania się w miejsca dla większości ludzi niedostępnych, jak i w umiejętność obrony, a raczej unikania ataków i ogólna sztuka doskonałych uników;
  • Dobrze idzie jej panowanie nad cieniem, jak i tworzenie iluzji, wyczuwanie emocji jednak dalej stanowi dla niej wyzwanie;
  • Całkiem sprawnie strzela z łuku

|Inne| 
  • Posiada dużą bliznę ciągnącą się od jej lewej łopatki, praktycznie przez całe plecy w poprzek. Wstydzi się jej, gdyż powstała wskutek wypadku, jak dziewczyna uważa, z jej własnej winy co nie do końca jest prawdą;
  • Cechuje ją ogromne zamiłowanie do folkloru i dawnych wierzeń, czyli to jak dawniej ludzie tłumaczyli sobie otaczający ich świat wymyślając bóstwa i stworzenia, które mimo istniejącej magii miały niewiele wspólnego ze stanem faktycznym;
  • Ma alergię na cytrusy
|Sterujący| Lunaye #2027

Od Hiromaru cd. Mavena

Tamtego wieczora, pierwszy raz od dłuższego czasu, kładłem się spać bez poczucia zagubienia. Bez obaw o to, co przyniesie jutro. Bo w trakcie podróży martwiłem się, czy idę w dobrym kierunku, czy moja droga będzie bezpieczna, czy spotkam na niej uprzejmych ludzi. Zaś tu, w Sarlok, martwiłem się zajęciami na następny dzień, zastanawiałem się, czy sobie poradzę, czy uda mi się wykonać wszystko to, co kazali zrobić mi nauczyciele. Może nie były to nie wiadomo jak trudne i przerażające rzeczy, ale dla mnie - pierwszego z brzegu wieśniaka, który jakoś tak wziął i urodził się z demonem - było to trudne wyzwanie.
— Patrz, Isa, chyba będziemy mieli kumpla — mruknąłem, przytulając głowę do poduszki.
Isagomushi popatrzył na mnie, blade światło księżyca odbijało się od jego czarnych oczu, gdy żółw leniwie dryfował w swojej balii z wodą.
— Kumpli nigdy za wiele, nie?
Nawet nie zarejestrowałem momentu, gdy moja świadomość odpłynęła do krain snów - ostatnim, co zobaczyłem, były srebrzyste kręgi tańczące na powierzchni wody.


Z wyczekiwaniem zerkałem za okno mając nadzieję, że czas jakoś sam weźmie i szybciej upłynie. Lekcja ciągnęła mi się niemiłosiernie. Tego dnia w ogóle lekcje mi się ciągnęły, a im później było, tym mocniej rozwlekał się czas. Zaraz po lekcjach miałem spotkać się z Mavenem, chłopak wspominał, że do tego czasu przygotuje mi rozpiskę zajęć. Z jednej strony byłem podekscytowany, chciałem już wiedzieć, jak będzie wyglądał mój tydzień i czego nowego będę mógł się uczyć. Z drugiej strony – perspektywa dodatkowych zajęć trochę mnie jednak przerażała. Nie nawykłem do długiego siedzenia nad książkami albo pracy ponad siły. Zazwyczaj jeśli coś sprawiało mi trudności, po prostu z tego rezygnowałem i się nie przejmowałem. Cóż, to podejście powinienem niestety wyrzucić przez okno - przecież po to byłem w Akademii. Żeby się w końcu wziąć i nauczyć.
Z pozoru nic nie zapowiadało tego, co zaraz miało się wydarzyć. Czas mijał, lekcja nieubłaganie miała się ku końcowi, ja zaś poczułem, że tańczący w mym sercu niepokój wcale nie jest związany tylko z tym, że chciałem już zobaczyć przygotowany przez Mavena plan zajęć. Coś wisiało w powietrzu. Zerknąłem na Isagomushiego. Demon też wydawał się nie w sosie, lewitował nad mym ramieniem jakoś tak jakby bardziej intensywnie.
Rozejrzałem się po sali, mój wzrok padł na demona należącego do jakiegoś chłopaka. Demon wyglądał naprawdę bojowo - bez problemu byłem w stanie sobie wyobrazić, jak jego krokodyle szczęki miażdżą jakiś wielki, drewniany bal. Albo i czyjąś nogę.
Demon na razie siedział u boku swego zaklinacza, jednak coraz częściej wydobywające się z jego paszczy posykiwania i ogon zamiatający posadzkę dawały dowód, że coś go irytuje. Stojący u jego boku chłopak posłał mu znudzone spojrzenie, mruknął coś pod nosem, trącił gada butem.
