Tablica

Nadeszła zima, jakiej nawet nasi dziadkowie nie widzieli. Zapasy powoli się kończą, państwa patrzą na siebie coraz bardziej podejrzanym wzrokiem. Uczniowie muszą siedzieć w zimnych i rzadko ogrzewanych pokojach, bo akademię robią wszystko by nie zamknąć swych wrót przez brak pieniędzy. Ludzie w miastach wspierają się jak tylko mogą, jednak nawet to nie pomaga w wyżywieniu rodziny. Wcześniej ludzie nie zwracali uwagi na dziwne zachowanie zwierząt, jednak być może był to zwiastun czegoś nowego? Może ptaki przestały migrować, a stworzenia leśne zbierać zapasów na zimę z powodu jakieś większej sprawy? Pomimo ciężkich warunków, zimy i głodu, niektórzy chcą znaleźć przyczynę całego tego chaosu i szaleństwa. Próbują dotrzeć do miejsca, w które zdaje się, idą wszystkie magiczne stworzenia zamieszkujące nasz świat. Czy jednak jest to bezpieczne?

środa, 27 stycznia 2021

Od Armina c.d. Mavena

 Jasnowłosy był lekko rozbawiony zaistniałą sytuacją. Zmartwił go jednak widok który ujrzał po wstaniu z brudnej podłogi. Czego ten gościu chciał od Zaklinacza? Znali się? Bardzo prawdopodobne, nienawiść aż wisiała w powietrzu, praktycznie można było jej dotknąć. Sytuacja nie stała po stronie ciemnowłosego, wręcz przeciwnie, wyglądał jakby wpadł w sytuacje bez wyjścia. Co prawda po straży nie było ani śladu jednak kto wie jakie sztuczki wykorzystuje ten mężczyzna. Wyglądał na bardzo zdeterminowanego i zadowolonego z obecności 17- latka. Było to nie mało podejrzane.

- Nie przeszkadzajcie sobie - wymruczał po czym oparł się o ręcznie malowaną ścianę, nie chciał przeszkadzać a w razie potrzeby być w stanie atakować. Gotowość to podstawa.

Obaj mężczyźni spojrzeli na niego trochę inaczej, Zaklinacz - pełen zakłopotania wymieszanego z gniewem wzrok tylko chwilowo skupiony na istocie Armina, pewien siebie mężczyzna - spojrzenie wypełnione irytacją, rozbawieniem zarówno jak i ostrym jadem. Jednak ta chwila trwała naprawdę chwilę, zaledwie kilka sekund. Oboje od razu przeszli do przerwanej rozmowy.

- Wiesz kim jestem? - spytał kpiąco, z rozbawieniem dużo starszy mężczyzna. 

Czarnowłosy prychnął po czym odpowiedział 

- Rotrudis, władca Dworu Jesieni - zdawał się być lekko zdezorientowany ale za wszelką cenę nie chciał tego ukazywać.

Nieznajomy okazał się jednak znajomy. Armin świetnie znał to imię chociażby ze szkoły, nigdy nie widział tego człowieka na oczy… tak, właśnie dlatego go nie rozpoznał… przecież on się świetnie uczy.

Gdy on w myślach hańbił się za swoją nieuwagę rozmowa została wznowiona.

- Wiesz dlaczego tutaj jesteś? - ponownie zadał pytanie.

Tym razem Maven nie odezwał się, widocznie nie znał odpowiedzi. Sam zapewne od dłuższego czasu zadawał sobie to pytanie a wyjaśnień wciąż brak. Rotrudis zaśmiał się kpiąco i wstał by następnie się wyprostować, podobnie zrobił chłopak o kocich źrenicach. Oboje wyglądali naprawdę dumnie, przepełnieni emocjami, gniewem stali naprzeciw prowadząc rozmowę której końca nie dało się bliżej określić. Wszystko mogło się wydarzyć, bo czego on tak naprawdę chciał? Na co mu Zaklinacz i ten cały cyrk? Prawdopodobnie była to sprawa naprawdę sporej wagi co bardzo niepokoiło Armina. Koci chłopiec próbował grać wyluzowanego jednak wewnątrz aż drżał, nie bał się śmierci, bał się widzieć śmierć drugiej osoby. Był przerażony od początku, mimo iż nie było tego widać nawet w najmniejszym stopniu. Taka gra aktorska jest naprawdę przydatna, zwłaszcza w sytuacjach takich jak ta.

