Tablica

Nadeszła zima, jakiej nawet nasi dziadkowie nie widzieli. Zapasy powoli się kończą, państwa patrzą na siebie coraz bardziej podejrzanym wzrokiem. Uczniowie muszą siedzieć w zimnych i rzadko ogrzewanych pokojach, bo akademię robią wszystko by nie zamknąć swych wrót przez brak pieniędzy. Ludzie w miastach wspierają się jak tylko mogą, jednak nawet to nie pomaga w wyżywieniu rodziny. Wcześniej ludzie nie zwracali uwagi na dziwne zachowanie zwierząt, jednak być może był to zwiastun czegoś nowego? Może ptaki przestały migrować, a stworzenia leśne zbierać zapasów na zimę z powodu jakieś większej sprawy? Pomimo ciężkich warunków, zimy i głodu, niektórzy chcą znaleźć przyczynę całego tego chaosu i szaleństwa. Próbują dotrzeć do miejsca, w które zdaje się, idą wszystkie magiczne stworzenia zamieszkujące nasz świat. Czy jednak jest to bezpieczne?

środa, 23 grudnia 2020

Od Darumy cd. Luciena

Ucieszyłem się na widok Luciena. Wyglądał jednak na zmartwionego, jakby męczyły go nieznane mi myśli. Poruszyłem niespokojnie uszami. Coś mi nie pasowało. 
Chłopak mimo wszystko odwzajemnił mój uśmiech. Pragnąłem dodać mu pewności siebie. Choć poruszył ustami, najwyraźniej próbując coś powiedzieć, ostatecznie dał mi znać ręką, abym ruszył za nim. Kiwnąłem głową, uważając, aby nie zaczepić o niego porożem i poszedłem za Lucienem. Nie znałem celu podróży, ale ufałem ciemnowłosemu. Zwątpiłem w momencie, kiery poprowadził mnie na wąskie i strome schody. Rzuciłem mu pytające spojrzenie. Postanowiłem jednak podjąć się tego dosłownie wygórowanego żądania. Ostrożnie stawiałem każdy krok. Brak słuchu znacznie wpływał na równowagę, a moje gabaryty całkowicie nie ułatwiały sprawy. Jakimś cudem udało mi się dotrzeć na szczyt schodów. Przeżyłem, a na samej górze spojrzałem w dół. Przeszedł mnie dreszcz. Nigdy więcej. 
Kontynuowałem spacer za Lucienem. Ostatecznie dotarliśmy długim korytarzem pod zdobione drzwi. Mój towarzysz zarysował w powietrzu pewien symbol. Przekręciłem głowę na bok. Chłopak coś powiedział, ale oczywiście nie usłyszałem. Westchnąłem. 
Koniec końców nie doszyliśmy do żadnego porozumienia, więc Lucien po prostu zapukał do drzwi i przepuścił mnie w nich, abym wszedł pierwszy do pomieszczenia. Dopiero wtedy przypomniałem sobie, gdzie się znajdujemy. Przestronna, zdobiona sala, w której się znajdowaliśmy, należała do Rhysandra. Po władcy nie było jednak śladu. 
Oczywiście czekaliśmy na niego przez kilka minut. Lucien wydawał się być zdeterminowany, ale po jakimś czasie dał mi ruch ręką i opuściliśmy komnatę. Pokręciliśmy się bez celu po labiryncie korytarzy, a ostatecznie skierowaliśmy się w stronę stołówki. 
Jadalnia, podobnie jak reszta zamkowych pomieszczeń, była bogato zdobiona. Choć sam wychowywałem się w luksusach, dalej nie mogłem oderwać wzroku od niezwykłych, ręcznie rzeźbionych ornamentów. Trzymałem głowę wysoko, obserwując wszystkie ozdoby. 
Lucien poruszył ustami, najwyraźniej chcąc mi coś powiedzieć. Uśmiechnąłem się delikatnie. Nie mogłem się doczekać powrotu słuchu. Cisza, która mnie otaczała była wręcz przytłaczająca. Możliwe byłoby oszaleć od niej. Na szczęście efekt ma nie trwać wiecznie. 
Szybko domyśliłem się, że chłopak proponuje mi posiłek. Kiwnąłem głową i ze stojącego pod ścianą stolika podniosłem talerz, na który nałożyłem pysznie wyglądającej sałatki. Lucien również wybrał porcję dla siebie. Usiedliśmy przy jednym blacie. 
Sałata ze świeżymi warzywami, którą jadłem, była przepyszna. Dawno nie próbowałem czegoś tak dobrego. Posiłek posmakował mi tak, że nie zauważyłem nawet, jak powoli wraca mi słuch. Najpierw zdołałem dosłyszeć najgłośniejsze hałasy, dopiero później dałem radę zrozumieć słowa Luciena.
- Wszystko dobrze? - zapytał, najwyraźniej zauważając moje chwilowe roztargnienie. Faktycznie ciężko było mi się przyzwyczaić do normalności. Każdy dźwięk zaczynał mi nawet przeszkadzać. Kilka sekund więc zajęło mi przeanalizowanie słów ciemnowłosego. Poruszyłem niespokojnie uszami. 
- Czuję się tylko trochę nieswojo - opowiedziałem cicho. Mój głos brzmiał dziwnie. Nie sądziłem, że chwilowa utrata słuchu może przynieść takie efekty. Miałem nadzieję, że znowu szybko się przyzwyczaję do tego wszystkiego. Na co dzień miałem dość wyostrzony zmysł słuchu. Polegałem głównie na nim. Teraz, moja mocna strona obróciła się przeciwko mnie. Drażniące hałasy przyprawiały mnie o ból głowy. Właściwie miałem ochotę jedynie się przespać. Miałem nadzieję, że sen przywróci wszystko do normalności. Spojrzałem na zmartwionego Luciena. Szybko wyjaśniłem mu powód złego samopoczucia i opowiedziałem o planach drzemki. 