Mój wzrok przesunął się w kierunku miejsca, na którym koncentrował się wzrok gada. Była tam jakaś dziewczyna, z którą jeszcze nie rozmawiałem, a u jej boku siedziała smukła, białopióra czapla. Ptak stał na jednej nodze, cudownie nieświadomy tego, co się powoli szykowało.
W końcu wybiła ostatnia minuta. Nauczyciel skończył, pożegnał nas i wyszedł, ja zaś od razu wziąłem się za pakowanie swoich rzeczy. Nie dane mi było tego skończyć.
Krokodyl targnął, rzucił całym ciałem. Dopadł czapli. Kłapnęły szczęki. Krzyk rozdarł powietrze.
Mnie - zatkało.
Wtem krokodyl zniknął mi sprzed oczu. Po prostu gwizdnął i poleciał. Plasnął o przeciwległą ścianę. W jego miejscu - Artis. Jego rozłożyste rogi lśniły, demon znów pochylił głowę, gotów do ataku.
Krokodyl nie puszczał jednak swej zdobyczy, mocarne szczęki wciąż zaciskały się na biednej czapli. Ptak wydał z siebie żałosny, jękliwy dźwięk.
— No puszczaj! — krzyknął w panice chłopak, jego zaklinacz.
A krokodyl - nie puszczał.
Artis spiął się w sobie, mięśnie zagrały pod lśniącym futrem, kopyto huknęło o posadzkę, zdawać by się mogło - niemal krzesząc iskry.
Maven był już w środku. Zaabsorbowany walką nawet nie zauważyłem, kiedy wkroczył. Chłopak ogarnął wzrokiem pomieszczenie, odezwał się do jednej z dziewczyn.
— Leć po nauczyciela! — Dziewczyna patrzyła na niego okrągłymi ze strachu oczami. — No już!
I pobiegła.
Maven wrócił do krokodyla. Artis wciąż gotował się do ataku, jednak Maven wstrzymał go gestem dłoni.
— Musi puścić. Inaczej ten drugi nie przeżyje.
Właściciel krokodyla był już chyba bliski płaczu.
Ja zaś w panice próbowałem przypomnieć sobie to, co wiedziałem o krokodylach. W moich stronach trochę ich jednak było, ale większość złotych rad odnośnie postępowania z krokodylami mówiła o tym, by najlepiej ich unikać.
Zaletą niezbyt wypełnionego mózgu było to, że łatwo znajdowały się tam rzeczy. I tak w głowie odnalazłem historię, którą usłyszałem kiedyś przypadkiem, a która zapadła mi w pamięć. Jeden z rybaków przechwalał się, jakoby krokodyl zacisnął swe szczęki na jego nodze i niechybnie odgryzłby mu ją przy samym biodrze, gdyby mężczyzna, w przypływie nagłego olśnienia, nie wsadził mu palców prosto w nos.
Okazało się, że jeśli krokodyl nie nabrał tchu, by wstrzymać go na nurkowanie, wcale nie był w stanie zbyt długo obyć się bez powietrza i musiał w końcu otworzyć paszczę, by zrobić wdech. Nie wiedziałem, na ile fizjologia krokodyla odpowiada fizjologii demona, jednak musiałem się na coś przydać, musiałem zaryzykować.
— Dajesz, Isa! — zawołałem, a żółw użyczył mi swej mocy.
Nie byłem w stanie manipulować wielkimi ilościami wody, zwyczajnie nie mieliśmy z Isagomushim dość siły, by aż tyle podnieść. Ale lubiliśmy się tą wodą bawić, robić sztuczki i zabawne rzeczy. Nie wiedząc nawet o tym, nauczyłem się dużej precyzji w kontrolowaniu niewielkich strumieni, i ta precyzja miała uratować teraz sytuację.
Dwa cienkie, wzburzone strumienie pomknęły w stronę nosa agresywnego demona, zniknęły w rozdętych gniewem nozdrzach. Podkręciłem jeszcze strumień, burząc go, przyspieszając, drażniąc wrażliwą śluzówkę.
Podziałało.
Demon rozwarł szczęki, targnął cielskiem, huknął łbem o ścianę, ogonem zmiótł podłogę.
Czapla opadła - podejrzanie mokro, ciężko, bezwładnie. Białe pióra, usiane bryzgami czerwieni, stanowiły upiorny widok.
Moment mego przytomnego działania przeminął. Tylko tyle hartu ducha mi starczyło, i teraz stałem w ucichłej nagle sali, z rozszerzonymi paniką oczami, z kolanami mięknącymi mi od strachu.