- Czego chcesz - wywarczał poznany wcześniej przez kitsune młodzieniec marszcząc brwi w złości.

- Czyżby Lara naprawdę nic Ci nie powiedziała? 


Maven?


niedziela, 24 stycznia 2021

Od Mavena c.d. Armina

 Zakląłem, wpatrując się w gwardzistów. Jakim cudem się tutaj znalazłem?! Dlaczego ja zawsze muszę się pakować w jakieś kłopoty?! Moje kocie oczy zwęziły się do granic możliwości, gdy poczułem że nie ma sensu się sprzeciwiać. Niestety obydwoje byliśmy na straconej pozycji, dlatego też postanowiłem sprawdzić jak to wszystko się potoczy. Odwróciłem się w stronę Armina z obojętną miną, mając nadzieję że pod moją nieobecność nic mu nie zrobią. W końcu trafił tutaj przez przypadek. Pociągnięty przez strażnika, oderwałem od niego wzrok i ruszyłem nieznanym mi korytarzem. Nie zasłonili mi nawet oczu, ani nie przeszukali co wydawało mi się dziwne - nie bali się że będę próbował uciec? Droga dłużyła mi się niemiłosiernie a złote żyrandole wyglądały identycznie przez co miałem uczucie że jesteśmy w jakiejś pętli czasowej. Jednak cieszyłem się z coraz bardziej wydłużającego się czasu. Mogłem wtedy na spokojnie pomyśleć o sytuacji, w której się znalazłem. Jednak za nic nie mogłem pojąć w jakim celu zostałem porwany. Nie miałem nigdy styczności wręcz z tym dworem, więc dlaczego? Do czasu aż nie zauważyłem wielkich wrót, na których wyrzeźbiony był ogień szalejący wśród liści. Przymknąłem oczy gdy światło z tamtego pomieszczenia oświetliło mnie poprzez powoli otwierające się drzwi. Na środku stał tron na którym siedziała dobrze znana mi osoba, Rotrudis. Kpiący uśmieszek nadal widniał na jego twarzy, jednak wcale nie odwracał on wzroku z jego blizny. Rozejrzałem się wokół, nie widząc żadnej dodatkowej straży. Czy aż tak mnie nie doceniał? Zaczął schodzić powoli po schodach, będąc coraz bliżej mnie. Złapał mnie za podbródek, zmuszając bym spojrzał mu w oczy. Nie odwrócił się nawet gdy wrota się otworzyły a do środka został wepchnięty Armin.

- Za bardzo rozrabiał, Panie - gwardzista odrzekł, salutując. Kątem oka spojrzałem na kitsune, który z gracją wstał i strzepnął z ubrania niewidzialny kurz. Dopiero wtedy spojrzał przed siebie, napotykając mój wzrok. Miałem ochotę odsunąć się od dotyku księcia jednak jego mocny uchwyt za moją żuchwę mi to uniemożliwił.


Armin?


środa, 20 stycznia 2021

Od Luciena c.d. Darumy

 Jedzenie niezbyt mi szło, jednak wpychałem w siebie kolejno każdy kawałek i żułem, by nie zmartwić Darumy. Niestety z godziny na godzinę czułem jak trudno mi wytrzymać bez obecności Kasjana, najczęściej trzymaliśmy się razem, siedząc bądź załatwiając sprawy z Rhysandrem, jednak niby wróciłem do domu, ale wcale się tak nie czułem. Czułem się obco. 

Z moich myśli wyrwało mnie nagłe i dziwne zachowanie Darumy. Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc co się dzieje.

- Wszystko dobrze? - zapytałem, ponieważ wcale nie zwracał uwagi na otoczenie. Nie odpowiedział mi od razu, co musiałem przyznać, zaniepokoiło mnie. 