Lucien?

poniedziałek, 21 grudnia 2020

Od Mavena do Armina

Nie tego się spodziewałem. Nigdy nie sądziłem że którejś nocy, gdy będę spał samotnie, wpadnie do mnie dwóch żołnierzy mówiących że mam się zbierać. Nawet nie powiedzieli mi o co chodzi. Deva stała na moim łóżku, sycząc na nich jednak wiedziałem że ich nie zaatakuje. Pamiętała symbole widniejące na ich zbrojach, pamiętała też moje słowa. Próby wypytywania o cel podróży były na darmo. Wciąż mnie tylko poganiali, nie odpowiadając na żadne z moich pytań. Dlatego oo krótkiej chwili przestałem je zadawać. Spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy, zastanawiając się o co może chodzić. Dyrektorka nie pozwoliłaby tak po prostu wejść do Akademii wojsku, bez żadnego powodu. Lecz jednak tak się stało i pod przykryciem nocy zostałem wypchnięty na korytarz, siłą woli powstrzymując się od siarczystej riposty. Pewnie chcieli zabrać mnie wtedy kiedy wszyscy uczniowie spali. Naprawdę myśleli że tak głośnym zachowaniem ich nie obudzą? Jednak żadne z drzwi się nie otworzyły, z żadnych nie wychyliła się zaciekawiona dźwiękiem osoba. Zagryzłem delikatnie wargę, czując wściekłość demonów na to że nie mogą nic z tym zrobić. I gdy już miałem zostać wepchnięty do wozu, czując się niczym uprowadzony, zobaczyliśmy młodzieńca idącego ulicą, jak gdyby nigdy nic. Całą trójką wpatrywaliśmy się w niego, podczas gdy zwolnił kroku i patrzył na nas zdziwiony. Musiało to dziwnie wyglądać, z tego powodu że zaparłem się rękoma nie chcąc wejść do ala karocy.

- Spad- chciałem go ostrzec, ale zanim zdążyłem skończyć zdanie, jeden z żołnierzy podbiegł do niego i szarpnięciem wrzucił do środka, a mnie razem z nim. Wstałem szybko z podłogi mechanicznie łapiąc za klamkę, jednak drzwi nawet nie drgnęły. Słyszałem przyciszone rozmowy osób na zewnątrz, jednak przez grube drzewce nie mogłem zrozumieć słów. Zakląłem pod nosem. Wiedziałem że nie mogliśmy się sprzeciwić - była to straż księcia panującego na Dworze Jesieni. Jednak...Czego on mógł chcieć? Odwróciłem się w stronę nieznajomego. Siedział rozglądając się wokół siebie rozszerzonymi oczami.

- Witaj, towarzyszu niedoli - nie znałem go to prawda, jednak mundurek od razu przesłał mi informacje z jakiej akademii pochodzi. Bez słowa wpatrywaliśmy się w siebie. Nie wiedziałem jak mam zareagować. Chciałem go jakoś pocieszyć, że znalazł się tu przez przypadek, że nic mu nie grozi, ale sam nie byłem tego pewny. Nie chciałem dawać mu żmudnej nadziei na szybkie wyjście. Chociaż pewnie jego zniknięcie odbije się o wiele większym echem - jego rodzina może dać nieźle popalić książątku. 

