Tablica

Nadeszła zima, jakiej nawet nasi dziadkowie nie widzieli. Zapasy powoli się kończą, państwa patrzą na siebie coraz bardziej podejrzanym wzrokiem. Uczniowie muszą siedzieć w zimnych i rzadko ogrzewanych pokojach, bo akademię robią wszystko by nie zamknąć swych wrót przez brak pieniędzy. Ludzie w miastach wspierają się jak tylko mogą, jednak nawet to nie pomaga w wyżywieniu rodziny. Wcześniej ludzie nie zwracali uwagi na dziwne zachowanie zwierząt, jednak być może był to zwiastun czegoś nowego? Może ptaki przestały migrować, a stworzenia leśne zbierać zapasów na zimę z powodu jakieś większej sprawy? Pomimo ciężkich warunków, zimy i głodu, niektórzy chcą znaleźć przyczynę całego tego chaosu i szaleństwa. Próbują dotrzeć do miejsca, w które zdaje się, idą wszystkie magiczne stworzenia zamieszkujące nasz świat. Czy jednak jest to bezpieczne?

poniedziałek, 31 maja 2021

Od Hyo cd Ena

- Może pójść coś zjeść. - opowiedziałem, zgadzając się na jego pytanie. Zanim jednak zszedłem, przyciągnąłem do siebie Ene. Uniosłem jego podbródek, odsunąłem zabłąkane kosmyki na bok, po czym przysunąłem się, miałem w zamiarze go pocałować.. Jednakże zrezygnowałem i stanąłem na ziemi, by ruszyć się zapewne w kierunku dworku. Przeczesałem palcami wilgotne włosy, spojrzałem także na chłopaka, chwilowo jakby zastygł. Może zaskoczyło go moje zachowanie. Postaram się wstrzymywać bliskość, skoro jesteśmy "przyjaciółmi", jeśli w ogóle to lepiej, żebym się tak zachowywał.Po chwili dołączył do mnie, szliśmy w ciszy. Czułem na sobie jego spojrzenia, chciał zapytać, a może chodziło o coś innego. Oczywiście zwierzęca krew smakowała mi jak, byłem młodszy, ale po spróbowaniu ludzkiej krwi. To ona stała się moim głównym spożyciem. Jej smak, konsystencja, barwa, zapach oraz to jak przy okazji mogę dotknąć człowieka.. Jest zdecydowanie przyjemniejsze niż ta od żywych stworzeń, które w zwyczaju mam jeść albo zabijać.
Najwyraźniej drogę, którą obrał Ena była, by pokazać mi piękno okolicy. Okolica, w której znajdował się dworek rodziny Eny. Wydawała się szczęśliwa mimo problemów, ich dusze odczuwały swego rodzaju pokój i było w tym jeszcze coś.. Nie mogłem się nad tym zastanowić, gdyż zmierzaliśmy jeszcze w innym kierunku. Nie wiedziałem dokładnie, gdzie kroczymy. Ena wydawał się spięty. Chciałem go przytulić, dotknąć, ale trzymałem łapy przy sobie. Może wydawało mi się, że był zdziwiony moją nagłą zmianom.
Musiałem wyłączyć myślenie, dlatego też przypadkiem musnąłem jego dłoń. Chłopak się na mnie spojrzał, przygryzłem wargę i cicho "przeprosiłem", zabierając dłoń. Co to miało być? Co jest ze mną nie tak? Odbija mi czy co?
- Hyo, czy coś cię niepokoi? Coś się stało? - zapytał.
Przystanął, ja także się zatrzymałem. Chciałem go dotknąć, pocałować. Przycisnąć go do drzewa, muru, czy nawet ściany.. Tylko po to, by móc go dotknąć i trzymać w swoich ramionach. Chciałem mieć go tylko dla siebie. Jednakże po tych wszystkich wydarzeniach. Najpewniej wolałby, bym się nie zbliżał. Dlatego też zdecydowałem się podejść do tego inaczej.
- Wszystko jest w porządku. To, co zjemy? - spytałem chłopaka. Uśmiechnąłem się do niego przyjaźnie. Tym razem powinienem pokazać coś innego. Ena zbyt wiele wycierpiał, przez nieodpowiedzialnego mnie. Dlatego też skoro chce zacząć od nowa, muszę przełączyć się na przyjaznego i chyba grzeczniejszego, czy coś w tym rodzaju osobnika. Odetchnąłem, gdyż wolałem starego siebie. Jednakże jeśli Enie spodoba się taki ja, to po prostu taki będę i tyle.
Ena już nie odpowiedział. Do domu doszliśmy w ciszy. Zasiadłem do zastawionego stołu, miejsc było kilka. Czyli jeszcze ktoś zawita na posiłku. Dostarczono mi krwi, jednakże nie tej od zwierząt. Sceptycznie patrzyli na mnie, jednakże nie przejąłem się tym. Posiłek składał się głównie z ryżu, ryb oraz mięsa, oczywiście były też jakieś sałatki, zupy i innego rodzaju potrawy. Posłałem uśmiech do chłopaka oraz innych osób, jednakże zszedł mi on z ust, gdy tylko się napiłem. Krew smakowała dobrze, jednakże wiercące spojrzenia były wręcz odrażające. Nie mam nic do nich, jednakże zapewne nie podoba im się, że Ena szlachetny czystokrwisty demon ma ze mną styczność.
Zignorowałem to i zajadałem się jedynie. Chwaliłem potrawy kucharza oraz gdy reszta była zajęta, zniknąłem im z pola widzenia. Kieliszek z krwią był pusty, wypiłem go. Znalazłem kuchnię, by porozmawiać z kucharzem. Jego kuchnia i potrawy były bardzo znajome. Dlatego też musiałem czegoś się dowiedzieć.
Rozmowa szła nam dobrze, ale do pomieszczenia wpadła służba i zostało nam przerwane. Umówiłem się z kucharzem na noc, byśmy mogli dokończyć naszą rozmowę. Gdy wyszedłem z kuchni, natknąłem się na Ene. Chciałem go wyminąć, by wrócić do pokoju. Chłopak jednak mnie zatrzymał, lekko mnie to zdziwiło, gdyż on tak nie robi. Puścił mnie i chciał odejść. Przeprosił i się najwyraźniej zawstydził swoim zachowaniem.
Uśmiechnąłem się jedynie i objąłem go wokół bioder ręką. Nasze ciała się stykały, na jego policzek wpłynął rumieniec. Dlatego też ucałowałem jego policzek i puściłem chłopaka. Puściłem mu oczka, odchodząc. Wróciłem do pokoju, wziąłem prysznic i się przebrałem. Jednakże, zamiast się w nocy spotkać, kucharz zjawił się w moim pokoju dziwnie zaniepokojony. Tak jakby coś się wydarzyło albo miało się wydarzyć.
Czyli najwyraźniej nie będzie jedynie spokojnie i miło. Najdą także problemy, a potem wina ponownie spadnie na mnie. Choć tak nie będzie.

Ena?

niedziela, 30 maja 2021

Od Hyo cd Yeu

Pocałunek. Objąłem go i wplotłem palce we włosy chłopaka. Pogłębiłem jedynie pocałunek. Chciałem sprawdzić coś, czy rzeczywiście jest sobą. Czy może jednak kłamie? Nie chciałem go jeszcze puszczać. Chciałem przedłużyć pieszczotę, jak najdłużej się dało. Choć wiedziałem, że zostanie przerwana. On jednak się odsunął, ode mnie. Nie spodobało mi się to, gdyż chciałem kontynuować. Oczywiście, że chciałem, by pocałunek był dłuższy, ale on nie chciał. Nie wiedziałem, czemu nie chce. Choć przyczyna tego była wiadoma. Po prostu chciałem zadać mu te durne pytanie, po czym usłyszeć przewidzianą odpowiedź.
- Czemu przerwałeś? - spytałem. Choć dobrze znałem odpowiedź.
- Chodźmy do pokoju i tam dokończymy. - powiedział to z uśmiechem.
Ruszyłem się z miejsca, by pójść z chłopakiem do siebie. Nie chciałem się śpieszyć, ale miałem ochotę, by iść z nim do łóżka. Wielokrotnie. Odetchnąłem i zatrzymałem się, złapałem za dłoń chłopaka, po czym ułożyłem drugą na jego policzku. Złączyłem nasze usta w pocałunek. Nawet gdy próbował się odsunąć, nie pozwoliłem mu na to. Mruknąłem i wsunąłem dłoń pod jego ubranie. Jednakże, gdy poczułem jego dłoń na plecach. Odskoczyłem jak poparzony od chłopaka. To było dziwne uczucie. Sam zacząłem i przerwałem, mimo że już kilka razy przydarzył nam się przelotny numerek na świeżym powietrzu, w miejscach publicznych. Tym razem jednak było w tym coś innego..
- Lepiej już chodźmy. - powiedziałem. Czułem, jak ktoś nas obserwuje, dlatego też złapałem chłopaka, przyciągając go do swojego boku, by następnie użyć wampirzej szybkości. Byśmy mogli zdecydowanie szybciej dotrzeć do mojego domu. Wepchnąłem chłopaka do domu. Nie zdążył zadać pytań, gdyż zniknąłem. Musiałem udać się dwie uliczki dalej od domu, by sprawdzić, kto się tam kryje.
Zjawili się także moi szpiedzy. Wraz z nimi załatwiłem i dowiedziałem się, wyduszając z koszmarnych obserwatorów wszystkiego, co mogło się przydać. Dowiedziałem się także kto mnie, a przy tym Yeu śledzi, po co...
Przecież moje "cienie" wyrównali szanse, nakierowali na drogę morderczego Yeu stwory, czy też to, co mógł wybić do cna. Oczywiście przed nami mógł zabić ludzi albo kogoś niewinnego, ale tutaj raczej takich nie ma. Nawet dzieci już są winne. Także nawet takie osobniki można pozabijać. Mimo nawet dostarczenia mi użytecznych informacji o Yeu ukrywają się w cieniu. Chociaż może też być tutaj drugie dno, albo i kolejne. Do którego jeszcze nie doszedłem.
***
Wróciłem do domu pokryty krwią. Milczałem, nie chciałem o tym rozmawiać. Potrzebowałem chwili dla siebie. Skierowałem się od razu do swojego pokoju, po czym do łazienki, by wziąć prysznic. Czułem wzrok na sobie, po chwili także dotyk. Nie podobało mi się to, a dokładniej, że plecy tak długo mi się goją. Jednakże po prostu dalej brałem ten prysznic, zmywając z włosów i z ciała krew, która byłem upaćkany. Wyminąłem chłopaka, gdyż musiałem znaleźć luźną szatę na noc. Choć noc i tak będzie zajęta.
W międzyczasie dotyk Yeu przyjemnie odwracał moją uwagę. Od tego oparzenia.. Miałem z nim problem, goiło się o kilka dni za długo. W dalszym ciągu tam było. Już dawno powinno się zagoić, ale nic z tego. Błękitna krew pomogła, chociaż może gdybym nie przerwał medytacji, szybciej by się zagoiło. Chociaż może to nic nie pomogło. Chociaż nic mi ono nie przeszkadza. Po prostu jest to dziwne.
- To moja sprawka? - zadał pytanie, gdy przejeżdżał palcami po gojącym się oparzeniu. Chwyciłem jego dłoń, by nie dotykał tej rany. Zazwyczaj moja skóra jest nieskazitelna, tym razem miałem na niej coś, co nie dawało mi spokoju. Uciążliwe to było, gdyż denerwowało mnie to wszystko, a na dodatek miałem ochotę coś rozbić, albo kogoś. Nie miałem pojęcia dokąd może mnie to zaprowadzić. Może gdyby Yeu odwrócił moją uwagę sobą, byłoby to znacznie lepiej i łatwiej. Jego obecność tak jakoś zaniżała moje problemy. Nie musiałem myśleć, gdyż jego bliskość, oraz to, co ma już niedługo nastąpić, w jakimś stopniu mnie denerwowała. Nie miałem pojęcia czemu mam tak mieszane uczucia.
- To nic. Po prostu długo się goi. Zbyt długo. - powiedziałem. Wyminąłem Yeu, tylko po to, by się ubrać. Jednakże ściągnął mi ręcznik, to nie było żadnym zaskoczeniem. Skoro i tak mamy być nadzy, to nie przeszkadza mi to. Zresztą często bywam nagi, gdy sypiam z wieloma różnymi partnerami. Zabawa wówczas jest świetna i łaskawa. Ubrany w szaty do spania.
Wdrapałem się na łóżko i wygodnie sobie usiadłem. Mogło to prowokować Yeu, gdyż zaczął się rozbierać. Zaśmiałem się i pociągnąłem go za ogon. Może trochę za mocno, gdyż tak się nie powinno. Jednakże wylądował na moim łóżku. Cmoknąłem go i przejechałem palcami po uszach chłopaka. Chciał najwyraźniej je zabrać. Jednakże wbiłem pazury w jego uszy. Warknął i syknął jednocześnie. Zlizałem krew, po czym uniosłem jego podbródek i wsunąłem język do ust chłopaka. Drażniłem jego uszka oraz gdy chciał posunąć się dalej, używałem pazurów do lekkich tortur nad jego wrażliwymi uszkami.
Wiem, że tak się nie powinno robić, ale to ja chciałem teraz coś zrobić. Dlatego też jedynie mnie objął i pozwolił na to, co chciałem. Mógł to robić z litości, ale wolałem opędzić od siebie wszelakie myśli, gdyż po prostu chciałem cieszyć się chwilą, w której możemy się namiętnie całować.
***
Przerwano nam, gdyż do pokoju weszła kuzynka. Była lekko spanikowana. Oderwałem się od Yeu i przytuliłem dziewczynę. Ma ona niecałe 155 cm wzrostu i krótkie włosy w kolorach różu i niebieskiego. Do tego dwukolorowe oczka. Nosi o wiele za duże niektóre ubrania. Jednakże mimo wszystko jest szczupła i ma w sobie coś z wilka i elfa. Jednakże to nie jest stwierdzone. Dlatego, gdy się pojawiła, musiałem ją przytulić. Jest jedną z tych tajemniczych osób w rodzinie oraz rzadko się pojawia. Nie wszyscy też wiedzą ile mam osób w rodzinie.
- Yeu to Chris. Chris to Yeu. Teraz opowiedz, co się stało. - posadziłem ją na kanapie, by mogła wszystko wyjaśnić. Posłałem Yeu przepraszające spojrzenie, ale on jedynie wywrócił oczami i wyszedł. Chciałem go zatrzymać, ale na chwilę się odwrócił. Pogłaskał dziewczynę po głowie, a mnie pocałował w policzek. Wtedy ponownie wyszedł.
Może chciał nam zapewnić chwilę dla siebie albo przyniesie napoje, albo po prostu poszedł i tyle po nim będzie. Tego jeszcze nie wiem. Jednakże Chris jest jak na razie ważniejsza i to, co ją gryzie.
***
Dziewczyna w końcu po kilku minutach opowiedziała wszystko ze szczegółami. Zajęło to dłuższą chwilę. Yeu będzie zły albo jest. Nie wiem czemu wszystko, idzie pod górkę. Teraz nie prędko pójdziemy do łóżka, gdyż muszę pomóc Chris. Westchnąłem i zdecydowałem się dojść z dziewczyną do sedna sprawy. W końcu Yeu przyniósł nam napoje. Po czym położył się na moim łóżku. Dotrzymywał nam towarzystwa, nie przeszkadzając, czasem nawet wykazywał aktywność, gdy rozmawiałem z nią.
Gdy się napiła, w końcu zasnęła. Przykryłem ją kocem szczelnie na kanapie. Byłem jeszcze chwilę przy niej, gdyż starałem się poukładać to wszystko. Niby teraz możemy, to najwyraźniej był znak dla chłopaka. Jednakże nie mogłem.
- Nie teraz. - powiedziałem. Chyba trochę za chłodno. Gdyż chłopak ponownie wyszedł. Westchnąłem i usiadłem na łóżku, czytałem książkę. Musiałem się przewietrzyć, ale samo patrzenie na dziewczynę, było zdecydowanie lepsze. Musiałem też ją przenieść na swoje łóżko, gdyż wydawała się niespokojna. Przytuliła się do mnie, dlatego też głaskałem ją po głowie, by się uspokoiła. Najwyraźniej mnie posłuchała, gdyż jej sen wydawał się dużo spokojniejszy.
Tej nocy nie mogłem zasnąć, myślałem, że może Yeu mi potowarzyszy. Chyba jednak się myliłem. Najwyraźniej skoro nam przerwano, to pójdzie do kogoś innego. Skoro tak to ja w nie miałem nic innego do roboty. Sięgnąłem po książkę i wróciłem do czytania. Zresztą i tak muszę też uspokajać kuzynkę.
***
Przez kolejne dni, musiałem pomóc Chris. Gdy w końcu mogłem, odpocząć zobaczyłem Yeu z kimś. Zignorowałem ich i wróciłem do swojego pokoju. Miałem dosyć problemów. Zamknąłem okna i je zasłoniłem, by światło słoneczne nie dawało mi w kość, to samo zrobiłem z drzwiami, zamknąłem je na klucz. Chciałem odpocząć i mieć spokój.
Po prysznicu, zrobieniu porządku w pokoju, zająłem się upragnionym odpoczynkiem. Choć go nie potrzebowałem może po prostu, wolałem odpocząć w trumnie. Dlatego też udało mi się w końcu odkopać i wyczyścić trumnę. W niej mogłem zaznać spokoju, którego potrzebowałem. Dlatego też wszedłem do jej wnętrza, zamknąłem ją. Wygodnie ułożony, przymknąłem oczy i udałem się w świat medytacji. Może po tym, będę jak nowy.