- Czuję się tylko trochę nieswojo - odparł cicho, dlatego wiedziałem, że jego słuch wrócił. Pamiętałem swoje pierwsze spotkanie z tymi roślinami - przez większość dnia nawet jak mogłem już mówić, nie odzywałem się, bojąc się dźwięku swojego głosu. Dopiero gdy Kasjan uderzył mnie z całej siły w brzuch, zacząłem go wyzywać. Stare, dobre czasy. Daruma powiedział mi, że chętnie poszedł by się zdrzemnąć, na co kiwnąłem głową, zabierając po drodze nasze talerze, nie lubiłem zostawiać po sobie bałaganu. 

~*~

Gdy odprowadziłem Darumę do jego pokoju, powoli zapadała już noc. Wyszedłem na balkon, który znajdował się przy głównej sali i zapatrzyłem się w gwiazdy. Tak bardzo brakowało mi ich widoku w Akademii. Westchnąłem, przecierając twarz dłońmi. Nagle żałowałem, że postanowiłem tutaj przyjechać, nie wiedząc co się dzieje. Wtedy w samotności mógłbym to przetrawić, a teraz? Ciągle ktoś obok mnie był, gdy tylko nie wyjdę z pokoju od razu ktoś się tym zainteresuje i poinformuje księcia, że coś jest nie tak.

- A ty to tu tak stoisz? - odwróciłem się w stronę Kasjana, który pojawił się za mną niespodziewanie. Przez chwilę mu nie odpowiadałem, wpatrując się w jego wyprostowaną sylwetkę. Był zestresowany.

- Chciałem pooddychać świeżym powietrzem. - odparłem. Znów stanąłem do niego tyłem ze zdziwieniem uświadamiając się, że idzie w moją stronę. Oparł się ramionami o barierkę obok mnie z cichym westchnięciem. Nie wiedziałem co chciałbym bądź mógłbym mu powiedzieć, dlatego nie odzywałem się, nawet na niego nie patrząc.

- Kim jest ten chłopak, który z Tobą przyjechał? - nie spodziewałem się tego pytania z jego strony. Akurat to go teraz interesowało? 

- To mój przyj-

-Lubisz go, prawda?

Serce mi zamarło, gdy powoli odwracałem się w jego stronę. O czym on mówi?

-Patrzysz na niego tak samo jak na Amon-

- Dość! - warknąłem, jednym ruchem odbijając się od barierki i wchodząc do środka pałacu. Nie chciałem znowu rozdrapywać tego tematu, dlatego jak najszybciej ruszyłem do swojego pokoju, który znajdował się obok pokoju Darumy. Ale oczywiście Kasjan musiał zacząć mnie gonić, krzycząc na całe skrzydło. 

- Nie moja wina, że tak szybko zakochałeś się w chłopaku, którego ledwie znasz! - powiedział, w końcu mnie zatrzymując. - Daruma to bardzo urocze imię, prawda?

Nie zauważyłem nawet kiedy centaur uchylił drzwi by zobaczyć co się dzieje, w momencie gdy Kasjan odparł, że się w nim zakochałem. Zamarłem wpatrując się w chłopaka.

Darumo?

środa, 6 stycznia 2021

Od Armina c.d. Mavena

 Szli przez  zdobione korytarze trzymając się za ręce, prawdę powiedziawszy koci chłopak był bardziej ciągnięty przez wyższego. Nieznajomy sprawiał wrażenie lekko poddenerwowanego i zdezorientowanego, Arminowi jednak wszystko było obojętne. Szedł za jakimiś obcymi ludźmi ciągnięty za rękę przez jakiegoś nieznajomego mu chłopaka.

Po kilku minutach marszu dotarli przed ogromne, drewniane i drogo zdobione drzwi. Była to komnata z niesamowicie pięknie umeblowanym wnętrzem. Zdobione meble i pozłacane framugi, wszystko sprawiało wrażenie naprawdę drogocennego. Armin rozglądnął się wokół by następnie rzucić się na niewiarygodnie miękka kanapę.