- Jestem Maven - odparłem od niechcenia. Podczas gdy on powoli wstał, ja nie mogłem oderwać od niego wzroku. Wyglądał tak niewinnie z powodu swojego futerka i tych uszu, że zastanawiałem się jakiej jest rasy. Niby kitsune, jednak... Części jego ciała bardziej przypominały te kocie niżeli te lisie. Podczas moich rozmyślań, nie zauważyłem że trwało to zbyt długo. Chłopak odchrząknął, a ja dopiero zauważyłem że samoistnie się do niego przysunąłem. Wymamrotałem ciche przeprosiny i usiadłem po drugiej stronie wozu. Coś czułem, że to będzie długa podróż.

~*~

Drzwi otworzyły się z rozmachem, a ja wraz z nieznajomym stanęliśmy w sekundę na równe nogi. Widziałem że on także nie wiedział czego się spodziewać.

- Jestem Daemon, Dowódca Straży - jeden z mężczyzn wyszedł przed szereg - Książę chcę się z tobą widzieć, kazano mi cię do niego zaprowadzić.

Bez słowa wypchnięto mnie i kotowatego na ziemię. 

- A mogę znać powód dlaczego mam się z nim spotkać? - wymruczałem, choć doskonale wiedziałem że nie utrzymam odpowiedzi.

- Masz nie wypuszczać swoich demonów, inaczej uznamy to za atak na koronę i zaczniemy strzelać - dłońmi pokazał kuszników wokół nas. Wyciągnąłem rękę w stronę nieznajomego i gestem ręki pokazałem mu żeby mnie za nią złapał. W końcu nie mogliśmy pozwolić by nas rozdzielili, tym bardziej w takiej sytuacji, w której nie wiedzieliśmy co czeka na nas za rogiem.


Armin?

sobota, 19 grudnia 2020

Od Luciena c.d. Darumy

 Rozmowa z Amreną w takich okolicznościach nie była najprostsza. Nie chciałem zawracać jej zbytnio głowy, widząc że dzisiaj jej humor nie należał do tych najlepszych. Jednak wiedziałem że bez niej eliksir dla Darumy nie powstanie. Zanim się zorientowałem przyniosła że swojego schowka kilka ksiąg z legendami. Jednakże znałem je wszystkie.

- Sądzisz, że informacje w tych książkach są prawdziwe? - zapytała podchwytliwe, pokazując ręką ja owe książki.

- Wydaje mi się, że nie. 

Uśmiechnęła się, ukazując kły które zalśniły, odbijając światło ogniska.

- Mądry chłopak. A więc słuchaj.

Usiadłem. I słuchałem.

~*~

Darumy nie musiałem długo szukać. Rhys machnął tylko dłonią w stronę szklarni, dlatego pognałem tam bez tchu. Nie chciałem znowu się z nim wyminąć, ponieważ miałem bardzo ważną informację. Wiem że najpierw powinienem powiedzieć o tym reszcie, ale...Chciałem by on dowiedział się o tym pierwszy, ode mnie. Gdy tylko do spotkałem od razu zacząłem na szybko opowiadać mu czego się dowiedziałem, jednak on wcale na to nie zareagował. Dopiero gdy wskazał na korzeń, zrozumiałem powód jego zachowania. No to mieliśmy mały problem.Westchnąłem, wpatrując się w niego. Czyli ta sprawa musi na chwilę poczekać. Sposób w jaki się do mnie uśmiechnął...Odwzajemniłem uśmiech, czując przyjemne uczucie w klatce piersiowej.

- Urocze - powiedziałem sam do siebie. Jednakże szybko odwróciłem się i machnąłem na jego ręka by poszedł za mną. Przecież nie mogłem się cieszyć z jego obecności. Za pewnie czas skończy szkołę i zniknie z mojego życia, tak samo jak ja z jego. Musiałem przyznać że czułem z tego powodu ból, ponieważ była to jedyna osoba która w szkole miała ze mną kontakt. Do nikogo innego się nie odzywałem, a nawet jeśli zostałem ściągnięty do rozmowy to nie czułem się na siłach odpowiadać na miliony pytań. Chłopak szedł za mną, nie czując burzy myśli i obrazów w mojej głowie. Ja sam nie chciałem mu tego pokazać by się nie martwił, jednak...Powinienem porozmawiać z Rhysem. Nie dość że sytuacja pomiędzy dworami była napięta to w dodatku sytuacja wewnętrzna Dworu Nocy była daleka od ideału. Wiedziałem że w pewnym stopniu też było to moją winą, jednak Rhys nie pokazywał nam że jest na nas zły. Nasza rasa często wpadała w kłótnie i najczęściej kończyło się to daniem sobie po mordzie. Jednak sądzę, że Kasjana najbardziej irytuje fakt, że dla mnie takie zakończenie sprawy nie wchodzi w grę - nie byłem typem istoty, która bije innych by dać upust swojej złości. Lecz może tym razem i taką opcję powinienem wziąć pod uwagę? Zaczęliśmy się piąć po schodach na górę. Były one na tyle wąskie że wręcz co sekundę odwracałem się patrząc czy Darumie przypadkiem nie jest zbyt często. Bałem się że się poślizgnie i przewróci tylko z tego powodu że wybrałem spacer niż przeskok. Zrównałem z nim krok, nadal nie odzywając się ani słowem. Otworzyłem drzwi, odsuwając się by centaur mógł wejść pierwszy. Co prawda chyba nieco go to zaskoczyło, jednak nie zwróciłem na to uwagi. Wpatrywałem się w pusty hol, na którym zawsze czekał na mnie Kasjan by dogryźć mi swoimi suchymi żartami. Jednakże teraz nikogo tam nie było. Wszedłem do jednego z korytarzy i odwróciłem się do Darumy, rysując w powietrzu koronę, nad moją głową.