Yeu?

Od Eny cd. Hyo

Pierwsze problemy pojawiły się znacznie szybciej, niż bym tego oczekiwał. Zabrałem fiolkę z krwią i ruszyłem na spotkanie z braćmi. Wiedzieli, że Hyo jest wampirem. Zastanawiałem się więc, co mieli w głowach dając mu tego czegoś do napicia się. 
Znalazłem ich w salonie. Po krótkiej wymianie zdań wyjaśniłem im, w czym istniał problem.
- Nie przemyśleliśmy tego - przyznał Yukio. - Nie wiedzieliśmy, że nie pije on krwi zwierzęcej. 
- Niech nie wymyśla - prychnął Taigen. - Jest tutaj w gościach. Mieliśmy mu oddać swoją krew? Niech przez te kilka dni wytrzyma.
Westchnąłem cicho. Nie widziałem sensu dalszej kłótni. Bracia nie wiedzieli, że Hyo raczej nie gustuje w krwi zwierzęcej. Skoro jest jednak moim gościem, obiecałem sobie przyjąć go jak najlepiej. Postanowiłem więc jak najszybciej rozwiązać sprawę posiłku dla wampira. 
Po krótkiej rozmowie z braćmi umówiliśmy się na spotkanie w pobliskiej altanie. Nie udaliśmy się tam od razu, ponieważ "miałem coś do zrobienia". Moim prostym planem było poczęstowanie Hyo własną krwią. Nie lubiłem tego robić, jednak sytuacja tego wymagała. 
Znalazłem się w kuchni. Ukradkiem rozejrzałem się po pustym pomieszczeniu. Na szczęście o tej godzinie nikogo tutaj nie zastałem. Z jednej z szafek wyjąłem fiolkę, zaś z innej szuflady nóż. Z drobnego nacięcia, które zrobiłem wzdłuż dłoni zaczęła sączyć się krew. Przygryzłem policzek, nie patrząc na rękę. Po dłużących się sekundach pojemniczek został już w całości zapełniony. Zabezpieczyłem ranę. Fiolkę zaś podrzuciłem dalej śpiącemu Hyo. 
Wyszedłem na zewnątrz. Bracia zgodnie z obietnicą czekali na mnie w altance. Przy świetle wschodzącego słońca rozpoczęliśmy niezobowiązującą rozmowę. 
- Później znowu wyjeżdżamy na poligon - powiedział Yukio, nie kryjąc smutku. - Widzimy się tak rzadko i tak szybko będziemy musieli się pożegnać!
- Obowiązki to obowiązki, nie rozpaczaj, nie jesteś już dzieckiem - mruknął wiecznie poważny Taigen. - Spotkamy się ponownie prędzej czy później.  
Uśmiechnąłem się delikatnie w odpowiedzi. Przyznam, że sam żałowałem, że nie mogę spędzić więcej czasu z braćmi. Naprawdę rzadko się teraz widujemy. Bywają oni znacznie częściej na poligonie niż w domu. Tęskniłem za nimi. Za wspólnie spędzonymi dniami na rozmowach czy treningach. Byli oni dla mnie wzorami do naśladowania, idolami. 
Korzystałem więc z pozostałego nam czasu. Żartowaliśmy, śmialiśmy się czy opowiadaliśmy o tym, co spotkało nas w ostatnim czasie. Streściłem im poznanie z Hyo. Oczywiście pominąłem kilka momentów. Moi bracia nie mogli się dowiedzieć o niektórych z wydarzeń. Zdecydowanie nie byliby szczęśliwi, gdyby o nich usłyszeli. 
- Ten cały wampir mi się nie podoba - stwierdził Taigen, krzyżując ręce na piersi.
- Tobie wszyscy się nie podobają - zakpił drugi bliźniak. Trącił też przyjacielsko brata w ramię. Ten w odpowiedzi prychnął. 
Brakowało mi ich przepychanek. Taigen z natury był poważny i sarkastyczny. Yukio stanowił jego przeciwieństwo. Do każdego potrafił powiedzieć coś miłego. Śmiał się i żartował w najlepsze, szybko zbliżając do siebie ludzi. Mimo odmiennych charakterów bliźnięta były ze sobą naprawdę blisko. 
Czas mijał nieubłaganie. W końcu musieliśmy się pożegnać. Poszedłem więc poszukać Hyo. Nie zastałem go w pokoju. Wątpiłem, że na własna rękę poszedłby zwiedzać dworek. Postanowiłem spróbować odnaleźć go na terenie ogrodów. 
Wyszedłem ponownie na zewnątrz. Spokojnym krokiem pokonałem obsadzoną piwoniami alejkę. Podczas mojej nieobecności rodzice zatrudnili wielu ogrodników, którzy zajmowali się moim ogrodem. Ich praca zdecydowanie nie szła na marne. Kwiaty były zadbane i przepięknie pachniały. Widok cieszył moje oczy. Nie potrafiłem oderwać wzroku od delikatnych płatków. 
Nie spostrzegłem nawet kiedy opuściłem ogród i kierowałem się w stronę jeziora. Na tle jasnej tafli wody rozpoznałem Hyo. Chłopak siedział na białym pomoście, wesoło wymachując nogami. 
Kiedy podszedłem bliżej, spostrzegłem, że ocieka wodą. Najpewniej brał kąpiel chwilę wcześniej. Słysząc moje kroki, wampir odwrócił się. Po tym, jak mnie rozpoznał, rzucił mi serdeczny uśmiech. 
- Szukałem cię - powiedziałem, siadając obok niego. - Podoba ci się tutaj? 
- Jest w porządku - odpowiedział, nie odrywając ode mnie wzroku. Przyznam, że z tego powodu poczułem się trochę nieswojo. Z tego też powodu wbiłem spojrzenie w spokojną wodę. W międzyczasie odgarnąłem psotne kosmyki z twarzy, zarzucając włosy do tyłu. 
- Cieszę się, że dobrze się czujesz - odparłem, również lekko się uśmiechając. - Widzisz wyspę? 
Ruchem głowy wskazałem niewielki plac pokryty piachem i trzciną przed nami. Hyo przystanął.
- Kiedy byłem młodszy - zacząłem opowiadać - razem z braćmi bardzo często spędzaliśmy na niej czas. Organizowaliśmy małe wojny i robiliśmy wyścigi, kto pierwszy ją podbije. - Na samym końcu zaśmiałem się lekko. - Od małego przyzwyczajali nas do walki i rywalizacji.
- Nie dogadujesz się z braćmi? 
- Nie, nie. Wręcz przeciwnie. Dawniej byliśmy nierozłączni - odpowiedziałem, krótko wspominając dawne lata. - Szkoda, że już odjechali. Powinieneś poznać ich lepiej. 
- Tak, szkoda, szkoda. - Słowa Hyo nie zabrzmiały zbyt szczerze. Zaśmiałem się w odpowiedzi. Najpewniej dalej był wobec nich niepewny po sytuacji z krwią. Wyjaśniłem więc mu owe nieporozumienie. 
- Może pójdziemy coś zjeść? - zaproponowałem, wstając z miejsca. Poprawiłem szaty i spojrzałem na jeszcze siedzącego Hyo.

Hyo?

od Nikolai cd. Shain'a

Po wielu dniach chodzenia i nauki byłem szczęśliwy, że to było to już dzisiaj. Przynajmniej na razie miałem nadzieję, że nauczyciele nie będą musieli mnie ponownie zmuszać. I przestałbym też stresować mojego nowego przyjaciela, jako był a ten dzień bardzo zdenerwowany, nawet bardziej się tym wszystkim przejmował niż ja. Na początku debatowałem, ilekroć chciałem się pojawić, ale nie chciałem mieć większych kłopotów, a Shain prawdopodobnie byłby ze mnie niezadowolony, gdyby się dowiedział.
Siedziałem przy jednej z tylnych ławek w klasie, czekając, aż profesor pozwoli nam zacząć. Kołysałem się do przodu i do tyłu na plastikowym krześle, mój wzrok błądził po klasie. Kiedy moje oczy przemknęły do małego okienka prowadzącego na zewnątrz, odeszły równie szybko. Jak trudno było siedzenie w jednym miejscu? To nie miało sensu. Było biurko, papier, ołówek. Ale nie miałem czasu na zastanowienie się nad tym pytaniem, ponieważ w końcu zaczęliśmy.
Kiedy nas odprawili, odwróciłem się prosto w stronę drzwi. Chciałem znaleźć swojego puchatego towarzysza, żeby upewnić go, że zjawiłem się i jak to wszystko poszło. Nie poszło wspaniałe tak jak przeiwdywałem, ale byłem pełen pozytywu, że przynajmniej skończy się na zdaniu oceny. Otwierając drzwi na zewnątrz, zacząłem się rozglądać. Robiąc kilka kroków dookoła, zauważyłem puszysty ogon za jednym z drzew. Natychmiast podskakiwałem w jego kierunku. Kiedy zbliżyłem się do niego, na tyle aby móc zobaczyć jego twarz zauważyłem, jak był oparty z zamkniętymi oczami, wyglądając, jakby zasnął. Uklęknąłem obok niego, chcąc go szturchnąć po bokach, żeby go obudzić. Ale zanim to zrobiłem, od razu przyszedł mi do głowy inny pomysł.
Moje usta ułożyły się w psotny uśmiech, a moja ręka sięgnęła do tylnej kieszeni, gdzie miałem długopis i kilka markerów, których używałem podczas egzaminu. Wyciągnąłem niebieski marker, otworzyłem go i zabrałem się do pracy. Pochylając się nad wciąż nieprzytomnym chłopakiem, przesunąłem marker do jego twarzy i zacząłem rysować. Starając się uważać, żeby go nie obudzić, zdołałem dokończyć uśmiechniętą buźkę na jego policzku, zanim zaczął się ruszać. Wyglądało na to, że nacisk markera wystarczył, by go obudzić. Szybko cofając się na tyle, by nie wyglądać podejrzanie, zamknąłem i schowałem narzędzie zbrodni z powrotem do kieszeni. Nieco rozczarowany, że nie mogłem zrobić coś więcej, ale przynajmniej miałem wystarczająco dużo czasu, aby mieć szansę na cokolwiek.  
Otworzył oczy i mrugał przez kilka sekund, wciąż na wpół zamglony od snu. Potem zauważył mnie, wciąż się uśmiechającego się i patrzącego na niego. Zastanawiałem się, czy powinienem mu powiedzieć, czy poczekać, aż to zauważy.
- Dzień doberek, puchaczu. Jak była twoja drzemka, śpiąca królewno? - wyciągnąłem do niego język, przechylając nieco głowę w prawo. Zmarszczył trochę brew na ten komentarz.
- Czekałem na ciebie. Jak poszło? - jego uwaga była wyraźnie bardziej skupiona na teście. Więc na razie była pora porozmawiać o tym, zostawiając moje dzieło na później. Tym razem zrobiłem triumfalną minę, zmieniając pozycję siedzącą na wygodniejszą.
- Nie będę kłamać, to było trudne, ale wierzę, że zdam. - słysząc to, wyglądał na bardziej uspokojonego, z napięciem opuszczającym jego postawę - dowiemy się, kiedy nadejdą wyniki. -
skinął głową ze świadomością.
- Tak, do tego czasu miejmy nadzieję. - wstał z pozycji siedzącej, prostując kończyny. Podążyłem za wstawaniem, robiąc to samo. Zaczęliśmy kierować się z powrotem do budynku, a ja w tym czasie cały czas wpatrywałem się w jego policzek. Nie mogłem dłużej się powstrzymać, bo w końcu chciałem zobaczyć jego reakcję i nie czkeać aż zauważyłby to dopiero swoim pokoju.
- Hej Shain. - spojrzał na mnie czekając, aż będę kontynuował - zrób tak- powiedziałem, zaczynając pocierać palcem policzek. Spojrzał na mnie z powątpiewaniem, ale mimo wszystko to zrobił. Atrament poplamił jego palec.  
Widząc to i zdając sobie sprawę, co zrobiłem, nadął policzki zirytowany. Powietrze opuściło moje ciało niczym balon, tworząc świszczący śmiech.
- Nie mogłem się powstrzymać. - powiedziałem, moje słowa rozchodziły się między śmiechem.