- Chłopcze, przygotuj się na spotkanie z Panem - zwrócił się jeden ze sługusów w stronę niejakiego zaklinacza.

Ten kiwnął jedynie głową i usiadł na jednym ze zdobionych krzeseł, królewska straż trzasnęła drzwiami i najprawdopodobniej odeszła. Nieznajomy przyłożył dłonie do skroni i lekko je rozmasował, musiał być naprawdę zmęczony. Armin zaś świetnie się bawił, penetrował wszystkie możliwe szuflady i półki. Dotknął chyba wszystkiego co było w zasięgu jego małych łapek. 

- Tak w ogóle... - wyszeptał uszaty przestawiając kolejną świeczkę na nieswoje miejsce - kim jesteś?

- Maven, uczę się w akademii Sarlok. - chłopak przekręcił lekko głowę i przyglądnął się białowłosemu. 

Sprawiał wrażenie nie do końca zainteresowanego ogoniastym. Ten również dobrze przyjrzał się wysokiemu chłopcu.

- Armin, więcej informacji na razie nie potrzebujesz - wymamrotał i usiadł niedbale na zdobionym fotelu przy drzwiach  - Niedługo zacznie świtać.

Ziewnął widząc wschodzące słońce, szczerze go nienawidził. Podczas dnia wszystko tak świetnie widać, każdy może ci się przyjrzeć i skrytykować, nocą zaś ciemność przysłania wszystkie niedoskonałości i czynni cię bardziej pewnym siebie. Cała ta sytuacja była dosyć zabawna jakby nie patrzeć. Armin po prostu wymknął  się jak co wieczór na nocny spacer a chwile później już siedział w jakiejś drogiej komnacie z zaklinaczem, który nie do końca pałał do niego uprzejmością.

- Dwóch sługusów stoi przy drzwiach, lepiej się przygotuj - wymamrotał kolejne zdanie pod nosem a niejaki Maven skrzywił się w niezrozumieniu. 

- Skąd to… - nie dokończył gdyż zgodnie z  zapowiedzią niższego, do pokoju weszło dwóch strażników.

Obaj uczniowie zmierzyli ich chłodnym wzrokiem i czekali na kolejny rozwój spraw. Arm zaczął agresywnie machać ogonem, co pokazało jego zdenerwowanie, gdy jeden ze straży poprosił za sobą ucznia Sarlok. Cała ta sytuacja nie do końca mu się spodobała. Nie chciał zostawać sam w tak wielkim pokoju… 


Maven?

wtorek, 5 stycznia 2021

Od Colette cd. Azriela

 - Dobra, wchodzę. - usłyszałam i już po chwili klamka drzwi zaczęła się powoli opuszczać, a ja jedynie mogłam się modlić, żeby nie doszło do jakiejś głupiej sytuacji, a nie oszukując się, to byłoby naprawdę cudem. Chłopak na początku szedł ze spuszczoną głową i przymkniętymi oczami, co wyglądało trochę komicznie. Kiedy jednak niemal uderzył głową o instalacje zamontowane pod sufitem, pozwolił sobie unieść wzrok. Miałam nadzieję, że raczej szybko z powrotem będzie patrzył na płytki, ale nic takiego się nie stało. Rzuciłam jakimś podziękowaniem sklejonym na szybko i praktycznie wyrwałam ręcznik z jego ręki, jak najszybciej się nim zakrywając. Dopiero po tym chłopak jakby się otrząsnął, mruknął jakieś przeprosiny i opuścił łazienkę.

- Jesteś, kurwa, idiotą. Coś ty sobie w ogóle myślał. - usłyszałam zza drzwi. Gdyby tak dłużej to przemyśleć, nie miałam mu tego za złe. W końcu, mógł mi odmówić pomocy i kazać radzić sobie samej, a wtedy wytarłabym się chyba brudnymi ubraniami. Z drugiej strony wiedziałam, że teraz pewnie będzie jak zwykle głupio i nie miałam pojęcia, czy powinnam odezwać się pierwsza. W miarę sprawnie założyłam ubranie i opuściłam pomieszczenie. Usiadłam na swoim łóżku i czekałam z nadzieją, że Azriel jakoś zacznie rozmowę. Zaczęłam bawić się pierścionkiem na swoim palcu i patrzeć w sufit, w pewnym momencie nawet chciałam zacząć pogwizdywać, ale stwierdziłam, że wyjdzie bardziej idiotycznie niż było w chwili obecnej.