- Pójdziemy do Rhysandra - odparłem, choć wiedziałem że mnie nie słyszy.


Daruma?

Od Rowana c.d. Pearl'a - Obóz

 Ta jaskinia wcale mi się nie podobała. Już od samego wejścia było czuć charakterystyczny zapach zamieszkującej to miejsce bestii - ślady pazurów także nie zachęcały do przywitania się z gospodarzem owego domu. Jednak nie mając innego wyjścia, weszliśmy do środka, nie wiedząc czego możemy się spodziewać. Pearl od razu odłączył się od naszej grupy, jednak skomentowałem to tylko spojrzeniem na jego czuprynę z ukosa, wiedziałem, że się nie zgubi, a nawet jeśli, szybki by nas znalazł. Tylko połowicznie rozumiałem o co chodzi naszemu liderowi. Istota mieszkająca tutaj nie lubiła gości, najbardziej tych niezapowiedzianych. Jednak jak na razie nie wyglądało by odkryła nasze przyjście. Albo nie było jej w leżu bądź może spała, czułem że mamy te kilka minut spokojnej wędrówki by poznać drogę i odnaleźć się w plątaninie korytarzy. Westchnąłem, przerzucając pochodnie z jednej dłoni do drugiej. Chciałem jak najszybciej zdobyć to co mieliśmy i stąd wyjść. Wiedziałem że najpewniej nie jest to nasze jedyne zadanie które mamy zrobić i być może nie najcięższe.

- Musimy znaleźć na spokojnie jego leże, tam pewnie są jakieś jego pióra - Lucien w końcu odezwał się, milcząc od kiedy tu weszliśmy. Starałem się nie patrzeć na jego ranę, wiedziałem że duma nie pozwoli mu poprosić o pomoc. Cóż. Nie będę na siłę czegoś robił.

- A jak ten smok będzie w tym leżu? - Anien pociągnął mnie za rękaw, bym na niego spojrzał. Czułem że poświęcam mu za mało uwagi, byłem tak skupiony na zadaniu...Jednak czułem że się boi. Dlatego też pogłaskałem go po włosach s celu uspokojenia zszarganych nerwów.

- Coś wymyślimy - mruknąłem. 

Pearl nasłuchiwał tylko sobie znanych dźwięków po czym zaproponował byśmy ruszyli korytarzem maksymalnie znajdującym się po lewej stronie. I tak też zrobiliśmy. Światło z pochodni oświetlało nasze postaci przez co ogromne ciebie maszerowały po ścianie, w równym sobie tempie. Nienawidziłem podziemi. O wiele bardziej lubiłem czuć świeże powietrze na skórze aniżeli zatęchły zapach. Nie miałem jednak innego wyboru niż podążanie za niziołkiem. Poprawiłem włosy które przez ciepłe powietrze ty występujące zaczęły przyklejać się do ciała. Wszyscy zaczęli się pocić o wiele bardziej niż wcześniej. Nie sądziłem że parę metrów od tego zimnego holu, może aż tak bardzo zmienić się temperatura. Nie mogąc już wytrzymać, zacząłem manewrować i zmieniać temperaturę wiatru tak by nie dawała ona nam już tak w kość. Końca korytarza nie było widać. Niknął on w ciemnościach przez co nie można było określić za ile się on skończy. Jednak wszyscy czuliśmy że to właśnie tam jest cel naszej podróży. Smocze leżę w którym znajdziemy potrzebny nam przedmiot. 