 

Shain?

Od Rivailla cd. Shain'a

Spojrzałem na chłopaka, który unikał kontaktu wzrokowego, był wyraźnie nieśmiały. Skinąłem głową na uznanie słyszenia jego imienia i zdecydowałem, że skoro mieliśmy iść zjeść, równie dobrze mogę się przedstawić z powrotem.
- A ja jestem Rivaille. Jeśli nie masz tu innej sprawy, to idziemy. Przed nami spacer. - powiedziałem idąc w kierunku drzwi biblioteki. Usłyszałem za sobą kroki, biorąc je za to, że on też był gotowy do wyjścia. Spieszyłem się, bo musieliśmy iść pieszo do naszego celu, a zajęłoby nam to trochę czasu.
Miasto znajdowało się dość daleko od szkoły, ponieważ Sarlok został odizolowany na szczycie góry. Było to wygodne dla uczniów takich jak ja, ponieważ nie musieliśmy się martwić, że ktoś nagle pojawi się znikąd, kiedy będziemy trenować na zewnątrz. Ale oznaczało to również zejście z góry, jeśli kiedykolwiek chcieliśmy odwiedzić inne miejsca. Jedna rzecz za drugą.
- Jest droga z góry do miasta, przez którą musimy przejść. Nie ma innego wygodniejszego sposobu. - powiedziałem, odwracając się, żeby spojrzeć na chłopaka za mną.
 - Dobrze, chodźmy. - skinął głową.
Opuściliśmy mury przez wielką bramę, zamykającą się za nami, gdy zaczęliśmy się oddalać. Początkowo droga była ładna i gładka, z łatwą trasą, która nie była zbyt stroma. Jednak spokojna górska ścieżka wkrótce układa się w kamienistą drogę, z większą ilością wybojów i większych skał po drodze. Po jakimś czasie skręciliśmy w łuk między dwiema górami, wyglądający w pewnym sensie jak korytarz. Droga poprowadziła nas przez górę, do następnego skalistego przejścia, wypuszczając na słońce za nami.
Podróż była cicha przez większość drogi, jako żadne z nas nie wiedziało, co powiedzieć drugiemu. Nie byłem w typie osoby, która była bardzo rozmowna, szczególnie z kimś, kogo jeszcze nie znałem zbyt dobrze. Mój sposób rozmawiania z innymi nie był najmilszy. Po kilku minutach spaceru w końcu zobaczyliśmy miasto.
Miasto wyglądało bardziej przyjaźnie niż szkoła. A było na pierwszy rzut oka szczęśliwym uściskiem domów, które rozrastały się z biegiem lat, dzieląc ściany i tworząc rząd bajkowych doskonałych szczytów dachów. Było to miasto szerokich alejek i małych miejsc, w których można było usiąść i zjeść, odpocząć, podczas gdy inni ludzie spędzali dzień. Czarne ulice pochłaniały wiosenne słońce, jakby chcąc wysłać ciepło nieba z powrotem.
Stuknąłem Shain'a w ramię, żeby zwrócić jego uwagę. Im głębiej w miasto, tym więcej robiło się gwaru. Nadszedł czas, aby zdecydować, gdzie mieliśmy iść zjeść. W końcu było tam kilka różnych miejsc do wyboru.
- Co chcesz zjeść? Ponieważ jest to twój pierwszy raz tutaj, to wybiorę miejsce. - powiedziałem. Na to rozejrzał się trochę, podczas myślenia, a kiedy wyglądało na to, że podjął decyzję, odwrócił się z powrotem.
-  Prosiłbym o coś z mięsem. - ponownie opuścił oczy, wracając do przyjrzenia się obszarowi wokół nas. Nawet jeśli nie patrzył, skinąłem głową, mając pomysł, dokąd poprowadzić. Nie czekając, skierowaliśmy się w kolejną ulicę, która miała po drodze kilka alejek.
Idąc, zauważyłem pręgowanego kota w pobliżu alei. Truchtała, jakby chodnik był sprężysty, z wysoko uniesionym ogonem. Była królową świata chwilowo pokrzywdzoną, wyglądała jakby była tego całkiem pewna. Widziałem, jak jej kocia duma dusiła się w środku, tak doskonała jak jej na pewno mruczenie, kiedy otrzymała uwagę, na jaką zasługuje każdy kot. W tym momencie dwójka dzieci głaskała ją na zmianę, była w tej chwili dość rozpieszczona.
Kiedy dotarliśmy do baru z jedzeniem, od razu dało się zauważyć. Widok i aromat jedzenia był delikatny, ale z ostrym zapachem, który nagle wypełnił nasze nosy. Spojrzałem na chłopaka kątem oka. W zamyśleniu spojrzał na menu przy wejściu.
 - Znalazłeś coś, co chcesz? - zapytałem czekając na niego. On nieśmiało kiwnął głową i skierowaliśmy się do środka.

 

Shain?

sobota, 29 maja 2021

Od Yeu cd Hyo

Jedyne co pamiętam to przez mgłę. Jakimś cudem znalazłem się w kryjówce jakiś zbirów i pachołków, sam nie wiem jak znalazłem ich. Sama kryjówka była bardzo dobrze ukryta. Było ich około 12, wszyscy otoczyli mnie. Po czym znów mgła przysłoniła moje oczy. Widziałem tylko później Hyo, jak go duszę, a na rękach mam krew. To wszystko prze zemnie. Wiedziałem, że dawne nawyki i umiejętności, które zdobyłem zza młodu wrócą. Znów moje oczy pokryła mgła.

~~~~
Miałem około 15 lat, byłem w domu mi już znanym. Dom państwa Suzuki. Wtedy już mieli jedno dziecko, był nim Sho. Miał około sześć lat wtedy. Lecz czemu sobie to przypominam? Przecież również byłem ich synem nieprawdaż? Pamiętam jak poznałem Shaina i Lumine i resztę rodziny. Babkę, która zajęła się od razu mną i spędzała ze mną dużo czasu. Czemu... Czemu nie mogę sobie nic przypomnieć co było wcześniej.. Co się takiego stało? Moja pamięć była blokowana przez coś? Lub... ja sam ją blokowałem przed sobą. Nie byłem pewny do końca. Widziałem skrawki jak bawiłem się z Lumine, z Shainem nie polubiłem sie. Nasze relacje nie wyglądały za dobrze. Nie wiem czemu czułem potrzebę wyżycia się na nim, wiec robiłem to. Sho mimo, że nie lubiłem go też, nie znęcałem się nad nim, aż tak bardzo. Nie dlatego, że nie chciałem. Mógłby na kablować rodzicom. Właśnie Rodzice... Kochająca sie para. Matka była dość ostra, lecz robiła to z miłości. Ojciec za to rozpieszczał nas jak tylko mógł. Prawdopodobnie są przeciwieństwem innych rodzin. Lecz szczerze nie pamiętam, bym wiedział o nich więcej. Są dla mnie obcy... Lepiej znam babaszkę, no tak imię.. Nie pamiętam? Jak to możliwe? Mam świetną pamięć, lecz jej nie pamiętam. Czemu nie pamiętam jak wcześniej chodziłem do szkoły.. Znam tylko momenty od piętnastego roku życia.. Moja głowa zalała sie falą pytań...

~~~~


Obudziłem się na zimnej podłodze, czułem zimne kajdany na moich rękach oraz nogach. Hyo próbował sie do mnie dobrać i ugryźć mnie, nie pozwoliłem mu na to i zacząłem się szarpać. Poczułem też kaganiec na buzi. Nie wiedziałem, gdzie się znajdowałem. Czułem się niepewnie i zdezorientowany. Spojrzałem na swoje ubrania by upewnić się, czy to prawda co widziałem przez mgłę. Gdy ujrzałem krew byłem w szoku. Wystawiłem ręce do przodu i zobaczyłem, że one również są w krwi. Czyli to co widziałem, było prawdą. Chciałem cos powiedzieć lecz kaganiec blokował moja szczękę. Spojrzałem na chłopaka, który stał przede mną. Pokazałem palcem na kaganiec by zdjął. Powoli podszedł, by powolnymi ruchami ściągnąć kaganiec. Gdy go zdjął szybko się odsunął.
-Czy to prawda... - nie patrzyłem już na niego a na ręce, które były w krwi 
-Wpadłeś w szał... - uniósł jego podbródek, po czym sięgnął po miskę z wodą i szmatkę, by obmyć jego dłonie
Wiedziałem, że to nie był szał lecz chęć mordu, wszystkiego co żyje. Ale czemu tak się stało nie wiedziałem sam. Patrzyłem jak chłopak myje mi ręce. Po chwili zacząłem sobie, jak to się stało, że dostałem tego "szału". 
- Co z tymi potworami? Co z tymi ludźmi co robili na nas eksperyment czy coś? - zapytałem 
- Potwory narodziły się przez ten przypadkowy eksperyment. Podobno mogły być jakieś efekty uboczne Jednakże ty wybuchłeś ogniem. - po umyciu dłoni, odłożył miskę na bok po czym dodał - Co pamiętasz przed tym ogniem i tuż po nim?
- Em.. Pamiętam jak ochroniłem cię przed tym potworem, później walczyłeś z dwoma. Na mnie rzucił się trzeci. Po wybuchu pamiętam tylko energię, że przepływa przeze mnie jakaś silna energia. Nie wiedziałem czy to moja moc czy co. Później pamiętam, jakaś kryjówkę bodajże zodzieji, ale pewien nie jestem. Potem była mgła. Ah no tak pamiętam też, że dusiłem cię. Wybacz nie kontrolowałem się. - powiedziałem
- W porządku, często mnie dusisz więc to nawet podniecające. - odezwał się Hyo. Hyo wiedział co mu się zdarzyło oraz jak wiele osób zabił. Nie tylko osób, tak więc było zdecydowanie wygodniej, ale też lepiej by Yeu nie wiedział o tym. - Jesteś na tyle spokojny, że można cię rozkuć? Nie zrobisz sobie ani mi nic?
Spojrzałem na niego, chodź szok minął już po tym co zobaczyłem na rękach i gdzie się znajduje. Postanowiłem schować swoje emocje za maska. Uśmiechnąłem się szarmandzko do chłopaka.
- Chyba, że chcesz by coś ci zrobić - oblizałem górną wargę.
- Wole się pobawić w moim pokoju niż tu. - Hyo się podniósł i pociągnął za moje włosy, by zdobyć dostęp do szyi i móc zatopić w niej swoje kły.
Czy chciałem teraz to robić? Nie wiem, nie byłem już niczego pewny. Wolałem zająć się czymś.. a może raczej kimś. Chłopak po napiciu się mojej krwi, wypuścił mnie z kajdan. Wstałem i otrzepałem się z brudu. Nie powiem kurzu tu dużo. 
- Więc prowadź mnie do łóżka wampireczku - podniosłem jego podbródek i pocałowałem go w usta

Hyo? ( to wcale nie tak że zostałem zmuszony do napisania najpierw do Hyo xd) 