- Colette... - zaczął, odwracając twarz w moją stronę, a ja niemal natychmiast uczyniłam to samo. - nie mamy jutro zajęć, a ja od dłuższego czasu odnoszę wrażenie, że potrzebuję odpoczynku od tego wszystkiego... nie chciałabyś może wyjść gdzieś, dosłownie gdziekolwiek, chociażby jutro? Nie mam bladego pojęcia, co robi się na takich wyjściach, ale jestem pewien, że znaleźlibyśmy zajęcie. W Kernow raczej nie sposób się nudzić. Jeśli chcesz oczywiście. - dodał szybko i dużo ciszej, ale tej części jego zaproszenia już nie przyswoiłam. Czy on właśnie zaprosił mnie na randkę? Azriel, najprzystojniejszy chłopak jakiego kiedykolwiek poznałaś, zaprosił Cię na randkę. Mogłam przysiąc, że bicie mojego serca w tamtej chwili było słychać na drugim końcu Kernow. Mimowolnie się uśmiechnęłam, a do tego uśmiechnęłam się na tyle głupkowato, że pewnie szatyn zaraz pożałuje, że w ogóle otworzył usta.

- Ja... - weź się w garść dziewczyno. - pewnie, że chcę. Głupie pytanie. Możemy pójść gdziekolwiek. Tak. - powiedziałam i nerwowo poprawiłam włosy. - Miałbyś coś przeciwko, gdybym teraz wyszła się przewietrzyć? Wiesz, mam parę spraw do przemyślenia...

- Pewnie, idź. Pójść z tobą, żeby przypadkiem cię coś nie porwało? - zaśmiał się nerwowo. Chyba był tak samo zestresowany jak ja.

- To miłe, ale pójdę sama. Dziękuję. - uśmiechnęłam się najcieplej jak potrafiłam i powoli wyszłam z naszego pokoju. Potem z kolei najszybciej – jak na moje obecne możliwości – opuściłam akademik i mury szkoły. Dopiero wtedy odetchnęłam z ulgą i zwolniłam kroku. Powietrze było ostre i chłodne, zbyt chłodne, aby paradować po nim w krótkim rękawku, ale to było aktualnie moim najmniejszym zmartwieniem.

- Ja pierdole. Zbłaźniłaś się kretynko. Zbłaźniłaś. - skarciłam się, wbijając nieświadomie paznokcie we wnętrze dłoni. - Chłopak się stara, a ty nie potrafisz odpowiedzieć, że chcesz z nim iść, tylko jąkasz się jak małe dziecko na które nakrzyczała matka. - westchnęłam, kładąc na trawie. Była wilgotna, co nie powinno mnie zdziwić, a jednak zdziwiło. Leżałam tak dosyć długo, myśląc, czy podjęłam właściwą decyzję. Chciałam z nim wyjść, to nie ulegało najmniejszym wątpliwościom, ale czy powinnam? Pewnie zrobię z siebie tylko jeszcze większą idiotkę niż teraz. Może powinnam sobie w ogóle odpuścić. Zapewne zaprosił mnie tylko dlatego, że ktoś inny odrzucił jego ofertę, albo coś w tym stylu. Przecież to niemożliwe, żeby sam z siebie zechciał się gdzieś ze mną wybrać. Tak samo było z balem. Tak. To jedyne racjonalne wytłumaczenie na to, co tak naprawdę się stało.

Z drugiej jednak strony, wszystko wskazywało na to, że chłopak naprawdę miał dobre intencje. Współczułam mu tej całej sytuacji z bratem i widziałam, że naprawdę jest tym wszystkim zmęczony, mimo, że energią tryskał raczej rzadko. Podczas rozmyśleń zaczęły mi się przymykać oczy i ocknęłam się dopiero, gdy usłyszałam jakiś szelest za moją głową. Poderwałam się do góry, odwracając za siebie. Założenie, że to zwierzę okazało się błędne. To był człowiek. Powoli podniosłam się, przyglądając nieznajomemu – a jak się po chwili okazało, jednak znajomemu. Przede mną stał powód, dla którego Azriel chodzi wyczerpany psychicznie, jego cudowny brat.