- Już blisko - Pearl odezwał się po cichu. W tym momencie zazdrościłem mu wzrostu. Ja z Lucienem szliśmy wręcz zgięci w pasie podczas gdy on nawet nie musiał schylać głowy. Anien nie musiał się aż tak trudzić ale jego białe włosy z powodu ciągłego ocierania o sufit zrobiły się brązowe. Chciałem się odwrócić i strzepnąć mu ten kurz jednak przez wąskość korytarza, nie miałem nawet szans tego zrobić. Przynajmniej teraz mogłem bardziej zastanowić się nad przybyszem który dołączył do naszego zespołu. Tak jak Anien należał do Sarlok jednak białowłosy nie przypominał sobie by kiedykolwiek wcześniej to widział. Cóż, być może był jednym z nowych uczniów. Gdy tak rozmyślałem nad tym wszystkim, z nieostrożności uderzyłem w korzeń wystający z podłogi. Poczułem mocne pociągnięcie od tyłu które nie pozwoliło mi opaść. Tym kimś kto mnie złapał był Dante. 

- Dzięki - wymruczałem.


Dante?

wtorek, 15 grudnia 2020

Od Armina

 Chłopak kurczowo trzymał się swojego bagażu wpatrując się w ogromny budynek, zachwycający swoją idealnością i estetyką.  Spore, zdobione drzwi pięły się przed nim napawając go lekkim strachem jak i ekscytacją, mieszanka ta wywoływała motylki w brzuchu nastolatka. Biorąc swoje walizki postawił pierwszy krok w kierunku jego nowego miejsca zamieszkania. Pchnął niedbale drzwi które ukazały mu piękno wnętrza akademika Corvine. Już na wejściu, ku górze pięły się piękne schody pomiędzy, którymi widniała nieduża lada, która z pewnością była recepcją. Chłopak rozglądał się po budynku gdy zza wcześniej wspomnianej lady usłyszał, męski, cichy głos.

- Zwierząt tu nie wpuszczamy - prześmiewczy głos mężczyzny w średnim wieku pochodził od niewielkiego, brodatego człowieczka, który z pewnością był skrzatem pracującym w tej szkole.

To zdanie widocznie zdenerwowało Armina, który wykonał ruch swoich uszu do tyłu a ogon zaczął latać w jedną i w druga stronę.

- To co ty tutaj robisz? - wywarczał po czym podszedł bliżej do brodatego, który od paru chwil zwijał się ze śmiechu. Był typem istoty, którą dosłownie wszystko bawi - najgorszą z możliwych. - Larethian, gdzie jest mój pokój?

Cała sytuacja nieźle irytowała białowłosego, który był już na skraju swojej cierpliwości. Stworzenie za blatem, przez pokładu śmiechu wręczyło klucz z numerem 303 do chudej ręki ogoniastego. Ten odwrócił się na pięcie i zaczął drogę przez mękę jaką była wspinaczka z walizkami na drugie piętro tego budynku. Resztkami sił wywlókł się na ostatni stopień i pełen wewnętrznej radości usiadł na podłodze by chwilę odpocząć. Otworzył jedną z toreb i wyciągnął z niej swoją ulubioną konsole, która już po chwili została uruchomiona a na jej ekranie zaczęły latać różne postaci z jego ulubionej gierki. Gra za grą a minuty mijały jednak nie dbał o to, pokonał te schody, nic innego się nie liczyło. Po jakimś czasie usłyszał za sobą ciche kroki jednak nie odwrócił się nie chcąc przegrać tej rozgrywki. Jako iż po części posiadający kocie zmysły od razu wyczuł iż jest to samica z gatunku elfów. 

- Kim jesteś? - cichy i miły głosik rozbrzmiał echem po korytarzu.

- Larethian - odparł krótko nie odwracając wzroku od ekranu - wiesz gdzie jest pokój 303?

- Prosto i na lewo, pomóc Ci z bagażem? - Zaproponowała  jednak gdy nie dostała żadnej odpowiedzi prócz ciszy ze strony ogoniastego dodała jeszcze - Beverly Alvares, miło mi Cię poznać.

Po chwili odeszła widząc brak zainteresowania ze strony Armina, bez wątpienia w głowie krytykując dosyć niegrzeczne zachowanie chłopca. Był on wyczerpany, podróżą jak i tym całym zamieszaniem, chciał jak najszybciej dostać się do pokoju. Schował urządzenie elektroniczne do plecaka i kierując się wskazówkami dziewczyny udał się korytarzem, prosto a następnie w lewo. Po prawej stronie, na dębowych drzwiach widniał znaczek z takim samym numerkiem jaki znajdował się na kluczach. Więc bez wątpliwości klucz świetnie pasował i otwierał dębową płytę. Ku brązowym oczom nastolatka ukazał się dosyć spory pokój, z dwoma łóżkami oraz kilkoma innymi meblami. Na nieszczęście Armina panował tam ogromny nieporządek, a on nie przywykł do życia w takim syfie. Wszędzie były pudła i cała masa kurzu, którego nie sposób było nie zauważyć. Na Jowisza! Nawet po tak długiej drodze biedulek nie będzie mógł odpocząć. Odburknął coś pod nosem i zabrał się za wywalanie pudeł za drzwi, nie dbał o to co się z nimi stanie. Wyrzucał je po prostu pełny złości na pusty korytarz. Następnie  pozamiatał i rozsunął zasłony, które kryły za sobą ogromne, pół okrągłe okno. Do pokoju od razu wpadło więcej światła co choć odrobinę poprawiło wizerunek tego pomieszczenia. Gdy uszaty skończył wstępne porządki, sięgnął do szafy w której znalazł męski mundurek. Przebrał się w strój i podszedł do lustra. Uśmiechnął się pod nosem kpiąco widząc jak wygląda po czym szepnął sam do siebie.