Od Hyo cd Shain

Gdy zniknął mi z pola widzenia, uwolniłem się z pnączy. Nawet jeśli miałem jakieś zadrapania, po chwili zniknęły. Łańcuszek, który znajdował się teraz na nadgarstku Shaina, nie zostanie zdjęty. Gdyż gdy się raz go założy, może zejść po wypełnieniu kilku punktów, albo udanie się do twórcy tegoż też magicznego przedmiotu. Dzięki niemu mogę śledzić i obserwować gdzie i dokąd wybiera się Shain, z bezpiecznej odległości. Nawet jeśli mnie zobaczy nieopodal. To ja także się tu uczę, więc to naturalne, że na mnie wpadnie. Nawet jeśli nie chce.
***
Siedziałem na schodach na dziedzińcu. Driady albo nimfy bawiły się w stawie. Do tego pełno osób znajdowało się wokoło, tak jakby miał się odbyć jakiś festiwal. Choć nic o tym nie wiem. Może, gdy mówili, robiłem co innego, mogło mnie też nie być, albo po prostu nie słuchałem. Zdarza się to nawet najlepszym.
Westchnąłem i upiłem kolejny łyk krwi. Miałem termos, w którym ją przechowuje, gdyż więcej się w nim mieści i przyjemniej się pije. Oczywiście, gdy Driady i nimfy się bawiły, na świeżym powietrzu chlapały tą wodą. Nie mam nic do wody, śmiesznie to się nawet oglądało. Nie tylko ja miałem ubaw oraz jeszcze kilka osób dołączyło. Niektórzy zajmowali się sobą albo rozmawiali z przyjaciółmi, czytali czy też ulotnili się, gdy nikt nie patrzył.
Odwiedzić mnie miała dawna znajoma. Można rzec, że to damska wersja Shaina. Jej imię to Shine. Skojarzyło mi się z nią, gdyż przypomniały mi się zdarzenia, jakie miały miejsce. Do tego jeszcze można powiedzieć, że może nie takie same jak z Shainem, ale bardzo podobne zdarzenia były w roli głównej z Shine.
- Hyo! - zawołała i usiadła obok mnie na schodach. Miała parasolkę i delikatnie się zmieniła, była bardziej mroczną Shine, niż tą lolitkową, jaką poznałem na początku. Głupiutką i nieco skrytą. Przytuliła się do mnie, odwzajemniłem gest, jej parasolka, była na tyle duża, że rzucała cień i na mnie. Byłem jej za to bardzo wdzięczny.
- Shina. Mroczna wersja także ci pasuje. - zaśmiałem się, a ona co zrobiła. To, co zwykle nadymiła policzki jak u chomika. Słodka jest jak zresztą zawsze. Jeszcze jej przemiana jest bardzo pomocna, podczas naszych tych miłych i tych nieco krwawych przygód, pozwalała mi się na sobie wozić. Ujeżdżanie lisa, to było coś świetnego. Jednakże ucieczka, była już nieco poważniejsza. Jednakże nie ma co opowiadać o tych, gorszych wspomnieniach.
- Słyszałam, że masz tu męską wersję mnie. Shain. Tak ma chyba na imię. - zaczęła temat. Zazwyczaj tak bywało.
- Powinnaś go poznać. Zniechęciłem go do siebie, za to jego rodzina i kuzyn mnie uwielbiają. - wywróciłem oczami i pogłaskałem dziewczynę po głowie. Dopiero po chwili zauważyłem, że jej uszy miały w sobie kolczyki. - Widzę, że przekułaś uszka. Teraz już coraz mniej przypominasz dawną siebie. - zażartowałem. Choć była to prawda.
- Pewnie odstawiłeś numer z życzeniowym kwiatkiem i mu podpadłeś. Więc cię unika. - powiedziała i spojrzała na mnie jak na kosmitę. Jej śmiech był taki jak zawsze słodki, melodyjny i taki bliski mojemu sercu. - Wciąż mam tę bransoletkę, którą wtedy mi zostawiłeś. Do śledzenia i obserwowania. - dodała po chwili. Pokazała mi ją nawet. Piękny złoty łańcuszek dalej widniał na jej nadgarstku. Nie da rasy się go zdjąć, chyba że spełni się podpunkty albo odnajdzie twórcę. Twórca dawno jest martwy. Był on dziadkiem Shine.
- Jak tam u babci? - spytałem. Musi być jej trudno bez męża, dziadka i kogoś bliskiego nam obu.
- Babcia jeździ po świecie. Zajmuje się synem i moją mamą. Starają się dalej znaleźć lekarstwo na chorobę mojego brata. - powiedziała. Odkąd się urodził, jego choroba się pojawiła. Niby mają lekarstwo, które przedłuża mu życie, ale mało osób może go odwiedzać, co jest potworne i nawet gdybym chciał go zobaczyć, nie pozwolą mi. Po tym, co się wydarzyło ostatnio... Wciąż nie wybaczyli. Zresztą tak jest dla niego lepiej. Shine wie, czemu to zrobiłem.
- Twoja krew. Czy no wiesz, zmieniła się i jest teraz taka, by uznać cię za strażniczkę, jednocześnie jesteś na tyle wyszkolona, by móc... No wiesz sama, lepiej o tym na forum nie rozmawiać. - powiedziałem. Ona wiedziała, o co chodzi, gdyż kiwała głową.
- Zielono żółta. Taka jest i się nie zmienia. Podobno nieliczni taką mają więc tym lepiej dla mnie. - spojrzała na mnie. Akurat piłem krew z termosu. Jej krwi próbowałem, jednakże ten smak jest kwaśny i dziwny. Występuje mi po niej wysypka, ale za to jest dobra na zatrute rany.
- Chcesz coś dodać? - spytałem, gdy akurat zakręcałem po wypiciu krwi z termosu.
- Przejdziemy się, czy będziemy tu tak siedzieć? - spytała.
Podniosłem się i otrzepałem się, po czym podałem dłoń dziewczynie. Ujęła ją i także wstała. Trzymałem jej parasol, gdy się otrzepywała. Ona akurat miała dwa ogony, oba miały w sobie zarówno żółty, jak i zielony w tym także domieszka bieli. Uśmiechnąłem się, wzięła mnie pod rękę i zaczęliśmy nasz spacer.
Drogę zagrodził nam Shain. Zerknąłem na dziewczynę, po czym widziałem jej uśmiech.
- Witaj Shain. Mam na imię Shine. Ja i Hyo jesteśmy dawnymi przyjaciółmi. - powiedziała. Najwyraźniej coś jeszcze chciała dodać. Jednakże jak na razie wolała się wstrzymać.

Shain?

piątek, 28 maja 2021

Od Yeu cd Aurora

 - Masz talent - odparłem i uśmiechnąłem się nonszalandzko.
- Dziękuje - zarumieniłą się lekko 
Odłożyłem na miejsce rysunek i przerzedłem się po pokoju, schowałem ręce do kieszeni i odwróciłem się a pięcie do dziewczyny. 
- Co robisz jutro ?  Chyba to poniedziałek jeżeli się nie mylę... - powiedziałem
- Tak, tak. Poniedziałek, są lekcje... więc wiesz, bardziej nauka, chociaż będą najpewniej powtórki i trochę nie warto. A coś się stało?
- Wiesz - przewróciłem oczami - Jest jutro jarmark.. Jedzenie, muzyka, tańce i różne inne. Chciałabyś pójść? Lepiej byśmy się poznali - uśmiechnąłem się szarmancko
- Jarmark powiadasz? - zaiskrzyły się lekko oczy dziewczynie - Nigdy nie byłam na takim, jednak skoro proponujesz, czemu nie? Nie posyłałbyś mnie na pewno na śmierć - zaśmiała się cicho pod nosem.
Przez chwile zabolała mnie głowa, złapałem się za nią. Wróciły stare obrazy z przed kilku lat. 
- Wszystko w porządku ?- zapytała niepewnie
- Tak tak.. - odpowiedziałem - To przyjdę po ciebie o 16, powinno być po lekcjach - wysłałem jej usmiech 
- Dobrze, w takim razie będę czekać. - odesłała mi lekki uśmiech.
Skinąłem głową, pożegnałem się i wróciłem do swojego pokoju. Migrena nie ustawała, dalej miałem przed oczami urywki zdarzenia... o którym nie chciałem pamiętać. Było już późno więc i tak położyłem się do łóżka. Męczyły mnie tą noc koszmary. Następnego dnia, wcześnie rano założyłem jakieś luźny strój do biegania i ćwiczeń i poszedłem ćwiczyć. Po rutynowych ćwiczeniach, poszedłęm do łaźni. Umyłem się by pachnieć. Ubrałem zwykłe ciuchy i poszedłem na lekcje. Nie byłem nimi kompletnie zainteresowany, słuchałem tylko i postanowiłem pisać piosenkę. Słowa nie szły mi. Gdy nauczyciel zadał mi pytanie, odpowiedziałem na nie prawidłowo. Mam bardzo dobrą pamięć dzięki czemu samo słuchanie lub pisanie, rzeczy wpada mi w głowę. Gdy była przerwa, przechadzałem się korytarzem. Znudziły mi się lekcje. Postanowiłem poszukać anielicy. Nie miałem ochoty już się uczyć, zanudził bym się na śmierć. Chciałem przejść się z nią, i zapoznać bliżej. Znalazłem sale, gdzie dziewczyna powinna mieć lekcje. Siedziała na ławce i czytała książkę. Przysiadłem się do niej i patrzyłem w książkę.
- Ciekawa jest ? - zapytałem - O czym ? - dodałem
Aurora podniosła wzrok na mnie.
- Tak, ciekawa. - powiedziała, po czym zamknęła książkę - Apokalipsa zombie. - powiedziała, po czym wstała - Zawsze tutaj można spotkać zombie, są tam pokazane sprawy między ludźmi... no ogólnie taka trochę inna książka niż ja zwykle czytam. - zamilkła na chwilę, po czym jednak dodaje - No są tam opisywane różne krwawe rzeczy, czy coś takiego. Jednak pomijając tą część, książka jest bardzo dobra.
- Krwawe? Hmm - uśmiechnałem się i wstałem - Na pewno przeczytam, a teraz zabieram cie na przechadzkę zapoznawczą - dodałem
- Ale przecież zaraz będzie kolejna lekcja - odpowiedziała dziewczyna
- Ah nic się nie stanie jak nie pójdziesz na nią, chodź - odparłem i ruszyłem w stronę terenów zielonych Akademii. 
Dziewczyna potruchtała do mnie i szła koło mnie. Doszliśmy do miejsca docelowego i położyłem się na trawie w cieniu. 
- To powiedz mi Auroro co lubisz robić, hobby oraz czego nie lubisz - zapytałem.
- Co lubię? O jejciu... Pewnie jak zauważyłeś, rysować, tworzyć sztukę, czytanie... ogólnie literatura jest wspaniała. Muzyka, instrumenty... - po chwili zastanowiła się. - Opieka nad zwierzętami się liczy jako hobby? - zaśmiała się cicho, chowając książkę.
- Hah a czego nie lubisz mała? - zapytałem 
Zamilkła na chwilę zastanawiając się.
- Mięsa. - powiedziała szybko oraz twardo, jednak po chwili już wróciła do swojego tonu -  Z czynności... nie potrafię wymienić. - wzruszyła lekko ramionami - A Ty duży?
- Interesuję się astronomią oraz archeologią. Jako hobby i czasem prace dorywczą traktuje kaligrafię. Również ma zainteresowanie do anatomii i psycholigoii - zaśmiałęm sie trochę -  Jestem molem książkowym, chodź nie widać - zastanowiłem się chwile - czasem coś pisze, chodzi mi tu o tekst piosenek, czasem coś próbuje podśpiewywać... Ale to rzadkość - dodałem
Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się.
- Nie lubię dzieci - moja mina na chwile spoważniała
- W takim razie wiem, że nie nadajesz się na niańkę. - powiedziała uśmiechając się i przewracając oczami - Astronomia powiadasz? Może coś mi opowiesz?
Zastanowiłem się chwile patrząc w niebo. Ciekawostkę? Fakt? Nie wiedziałem co jej przedstawić by było ciekawe. 
- Kosmos ma zapach - z uśmiechem oznajmiłem i spojrzałem na jej minę.
- Zapach? - zapytała zdziwiona - Czyli można zrobić teoretycznie perfumy z kosmosu? - powiedziała śmiejąc się
Zaśmiałem się, dziewczyna była tym trochę zdezorientowana. 
- Nie wiem czy chciałabyś się psikać zapachem rozgrzanego metalu lub  zapachu grilla czy elektryczności statycznej - wycierałem łzy z oczu
- Dobra, jednak nie chcę się tym psikać. - powiedziała, aż ją lekko przeszły dreszcze na myśl, że pachniałaby... no brzydko - Sama bym się udusiła. - dodała po chwili. - A to prawda, że gwiazdy nie świecą cały czas, tylko wybuchają i pojawiają się na niebie na sekundę? W sensie... nie wiem jak to ująć... że my widzimy wybuch gwiazdy, a nie samą gwiazdę, przez co nie da się patrzeć na jedną z nich... to prawda Yeu?
- Tak widzimy wybuch, który może być setki mil stąd. Dlatego niektóre słabo świecą. - odpowiedziałem - ah nie ma jak świeże powietrze 
Wziąłem porządny wdech i wydech. 
- Ah no tak, jesteś aniołem. Dotykał, ktoś twoich skrzydeł kiedyś? - zapytałem
- Moich? Jeśli liczymy rodziców, no to oczywiście, a tak poza nimi, to raczej nie chciałabym aby były dotykane. To jest jak z ptakami, nigdy sam by Ci przecież nie dał ich dotknąć... no, chyba że udomowiłeś sobie ptaka. Jednak myślę, że nie byłby zadowolony z tego powodu.
- Rozumiem - odpowiedziałem - Jeżeli chcesz możesz dotknąć moich uszów i ogona - podniosłem się do pozycji siedzącej
Popatrzyła na niego trochę niepewnie. Jakby nie była pewna czy może, jednak jej ciekawość trochę przewyższyła sprawę i sięgnęła, delikatnie drapiąc mnie za uszkiem.
- Jeziu jaki Ty puchaty jesteś! - powiedziała, jakby ją już zalała fala słodkości.
- Nikomu nie pozwalam dotykać moich uszów, Kitsune mają to do tego, że uszy są najbardziej wrażliwsze na rany - powiedziałem, spojrzałem na niebo, było już po południu - trzeba się zbierać i szykować na jarmark - dodałem i wstałem, otrzepałem się z trawy.
- Mam się czuć wyjątkowa? - powiedziała trochę zaszokowana, ale i tak po chwili, jak otrzepałem się z trawy kiwnęła głową będąc gotowa, aby iść na jarmark.
- Idź się przebrać do pokoju, będę czekał przed akademikiem - powiedziałem i wyciągnąłem jej trawę z włosów.
Kiwnęła szybko głową, po czym ruszyła prawie podskakując do pokoju się przebrać. Ruszyłem do swojego pokoju i przebrałem sie w jakiś ładniejszy strój, założyłem naszyjnik, który miał mi pomagać z agresją, wiedziałem, że na jarmarkach mogą być aspekty, które mogą mnie zdenerwować. Chciałem zapowiedź rozlewu krwi. Użyłem kwiatów by ładnie pachnieć i czekałem na dziewczynę przed akademikiem. Gdy przyszła ruszyliśmy do miasta. Już na progu kamiennej ścieżki w mieście słychać było skoczną muzykę, czuć było pyszności. Szum głosów był dość głośny.  Weszliśmy w tłum jaki był na rynku. Stałą tam zbudowany drewniany podest, tańczyli tam chętne osoby. 
Ukłoniłem się przed Aurorą i wystawiłem rękę.
- Zatańczysz ze mną ?- zapytałem
- Oczywiście - powiedziała podając mi swoją drobną rękę.
Pociągnąłem ją na parkiet i od razu zacząłem tańczyć i obracać dziewczynę by robiła piruety. Tańczyliśmy jak szaleni, niektórzy dołączyli na parkiet. Gdy muzyka miała już się kończyć, pochyliłem Aurorę. Oboje byliśmy zdyszani, wziąłem ją za rękę i zrzedliśmy z parkietu. 
- Oh idę po coś do picia, chcesz sok lub coś innego ? - zapytałem dziewczyny 
- Wodę, lub sok owocowy poproszę. - powiedziała chowając ręce za sobą.
- Dobrze -spojrzałem i zobaczyłem stoisko z jabłkami w karmelu, była dość spora kolejka - stań w kolejce po jabłka w karmelu, zjemy sobie - dodałem i ruszyłem po picie. W stoisku, były świeżo wyciskane owoce, był to sok wieloowocowy.  Zapłaciłem za dwa kubki i ruszyłem w stronę Aurory. Zobaczyłem, że jakiś koleś klei się do niej, wyglądało to ohydnie. Uśmiechnąłem się szelmowsko i podszedłem od tyłu do dziewczyny. Objąłem ją ramieniem i schyliłem się do jej ucha, patrząc na kolegę. 
- Ta młoda panna jest ze mną, jeżeli coś ci nie pasuje mogę cię wyjaśnić - mój wzrok nie był normalny, uśmiech znikł, a w oczach była mordercza aura. Facet wycofał się powoli, ja się wyprostowałem i podałem kubek aniołkowi.