Na początku wydało mi się być to absurdem, skąd on tu o tej porze, akurat wtedy, kiedy ja byłam poza pokojem? Czyżby postanowił nas najść tym razem w środku nocy? Na co liczył?

- Co ty tu robisz? - spytałam, otrzepując się z trawy. - Nie masz co robić po nocach?

- A ty, nie masz co robić po nocach? - moje ciśnienie momentalnie skoczyło. Nienawidziłam, kiedy ktoś odpowiadał mi pytaniem na pytanie.

- Jak na załączonym obrazku. - starałam się odpowiedzieć z największą obojętnością w głosie, jaką kiedykolwiek słyszał i obróciłam się na pięcie, kierując się w stronę akademika. Skoro przysypiałam, musiało być już naprawdę późno.

- Poczekaj – szarpnął mnie za ramię, wskutek czego znowu staliśmy twarzą w twarz. - radzę ci nie wtrącać się w sprawy między Azrielem a jego rodziną. Ty do niej nie należysz i powinnaś umieć zamknąć się chociaż raz. - warknął, a ja jedynie prychnęłam.

- Może i powinnam. - wzruszyłam ramionami. - ale nie umiem. - uśmiechnęłam się i tym razem znacznie szybciej, oddaliłam od chłopaka. Słyszałam stłumione przekleństwa za plecami, ale nie zwracałam na nie uwagi. Miałam tylko nadzieję, że nie zacznie iść za mną.

Niedługo po tym znalazłam się pod drzwiami pokoju, zirytowana bardziej niż wcześniej. Miałam nie mówić o tym szatynowi, ale to już zaczęło przechodzić ludzkie granice. Zaczynałam być tym zmęczona tak samo jak on. Szarpnęłam za drzwi i wparowałam do środka, nie zważając na godzinę.

- Azriel, do chuja – powiedziałam, na szybko sklejając zdania. - musisz w końcu coś zrobić z tym swoim bratem, nie będzie mi mówił, co mi wol... - zatkało mnie. Spał. Zwyczajnie zasnął. Nie przebrał się nawet w tą cholerną piżamę. Po prostu usnął. W tym momencie miałam nadzieję, że się nie obudzi przez moje wywody. Westchnęłam tylko i uśmiechnęłam się, patrząc na jego śpiącą sylwetkę. W tym momencie nienawidziłam jego brata jeszcze bardziej, za to, jak nieludzko traktuje swoją rodzinę. Azriel wyglądał, jakby był na skraju załamania nerwowego. Podeszłam do jego łóżka i powoli przykucnęłam, zauważając, że ból w nodze praktycznie całkowicie ustąpił. Chwilę się w niego wpatrywałam. Boże, dlaczego połączyłeś nasze losy w tak banalny sposób jak wspólny trening i pokój. Jednym palcem, ostrożnie, odgarnęłam kosmyk włosów z jego twarzy i przejechałam dłonią po jego policzku. Trwałam tak jeszcze chwilę, następnie spoglądając na zegar. Dochodziła trzecia. Westchnęłam ciężko i zgasiłam światło, kładąc się do swojego łóżka. Usnęłam naprawdę szybko, jak na mnie.

~*~

Żadną nowością nie były szarości za oknem zaraz po otworzeniu oczu. Jednak coś zwróciło moją szczególną uwagę – białe płatki sypiące się z nieba, pierwszy raz w tym roku. Byłam w takim szoku, że aż natychmiast uniosłam górną część ciała z łóżka.

- Mój Boże, śnieg! - pisnęłam podekscytowana niczym małe dziecko, dopiero po chwili orientując się, za jaką wariatkę musiał wziąć mnie mój współlokator.