- W spódnicy wyglądałbym lepiej - przyglądną się jeszcze raz swemu odbiciu i okręcił się wokół własnej osi. - może dadzą mi damski mundurek…

Ciasny i mało wygodny strój zmienił na swój ulubiony czarny, całkiem spory sweter z golfem oraz szersze szare spodnie. Mundurek ładnie poskładał i schował do szafy, tam gdzie jego miejsce po czym położył się na nowym łóżku i lekko skulił. Potrzebował odpoczynku i ciszy które były jego najlepszymi przyjaciółmi. Sen zazwyczaj go regenerował i przysparzał mu więcej energii, którą zazwyczaj marnował na gry i te sprawy. Przymknął ślepka i powoli odpływał do krainy Morfeusza gdy po pokoju rozniosło się głośne pukanie.  

- Wchodzić - wyszeptał niemal niesłyszalnie i jeszcze mocniej zawinął się w szary, mięciutki kocyk, który przywiózł tu ze sobą. 

Do pokoju wszedł wysoki brunet, w służbowym ubiorze. Armin od razu zauważył iż jest on elfem tuż po trzydziestce. Był szczupły i miał długie nogi  odziane w dosyć drogie, czarne spodnie. Jego czerwone, ogniste oczy były wbite w sylwetkę chłopca zawiniętego niczym naleśnik w materiał koca. Ten zaś przyglądał mu się przyczajony swoimi brązowymi oczami spod swojej chwilowej kryjówki.

- Mam na imię Calerian - przytaknął lekko i wyprostował się jakby miał ogłosić bardzo ważną informację -  jestem twoim nauczycielem i przez najbliższe parę tygodni oswoję Cię z całym systemem szkoły, bądź gotowy na 18 - uśmiechnął się,

Istota wydawała się być przyjacielsko nastawiona. Był zapewne typem nauczyciela, który szczerze chce wszystkiego co najlepsze dla ucznia. Mężczyzna podszedł do chłopca i pociągnął za koc odkrywając tym zaspaną, podirytowaną istotkę.

- Chodź, przejdziemy się na spacer. - wyciągnął rękę do białowłosego i z uśmiechem oczekiwał odwzajemnienia gestu.

Ku zdziwieniu starszego, Armin chwycił delikatnie jego dłoń a drugą ręką przetarł zaspane oczy.  Od początku łatwo było zrozumieć intencje starszego mężczyzny, za pewne dobrze znał typ charakteru nastolatka i świetnie zdawał sobie sprawę jak ciężko będzie odnaleźć mu się w nowej sytuacji. Chciał być dla chłopaka pewnym wsparciem którego na razie z pewnością nie uzyska od rówieśników. 

Młody chłopak wstał otrzepując swój sweter.

- Proszę Pana, ja nie potrzebuje niańki - wyburczał ubierając swoje eleganckie buty.

Calerian zaśmiał się pod nosem i podszedł pod drzwi oczekując na chłopca.  Ten gdy tylko był gotowy wyszedł za drzwi nie dbając nawet czy zostaną one zamknięte.