Aurora? 

Od Hyo cd Ena

Nie to, że mi się okolica nie podoba. Po prostu nie miałem jeszcze nigdy takiego zaproszenia, od osoby, z którą byłem blisko, robiłem dziwne i zapewne zawstydzające rzeczy w tym wszystkim jest jeszcze to, że chciałem się napić świeżej krwi. Burknąłem do siebie i ruszyłem do łazienki wziąć prysznic. Jest mi obojętna woda, gdyż ani zimna, ani ciepła nie robi na mnie żadnego wrażenia. Po prysznicu akurat, gdy wyszedłem z łazienki w ręczniku, na łóżku siedział jeden z braci Eny. Wyminąłem go i ruszyłem się ubrać. Zerknąłem na niego, gdy na szafce nocnej ułożył kubek. Nie powiedział nic, gdyż jego twarz mówiła za niego. Nie był zadowolony, z tego, że się tu znajduje.Po ubraniu się, po wąchałem krew z kubka. Jej zapach był dziwny, dlatego też wyszedłem z pokoju i skierowałem się do sypialni chłopaka. Zapukałem, po czym wszedłem i wręczyłem mu kubek.
- Spróbuj. Dziwnie pachnie. Twój brat mi to przyniósł. - powiedziałem krótkie zdania i słowa. Wręczyłem kubek z krwią Enie, który usiadł na łóżku. Wpakowałem się na jego łóżko i przyglądałem się, co znajduje się w jego pokoju. W końcu jednak ułożyłem głowę na kolanach Eny i przymknąłem oczy. Ten zapach był dziwny, tak jakby w środku było coś jeszcze dodane.
- Wszystko jest dobrze. Chociaż zapach jest dziwny. Poczekaj, zaraz wrócę. - powiedział. Zanim odszedł, złapałem za jego skrawek szaty.
- Ena, dasz mi swojej krwi? - spytałem, nie patrzyłem na jego twarz. Nie umiałem i obawiałem się spojrzeć. Chciałem go puścić. Powinienem się cofnąć. Gdy już miałem się zbierać. Poczułem dotyk na głowie. Spojrzałem na chłopaka, a moje policzki poczerwieniały.
- Zostań tutaj. Czekaj. - powiedział. Puściłem jego szatę, po czym wyszedł. Zacząłem więc badać jego pokój, by się dowiedzieć i zapisać, każdy szczegół. Ziewnąłem i zmęczony, choć nie bywam zmęczony ani senny. Zbyt długie udawane staje się prawdą. Odetchnąłem, gdyż akurat, gdy wygodnie się położyłem w łóżku chłopaka pod kocem. Znalazłem książkę, album. Przeglądałem go sobie, aż w końcu zasnąłem. Skoro nie mogę się napić krwi, muszę przynajmniej odpocząć choć trochę.
Czekanie na Ene się dłużyło, dlatego też nawet nie wiem, kiedy udało mi się zasnąć. Wtuliłem twarz w koc i poduszkę i wygodnie mogłem spać. Nie miałem żadnego koszmaru, co było bardzo dobre, ale też pewnie dlatego, że nawet jeśli piłem przed wyjazdem, to zapomniałem spakować termosów, których sobie przyszykowałem. Potrzebowałem się napić, choć trochę, dlatego też musiałem coś wykombinować, ale sen był mi potrzebny. Gdyż w łóżku chłopaka czuje się jakoś tak lżej niż sam. Mam dziwne wrażenie, że jego bracia chcą mnie zabić, by Ena się ode mnie uwolnił.
***
Obudziłem się, gdyż głód dawał mi siwe znaki. Byłem przykryty, zapach Eny unosi się w powietrzu. Spojrzałem na boki, czy coś się zmieniło w pomieszczeniu. Znalazłem butelkę. Gdy ją wziąłem i odkręciłem, poczułem słodką woń krwi Eny. Czyli jednak mi ją dał. Wypiłem niemalże połowę. Łapczywie, spragniony i po wszystkim oblizałem wargi i zakręciłem butelkę. Podniosłem się z łóżka i poskładałem koc. Usłyszałem hałas, dlatego też zabrałem butelkę i wyszedłem przez okno w pokoju chłopaka. Wielokrotnie już tak wychodziłem, więc można rzec, że tak jest wygodniej. Wydawało się dosyć wysoko, ale nie aż tak. Znalazłem sposób na zejście.
Gdy już stałem na ziemi, powędrowałem do ogrodu. Chciałem pozwiedzać, skoro już tu jestem. Ciekawiło mnie co, się tutaj znajduje.. W międzyczasie też upijałem po małych łyczkach krwi z butelki. Oglądałem ogród oraz to, co się w nim znajdowało. Kucałem, by się przyjrzeć dokładnie piwonią. Ena często nimi pachnie, dlatego też ciekawiły mnie.
- Piwonia jedyny rodzaj należący do rodziny piwoniowatych. Obejmuje 32–35 gatunków. Pochodzą głównie z obszarów o umiarkowanym klimacie. - powiedziałem do siebie. Tak mi się przypomniało z tego, co czytałem z nudów. Każda książka o roślinach, ich historia, uprawa, gatunek, pielęgnacja. Wszystko pamiętam. Gdyż lepiej mieć tę wiedzę na wszelki wypadek, gdyby mogły się one do czegoś przydać. Zapach kwiatu unosił się w powietrzu. Przy piwoniach zasiedziałem się, a gdy wstałem, nogi trochę mnie bolały. Dlatego, by je rozchodzić, ruszyłem obejrzeć inne gatunki kwiatów, które się tu znajdowały. Były też takie, które lubię. W szczególności jeden, najrzadszy i przepiękny. Choć dla innych może okazać się on brzydki i chwast. Jest to rodzaj martwego podziemnego kwiatu, który niekiedy pojawia się wśród tych pięknych. Gdy akurat chciałem go dotknąć, ktoś krzyknął. Odwróciłem się szybko, by spojrzeć, skąd dobiega hałas. Jakiś osobnik patrzył na mnie. Nie chciałem narobić kłopotów Enie, dlatego też zwiałem dzięki szybkości za domek. Gdzieś się ukryłem wśród drzew. Idąc dalej, ujrzałem jeziorko z białym pomostem. Naprawdę pięknie tutaj było.
Przysiadłem na poręczy pomostu. Jeden ruch i wskoczę do jeziorka. Wyciągnąłem ukrytą butelkę krwi, po czym powoli ją odkręciłem. Zatrzymałem się jednak, by posłuchać, czy nikt się nie zbliża. Nikogo nie słyszałem, jedynie dużo dalej było słychać, jak ktoś rozmawia. Dlatego też mogłem wrócić do swojej czynności i napić się swojego napoju. Plus był taki, że ciepło odbijających promieni słońca, oraz wilgoć jeziorka współgrała ze sobą. Wygodnie sobie siedziałem albo też spacerowałem po tym też miejscu. Mała wysepka na środku była. Otoczona wodą. Tak jakby można było się tu ukryć. Czyli znalazłem miejsce do ukrycia się przed światem.
Nie myślałem o nudzie ani o niczym innym. Gdyż zapachy i widoki, zapewniały mi wszystko, czego potrzebowałem. Moja skóra była odkryta, ale jedynie błyszczała się delikatnie. Jednakże, gdy słońce dawało o sobie znać. Ukryłem się w cieniu i czekałem jedynie na deszcz. Takie zwieńczenie mogłoby być świetne. Słońce świeci, ale też kapią krople z nieba. Świeże aromatyczne zapachy, by się pojawiły.
Przeciągnąłem się, gdyż wypiłem już całą butelkę krwi. Znalazłem miejsce w cieniu drzewa, gdy wygodnie sobie przysiadłem, mogłem po prostu patrzeć przed siebie albo na boki. Jak woda płynie, czy kołysze się na boki, wywołując pierścienie. Znalazłem także kamyki, które rzucałem "puszczając kaczki" kilka razy odbijały się od tafli wody.

Ena?

czwartek, 27 maja 2021

Od Eny cd. Hyo

Gorąc ogarnął moje ciało. Osunąłem się na ziemię, uwalniając się z uścisku Hyo. W mgnieniu oka okryłem się teraz już pomiętą szatą. Nie miałem pojęcia, co zrobić. Pierwszy raz w życiu coś takiego mi się przydarzyło. Wstrzymywałem oddech na tyle długo, że wdech wziąłem prawie w momencie utraty przytomności. Tego było za wiele nawet jak dla mnie! 
Z twarzy Hyo nie znikał uśmiech, kiedy ocierał dłonią kąciki ust. Patrząc na niego czułem się zapędzony w kozi róg. Chłopak zdecydowanie nie chciał zrobić mi krzywdy, urazić mnie czy przestraszyć. Jednak nie potrafiłem odebrać tego gestu w pozytywny sposób. W myślach przeklinałem to, że akurat dzisiaj przyszedłem do biblioteki. Gdybyśmy tutaj nie utknęli, do niczego by nie doszło. Muszę się stąd wydostać i to jak najszybciej. 
Hyo wykorzystał moje rozproszenie i nachylił się nade mną, przyklękając na podłodze. Złączył nasze usta w pocałunku, nim w ogóle zdążyłam zareagować. W pełnym szoku odsunąłem się, kolejny raz z trudem łapiąc oddech. Za dużo, za dużo. 
- Nie rób tak nigdy więcej... - powiedziałem cicho, odwracając wzrok. Nie potrafiłem spojrzeć Hyo w oczy.
W odpowiedzi usłyszałem delikatny śmiech.
- W porządku, w porządku. Następnym razem poczekam aż poprosisz.
Zachłysnąłem się powietrzem. Następnie odkaszlnąłem głośno. "Następnym razem"! Wydany odgłos chyba był zbyt nagły. W głównej sali zapanował mały ruch. Musiałem przypadkiem zdradzić naszą pozycję. Hyo od razu przybliżył się, od razu zatykając mi usta dłonią, zmuszając do zachowania ciszy. Doskonale wiedziałem, jak mam się zachować! Nie musiał mi o tym przypominać. Ściągnąłem z twarzy natrętną dłoń. Wstałem też z miejsca, poprawiając zmierzwioną szatę. Zająłem miejsce przy drzwiach, jakby oczekując ataku. Nic jednak nas nie zaskoczyło. Dźwięki ucichły, a ja dalej byłem uwięziony w składziku wraz z Hyo. W aktualnych okolicznościach wolałem chyba wydostać się na zewnątrz, nawet jeśli oznaczałoby to walkę. 
Szybko podjąłem decyzję. Nie wiedziałem, jak daleko mógłby posunąć się Hyo. Aktualnie stykaliśmy się ciałami, wypełniając całą pozostałą nam przestrzeń. Tutaj zdecydowanie było za mało miejsca. Odwróciłem się twarzą do chłopaka, podnosząc spojrzenie.
- Musimy się stąd wydostać. Teraz - zdecydowałem. Pośpiesznie zacisnąłem dłoń na rękojeści. Skoro nie mogę opuścić tego miejsca pokojowo, wywalczę sobie drogę. 
- To może być niebezpieczne - przypomniał Hyo. - Zostańmy i poczekajmy na rozwój wydarzeń. 
Chociaż nie było to do mnie podobne, wyjątkowo nie chciałem go słuchać. Sam nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Ogarniała mnie dziwna niepewność na samą myśl spędzenia tutaj choćby minuty dłużej.
- Nie bój się - zapewniłem, zmuszając się do lekkiego uśmiechu. - W razie cię ochronię. 
Nie mówiąc nic więcej cicho opuściłem składzik. Obejrzałem się, że Hyo za mną podążą. Na szczęście tak było.
Wyciągnąłem ostrze, będąc już gotowym do możliwego ataku. Zmysły miałem wyczulone. Nic nie mogło mnie zaskoczyć. Z tego też powodu chwilę po tym, jak usłyszałem cichy dźwięk od razu stanąłem do walki. Ku mojemu zaskoczeniu nie natknęliśmy się na żadne zjawy, duchy czy inne potwory. 
Spotkaliśmy kilku uczniów Corvine, którzy nie mogli pohamować swojej radości na widok Hyo. Jakimś cudem udało nam się wydostać z biblioteki. Miałem wrażenie, że wszelkich chętnych oponentów w jednej chwili odgoniła moja wroga wszystkiemu aura. W tym momencie już nawet jej nie kontrolowałem. Demoniczna strona wzięła nade mną górę. Stoicki, typowy dla mnie spokój zniknął bez śladu. A z równowagi wyprowadził mnie właśnie Hyo. Dalej nie wiedziałem, jak miałem interpretować wcześniejsze wydarzenie. W mojej głowie panował chaos. 
Zimne nocne powietrze ogarnęło mnie, lekko uspokajając. Zamknąłem oczy, biorąc głęboki wdech. Pozwoliło mi to choć na chwilę uporządkować myśli. Muszę to wszystko wyjaśnić z Hyo. Czy to właśnie o to mu chodziło mówiąc, że jesteśmy sobie przeznaczeni? 
Nie miałem ochoty się z nim nawet żegnać. Wiedziałem, że to niezwykle niekulturalne, ale nie miałem na to siły. Chciałem się jedynie znaleźć w moim pokoju. Pragnąłem odpoczynku. 
***
Gorąca kąpiel stanowiła spełnienie moich marzeń. Wśród gorącej wody poczułem się naprawdę dobrze. do tej pory miałem wrażenie bycia brudnym. Nie wiem, ile czasu ta czynność mi zajęła. Nie chciałem szybko przerywać kąpieli. Siedziałem w wodzie dopóki ta całkowicie nie wystygła.
Założyłem zwiewne szaty do snu. Kątem oka dostrzegłem leżącą na stole kartkę papieru. No tak. Wyjazd do rodziny. Na samą myśl o zobaczeniu bliskich poczułem się lepiej. Już nie mogłem doczekać się spotkania z braćmi. Bardzo za nimi tęskniłem. 
Wtedy też przypomniałem sobie, że zaprosiłem Hyo. Zastanawiałem się, czy po tym wszystkim chłopak będzie chciał mi towarzyszyć. To nie tak, że nie chciałem go widzieć. Wręcz przeciwnie. Na ostatnim spotkaniu źle go potraktowałem. Nawet nie pokwapiłem się, aby się pożegnać. Czułem się okropnie z tego powodu. Chciałem go znowu zobaczyć. 
***
Dnia wyjazdu piękna kareta podjechała pod szkołę. Doskonale rozpoznałem woźnicę i pojazd. Rodzina jak zwykle chciała zabłysnąć i się popisać. Westchnąłem cicho, widząc ten ekstrawagancki popis. 
- Witaj, paniczu - przywitał się woźnica. - Jesteś już gotowy? 
Odpowiedziałem krótko na przywitanie eleganckim kiwnięciem głową. 
- Muszę jeszcze na kogoś poczekać - odparłem. - To nie problem, prawda? 
Mężczyzna uśmiechnął się. Zaczęliśmy spokojną rozmowę do czasu pojawienia się Hyo. Jednak przyszedł! Przyznam się, że nawet ucieszyłem się na jego widok. Nie mogłem się doczekać, aż pokażę mu mój dom.
Po dłużącej się drodze dotarliśmy do niewielkiego, nadmorskiego miasteczka. Na jego obrzeżach leżał nasz dworek. Już z daleka przywitała mnie znajoma okolica. Nie potrafiłem oderwać wzroku od przyjemnych widoków. Co chwila zerkałem na Hyo, ale on nie wydawał się być równie zachwycony tutejszą florą.
Na tle zieleni i kolorowych kwiatów malował się pokaźnej wielkości biały dworek. Zatrzymaliśmy się właśnie pod nim, na brukowanym podjeździe. Tam wysiedliśmy z pojazdu. Wyskoczyłem z karety i od razu skierowałem swoje kroki w stronę domu. Wtedy na ganku pojawili się moi bracia, którzy najpewniej usłyszeli, że dotarliśmy do celu.
Po wesołym przywitaniu i przedstawieniu Hyo udaliśmy się do środka. Tam zastaliśmy resztę rodziny. Wspólnie spożyliśmy kolację, po której zaprowadziłem wampira do przeznaczonej dla niego sypialni.
- Odpocznij, spotkamy się później - pożegnałem się. 
Pokój gościny znajdował się na tym samym piętrze, co moja sypialnia. Ucieszyłem się na widok znajomego pomieszczenia. Przywitały mnie jasne ściany i meble. W środku pokoju znajdowało się duże białe łóżko z baldachimem. Niemal od razu się na nim położyłem, korzystając z wygody. Naprawdę miło było wrócić na te trzy dni do domu. Mam nadzieję, że Hyo się tutaj spodoba.

