Tablica

Nadeszła zima, jakiej nawet nasi dziadkowie nie widzieli. Zapasy powoli się kończą, państwa patrzą na siebie coraz bardziej podejrzanym wzrokiem. Uczniowie muszą siedzieć w zimnych i rzadko ogrzewanych pokojach, bo akademię robią wszystko by nie zamknąć swych wrót przez brak pieniędzy. Ludzie w miastach wspierają się jak tylko mogą, jednak nawet to nie pomaga w wyżywieniu rodziny. Wcześniej ludzie nie zwracali uwagi na dziwne zachowanie zwierząt, jednak być może był to zwiastun czegoś nowego? Może ptaki przestały migrować, a stworzenia leśne zbierać zapasów na zimę z powodu jakieś większej sprawy? Pomimo ciężkich warunków, zimy i głodu, niektórzy chcą znaleźć przyczynę całego tego chaosu i szaleństwa. Próbują dotrzeć do miejsca, w które zdaje się, idą wszystkie magiczne stworzenia zamieszkujące nasz świat. Czy jednak jest to bezpieczne?

poniedziałek, 7 września 2020

Od Darumy cd. Luciena

Rozejrzałem się po przestronnym pomieszczeniu. Najpewniej Lucien wcześniej poinformował właściciela posiadłości o tym, że nie dam rady spać na zwykłym łóżku. Podszedłem do góry poduszek. Ich poszewki były w odcieniu czerwieni, bogato zdobione grubymi pomponami. Wziąłem jedną z nich do rąk, aby poczuć znajdujący się w środku puch. Na pewno nie należały do najtańszych jaśków na świecie. Odłożyłem przedmiot ponownie na miejsce, aby chwilę później położyć się się na poduszkach. Niemal natychmiast odpłynąłem. Nic dziwnego - to była niezwykle męcząca podróż.
***
Sam nie wiem, co mnie obudziło. Nagle wyrwałem się ze snu, skacząc na równe nogi. Niemrawo rozejrzałem się po całkowicie mi obcym pomieszczeniu. Dopiero po chwili przypomniałem sobie, gdzie się znajduję. Lucien jeszcze nie wrócił. Z nudy pokręciłem się po obcej sypialni. Przyjrzałem się rządowi starych tomisk czy starych, ręcznie malowanych pejzażach, które zostały zawieszone na ścianach. Wziąłem jedną z książek do ręki i przejechałem dłonią po skórzanej okładce. Wtedy też do pomieszczenia wszedł Rhysand. Drgnąłem na dźwięk nagle otworzonych drzwi. Szybko skłoniłem się na widok mężczyzny.
- Dzień dobry - przywitałem się, unosząc delikatnie kąciki ust do góry. Nigdy wcześniej nie zostałem z władcą sam na sam. Przyznam, że poczułem się dość niekomfortowo. Nieszczególnie wiedziałem, jak mam się zachować w podobnej sytuacji. Może pochodziłem z dość majętnej i wpływowej rodziny, jednak nigdy nie miałem tak bezpośredniego spotkania z monarchą.
- Mam nadzieję, że ci się u nas podoba - odezwał się Rhysand. Choć wydawał się być zadowolony i uśmiechał się serdecznie, mogłem zauważyć w jego spojrzeniu lekkie zmartwienie. Cóż takiego mogło zaniepokoić księcia? Postanowiłem jednak o to nie pytać. Jeśli nie dotyczy to mnie czy Luciena, raczej nie powinienem o tym wiedzieć.
- Jest wspaniale, dziękuję - rzekłem, lekko kiwając głową.
- Cieszy mnie to. - Mężczyzna powolnym krokiem skierował się w stronę drzwi. - Zapowiada się, że Lucien chwilę się spóźni. Musi coś załatwić - wyjaśnił. - Przyszedłem więc zaprosić cię na kolację. Chodź za mną.
Bez słowa ruszyłem za Rhysandem. Zdobionym korytarzem udali się do przestronnej jadalni. W jej centrum stał dębowy stół otoczony rzędem krzeseł. Mężczyzna wskazał mi miejsce. Usiadłem na miękkiej poduszce i spojrzałem na malowaną, dość bogatą porcelanową zastawę. W miskach znajdowały się pachnące potrawy.
Swoją drogą, oprócz naszej dwójki nikogo w sali nie było. Miałem właśnie sięgnąć po widelec, kiedy nie wiadomo skąd, z niezwykłym hukiem, na stół spadł Lucien, który mocował się z Kasjanem. Cofnąłem się o krok, nie mogąc oderwać oczy od walczących młodzieńców. Nie miałem pojęcia, co między nimi zaszło, jednak wydawało się być poważne.
- To wszystko przez ciebie! - syknął przeciwnik mojego towarzysza. Nim jednak zdążył się na niego rzucić, Rhysand rozdzielił awanturujących się. - Gdybyś tu był nic by się nie stało, wyczułbyś, że coś jest nie tak i byśmy ją uratowali, a ty wolałeś siedzieć w tej cholernej szkole, nawet nie zastanawiając się co u nas. A teraz...Mor...
Kasjan opadł na ziemię, wyraźnie rozgoryczony jakimś wydarzeniem. Jego widok sprawił, że poczułem się nieswojo.
- Lucien, on nie... - Rhysand podszedł do ciemnowłosego.
- On ma rację.
Milczeliśmy przez chwilę, wpatrując się w siebie nazwałem. Nie miałem pojęcia, o co chodzi. Wstrzymałem oddech, kiedy mój towarzysz odwrócił się na pięcie i nerwowym krokiem wyszedł z pomieszczenia. Chciałem za nim pójść, kiedy książę mnie zatrzymał.
- Myślę, że teraz powinien pobyć sam.
Skrzywiłem się delikatnie. Może Rhysand miał rację? Westchnąłem ciężko. Mężczyzna zaprosił mnie ponownie do stołu, ale nie miałem już apetytu. Na siłę przełknąłem kilka kęsów kolacji, podziękowałem i opuściłem jadalnie. Musiałem dowiedzieć się, czego świadkiem byłem w jadalni. Chciałem jak najszybciej odnaleźć Luciena. Swoje kroki od razu skierowałem w stronę jego komnaty (chłopak wcześniej powiedział mi, gdzie się znajduje). Zapukałem nieśmiało. Nikt nie odpowiedział, więc się wprosiłem. Ciemnowłosy siedział na łóżku. Odwrócił głowę w moim kierunku. Nigdy wcześniej nie widziałem go w takim stanie.
- Jak się czujesz? - zapytałem, podchodząc bliżej. - Czy... Czy chcesz mi o tym opowiedzieć?

Lucien?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
Pandzika
Kernow