sobota, 12 grudnia 2020

Od Pearla c.d. Luciena - obóz

Idź na obóz, mówili, będzie fajnie, mówili.
To mój pierwszy i ostatni raz.
Jedyną zaletą tego całego obozu była bliskość z naturą; możliwość nacieszenia się dzikim otoczeniem, oddychanie świeżym, leśnym powietrzem... no już nie tak bardzo świeżym, bo ktoś był na tyle śmieszny, że postanowił im je zatruć. Podejrzewał gdzieś tam w duchu, że będzie musiał się zmierzyć z przynajmniej jednym dzikim stworzeniem, ale nie przypuszczał, że ktoś z innej drużyny posunie się o krok za daleko, byle tylko wygrać.
Dziwny zapach zbudził go od razu, a gdy przyszedł Lucien i powiedział, że jest on zły, jego obawy się potwierdziły, a niechęci do obozu wzrosły. Już mu się to nie podobało. Jak tak dalej pójdzie to naprawdę zabierze się i ucieknie jak najdalej stąd.
Cała drużyna stanęła tuż przed wejściem do jaskini – miejscem z kryształami, które stanowiły ich pierwszy cel. Lucien ostrzegł resztę, że muszą uważać, bo coś tam jest, co Pearla wcale nie zdziwiło. To było do przewidzenia. Przecież nie mogli tak po prostu wejść do jaskini, zabrać kryształy i z niej wyjść. Musieli gdzieś po drodze natknąć się na jakąś bestię, najlepiej taką, której zadaniem było pilnowanie kamieni. Choć Pearl był wojownikiem i lubił życie w dziczy to ten cały obóz mu się nie podobał.
Powoli weszli w głąb jaskini. Rowan wykonał prowizoryczną pochodnię, która dała im trochę światła. Pearl szedł bardziej z tyłu, uważnie się rozglądając, gdy wtem dostrzegł coś kątem oka. Odwrócił głowę, podszedł bliżej do ściany, na której znajdował się dosyć spory ślad po pazurach. Ostrożnie położył na nim dłoń, zaczął badać wzrokiem i dotykiem.
Zwierzę, które go zostawiło, musiało należeć do tych większych rozmiarów, też mieć mocne pazury, skoro nawet kamień zadrapały. Pięć linii wskazywało, że mogło to być coś niedźwiedziopodobnego. Charulian lepiej się przyjrzał śladowi. Nie wyglądał na pozostawiony przypadkiem. Zapewne w ten sposób stworzenie zaznaczyło swój teren, co znaczyło tyle, że musiało być terytorialne i gdyby się dowiedziało o ich obecności nie byłoby zadowolone.
Powąchał ścianę. Był w stanie wyczuć delikatny charakterystycznych dla ssaków zapach; ślad albo był świeży, albo zwierzę wcześniej ocierało się o to miejsce.
Postanowił podzielić się zdobytymi informacjami z resztą. Odwrócił się z zamiarem pójścia dalej, gdy wtem stanął w bezruchu z uniesionymi brwiami. Nikogo przy nim nie było, a z głębi korytarza docierały ostatki światła pochodni. Czyli nie zauważyli, że odszedłem kawałek. Ale nie dziwiło go to. Nie dość, że naturalnie poruszał się bardzo cicho (zwłaszcza, że nie nosił butów) to jeszcze był znacznie niższy od reszty. Pomyśleć, że w osadzie był jednym z najwyższych charulianów.
Choć światło zniknęło z jego pola widzenia nim jeszcze ruszył, nadal było ich słychać – też trochę czuć zapach – dzięki czemu sprawnie ich odnalazł. Wszyscy stali w miejscu i o czymś rozmawiali. Pearl podszedł do znajdującego się najbliżej Aniena i chwycił go za rękaw, gdy nagle tamten zerwał się jak poparzony, o mało nie krzycząc z przerażenia. Odskoczył kawałek, zwracając tym samym uwagę pozostałych, którzy jak jeden mąż odwrócili głowy, gotowi do ataku, widząc jednak jedynie charuliana rozluźnili się.
– No, gdzie żeś był? – jęknął niezadowolonym tonem Rowan. – Nie możesz tak po prostu zniknąć...
– Ślad – rzekł spokojnie Pearl.
Słysząc to Rowan zmarszczył brwi.
– Gdzie?
Pearl zaprowadził ich do miejsca, gdzie znajdował się ślad. Wszyscy zaczęli mu się przyglądać, podczas gdy charulian zaczął mówić:
– Duży. Silny – próbował szukać odpowiednich słów. – Ślad znak dom. My tu, on zły.
Dante (o ile dobrze pamiętał imię) spojrzał na niego, zamrugał parę razy.
– Czy ktoś to umie przetłumaczyć? – zapytał trochę niepewnie.
Gdy Pearl to usłyszał, z trudem powstrzymał się przed podparciem ręką czoła. Dlaczego ich język jest taki trudny?! Czemu nie mogą choć części słów mieć podobnych?!
Wskazał ręką ślad.
– Znak. To dom. – Zamilkł, gdy nagle go olśniło. – On nas nie chce.

Rowan?

piątek, 11 grudnia 2020

Od Dantego c.d. Castora

 Czarnowłosy zmierzył elfa wzrokiem po czym wziął do ręki kartkę i otworzył szeroko oczy widząc swoje nazwisko na miejscu osoby, która miała oprowadzić urokliwego chłopaka po budynku. Chwila zastanowienia i lekkie zaskoczenie, widocznie spowodowało chwilę zmieszania u rozmówcy Dante.