Hyo?

Od Shaina cd Rivailla

  Dzień jak codzień, obudziłem się wcześnie rano i po odświeżeniu się i ubraniu wyszedłem z torbą książek na zajęcia. Trwały one dość krótko bo do południa. Poszedłem do biblioteki, zawsze po zajęciach pomagałem pani bibliotekarce. Była starsza i miła panią. Chodź jak ktoś miał głośno rozmawiać lub hałasować w biblotce stawała się istnym demonem. Dla mnie była jak druga babcia. Zawsze lubiłem słuchać jej historii z młodości, nawet jak niektóre czasem się powtarzają i tak lubiłem je słuchać. Przeżyła wiele dobrego i złego. Była sietorą, która w młodym wieku zaszła w ciąże. Sama musiała opiekować się dzieckiem, nie miała dachu nad głową. Zarabiała dorywczo, a nieraz zostawiała dziecko samo w stajni, gdy pracowała, by zarabiać na jedzenie i ciuchy. Opowiadała jak spędziła świetne chwile na podróżowaniu przez cały kontynent i wychowywaniu dziecka. Ah no tak była to córka. Nazwała ją Hope, zwana też Nadzieją. Przygarnął ich tutaj pewien pasterz zwał się Eren. Był bardzo miłym i szczerym mężczyzna. Pomagał jej i opiekował się nią, chodź był o wiele starszy od niej. Jej córezka zwała go ojcem, chodź jej nie był, pozwalał na to. Pani Iris, gdyż tak miała na imię uczyła się od właściciela pasterza jak wyprowadzać i paść owce, dzięki temu mogła zapracować na dach nad głową dla siebie i córki. Gdy córka miała 12 lat wyostrzyła sie u niej magii. Umiała na kilka sekund zatrzymać czas w około 10 km. Eren wyznał matce, że to bardzo rzadka i niespotykana zdolność. Niestety używała jej nieświadomie pod wpływem emocji oraz używała na to całą swoją energie, szło za tym, że od razu po użyciu mdlała. Nie wiedziała ona co zrobić, nie znała tej mocy, gdyż takiej nie posiadała. Mężczyzna pomógł jej nauczyć kontrolować moc, dzięki czemu na dłużej mogła zatrzymywać czas. W wieku 18 lat mogła zatrzymywać czas na całe 30 min. Wojsko zainteresowało się nią. Była by dobra wojowniczką. Pani Iris nie chciała sie z nią rozstawać, a co dopiero oddać ja pod opiekę wojska i stracić ją. Niestety  nie ona o tym decydowała lecz królowa. Jej rozkaz wszystko zrujnował. Nie mogła przestać myśleć nad córką wiec znalazła pracę jako bibliotekarka i poświeciła się książką. Widziałem jak jej serce pęka i tęskni za córką. Z łzami w oczach powiedziała mi, że nie widziała jej 40 lat. Marzy jej sie by ją jeszcze zobaczyć, lecz nie ma z nią kontaktu. Zaprosiła mnie nawet, bym kiedyś odwiedził ją, pozna mnie wtedy z meżczyzną z którym jest związana od tych 40 lat. 
Dziś miała dużo roboty, inna biblioteka w innej Akademii chciała książki, gdyż jedna z klas będzie piać na jej podstawie referat i miała dać wszystkie egzemplarze jakie ma. Wiedziałem, że nie da rady sama tego zanieść. Zaoferowałem jej pomoc, że zam dostarczę je do innej biblioteki. Zgodziła się i obdarowała mnie miłym i ciepłym uśmiechem. Zrobiło mi się, aż ciepło na sercu. Pomogła mi wziąć 14 książek i otworzyła mi drzwi, bym bezpiecznie wyszedł z Akademii Corvine. Książki miały być dostarczone do Akademii Sarlok. Szedłem przez całą drogę z nimi. Nie miałem widoku, wiec mówiłem co chwile przepraszam, by potencjalni ludzie zeszli z drogi. Ktoś był tak miły, że nawet otworzył mi drzwi do Akademi Sarlok. Szedłem juz korytarzami szukając biblioteki. Nagle poczułem jak na kogoś wpadam. Gdy zauważyłem, że wpadłem na jakiegoś chłopaka było mi strasznie wstyd. Zapomniałem mówić przepraszam... Gapa ze mnie !  Szybko zacząłem zbierać książki. On również pomógł je pozbierać. Gdy się dowiedziałem, że chce mi pomóc je zanieś ucieszyłem się, że maja tu tak miłych ludzi. 
- Em tak, szukam biblioteki, wiesz gdzie ją znajdę ?- spytałem dalej trochę zawstydzony całą sytuacją.
- Chodź pokaże ci  - odparł i ruszył z połową książek. 
Ruszyłem za nim zwracając uwagę na miejsca, były ładne. Bardzo wiele zdobień, każda z Akademii była inna. Gdy dotarliśmy do biblioteki, zastała nam tam trochę młodsza bibliotekarka, niż ta w naszej akademii. 
- Oh witajcie co was tu sprowadza - zapytała
- Jestem z Corvine, prosiłą pani, panią bibliotekarkę stamtąd o książki więc przyniosłem je. 
- Ah Dziękuje bardzo połóżcie je tam na stoliku - wskazała stolik. 
Poszliśmy w ciszy i położyliśmy na nim wszystkie książki. Wyszliśmy z biblioteki, chłopak chciał już odchodzić, lecz złapałem go za szatę. 
- Dziękuje - odparłem nieśmiało
- Nie ma za co. Staraj się nie wpadać na więcej osób - odparł bez uczuciowo
- Mogę się Tobie jakoś odwdzięczyć ? - zapytałem i dodałem - może postawie ci jedzenie ?
Chłopak zastanawiał się chwilkę i kiwną głową na zgodę. 
- To chodźmy na miasto tutejszych dań nie jadłem jeszcze tutaj - odparłem 
- Ah no tak - odparłem nieśmiało - jestem Shain - spuściłem wzrok 

 Rivaill?