- Sypie tak już z pięć godzin najmniej. - odpowiedział, śmiejąc się pod nosem.

- Jak to pięć godzin... która jest teraz, w takim razie?

- Trzynasta. - odparł spokojnie, a ja nie wiedziałam, czy się śmiać czy płakać. Czy ja właśnie wstałam o godzinie trzynastej? - nie chciałem cię budzić. - dorzucił po chwili, zwilżając gardło prawdopodobnie herbatą. Zaczęłam się zastanawiać, czy to szybko, było rzeczywiście tak szybkie, jak myślałam. O której zasnęłam, skoro obudziłam się dopiero teraz? Dosyć szybko porzuciłam te rozmyślenia, zdając sobie sprawę, że przecież miałam gdzieś wyjść z Azrielem, a leżę pod kołdrą. Gdzieś, gdziekolwiek. Na randkę. Szybko go przeprosiłam i zapewniłam, że zaraz będę gotowa. Sama do końca w to nie wierzyłam, ale nie miałam wyjścia, zważając na to, że za około trzy godziny będzie już całkiem ciemno. W głowie dziękowałam samej sobie, że naszykowałam ubrania wcześniej. Zawahałam się, widząc zieloną sukienkę, którą miałam w planie założyć, jednak doszłam do wniosku, że jeśli założę kurtkę, powinno mi być ciepło. Później będę tego żałować, ale to później. Wbiegłam do łazienki i przebrałam się z prędkością światła, co chwilami powodowało powrót bólu w łydce. Rozczesałam włosy i wtedy okazało się, że jednak nie jestem taką prędkością, bo pozowanie przed lustrem zajęło mi znacznie więcej czasu, niż przewidywałam. Z tego powodu nie miałam zbyt czasu na zrobienie jakiegokolwiek makijażu, więc zaufałam samotnemu tuszowi do rzęs. Założyłam buty i wyszłam z łazienki, szukając wzrokiem po pokoju mojego niebieskookiego chłopaka.

- Jestem gotowa – powiedziałam radośnie, obracając się wokół własnej osi i zauważając, że zguba stała za mną. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się, po chwili postanawiając się odezwać.

- Wyglądasz prześlicznie, ale zmarzniesz. - powiedział z troską w głosie. Uroczo.

- Nie.

- Tak.

- Nie.

- Tak.

- Trudno. - zarzuciłam na siebie płaszcz. - Idziemy czy nie? - zaśmiałam się, kierując do drzwi. Wyszłam z pokoju, a szatyn zrobił to zaraz po mnie. Dosyć szybko i sprawnie opuściliśmy mury szkoły – teraz trzeba było przebrnąć przez biały puch, do miasta. Szliśmy w ciszy, a ja starałam się nie pokazywać, że jest mi jakkolwiek zimno. A było cholernie zimno. Nie dam mu tej satysfakcji. Po drodze zamieniliśmy kilka słów, na temat pogody czy czegokolwiek innego. Szybko się one kończyły, ale w głębi duszy miałam wrażenie, że samo towarzystwo sprawiało nam obojgu radość. Szybciej niż przypuszczałam, znaleźliśmy się w mieście, gdzie było jak zwykle tłoczno, a na dodatek zaczęło się ściemniać. Wtedy coś popchnęło mnie do jednego, prostego czynu. Wsunęłam swoją zimną dłoń w ciepłą rękę szatyna i splotłam nasze palce.

Nie zmarznę.

Azriel?

Od Aniena cd. Rowana

- Czy jeśli je zetnę, będę wyglądał według Ciebie bardziej atrakcyjnie? - zapytał, a mnie zamurowało. Było to pytanie, którego najmniej się spodziewałem. Lekko zmarszczyłem nos, próbując ułożyć jakąś sensowną odpowiedź w głowie. A co jeśli to tylko podchwytliwa próba sprawdzenia mnie, czy będę miał zamiar wprowadzać w nim zmiany, bo coś mi nie pasuje? 

- Chcesz usłyszeć coś konkretnego czy moją szczerą opinię? - odpowiedziałem po chwili.

- Szczerą opinię.