Od Hiromaru CD. Ena

Na bogów, co to było.
Ta myśl kołatała mi się w głowie, gdy ostatnie języki ognia zmieniły się w smugi niegroźnego dymu. Miałem szczerą nadzieję, że prócz oczywistych zniszczeń w rodzaju spalonych chałup, stodół i innych utraconych dóbr, nikomu nie stała się większa krzywda. Jakieś oparzenia można było jeszcze przeboleć, chociażby miały być widoczne do końca życia - ale utrata wzroku, kończyny, albo życia…? Nie, o tym wolałem nawet nie myśleć.
Całe szczęście, że wiejskie domy były małe - pierwsze tańczące wśród strzech języki ognia płoszyły z wnętrza wszystkich domowników. Doprawdy, całe szczęście. Co prawda ludzie łkali nad straconym dobytkiem, jednak stracony dobytek dało się jeszcze jakoś odzyskać, odpracować. Nie to, co rany na całe życie lub utratę członka rodziny, prawda?
Sam niewiele byłem w stanie komukolwiek pomóc. Nie znałem się na pierwszej pomocy, a pochodząc z południa, z wioski, w której większość ludzi trudniła się połowem ryb, lepiej radziłem sobie z przypadkami, gdy ktoś zakrztusił się słoną wodą lub obtarł sobie dłonie. Ogień - to była rzadkość. Jedyne, co potrafiłem zrobić razem z Isagomushim, to wyciągnąć więcej wody ze studni i przyłożyć rozedrgany, wodny bąbel do miejsca, które pokąsał ogień.
W tamtym momencie w moim sercu zrodziła się myśl, że chciałbym być bardziej przydatny. Nie tylko w kwestii tego, by nie dopuścić do rozprzestrzenienia się ognia. Nie, nie chodziło mi wyłącznie o zwiększenie swojej kontroli nad wodą. Chciałem czegoś więcej, chciałem być uniwersalnie przydatny. Przez moment, gdy siedziałem wsparty częściowo o cembrowinę studni, próbując złapać dech, zaś Isagomushi odpoczywał na mym ramieniu, myśli rozbiegły mi się w różne strony, usiłując znaleźć rozwiązanie. Pamiętałem te kilka początkowych lekcji z Akademii, gdy nauczyciele starali się nałożyć do mej relatywnie pustej głowy same podstawy tego, jakie istnieją typy demonów i co w ogóle potrafią.
Isa był cudowną istotą, nigdy mnie nie zawiódł i stanowił zawsze promyk światła w nawet najbardziej krytycznej, beznadziejnej sytuacji. Miałem wrażenie, że moc kontroli wody, którą ze mną dzielił, to ta mniej ważna i epicka z jego umiejętności, a tak naprawdę - Isagomushi był dla mnie dodatkowym wsparciem. Jego skorupa zdawała się chronić moje serce, gdy opadały je złe myśli. Teraz zaś żółw trącił moją szczękę nosem. Obaj byliśmy koszmarnie zmęczeni.
Typy demonów.
W mojej głowie kołatały się cztery, których moc co prawda nie współpracowała na pierwszy rzut oka z mocą Isagomushiego, jednak mogły mieć tę unikalną umiejętność, której teraz tak bardzo potrzebowałem. Uzdrawianie.
Nie byłem wojownikiem i nie byłem pewien, czy kiedykolwiek miało się to zmienić. Ale chciałem nieść pomoc, nienawidziłem patrzeć na cierpienie innych, sprawiało mi to niemal fizyczny ból. Widoku krwi się nie bałem - szczególnie, gdybym miał zaraz sprawić, że zniknie. Spojrzałem kątem oka na swojego demona.
— Isa, chciałbyś mieć kumpla?
Nie dane nam było jednak fantazjować więcej o życiu we trójkę. Moje spojrzenie znów przyciągnął tamten chłopak w jasnych szatach. Ściągał uwagę pośród przewijających się grup wieśniaków, odzianych najczęściej w ciemniejsze, prostsze ubrania. Do tego zapadał powoli wieczór, światła było coraz mniej, jasne włosy chłopaka łapały ostatnie promienie słońca.
Chciałem do niego podejść. Nie wiedziałem nawet, jak zacząć rozmowę - spytać, czy należy do którejś z Akademii? Co tu robił? Czy spróbować jeszcze czegoś innego?
Rzeczywistość rozwiązała za mnie ten dylemat. Nieznajomy jak się pojawił, tak momentalnie zniknął. Podniosłem się, chciałem jeszcze gdzieś przejść. Zaraz jednak zaczepiła mnie dziewczyna - ta sama, którą udało mi się uratować (wraz z jej bezcenną krową) przed wilkami. No, może nie do końca ja ratowałem, ale byłem obecny na miejscu i nie próżnowałem.
Nie spodziewałem się, że ktokolwiek będzie chciał mnie tu czymkolwiek częstować, w głowie zaś cały czas miałem obraz tamtego chłopaka, z którym chciałem porozmawiać. Jednak los musiał mieć mnie w swej opiece - ponoć im mniej rozumu, tym więcej szczęścia - toteż gdy tylko zdążyłem usiąść, dziewczyna gdzieś zniknęła i chwilę potem wróciła z owym chłopakiem.
Nie powiem, zatkało mnie trochę. Tego się nie spodziewałem. Dlatego też siedziałem przez chwilę w ciszy, próbując wydobyć z siebie jakieś zdania, dając się chłopakowi oderwać pierwszemu.
— Hiromaru — odpowiedziałem, zapamiętując jego imię. „Ena" brzmiało ładnie, krótko, ale i wdzięcznie. — A to mój demon, Isagomushi.
Isa leżał plackiem na moim ramieniu, i mimo zmęczenia ani myślał się chować. Popatrzył tylko swoimi ciemnymi oczkami na Enę, machnął łapą w pozdrowieniu.
— Dziękuję za twoje słowa. — Instynktownie moja dłoń powędrowała na kark, potarłem go trochę. Zawsze tak robiłem, kiedy ktoś mnie chwalił - nie przywykłem do tego, opadało mnie skrępowanie. — Wiele tam nie zrobiłem. Gdyby nie ty, skończyłbym jako obiad dla wilków. Razem z tą dziewczyną i jej krową. Dzięki za ratunek.
Mimowolnie moje myśli uciekły do tych feralnych kul ognistych - gdyby udało mi się je jakoś zatrzymać, może całość by tak nie wyglądała.
— Ja uh… no, pewnie się domyślasz, że jestem z Sarlok — wypaliłem w końcu, boleśnie świadom, że wystawiam swojej Akademii niezbyt pochlebną opinię. Mój demon wiązał się w końcu z wodą, powinienem był jakoś zgasić te ognie, nim dotarły do budynków. Ale na to nie wpadłem, a gdybym nawet wpadł, pewnie bym sobie z tym nie poradził. Wszystko działo się zbyt szybko. — Em… dopiero zacząłem naukę — wyjaśniłem niezbyt zgrabnie. — A ty? Też uczęszczasz do jednej z Akademii, prawda?

sobota, 11 grudnia 2021

Od Neriny CD. Fenrysa

Czekałam na Fenrysa. W międzyczasie weszłam do biblioteki i szukałam jakiś książek. Żadna jednak mnie nie zachwyciła na tyle, aby wziąć którąś z nich i wypożyczyć ją.
Gdy wyszłam, nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. 
Fenrys szedł do mnie i wyglądał niesamowicie. Spiął białe włosy, zaplatając je w krótkie warkocze. Obroża, którą pierwszy raz zauważyłam na jego szyi, błyszczała w świetle. Półprzezroczysta koszulka, złote kolczyki i pierścionki nadawały mu szlacheckiego wyglądu, a spodnie z długim stanem podkreślały jego talię. Wyglądał tak elegancko i pociągająco. Już wiem, jakim cudem Ariel zakochała się w chłopaku z lądu, pomyślałam.
— Nerina? — wyrwał mnie z osłupienia chłopak. 
— Przepraszam. Wyglądasz tak niesamowicie. Może trochę nazbyt elegancko na imprezę na statku. 
— Zbyt elegancko?
— Znaczy, to dobrze. Przez ciebie mam mętlik w głowie. — Zaśmiałam się. — Na pewno będziesz zwracał na siebie uwagę innych. Mam nadzieję tylko, że cię nie okradną. Chodźmy już.
Fenrys pokiwał głową i podał mi ramię. Złapałam się go i ruszyliśmy przed siebie.