Od Shain'a cd Nikolai

 - Czas wracać do Akademii - odparłem 
Nikoali zmarszczył brwi, lecz po chwili rozluźnił je i uśmiechnął się. 
- Nie odpuścisz mi nie ? - zaśmiał się
Ja kiwnąłem na znak tak. Wróciliśmy powolnym chodem do Akademii. Był już wieczór. Prawdopodobnie wszyscy spali już u siebie. Nikolai ziewnął. Stanęliśmy na korytarzu akademika. 
- To może jutro zaczniemy powtórzenie - odparłem - Pojutrze masz sprawdzian - dodałem 
- Ah no tak - spojrzał na mnie - To do jutra - pomachał mi na porzegnanie
Rozeszliśmy się w dwie różne strony, ja poszedłem w stronę swojego pokoju, a on swojego. Odłożyłem plecak na bok i położyłem się do łóżka. To był dla mnie ciężkie. Cała ta sytuacja z krwią.. Moje powieki szybko zrobiły się cięższe. Nie wiem kiedy zasnąłem. 
~~~~
Obudziły mnie promienie światła. Usiadłem na łóżku i przeciągnąłem się. Dziś znów miałem uczyć Nikolaia, jutro miał pisać test by zdać te wszystkie złe oceny. Przetarłem oczy i ruszyłem do łazienki. Wziąłem nalałem pełną wannę wody. po czym wlałem kilka naturalnych zapachów. Poszedłem na chwile otworzyć tylko okno by wywietrzyć pokój. Nie sprawdzałem godziny, myślałem, że jak zawsze jest wcześnie rano. Poczułem jak wiatr przyjemnie wieje w moje plecy. Ja oddaliłem się znów do łazienki i zamknąłem za sobą drzwi. Zdjąłem brudne ubrania i wyszyciem do prania. Gdy moja moc psychokinezy prała moja brudną szatę. Ja relaksowałem się w wannie i cicho sobie podśpiewywałem. 

There once was a ship that put to sea 
The name of the ship was the Billy of Tea
 The winds blew up, her bow dipped down
 O blow, my bully boys, blow (Huh!)

Soon may the Wellerman come
 To bring us sugar and tea and rum
 One day, when the tonguin' is done
 We'll take our leave and go

She had not been two weeks from shore
 When down on her a right whale bore
 The captain called all hands and swore
 He'd take that whale in tow (Huh!)

Soon may the Wellerman come
 To bring us sugar and tea and rum
 One day, when the tonguin' is done
 We'll take our leave and go

Da-ra, ra-ra-ra-ta, ra-ra-ra-ta, ra-ra-ra-ra-ta
 Da-ra, ra-ra-ra-ta, ra-ra-ra-ta-ra-da

Przerwałem moje śpiewy. Może nie wydawało by się, że śpiewam szczęśliwy, ale tak było. Nie czułem smutku.. jak na razie. Chodź na pewno nie było to stałe szczęście zawsze jakieś. Umyłem włosy i całe ciało i opłukałem się. Wyszedłem i wytarłem się ręcznikiem. Powiesiłem dzięki mocy szaty do wyschnięcia i wyszedłem goły z łazienki. Poczułem jak świeży i chłodny wiatr muska moje ciało. Podszedłem do szafy i wziąłem szaty oraz bieliznę. Założyłem wszystko i uczesałem włosy. Dzięki naturalnemu składnikowi z roślin mogłem je ładnie usztywnić w taki sposób by nie czuć było, że są sztywne. Uczesałem ogon oraz uszy. Przejrzałem się w swojej toaletce, nikt o tym nie wie ale lubię sobie lekko oczy malować. Wszyscy myślą, że to jest zasługa mojej urody, dlatego, że pod wodą się nie zmywa. To zasługa jednej z roślin. Dzięki niej jest odporny na wodę oraz się nie rozmazuje.  Druga roślina jest skuteczna przy zmywaniu go wieczorem. Zacząłem malować oczy. Gdy skończyłem wziąłem gęsty jak krem serum i wklepałem w oczy i pod nimi. Wstałem i rozciągnąłem się i poszedłem lekko zamknąć już okno. Nie chciałem niepożądanych gości, a z jednej strony chciałem by pokój się wywietrzył. Zabrałem książki i ruszyłem do pokoju Nikolaia. Stanąłem przed drzwiami i bałem się zapukać. Zawsze to przychodzi mi z trudem. Zapukałem w końcu. 
~~
Przyszedł dzień by Nikolai zdał test. Przyznam się denerwowałem się, czy w ogóle pójdzie. Czytałem książkę oparty o drzewo, co chwile patrzyłem na drzwi Akademii z nadzieją, że wyjdzie już po teście Nikolai. Lecz nic nie widziałem. Straciłem już nadzieję, że mógłby przyjść i zdać. Przecież był bardzo niechętny na naukę.. A co dopiero zdawać test... Popatrzyłem na swoje dłonie. 
- Muszę popracować nad swoją aurą oraz nad kontrolą mocy.. - wzdychnąłem i zamknąłem dłoń i oczy.

Nikolai ?


Od Hyo cd Yeu

Zbudziłem się cały w bandażach. Nie wiedziałem czemu. Jednakże po krótkiej chwili powoli wszystko do mnie wróciło. Yeu. Badania. Płomienie. Zacząłem odplątywać bandaż na ręce, by sprawdzić, jak to idzie. Skóra wracała do normy. Wstałem z łóżka i ruszyłem prosto, aż napotkałem lustro. Odplątałem resztę bandaży. Na brzuchu i plecach skóra wydawała się wolniej goić. Nie wiedziałem czemu. Gdyż nawet jak miałem oparzenia, to bywało, że dużo szybciej się goiły rany. Wyszedłem z pomieszczenia, by udać się do pomieszczenia z łaźnią. Tam będę mógł szybciej dojść do siebie.Oparzenie na brzuchu zniknęło, jedynie została kreska, która była trochę dłuższa, jednakże ona także powoli znikała. Kąpiel z ziołami, krwią oraz odpoczynek dobrze mi robią. Chociaż gdy weszła Ariel podopieczna babci, wiedziałem, że coś jest nie tak. Weszła do łaźniowej wanny, po czym zaczęła nakładać coś na moje plecy. Piekło, łaskotało i łagodziło. Czyli jednak poparzenie na plecach jeszcze zostało. Goiło się, cały czas, ale coś szło wolniej. Mimo takich ran zazwyczaj szło szybciej, a tutaj muszę czekać.
***
Leżałem w swoim łóżku na brzuchu, gdyż oparzeniami wciąż ktoś się zajmował. Musiałem czym prędzej wracać na zajęcia, ale także wysłałem kilka osób, za Yeu. Mieli go pilnować, a w razie czego podrzucić mu jakieś smakołyki (tak mowa o ludziach, których mógłby zamordować, albo potworach). Pilnować go mieli oraz informować mnie o poczynaniach. Ciarki przechodziły przez moje ciało, dlatego też odtrąciłem osobę od siebie. Był nią znienawidzony osobnik, którego nie chciałem widzieć i wciąż nie chce.
Opuściłem pomieszczenie, zarzuciłem na siebie jakąś jedwabną bluzkę, po czym wróciłem do akademika. Wolałem pobyć sam, może szybciej się zregeneruje. W pokoju ściągnąłem koszulę i wylałem nieco błękitnej krwi, po czym zacząłem medytować.
***
Analizowałem wszystkie sytuacje i momenty, odkąd spotkałem się z Yeu. To on pierwszy się zjawił, gdy akurat byłem na treningu. Późniejsze wydarzenia miały na celu mnie jedynie zirytować albo też miałem być zazdrosny o to, co on robi. Skoro się zjawił to, czemu, miałem nie skorzystać. Mimo wcześniejszych początków sprzeczek. Nie wiem czemu i od czego się zaczęły te ciągłe sprzeczki i powody do wzajemnego wkurzania. Mogło wpłynąć wiele sytuacji, także na jedną trudno się zdecydować. Oczywiście Yeu może, robić co chce. Spędzać czas gdzie i z kim chce, nie musi mi się tłumaczyć. Jednakże nawet jeśli chciałem z nim porozmawiać, to i tak nam przerwano. Pojawienie się bestii, która jedynie pokomplikowała wszystko. Instynktownie odepchnąłem chłopaka, jednakże sam oberwałem, a on z opóźnieniem go spalił. Nie miałem mu tego za złe, ale on najwyraźniej miał. Miał iść poszukać roślin i kwiatu, bym mógł się wyleczyć. Pożyczenie mocy od Yeu też jest dobre, gdyż potrzebowałem wówczas ognia. Opatrzyłem się sam. Musiałem odpocząć od problemów i od samego Yeu. Jednakże to się odwróciło przeciwko mnie. Choć wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy jak daleko, może się to posunąć. Przyszedł wówczas do mnie. To było miłe, że mogłem się do niego tak po prostu przytulić. Chociaż potem gdy go znalazłem, był w opłakanym stanie....
Westchnąłem, gdyż ktoś uciążliwie walił do moich drzwi. Burknąłem do siebie, po czym wstałem i ruszyłem, zobaczyć kto taki się pojawił. Osoba z kopertą. Wziąłem je, ale zanim osoba poszła, dała mi woreczek. Wówczas mogłem zamknąć drzwi. Usiadłem na łóżku i otworzyłem kopertę, by zobaczyć, co znaleźli na temat Yeu. Gdzie i co się z nim teraz dzieje. Nie mogłem dokończyć, medytować. Znalazłem coś, co spowodowało, że musiałem odnaleźć Yeu, nawet jeśli będę musiał z nim walczyć.
***
Musiałem przeszukać kilka miejsc. W końcu go znalazłem kryjówka, do której się lepiej nie zapuszczać. Choć ja czasem w nich bywam. Wszędzie jednak leżały pozabijane trupy. Krew niektórych była jeszcze świeża. Inni leżeli już tam dłuższy czas. Yeu mnie zauważył i zaatakował. Dałem się mu złapać. Przez co zaczął mnie dusić. Starałem się go zatrzymać, ale jedynie ścisnął dłonie mocniej na mojej szyi. Brakowało mi powietrza, choć tak szczerze podobało mi się to.
Udało mi w końcu wyciągnąć woreczek, a jego zawartość wysypałem na twarz chłopaka. Padł na mnie, przestał mnie dusić, ale za to był nieprzytomny. Będzie trwać to krótko, dlatego też zabiorę go w bezpieczne miejsce.
***
Był w łańcuchach. Musiałem zasłonić mu usta, ale także musiałem go powstrzymać od używania magii. Oblizałem wargi i przejechałem dłońmi po udach chłopaka. Szarpnąłem za jego włosy i czekałem, aż się obudzi.
- Yeu czas wstawać. Czas na zabawę. - mruknąłem i ugryzłem jego uszko. Obudził się, dlatego też odsunąłem się na bezpieczną odległość i obserwowałem go jak się szapie i wierzga. Poczułem jak dreszcze, przechodzą przez całe moje ciało. Było to bardzo przyjemne, gdyż zawsze miło możemy się razem zabawić.
Obserwowałem go uważnie, każdy ruch. Dlatego też wstałem i ułożyłem dłonie na udach chłopaka, po czym miałem dostęp do krwi chłopaka. Chciałem go ugryźć, ale zbyt bardzo się rzucał, by móc coś więcej zrobić. Mogłem jedynie obserwować i czekać aż się w końcu uspokoi.

Yeu?

wtorek, 25 maja 2021

Od Aurory do Yeu

 

            Tej nocy dziewczyna nie mogła przez jakiś czas nawet zasnąć. Nie dlatego, że się bała tej wiewiórki. Ona przecież kocha zwierzęta! Bardziej… no cóż. To było takie słodkie, co Yeu zrobił! Aż na samą myśl się rumieniła, chociaż według niej nie powinna. To jest przyjaciel, prawda? Tak powinna uznawać. A przynajmniej próbowała.

 

            Następnego dnia Aurora opuściła swój pokój w jak najlepszym humorze. Była to niedziela, czyli kolejny dzień wolny od lekcji. Prawie że podskakiwała, idąc korytarzem i trzymając ręce za sobą.

            A przynajmniej do chwili kiedy zauważyła Yeu wychodzącego za mury akademii. Nie ukrywała tego, była ciekawa, gdzie ten koleszka sobie wychodzi, dlatego, prawie że podbiegła do niego.

            — Gdzie się wybierasz? — zapytała, mrugając ładnie oczami.

            Spojrzała na taki mały ‘’bagaż’’ który miał przy sobie. Jak widać, raczej to nie było na pięć minut wyjście. Podniosła po chwili znowu wzrok na białowłosego chłopaka.

            — Do rodziny. — odparł prawie od razu.

            Aurora oczywiście myślała, że chłopak ma dobre relacje z rodziną. Przynajmniej nie tak jak ona. Ona nie chciałaby za żadną cenę wrócić, choć na chwilę do nich. Jednak skoro Yeu do nich jedzie, myślała, że ich ludzi.

            — To wspaniale! Prawda? — powiedziała zadowolona. — W takim razie jedź. — dodała po chwili, odchodząc od niego.

            Jedyne co usłyszała za sobą, odchodząc już nie w podskokach to ciche i raczej bez szczęścia „Dzięki”. Jednak aniołek już na to nie zareagowała.

 

            Aurora wróciła do pokoju, może trochę zawiedziona, że nie mogła z nim spędzić czasu, jednak teraz to nieistotne. Rozejrzała się po pokoju. Nie był jakiś przestronny. W tym pokoju mało rzeczy się znajdowało, chociaż i tak Aurora go lubiła. Jasnoniebieskie ściany. Pod dużym oknem stało nawet duże białe biurko, na którym Aurora często tworzyła tę swoją sztukę. Duże łóżko, postawione w cieniu pokoju, aby Aurora mogła się wyspać, a nie, że budzą ją promienie słońca. Ciemnobrązowa szafa ustawiona w kącie pokoju, jednak ją oświetla już światło. Jednak i tak, w dzień dzięki dużemu oknu pokój jest naświetlony. Jedynie w godzinach nocnych trzeba włączać lampy. Mały jasny dywanik na środku pokoju. Naprzeciwko drzwi od wejścia znajdują się drzwi do łazienki. Mimo tego, iż jest tutaj tak mało rzeczy i tak utrzymuje się tutaj, jak to Aurora nazywa, artystyczny nieład. Czasami coś wystaje z szuflad, najczęściej są to jakieś pędzle z biurka, w szafie często jest ‘’burdel’’, a pod łóżkiem można znaleźć nawet kapcie, które Aurora tam zostawiła tydzień temu. Jednak spokojnie, nie śmierdzą, na szczęście, w innym wypadku anielica udusiła się tu. Nic w jej pokoju nie wydaje takiego brzydkiego zapachu.

            Po chwili namysłu co ma robić w tym wolnym czasie, postanowiła — rysowanie. Oczywiście, lubi to, jednak przecież nie będzie tego cały czas robiła. Tak czy siak, przysiadła do biurka. Na samym początku zaczęła lekko robić zarys szczeniaka, bo właśnie to postanowiła narysować. Zawsze ją uczono, najpierw kółka, a potem się łączy je i taka, jest forma. Tak też zrobiła, narysowała formę na łeb, jak i ciałko. Połączyła je kreskami i było już ciało. Zaczęła dorysowywać lekko sierść. Jak to? Szczeniak bez sierści? No właśnie. Wyglądałby okropnie. Tak czy siak, wychodziło jej to coraz lepiej. Oczywiście, aniołek nie jest jakimś wielkim artystą, a na pewno w jeden dzień nie zrobi jakiegoś arcydzieła. Jednak przez kilka minut już udało jej się coś stworzyć. Trzeba też wspomnieć, Aurora nienawidzi kolorowania. Jej styl to bardziej się opiera na czarno-białych dziełach. Według niej kolory wszystko zabijają, dlatego tego nie robiła.

            W międzyczasie zdążyło jej się znudzić rysowanie, dlatego też wzięła z jakiejś szuflady książkę z tytułem ,,Wojownicy’’. Położyła się na łóżku i zaczęła czytać.

 

            Po całym dniu, gdzie był już wieczór, ktoś zapukał do jej drzwi. Od razu podskoczyła otworzyć, a jej oczom ukazał się sam Yeu. Uśmiechnęła się do niego.

            — Jak było? — zapytała szybko.

            — Nieważne. — odpowiedział bez chwili zawahania się.

            Aurora kiwnęła głową, przecież nie będzie go wypytywać.

            Zaprosiła go do środka. Przecież nie będzie stać w drzwiach. A jak już zapytała, to było trochę wstyd odmówić, nieprawdaż?

            Yeu rozejrzał się po pokoju, za to Aurora usiadła na łóżku, już miała mówić, kiedy chłopak wziął do ręki jej rysunek.

            — Sama narysowałaś? — zapytał, spoglądając na nią kontem oka.

            Dziewczyna od razu wstała i podeszła do niego. Spojrzała na rysunek, który w jego rękach… no wyglądał na mniejszy.

            — Oczywiście. — odparła Aurora — Podoba Ci się? Oczywiście, nie jest dokończony jeszcze. Trzeba dużo poprawić, jak cieniowanie, jednak według mnie prezentuje się na chwilę obecną dobrze.