- Więc, nie ścinaj ich. - uśmiechnąłem się i podszedłem do niego, lekko odsuwając sztylet od jego włosów. - to jest moja szczera opinia. Jeśli jednak je zetniesz, nie zmieni to faktu, że jesteś najprzystojniejszym chłopakiem jakiego znam. - stanąłem na palcach i lekko go pocałowałem. Nie wiedziałem, czy coś jeszcze dodać, nie chciałem wyjść na toksycznego partnera. Stwierdziłem jednak, że wszystko co miałem powiedzieć już powiedziałem, więc odwróciłem się i powoli skierowałem w stronę drzwi. 

- Poza tym, jeśli postanowisz je obciąć, będę musiał zaplatać warkocze komu innemu...- uśmiechnąłem się pod nosem i już po chwili poczułem ciepłą dłoń Rowana na swoim policzku, zmuszającą mnie, abym na niego spojrzał. 

- Póki co jedyną osobą, której będziesz zaplatał warkocze jestem ja, rozumiemy się? - powiedział poważnie, tak jakby był zły lub zazdrosny, jednak w głębi duszy miałem nadzieję, że jest po prostu świetnym aktorem. 

- Oczywiście. - uśmiechnąłem się i splotłem nasze dłonie, udając się powolnym krokiem w stronę wyjścia, aby później dotoczyć się do Akademii. Nie było mi to na rękę, po pierwsze, musiałbym rozstać się z Rowanem, po drugie, nie miałem ochoty tam siedzieć. Kiedy fae chciał mnie zostawić, abym w samotności udał się na zajęcia, odciągnąłem go w drugą stronę, samemu dokładnie nie wiedząc, gdzie mam zamiar się udać. Ten jednak nie protestował, co trochę mnie zdziwiło. Teraz musiałem wymyślić, gdzie mam zamiar go zaciągnąć. Miasto wydawało się dobrym pomysłem, ale nie wiedziałem, jaka będzie reakcja chłopaka, na bezcelowy spacer. W końcu jednak stwierdziłem, że w najgorszym wypadku go jakoś udobrucham. Był to dobry pomysł, bo w trakcie drogi nabrałem ogromnej ochoty na gofry, czym będę mógł wytłumaczyć tą wycieczkę. Gdy dotarliśmy na miejsce, ujrzałem pytający wzrok chłopaka.

- Chcę gofra. - powiedziałem krótko, a ten roześmiał się.

- Chcesz?

- Bardzo. - powiedziałem, a potem zrozumiałem sens jego pytania. - znaczy, poproszę. - uśmiechnąłem się i po chwili dostałem to, po co się tam przywlokłem. Właściwie, nie miałem już siły wracać, ale dla takich pyszności było warto. Zjadłem to, czego tak bardzo oczekiwałem bez chwili zwłoki, cały czas się przy tym delektując. Chłopak patrzył na mnie rozbawiony. Pewnie wyglądałem jak małe dziecko, które dostało największego, możliwego loda ze sklepu. Tak samo się zresztą czułem. Gofr znikł tak szybko, jak się pojawił, ale ja nie miałem ochoty wracać, lekko mówiąc. Starałem się przeciągnąć tę wizytę w mieście jak najdłużej, szukając wzrokiem jakiejś atrakcji, która mogłaby być pretekstem, aby jeszcze trochę pochodzić. Ku mojemu zdziwieniu, z naprawdę dużego dystansu, dostrzegłem kolorowe światełka, po chwili zwróciłem również uwagę na dosyć wesołą muzykę, dochodzącą z oddali. To był jakiś festyn, jakieś wesołe miasteczko, a przynajmniej miałem taką nadzieję.

- Chodźmy tam. - skinąłem głowę w stronę, z której dochodziła muzyka. Nie czekając na odpowiedź, ruszyłem w wyznaczonym przeze mnie kierunku. Rowan zrobił to samo. Nie wiedziałem, czy już domyśla się, dlaczego chcę tam iść, ale jednego byłem pewien.

Mógł poczuć się ze mną jak rodowita opiekunka dla dzieci?

Rowan?

Szablon
Pandzika
Kernow