- Chyba już znalazłeś - odparł skrzydlaty nie odwracając wzroku od kawałka papieru z jego nazwiskiem na czele.

Po tym zdaniu elf podszedł bliżej rogatego, spojrzał na notkę po czym wskazał palcem na literki układające się w  imię.

- Wyśmienicie! Moje poszukiwania dobiegły końca - zaśmiał się lekko mrużąc oczy. - oh, biedaku padło na Ciebie, przez cały dzisiejszy dzień będziesz moją niańką.

No tak, teoretycznie nieznajomy miał rację, Dante miał oprowadzić go po całej akademii, tylko po co? Będzie miał z tego jakieś korzyści? Co dyrekcja chciała udowodnić? Sprawdzić go, a może do końca upokorzyć? Nie to było teraz ważne, bo przecież on sam jest tutaj nowy. Wciąż się czasem gubił w tych poskręcanych i zawiłych korytarzach. Ależ kim by on był gdyby odmówił. Było by to do niego niepodobne i co najmniej dziwaczne. Dante, pomocny młodzieniec o wielkich ambicjach oraz trochę innych poglądach, pomimo trudności, zawsze zaoferowałby swą pomoc. Uśmiechnął się za to by pokwitować słowa ociupinkę niższego chłopaka. Nowo poznany był naprawdę interesujący, lekka budowa ciała jednak wciąż stanowcza, delikatne ramiona, które z pewnością idealnie wpasowywały się w każdy rodzaj koszuli bądź innego rodzaju górnego ubioru. Na jego twarzy nieustannie trwał lekki, jakby ulotny uśmiech, który mimo swej obecności wydaję się być idealną wisienką na torcie, jako całym wizerunku młodego mężczyzny. Nie należy zapomnieć również o małych, fioletowych gwiazdkach znajdujących się w okolicach oczu elfa, które same w sobie dodawały mu uroku i nie małej oryginalności. Zlepek małych, wciąż idealnych elementów składał się w  piękną całość, która stała jak gdyby nigdy nic przed skrzydlatym, czekając na jakieś dalsze poczynania.

- Wołają na mnie Castor - wymówił po cichu odwracając wzrok od czarnych tęczówek skrzydlatego by zaraz potem wyciągnąć ku niemu dłoń. - Miło mi Cię poznać.

Mówiłem już kiedyś jak bardzo Dante zachwyca się niektórymi istotami? Otóż to, często popada w wewnętrzny, niewidoczny gołym okiem zachwyt, nie rzadko powodowany drobnymi gestami. Bo któż w tym wieku podaje rękę swemu rozmówcy? Tak rzadko spotykane zjawisko… a niech tracą Ci którzy nie zaznali  piękna i elegancji tego drobiazgu! Bowiem to właśnie takie drobne poczynania dobrze świadczą o istocie.

Rogaty odwzajemnił gest uściskując delikatną, charakterystyczną dla elfów dłoń.

- Dante de Charlotte - przypomniał by zaraz potem otrzeźwieć i spytać - zaprowadzić Cię do akademika? - zaproponował widząc niemałe zmęczenie na twarzy Castora.

- Z ust mi to wyjąłeś, ramie zaraz mi uschnie - odetchnął wskazując na swoją torbę podróżną zawieszoną na  prawej górnej kończynie. 

Skierowali się jednym z korytarzy ku wyjściu. Nowy towarzysz mimo lekkiego wyczerpania, wciąż coś opowiadał jakby nie chciał by skrzydlatemu podróż się nudziła, ten zaś słuchał z zaciekawieniem co chwilę przytakując bądź dodając kilka zdań od siebie. Mimo iż historie były bardzo ciekawe, chłopak czuł niedosyt. Chciał dowiedzieć się więcej o niejakim Castorze.


Castor?

wtorek, 1 grudnia 2020

Podsumowanie

 A więc znów naszła pora by zrobić podsumowanie trzech ostatnich miesięcy.

Wrzesień

I miejsce - Daruma (trzy opowiadania) otrzymuje 150SR

II miejsce  - Lucien (dwa opowiadania), otrzymuje 100SR

Październik

Oprócz opowiadań dotyczących eventu, nie pojawiło się żadne opowiadanie

Listopad

I miejsce - Azriel, Lyanna, Lucien i Daruma (po dwa opowiadania), otrzymują po 100SR

II miejsce - Colette, Castor, Maven, Pearl (po jednym opowiadaniu), otrzymują 50SR


Mam nadzieję, że aktywność będzie utrzymywała się na tym poziomie (i nie będzie sytuacji takiej jaka miała miejsce w październiku). Wszystkim życzymy weny i powodzenia!

~Administracja Kernow


Szablon
Pandzika
Kernow