                                                                             Yeu?

Od Yeu cd Hyo

 Moce nie działają.. ? Nasze zmysły są wyostrzone ? A my możemy być tu zranieni.. No nieźle. Moje zmysły to węch słuch oraz zwinność. Więc nic nadzwyczajnego w szczególności do Hyo. Szliśmy kolejną ścieżka do niktąd. Drzwi starały się powtarzać, albo mi tylko tak się zdawało. Zatrzymałem się w miejscu i nadsłuchiwałem. Nie możliwe, żeby tamte stwory były, aż tak wyczulony słuch by znaleźć nasz chód czyż nie?... czyż nie!? 
- Hyo ! - odparłem a za nim pojawił się stwór. 
Stwór usłyszał mój krzyk.. Szlag.. 
Rzucił się w stronę chłopaka, chłopak z łatwością uniknął, lecz nie wiedział, że w cieniu był jeszcze jeden. Podbiegłem do niego i odrzuciłem go, sam natomiast dostałem w brzuch od pazurów stwora. Hyo rzucił kamień w jakąś stronę by odwrócić na chwilę ich uwagę. 
- Zaraz znajdziemy jakieś otwarte drzwi i.. - nie pozwoliłem mu dokończyć
- Nie dam rady nic przejsć - rana nie dość że była głęboka to zabierała wszystkie moje witalne siły. Osunołem się o ściane i usiadłęm oparty o nią, łapiąc się lewą ręką za brzuch. Dwa stwory zauważyły, że to nie był kamyk i kierowały się w odgłos naszych rozmów. 
- Zaraz wrócę tylko zajmę się nimi - odparł chłopak
Stwory były inteligentniejsze niż podejrzewałem. Mogłem tylko oglądać jak walczy z dwoma z nich. Właśnie... dwoma.. było ich.. Nagle usłyszałem, że coś zza rogu wychodzi. Była to zguba. Jako jedyny z niby był masywniejszy i wyższy. Czyżby miał jakieś inne aspekty, dzięki, którym mógłby mnie zauważyć. Raczej tak, gdyż spojrzał w moją stronę i zaczął się w nią kierować. Spojrzałem na brzuch. Krew.. woń zwabiła go. Spoglądając na walkę Hyo z dwoma potworami , wiedziałem, że nie da rady być w 2 miejscach jednocześnie. Zmieniłem rękę i teraz to prawą łapałem się za brzuch, a lewą wystawiłem w kierunku stwora. Miałem cichą nadzieje, że magia zadziała. Lecz to nia nic.. Czyżby to był mój koniec? Gdy potwór skakał, poczułem przepływającą agresje i chęć mordu we mnie. Nagle całe moje ciało uwolniło całkowitą swoją moc, na jaką było mnie stać aktualnie. Wybuchłem niczym bomba atomowa. Hyo przeżył tylko dlatego, że miał regeneracje bardzo dobrą. Lecz czułem, że coś ze mną jest nie tak. Usłyszałem nagle krzyki i jak ktoś mówi coś. 
- Szybko zabierajcie Hyo i wynoście się stąd ! - odparł głos 
- Ale nasze badanie ?! - krzyknął inny głos
- Uciekajcie albo spłoniecie zaraz wybuchnie ! - krzyknął po raz kolejny pierwszy z głosów. 
Nagle obudziłem się na łóżku szpitalnym z krzykiem podniosłem się do pozycji siedzącej, a wszystko wokoło mnie stanęło w płomieniach. Złapałem się za głowę. Moje myśli biegły tylko w jednym kierunku.. MORD!!!!... Nie mogłem dłużej wytrzymać powstrzymywać tych myśli.. Wstałem z łóżka i okryty płomieniami wokół szat ruszyłem do wyjścia. W moich oczach nie było widać żadnych uczuć ani dawnego mnie. Chciałem jak najszybciej znaleźć kogoś kogo mogę zabić... Zniknąłem z miejsca w którym przebywałem. 
Hyo ? 

Od Shaina cd Hyo

 Moc ? O czym on mówił..? Nie czułem się inaczej. Moja aura tylko trochę zmieniała kształty, lecz nic pozatym. 
- Co za brednie wygadujesz - odparłem i zacisnąłem pięść 
- Spokojnie może to przyjdzie z czasem - odparł 
- Nie wiem o co ci chodzi.. ale proszę Ciebie i resztę Twojej ekipy o wyjście 
Widział, że mowie serio. Wyszedł nic nie mówiąc reszta za nim. Usiadłem koło mojej babci. 
- Wybacz, że wmieszałem cię w to... Nie chciałem naprawde - posmutniałem 
Położyła dłoń na moim policzku i uśmiechnęła się, drugą walnęła mnie w głowę. 
- Auć.. - odparłem masując bolące miejsce
- Staruszkę mieszać w swoje prywatne sprawy i narażać ją  - odparła - nie jestem zła chociaż jeszcze przed śmiercią się wyszaleje haha - zaśmiałą się i poszła się rozpakować, bo wcześniej nie zdążyła. 
Ja wzdychnąłem i patrzyłem na swoje dłonie. Opanowaną moc? Czyżby niewidzialność? Zamknąłem oczy i skupiłem się na sobie i energii, która mnie przepływa. Pomyślałem o tym, że jestem niewidzialny. Otworzyłem oczy, lecz nic dalej widziałem siebie, podeszłem do babci i spytałem się czy mnie widzi, lecz odparła, że tak. Dał mi nadzieje...Spakowałem swoje rzeczy, trzeba było wrócić do szkoły i nauki. Wróciłem piechotą do akademika i rozpakowałem i się. Zacząłem nadrabiać stracone lekcje. Zapewne będę musiał nadrobić kartkówki lub sprawdziany. Zająłem się wiec nauką. Nie zważałem na nić tylko codziennie się chodziłem na zajęcia a po nich do biblioteki na nadrabianie wszystkiego. Kompletnie olewałem i starałem się nie wpadać na niepożądane osoby jak Yeu czy Hyo. Gdy tylko widziałem ich na horyzoncie znikałem im z oczu by mnie nie zauważyli i szedłem dalej się uczyć. Pewnego razu tak sie zaczytałem, że zapomniałem kogo miałem unikać. Gdy przysiadłem na ławce by chwile odpocząć i wywietrzyć mózg z daleka mogłem zobaczyć pod drzewem Hyo. Nie był sam. Czemu patrzyłem tam, przecież nie byłem juz z nim jakoś związany. Nienawidziłem go... Przez to jak z Takami.. eh nie będę wspominać. Pomasowałem skronie i wzdychnąłem. Tak jak myślałem bawi się uczuciami i zmienia sobie kogo chce w łóżku jak Yeu. Wziąłem książkę i ruszyłem do pokoju. Usiadłem na swoim pokoju i poczułem ja z nosa leci mi zielona krew. Wytarłem ja chusteczką i się na chwile zagapiłem. Co jakbym sprzedał ja... byłbym bogaty, a moja rodzina objawiła by się. Nie przejmował bym się Takami i Healem. Nie liczyli się już dla mnie w ogóle. Zamknąłem znów swoje uczucia i położyłem się na łóżku twarzą w poduszczę. Zasnąłem dość szybko, byłem wykończony nauką. Obudziłem się rano i przeszedłem codzienną rutynę w łazience. Ubrałem szaty i ruszyłem na lekcje. Musiałem przejść z Akademika na Uczelnie, przez plac. Na drodze stanął mi Hyo. 
-Wiesz co twoja babcia jest milsza niz ty. Taka serdeczne niedługo ponownie sie z nią zobacze - uśmiechnął się 
- Możesz z całą rodziną sie zaprzyjaźnić nie obchodzi mnie to, ode mnie trzymaj się z daleka - odparłęm i przewróciłem oczami. Wyminąłem go. Niestety nie spodobało mu sie to i chwycił mnie za ogon zatrzymując mnie. 
- Puść.. - odparłem 
Nie miałem chęci i nerwów by się z nim zmierzyć. Chciałem unikać go jak mogłem. I tak już wszystkie uczucia jak i zaufanie zamknąłem dla niego. Starałem się być dla niego chłodny niczym lodowiec. I raczej już nie zobaczy jak moje końciki ust się ruszają.. Może już nikomu nie zaufam..Chłopak chciał się zbliżyć do mnie, lecz nie dałem mu na to szansy, jedynie złapał mnie za nadgarstek. Ja używając mocy wyrosłem pnącza z ziemi i przywiązałem jego nogi do ziemi. Wyrwałem rękę i bez słowa odwróciłem się i ruszyłem a zajęcia. Słyszałem z tyłu jak mnie woła, lecz nie obchodziło mnie to.

Hyo ?

poniedziałek, 24 maja 2021

Od Darumy cd. Luciena

Wraz z wejściem Luciena moja głowa skierowała się w jego stronę. W tym samym momencie poczułem, jak moje serce zaczyna bić szybciej. Niepewnie spojrzałem na ciemnowłosego, który bez słowa usiadł przy rozpalonym kominku. Nie potrafiłem oderwać wzroku od zakrwawionych szat i podobnie zabarwionej, porzuconej przy drzwiach broni. Wyglądało na to, że rozmowa z mężczyzną nie zakończyła się na słowach. Przełknąłem ślinę, chcąc przerwać ciszę i rozluźnić atmosferę. 
- Czy... udało ci się rozwiązać problem? - zapytałem, próbując nawiązać kontakt wzrokowy z Lucienem. Chłopak przez chwilę nie odpowiadał, najpewniej zbierając myśli. Po kilku sekundach przemówił:
- Dowódca obozu nie będzie już sprawiał problemów.
Jego słowa brzmiały wieloznacznie. Nie wiedziałem, jak dokładnie powinienem je interpretować. Wbiłem spojrzenie w podłogę, nie bardzo domyślając się, jak się zachować. Co mogłem teraz powiedzieć? Czy dopytywanie i rozgrzebywanie sprawy będzie dobrym pomysłem? Przejechałem dłonią po włosach. Nie, na pewno nie. Nie mogę o nic pytać. Zbyt bardzo bałem się dowiedzieć prawdy. 
- To... To chyba dobrze... - odparłem cicho. Była to pierwsza rzecz, jaka przyszła mi do głowy. Brzmiała żałośnie i doskonale o tym wiedziałem. 
Lucien zaśmiał się cicho w odpowiedzi. Chociaż właściwie lepiej mógłbym to nazwać gardłowym, lekko rozbawionym pomrukiem. 
- Istotnie - skomentował. Wyciągnął przed siebie dłonie, jakby próbował ogrzać je w ogniu. Mimo, że jego głos brzmiał spokojnie, miałem wrażenie, że coś trapi Luciena. Nie miałem jednak pojęcia, jak o to zapytać. Prawdopodobnie kilka minut temu brał udział w nieciekawym spotkaniu, które zakończyło się mniej lub bardziej tragicznie. Westchnąłem cicho. 
- To nie twoja krew, prawda? - upewniłem się. - Nie stała ci się żadna krzywda? Nie jesteś ranny? 
- Ze mną wszystko w porządku - odpowiedział, nie odrywając wzroku od ognia. Pomarańczowe płomienie odbijały lśniły w jego oczach. Na twarzy miał rozmazane kilka kropel krwi, a włosy zaczesane do tyłu. Chociaż ten obraz niektórym mógłby się wydawać dość przerażający, moim zdaniem Lucien nawet w takiej prezentacji wygląda niezwykle przystojnie. 
Odkaszlnąłem niepewnie, odganiając zmieszane myśli. Dlaczego w takiej sytuacji zacząłem rozprawiać nad urodą młodzieńca? Miałem poważniejsze rzeczy na głowie niż to. Na przykład, co zaszło między Lucienem a drugim z mężczyzn. Gdyby walczyli na terenie obozu, najpewniej słyszałbym to. Może stoczyli pojedynek dalej? Ciemnowłosy wygrał walkę, więc to koniec problemów? 
Miałem wrażenie, że moje myśli to tylko złudne uspokajanie mnie i tłumaczenie zachowania Luciena, jakbym nie chciał do siebie dopuścić najgorszego. Co jeśli chłopak naprawdę pozbawił przeciwnika życia? Mógł to zrobić. Nic nie stało mu na przeszkodzie. Rządził tym obozem, musiał karać wykroczenia. Dowódca zdecydowanie naruszył ustalone prawo. Najpewniej zrobił to świadomie i z premedytacją. Lucien nie mógł tego zignorować. To był jego obowiązek. 
Między nami zapanowała cisza. Żaden z nas nie odezwał się więcej, jakby zabrakło nam słów wyrażających to, co czuliśmy w tym momencie. 
W końcu Lucien podniósł się z miejsca i spojrzał w moim kierunku.
- Daruma, ja...
- Nieważne, rozumiem - przerwałem mu, również wstając na nogi. - Naprawdę nie musisz mi tego tłumaczyć. 
Lucien otworzył usta z zaskoczenia. 
- Nie chciałbym, aby cokolwiek się między nami zmieniło - zapewnił chłopak, podchodząc bliżej. Powstrzymałem chęć cofnięcia się. Dalej był umazany krwią. Ale to Lucien, ten sam, co wcześniej. Uśmiechnąłem się niepewnie.
- Wiem o tym, nie martw się - powiedziałem spokojnie. - Chyba pójdę odpocząć. To był ciężki dzień. 
Nie czekałem na odpowiedź chłopaka. Udałem się zamiast tego do swojego pokoju. Dopiero tam odetchnąłem ciężko. Może jutro wszystko będzie wyglądało lepiej. 
Nie udało mi się zasnąć. Nie miałem pojęcia, ile czasu minęło, nim usłyszałem pukanie do drzwi. Poprosiłem gościa, aby wszedł do środka. Nie był to nikt inny, jak Lucien. W rękach trzymał dwa talerze. Jeden z nich podał mi. 
- Od rana nic nie jadłeś, musisz być głodny - powiedział, siadając na łóżku. Zajął się swoim posiłkiem.
- Dziękuję, że pamiętałeś. - Uśmiechnąłem się delikatnie i zacząłem jeść sałatkę. Między nami ponownie była niezręczna cisza. Brakowało mi rozmów z Lucienem. Postanowiłem więc zebrać się w sobie i wszystko wyjaśnić. 
- Przepraszam za moje zachowanie z wcześniej - zacząłem. - Byłem po prostu zaskoczony i nie wiedziałem, jak zareagować - wyjaśniłem. - Jeśli chcesz, możesz ze mną porozmawiać o wszystkim.

Lucien? 

niedziela, 23 maja 2021

Od Eny cd. Shain'a

Spotkanie Yeu nie należało do szczytu moich marzeń. Westchnąłem cicho na jego widok. Pojawienie się wyższego ode mnie kitsune zapowiadało problemy. I to niemałe. Dreszcze przeszły mi na samą myśl propozycji oponenta. 
Chociaż próbowałem osłonić Shaina, Yeu i tak wymierzył mu cios. Nie zdążyłem go nawet powstrzymać. Dodatkowo, nie chciałem rozlewu krwi. Przemoc do niczego nie prowadzi. Nie wiedziałem jednak co zrobić w stosunku z kuzynem mojego towarzysza. Słowa w żaden sposób do niego nie przemawiały. W mojej głowie pojawiła się pustka. 
Nie mogłem tak po prostu stanąć do walki z Yeu. Powstrzymałem więc go jedynie od dalszego atakowania Shain'a. Mniejszy kitsune osunął się na ziemię. Spojrzałem na niego zaalarmowany. Zemdlał? 
- Daj mu już spokój, proszę. - Stanąłem pomiędzy nimi. 
Yeu prychnął. 
- Dlaczego miałbym to zrobić? - Mówiąc to, zaplótł ręce na piersi. Westchnąłem cicho. Nie miałem ochoty się z nim kłócić. Nie ciągnąłem więc rozmowy dalej i odwróciłem się twarzą do Shain'a. Sprawdziłem jego puls. W normie. Poczułem ulgę. 
Wtedy też instynktownie odskoczyłem w bok. Yeu zamachnął się jakimś patykiem, kiedy stałem odwrócony do niego plecami. Był to mój błąd. Nie powinienem odkrywać się przed wrogiem, jednak nie sądziłem, że naprawdę mógłby mnie zaatakować w tak haniebny sposób. 
Wyprostowałem się i poprawiłem włosy. Westchnąłem ciężko.
- Mogłeś mnie zranić, uważaj. - Mój głos zabrzmiał pusto. Tak naprawdę Yeu nie dałby rady nawet mi drasnąć tym kijem. Mimo tego chciałem zaznaczyć, że to było niebezpiecznie. Tak nie można traktować innych, jeśli nie są wrogo nastawieni.  
- Bardzo mi przykro - zakpił, uśmiechając się szyderczo. Ledwo skończył mówić i ponownie zaszarżował w moim kierunku. Tym razem byłem przygotowany. W mgnieniu oka odpiąłem pochwę z mieczem. Nie wyciągałem jednak ostrza. 
Płynnym ruchem odbiłem kij. Właściwie złamałem go w połowie. Yeu z zaskoczenia cofnął się o kilka kroków. 
- Daj nam spokój - powtórzyłem, pomijając typowe dla mnie "proszę". Ten kitsune na to nie zasługuje. 
Yeu widząc, że dobywam broni najpewniej stracił pewność. Spojrzał w bok, jakby szukając drogi ucieczki. Rzuciłem mu nieprzyjemne spojrzenie. Chłopak przeklął pod nosem i oddalił się. Poczułem ulgę. 
Niemal natychmiast przystąpiłem do Shain'a. Oddychał spokojnie. Wziąłem go pod ramię i ostrożnie skierowałem się w stronę domu chłopaka. Miałem nadzieję, że szybko odzyska on przytomność. Liczyłem, że jego domownicy mu pomogą. Sam kiepsko znałem się na medycynie. 

Shain?

Szablon
Pandzika
Kernow