***

Po kilku minutach byliśmy już na miejscu, gdzie po chwili podpłynął do nas statek. Młodzi chłopcy opuścili trap, abym mogła razem z Fenrysem wejść na statek. Gdy weszliśmy, szybko podnieśli trap i zaczęliśmy odpływać. Złapałam białowłosego za nadgarstek i poprowadziłam w głąb statku. Tam wpadła na nas moja siostra - Selina. 
— No proszę, przyszłaś i to z gościem — powiedziała, przytulając się do mnie, a potem zerkając na Fenrysa i mierząc go od dołu do góry. 
Przedstawiłam ich sobie, po czym zostawiłam ich, aby móc zdjąć mundurek Corvine i przebrać się. Weszłam do mojej i Seliny sypialni na pokładzie i przebrałam się w zwiewną, białą sukienkę z złotymi elementami. We włosy zaplątałam sobie białe kwiaty, aby chociaż trochę dodawały mi jakieś ozdoby. Gdy chciałam wyjść, do mojego pokoju wszedł mój ojciec.
— Pięknie wyglądasz córeczko — powiedział.
Ukłoniłam mu się delikatnie, po czym podeszłam go przytulić. 
— Słyszałem o tym, co postanowił twój ojczym. To okropne, że chce zmusić cię do ślubu z jakimś trytonem. Jeśli chcesz, pogadam z nim. 
— Jeśli obiecasz, że nie wyjdzie z tego jakaś kłótnia.
Ojciec zaśmiał się.
— Tego nie mogę obiecać — powiedział.
Pokiwałam głową. Razem wyszliśmy z pomieszczenia na zewnątrz, gdzie toczyła się impreza. Zauważyłam, że Fenrys rozmawia z innymi osobami i wysłuchuje ich różnych historii. W tym towarzystwie oczywiście znajdowała się moja siostra, która wydawała się być oczarowana chłopakiem. Och, tak łatwo przychodziło jej zauroczenie się w kimś. 
Gdy na statku rozbrzmiała muzyka, jeden z piratów porwał mnie do tańca. Tańczyłam tak długo, aż nie zaczęły mnie boleć nogi. Sama nie wiedziałam, ile to trwało. Może z kilkanaście minut. Chciałam iść odpocząć, ale jeszcze przed tym zabrałam ze sobą rum. Gdy poszłam na drugi koniec statku, zauważyłam Fenrysa, który siedzi na ławce z butelką alkoholu w dłoni i patrzy na morze. Podeszłam do niego i bez słowa usiadłam obok, upijając łyk rumu. Mocno czułam smak trzciny cukrowej, ale poczułam też nutkę owocową. 
Szturchnęłam chłopaka w bok.
— Tańczyłam jeszcze ze wszystkimi oprócz ciebie. Co ty na to, abyśmy zatańczyli? — zapytałam.
— Jasne — powiedział, wstając z miejsca i podając mi rękę.
Upiłam kolejny łyk, po czym zostawiłam butelkę i złapałam za rękę mojego towarzysza. Poszliśmy razem do reszty, po czym zaczęliśmy tańczyć. Musiałam przyznać, że Fenrys tańczył bardzo dobrze. Nie deptał mi po stopach i razem zgrywaliśmy się idealnie w tańcu. 
— Jesteś wspaniałym tancerzem — powiedziałam. Chłopak delikatnie się do mnie uśmiechnął. 
Chciałam jeszcze coś powiedzieć, kiedy usłyszeliśmy, jak muzyka przestaje grać. Wtedy zauważyliśmy zamieszki na statku. Nagle przy nas pojawiło się dwóch mężczyzn, którzy zaczęli się bić. Oczywiście nikt ich od siebie nie odsunął ani nie zamierzał, wszyscy obstawiali to, kto wygra, a niektórzy też zaczęli się bić. Chciałam ich jakoś ogarnąć, ale w tym momencie mężczyzna przed nami ukucnął, a ten przed nim wziął zamach i uderzył we mnie. Nie miałam ani chwili na reakcję, przez co uderzona w twarz, upadłam na podłogę.

<Fenrys?>

Od Mavena CD. Hiromaru

 Widziałem, że chłopak nie był zbyt pewny siebie, jeśli chodzi o jego demona. Sam gdy tylko zacząłem trenować z Devą, ogarniał mnie strach. Dlatego też często doznawałem kontuzji i uciekałem z zajęć, czego nawet dyrektorka nie mogła zmienić. Jednak w kilka chwil, gdy stanęła pomiędzy mną, a o wiele większym demonem od niej by mnie chronić zrozumiałem, że ona już po prostu taka jest. Żywiołowa jak ogień i charakterna jak pożar. Nie mogłem jej za to winić, bo taka już była, tak została stworzona. 

- Nie ma za co - mruknąłem wracając do jedzenia. Wiedziałem, że najpewniej jeszcze nikogo tutaj nie poznał. Uczniom trafiającym do szkoły w środku semestru trudno było się odnaleźć, ale od tego właśnie byli starsi uczniowie. - Możemy zacząć od jutra, dzisiaj skończę cię odprowadzić i napisze jakiś plan zajęć. Postaram się by był zgodny z Twoim i byś miał chwilę na odpoczynek. 

Nie chciałem go przemęczać, wiedziałem, że na każdym roku jest dość duża nauki jak i zajęć obowiązkowych, które trzeba zaliczyć. Sam byłem zmęczony - rok się kończył, więc każdy pracował tak by jak najlepiej go skończyć i dostać się do kolejnej klasy. 

Chłopak był pozytywnie nastawiony co do mojego pomysłu, co utwierdziło mnie w tym, że spędzanie czasu na jego naukę nie pójdzie na marne. Niektórzy nie doceniają pomocy bezinteresownej, sądząc, że sami sobie poradzą. Często jednak tak się nie dzieje i proszą  o nią sami wtedy gdy już nikt nie ma na to czasu. Jego demon nie wyglądał na takiego, który potrafiłby schwytać jakąś silniejszą sztukę. Najczęściej właśnie tacy uczniowie nie mają co liczyć na dobre stanowisko po ukończeniu Sarlok. Popatrzyłem na tego radosnego chłopaka, który nie zdawał sobie jeszcze z tego sprawy. Chcę mu pomóc. 

~*~

Siedziałem przy biurku studiując rozkład zajęć Hiro. Oczywiście został przyłączony do grupy z wodnymi demonami, co pewnie pomoże mu udoskonalać swoje zdolności. Jednak potrzebował on też nauki teoretycznej, o której nie miał zielonego pojęcia. Nie każdy miał szansę na poznanie dogłębniej tego jak działają demony i ich więź z zaklinaczem, a nie było to takie proste do zrozumienia. Kilku uczniów trafiało do Sarlok z powodu tego, że nie radziło sobie ze swoimi umiejętnościami. Ja właśnie byłem jednym z tych uczniów, jednak poradziłem sobie dzięki treningowi i pewności siebie jakiej tutaj nabyłem. Niektórzy tutaj konkurowali ze sobą, tworząc sobie wrogów. Ja nie musiałem nic robić by wiele osób mnie znienawidziło. Wystarczyło, że dyrektorka wykazała wobec mnie większe zainteresowanie niż wobec innych i zostałem przewodniczącym wyższych klas. Byłem reprezentantem naszej szkoły. Oczywistym jest to, że zżerała ich zazdrość.

Przeciągnąłem się i wstałem z krzesła, chowając kartkę do kieszeni. Hiro za parę chwil kończył swoje ostatnie zajęcia, więc stwierdziłem, że poczekam na niego pod salą i dam mu jego rozpiskę. Oparłem się o kolumnę, wpatrując się w długi korytarz. Wodna strefa znajdowała się w samym centrum Sarlok z powodu tego, że niektóre demony nie mogły długo przebywać poza wodą. Jednak gdy usłyszałem krzyk nie o tym teraz myślałem. Dochodził on z sali Hiromaru dlatego szybo tam pobiegłem. 

Rozwścieczały demon przypominający te cholerne krokodyle trzymał w szczękach innego demona, który nie mógł wyrwać się z jego mocnych szczęk. Nauczyciela nigdzie nie było co znaczyło, że mieli się tylko spakować, a zajęcia już zostały zakończone. Zaklinacz próbował odciągnąć swojego demona i krzyczał, jednak ten ani myślał go posłuchać. Artis pojawił się obok mnie w oka mgnieniu, zrównał pysk z ziemią i ruszył na demona, uderzając go swoimi rogami. 

<Hiromaru?>

Od Fenrysa CD. Neriny

 Już od kilku dni poszukiwałem pewnej książki, której nie mogłem nigdzie znaleźć. Temat ten nie był zbyt powszechny, a nie w każdej bibliotece znajdowały się książki opowiadające o magii. Było wiele osób, które nadal jej nie akceptowali, dlatego nie było to aż tak dziwne. 

- Dzień dobry - powiedziałem do kobiety siedzącej za biurkiem, gdy tylko dzwoneczek przy drzwiach oznajmił, że ktoś wszedł do środka. Uśmiechnęła się do mnie delikatnie i położyła palec na usta pokazując kilku uczniów, którzy pracowały na stolikach w głębi pomieszczenia. Pokiwałem głową ze zrozumieniem i ruszyłem do regału na którym ostatnio skończyłem swoje poszukiwania. Oczywiście nie 100% nie wiedziałem czego szukałem. Uzdrawianie wśród aniołów było dość częste, jednak nikt nigdy nie zostawił żadnych zapisów na ten temat. Jednak bardzo teraz tego potrzebowałem, nikt nigdy nie nauczył mnie niczego o moich zdolnościach, byłem samoukiem, który denerwował się, gdy tylko coś mu się nie udawało, chciałem jak najszybciej ratować ludzi. Właśnie dlatego zgłosiłem się by w wolnej chwili pomagać w miejskim szpitalu, gdzie brakowało ludzi do pracy. 

- Hej - kątem oka spojrzałem na Nerine, która stała kilka kroków ode mnie. Nie spodziewałem jej się tutaj, ale jeśli tu weszła, znaczyło to, że mnie szukała. Miło.  Nasza rozmowa była dość krótka i miła, jakbyśmy się znali już od dłuższego czasu. Nie chciałem zbytnio opowiadać jej o swojej przeszłości co zrozumiała. Byłem jej za to wdzięczny, nie chciałem by ktoś uciekł ode mnie z powodu mojego pochodzenia. W końcu nie narodziłem się naturalnie. Nie mogłem przyrównać się do mieszańców rasowych, gdzie w ich krwi znajdowały się dwie rasy. Przy ich mocach, ciele, mózgu nikt nie grzebał, nie przeprowadzał eksperymentów i nie kłamał na temat świata zewnętrznego.

Jej pytanie mnie zdziwiło. Odłożyłem książkę, którą akurat przeglądałem i odwróciłem się w końcu w jej stronę. Nie lubiłem morza, moje wilcze ja próbowało mnie trzymać od niego najdalej. Kilka moich podróży statkiem utwierdziło mnie w tym, że posiadam chorobę morską. Dostałem kilka porad jak się jej pozbyć co oczywiście ułatwiło mi pływanie, jednak jeśli nie musiałem, starałem się trzymać stałego lądu. Jednak patrząc na nią, widziałem w jej oczach prośbę i nadzieję. Najpewniej nie miała kogo zaprosić, więc byłem osobą, która wpadła jej na myśl. Musiałem przyznać, że zrobiło mi się miło.

- Z wielką chęcią z tobą pójdę - odparłem. Pomimo niepokoju, który czułem wewnątrz, postanowiłem, że zgodę się jej towarzyszyć. Musiałem się tylko ubrać.

~*~

Spojrzałem na siebie w lustrze, z lekkim westchnięciem. Wiedziałem jak ubierać się na różne okazje, nawet niewolnicy zostawali na nie zabierani by służyć swoim panom, jednak bałem się, że akurat trochę przesadziłem. Choć wiedziałem, że syreny uwielbiają się wystrajać, ja nie lubiłem dużej ilości ozdób. Spiąłem włosy, zaplatając je w krótkie warkocze znajdujące się po bokach mojej głowy. Grzywka oczywiście nie chciała ze mną współpracować, nie chciałem zbyt dużo nad nią pracował, dlatego też pozwoliłem jej opaść na moje czoło i skronie. Obroża znajdująca się na mojej szyi błyszczała na w świetle świec, jednak omiotłem ją obojętnym wzrokiem. Nerina jeszcze jej nie widziała, bo skrywałem ją pod kołnierzem, ale nie mogłem ukrywać tego w nieskończoność. Półprzezroczysta koszulka, złote kolczyki i pierścionki nadawały mi szlacheckiego wyglądu, a spodnie z długim stanem podkreślały moją talię. Wiedziałem, że nie należałem do mężczyzn barczystych, choć krew fae sprawiała, że chodziłem pewnym siebie i dostojnym krokiem. Na ramiona zarzuciłem haftowany płaszcz, by blizny na moich plecach nie były widoczne. Całość wyglądała dość elegancko i...pociągające. Wiedziałem, że w takim stronu nie przyniosę dziewczynie wstydu.

- Powinienem już iść. - mruknąłem. Umówiłem się z nią przy bibliotece spod której się rozeszliśmy. Dlatego tam właśnie ruszyłem, nie chcąc by zbyt długo czekała. Nie miałem tam blisko, Ardem znajdowało się na obrzeżach miasta, dlatego czekała mnie dość długa droga na piechotę. 

<Nerina?>


czwartek, 9 grudnia 2021

Od Hyo CD. Ena

Zagapiłem się, gdy spojrzałem ponownie na miejsce, w którym trenował Ena. Nie było go już tam. Musiał skończyć i odejść. Zostawiłem informacje o zagrożeniu oraz współrzędne, na biurkach u trzech nauczycieli z trzech różnych akademii. Będą mieć pełne ręce roboty. Otrzepałem się z wilgoci oraz padającego podajże śniegu. Zmieniłem miejsce na bardziej przyjemne. Pokój Eny wydawał się dobry, jednak po tym, jak zniknął i zostawił jedynie wiadomość. Nie wiem, czy chce się z nim widzieć. Do tego wszystkiego spotkał się z nauczycielem, by poćwiczyć. Chociaż gdyby wyjaśnił. Czemu tak zrobił, też by pomogło. Podłe zachowanie z jego strony. Bez oporów wszedłem do pokoju chłopaka, po czym zaświeciłem światło, gdyż po ciemku nie chce nic robić. Oraz dlatego, że babcia cały czas o tym zrzędzi.

"-Zaświeć światło: Gdy się myjesz. Gdy czytasz. Gdy jesz i pijesz. Po to jest światło. To, że jesteś wampirem, nie znaczy, że musisz robić wszystko po ciemku." ~ słowa babci..

Kochana kobieta, ale straszna bywa czasem. Jej zrządzenia mogą trwać pięć godzin albo i więcej. Zamiast mi wytykać błędy, zaczyna opowiadać historię swego długiego życia.. Bywają niesamowite, ale gdy słyszysz je po raz kolejny, są jak pamiętnik, czytany sto razy i tym samym słuchanie tego robi się irytujące.
Moje ubrania zostały zmienione, przeze mnie, gdy Eny nie było w pokoju. Uprane oraz odpowiednio poukładane. Wziąłem sobie ręcznik i ruszyłem, do łazienki po to, aby wziąć prysznic. Nie wiem nawet jaka woda leciała, gdyż to było zarówno dla mnie, jak i skóry bez jakiejkolwiek różnicy. Gdy słyszałem zbliżające się kroki, zdecydowałem się osuszyć ręcznikami i wyjść z łazienki, by móc się ubrać. Ena wszedł do pokoju, akurat, gdy zacząłem się ubierać. Miałem na sobie dolną część garderoby, ale górnej jeszcze nie. Spojrzałem na chłopaka, po czym naciągnąłem koszulkę i sięgnąłem po swój krwisty napój. Rozsiadłem się na jego łóżku.
 - Nie masz nic dopowiedzenia? - zapytałem, delikatnie poirytowany.
 - O czym ty mówisz? - odpowiedział pytaniem.
 - Zniknąłeś i zostawiłeś po sobie tylko wiadomość. - prychnąłem i wierciłem swoje spojrzenie w nim.
 - To ty zniknąłeś i zostawiłeś po sobie tylko wiadomość. - jego ton był zupełnie inny. Czułem nutkę smutku i zawiedzenia.
 - O czym ty mówisz? - spytałem i zmarszczyłem brwi.
Opowiedział mi, co się wydarzyło. Po nim opowiedziałem swoją wersję. Pokrywały się, chociaż tkwiło w tym coś dziwnego. Jakby ktoś trzeci chciał nas rozdzielić. Ena zamilkł i poszedł się odświeżyć.
 - Świetnie szedł ci trening z nauczycielem. - moja wypowiedź była trochę podła, gdyż nawet mimo wyjaśnień, to wciąż odczuwałem nieprzyjemność. Jednakże z bycia nieprzyjemnym, odczuwałem przyjemność, gdyż dokuczałem chłopakowi. Zwyczajnie musiałem się wyżyć, ale teraz nie miałem największej ochoty, by udać się do lasu, na polowanie, albo też na miasto, by sobie poużywać. Mogłem sprawić chłopakowi przykrość, zawstydzić go, albo i poniżyć. Dopijałem swój koktajl, kiedy wrócił Ena do pokoju. Unikał mojego spojrzenia. Wpakował się na łóżko pod kołderkę, by udać się, spać. Jednakże nie dałem mu, tak łatwo tego, czego chciał. Oblizałem wargi i odłożyłem puste naczynie na pobliski stolik. Zawisłem nad chłopakiem. Usiadłem na jego biodrach, po czym nachyliłem się i zwyczajnie w świecie połączyłem nasze wargi, zanurzając się w pocałunku. Trwał on tak długo, aż mnie chłopak nie odsunął siłą, do tego wszystkiego jego policzki się zaróżowiły. Nawet jeśli całowaliśmy się już wiele razy to, wciąż najwyraźniej jest to zawstydzające. Sięgnąłem po wstążkę, którą czasem związuje włosy. Po czym związałem jego oba nadgarstki. Ułożyłem je nad jego głową. Odkryłem go kołdrą i zwyczajnie w świecie rozsunąłem jego szatę, by móc się zagłębić w jego jasnym i pięknym ciele. Zniżyłem się, by językiem dotknąć jego pępka. Delikatne pocałunki, którymi zamiast schodzić, wchodziłem wyżej. Dostrzegałem, jak przez jego ciało przechodzą dreszcze, oraz jak stara się na mnie nie patrzeć, albo powstrzymać. Jednak nie chciałem się zatrzymać. Gdy zbliżyłem się do sutków chłopaka, ktoś zaczął dobijać się do pokoju Eny. Starałem się go zignorować, ale Ena najwyraźniej nie mógł. Poprawiłem jego szatę, zszedłem z niego i rozwiązałem jego dłonie. Gdy wstał z łóżka, miałem dosłownie chwilę, by go pociągnąć. Zrobiłem to, by ponownie na, choć chwilę połączyć nasze wargi w pocałunku.
Wywróciłem oczami i spojrzałem w kierunku drzwi. Ena właśnie otworzył, a do pokoju wszedł Nauczyciel, Olivia oraz jakiś uczeń. Mógł być z Sarlok. Nie specjalnie się tam zapuszczam, także nie znam wszystkich uczniów. Weszli jak do siebie. Nauczyciel chwilę porozmawiał z chłopakiem, po czym obaj wrócili. Złapałem Enę i go przyciągnąłem do siebie. Ułożyłem dłoń na jego brzuchu, a brodę na jego ramieniu.
 - Czemu tak późno przychodzicie? - spytałem.
 - Kilku uczniów skarżyło się na was. Tak jakby widzieli was, a jednocześnie jakbyście nie byli sobą. - odezwała się Olivia.
 - To jednak nie wszystko. Jeden z nauczycieli odkrył na swoim biurku dziwną karteczkę, po odnalezieniu miejsca, okazało się ono spustoszone i puste. - odezwał się kolejny uczniak.
 - Jak zwykle jesteście w samym środku zawirowań. Dlatego też, zamiast udać się na zajęcia. Udacie się do Akademii Sarlok, do jednego z nauczycieli i tam zaczekacie na dalsze instrukcje. - odezwał się nauczyciel. Gdy Ena chciał już coś powiedzieć, wtrąciłem się pierwszy.
 - Musieliście akurat teraz to powiedzieć oraz przyjść. Nie macie co robić w ciągu nocy? Przerwaliście nam w.. - Ena zasłonił mi usta i mnie uciszył, bym nic już nie mówił. Jego czerwone policzki same wskazywały na, to jak skrępowany musiał się czuć. Nawet jeśli to uczniowie.. Jednakże był tu nauczyciel, ten sam co chwilę temu uczył Enę. Mruknąłem sobie pod nosem i przyciągnąłem chłopaka do siebie.
 - Rumienisz się mieczyku. - wyszeptałem do jego uszka. Przejechałem po nim językiem, po czym Ena wstał i pożegnał się z gośćmi. Zapewne po tym zwróci mi uwagę.
Czekałem, aż mnie upomni, ale nic takiego się nie stało. Zwyczajnie zgasił światło i wrócił do łóżka. Odwrócił się do mnie plecami i poszedł spać. Lekko mnie zaskoczył. Oddałem mu koc, by było mu cieplej. Ja jednak nie spałem, gdyż, czasem przychodzi, a czasem nie. Nie potrzebuje snu. Pije krew i ona mi wystarcza. Nie muszę spożywać innych potraw i płynów. Czasem mogę, gdy zechce zachować się jak człowiek, jednak nie muszę.
Postanowiłem poczytać, przy oknie. Światło księżyca dawało mi swoje światło, poza tym mogłem też spoglądać na słodko śpiącego chłopaka. Poprzednią lekturę skończyłem. Dlatego teraz zacząłem czytać coś zupełnie nowego. Nowy dar od babuni.

<Ena?>

Od Eny CD. Hiromaru

Wszechobecny chaos pochłonął mnie doszczętnie. Wylewając na płonące budynki kolejne wiadra wody miałem wrażenie, że sytuacja z każdą chwilą staje się gorsza. Płomienie szybko się rozpowszechniały. Jedna zgaszona chata za dwie kolejne zajęte ogniem. Zdawało się, że cała nasza praca idzie na marne. 
Na szczęście takie były jedynie moje przypuszczenia. Z każdą chwilą przybywało ochotników do gaszenia pożaru. Nim się obejrzałem pokaźna grupa ludzi biegała we wszystkie strony, dogaszając ostatnie płomienie. 
Moją uwagę przykuł chłopak, którego spotkałem już na samym początku. Odległość między nami nie była specjalnie duża, więc bez większego problemu mogłem przyglądać się temu, co robi. Znajdująca się przy nim mała istotka całą swoją siłą unosi miarę wody, aby sekundę później skierować ją na pobliskie płomienie. Szybko połączyłem fakty. Chłopak musiał należeć do Akademii Sarlok, a towarzyszący mu żółw musi być jego demonem. Ciekawa sprawa. 
Przed wieczorem udało się ugasić cały pożar. Opadłem ze zmęczenia pod pobliskim drzewem. W jednej z dłoni ciągle dzierżyłem metalowe wiadro. Jego chłód sprawił, że moje palce drżały z zimna. Spojrzałem na ręce, spostrzegając pomniejsze skaleczenia na opuszkach. Wtedy też zdałem sobie sprawę, że ktoś w wyniku ów nieszczęśliwego wypadku mógł zostać poważnie ranny. Skoczyłem na równe nogi i niemal biegnąc, zacząłem przemieszczać się pomiędzy na prawie spalonymi budynkami. Ze skupieniem zacząłem poszukiwać rannych, pytając każdą napotkaną osobę, czy nie potrzebuje pomocy.
Niestety, faktycznie niektórzy odnieśli mniej lub bardziej poważnie obrażenia. Korzystając z pomniejszego zestawu pierwszej pomocy bandażowałem rany czy też wyprowadzałem zatrutych dymem poza granice wioski. Za niewielkim murkiem zbiła się większa grupa mieszkańców osady. Rozmawiali oni żywo o tym, czego świadkiem stali się przed chwilą. 
Nieprzyjemne uczucie winy ogarnęło mnie w całości. Gula w gardle powiększała się z każdą chwilą. Będę musiał wziąć na siebie odpowiedzialność za całe to wydarzenie. Spowodowałem pożar, musiałem ponieść zasłużoną karę. 
Zacząłem pytać wieśniaków o zarządcę wioski, sołtysa czy kogoś tego typu. Zaprowadzono mnie do mężczyzny w średnim wieku. W tamtym momencie zajmował się obliczaniem strat. Z nietęgą miną spoglądał na w połowie zniszczoną osadę. Na mój widok spochmurniał jeszcze bardziej. Chyba domyślał się, co mam mu do powiedzenia. 
Zacząłem wyjaśniać cały wypadek, zaczynając od walki z wilkami, a kończąc na niespodziewanym pożarze. Zapewniłem, że akademia dołoży wszelkich starań, aby zrekompensować szkody. Mężczyzna słuchał mnie uważnie, powoli kiwając głową, nie przerywając mi ani razu. Dopiero na sam koniec westchnął głośno, przemawiając:
- Sami prosiliśmy o pomoc w pozbyciu się tych wilków. - Jego głos był wysoki, huczał w moich uszach, sprawiając, że czułem coraz mniejszą pewność. - Przysporzyły nam wiele problemów. Niejednokrotnie wracaliśmy ranni z wypraw do lasu czy też traciliśmy zwierzynę. Wykonałeś swoje zadanie. Nie możemy oczekiwać od ciebie niczego więcej, ani obwiniać cię za ten wypadek. Nikt nie mógł wiedzieć. 
Choć właściwe wioski był jedynie prostym człowiekiem, wieśniakiem żyjącym zgodnie z porami roku na łonie natury, przemawiał sensownie i z wyrozumieniem. 
- Jeszcze raz za wszystko przepraszam... - powiedziałem niepewnie. - Gdybym mógł jeszcze jakoś pomóc, proszę mi o tym powiedzieć. Zrobię wszystko, aby przywrócić wiosce świetność. 
- Przyda nam się każda para rąk do pracy, będziemy wdzięczni za poświęcony czas - odparł mężczyzna. Po krótkiej rozmowie na temat przyszłych czynności, jakie trzeba będzie wykonać, aby wioska ponownie zaczęła przypominać miejsce do życia, pożegnałem się z rozmówcą i ponownie zacząłem pomagać rannym. Z każdą poszkodowaną osobą czułem się coraz gorzej. Żałowałem, że lepiej nie przemyślałem pojedynku. Zaoszczędziłbym problemów, gdybym wyprowadził wilki poza wioskę. Wystarczyłoby je sprowokować i na pewno ruszyłyby za mną w pogoń. Niestety, moja pewność siebie doprowadziła do nieszczęścia. Nauczka na przyszłość. 
W grupce krzątających się niczym pszczoły osób, dostrzegłem kolejny raz tajemniczego ucznia Sarlok. Tym razem jednak postanowiłem skorzystać z okazji i z nim porozmawiać. Zasłużył na podziękowania. Na samym początku próbował osłonić bezbronną dziewczynę, a później przyłączył się do gaszenia pożaru. 
- Hej-! - zawołałem w jego kierunku, kiedy głośniejszy okrzyk przerwał moje przywitanie. 
Stojąca w centrum grupki starsza pani doniosłym głosem zaprosiła wszystkich na posiłek. Właściwie nie zauważyłem, kiedy na polankę został przyniesiony ogromny stół. Do niego dołączone zostały pomniejsze meble, które razem zbudowały ogromną przestrzeń, przy której każdy mógł zając miejsce dla siebie. Na przestronnym blacie zostały ułożone przeróżne potrawy. Z większości z nich unosiła się para. Przyjemny zapach otoczył mnie, przypominając o tym, że od kilku godzin nic nie jadłem. Nie miałem jednak odwagi zasiąść do wspólnego stołu z osobami, których pozbawiłem domu. Powoli zacząłem zbierać swoje rzeczy, aby wrócić do akademii i opowiedzieć o wszystkim, co zaszło w wiosce. O poranku miałem zamiar tutaj powrócić i pomóc przy odbudowie. 
- Zaczekaj! 
Kobiecy głos rozbrzmiał za moimi plecami. Odwróciłem się, a moim oczom ukazała się dziewczyna, która wcześniej zaryzykowała własnym życiem, by chronić krowę. Zatrzymałem się, czekając na to, co ma do powiedzenia. 
- Chciałam ci podziękować... - zaczęła niepewnie. - Nie odchodź jeszcze! Zjedz z nami! 
- Jestem zmuszony odrzucić zaproszenie - odpowiedziałem uprzejmie. - Mimo to, dziękuję za pamięć. 
- Walczyłeś, by nas chronić! Uratowałeś mi życie, chcemy ci się jakoś odwdzięczyć - nalegała. Widząc moje zawahanie, złapała mnie za dłoń i pociągnęła mnie w kierunku stołu.
Nim się obejrzałem, siedziałem na jednym z drewnianych krzeseł. Dziewczyna chwilę później zniknęła, ale wróciła kilka sekund później w podobny sposób ciągnąc za sobą zaskoczonego ucznia Sarlok. 
- Cieszę się, że zostaniecie z nami na posiłek! Poczekajcie, zaraz was obsłużę! - Skocznym krokiem oddaliła się, zostawiając nas samych. 
- To nie będzie konieczne! - rzuciłem w jej kierunku, ale zostałem całkowicie zignorowany. Westchnąłem zmarnowany. Nie przypuszczałem, że tego dnia skończę w ten sposób. To naprawdę była doba pełna wrażeń. Walka z wilkami, ugaszenie pożaru, a teraz kolacja pod gołym niebem. 
Ponury humor mieszkańców tejże wioski zniknął szybko. Nagle rozbrzmiała muzyka, usłyszałem stuknięcia kufli, śmiechy. Spojrzałem na siedzącego obok mnie chłopaka. Dziewczyna zostawiła nas już jakiś czas temu, nie mieliśmy pojęcia, kiedy właściwie wróci. Do tego momentu postanowiłem rozwiać trochę niezręczność tej chwili, odzywając się do nieznajomego: 
- Nazywam się Ena. Chciałbym ci podziękować za pomoc dzisiaj. Twój wkład był nieodzowny. 
Kończąc wypowiedź, uśmiechnąłem się do niego serdecznie.

<Hiromaru?>

Szablon
Pandzika
Kernow