Tablica

Nadeszła zima, jakiej nawet nasi dziadkowie nie widzieli. Zapasy powoli się kończą, państwa patrzą na siebie coraz bardziej podejrzanym wzrokiem. Uczniowie muszą siedzieć w zimnych i rzadko ogrzewanych pokojach, bo akademię robią wszystko by nie zamknąć swych wrót przez brak pieniędzy. Ludzie w miastach wspierają się jak tylko mogą, jednak nawet to nie pomaga w wyżywieniu rodziny. Wcześniej ludzie nie zwracali uwagi na dziwne zachowanie zwierząt, jednak być może był to zwiastun czegoś nowego? Może ptaki przestały migrować, a stworzenia leśne zbierać zapasów na zimę z powodu jakieś większej sprawy? Pomimo ciężkich warunków, zimy i głodu, niektórzy chcą znaleźć przyczynę całego tego chaosu i szaleństwa. Próbują dotrzeć do miejsca, w które zdaje się, idą wszystkie magiczne stworzenia zamieszkujące nasz świat. Czy jednak jest to bezpieczne?

niedziela, 10 października 2021

Od Dandelion do Luciena

- ...przywitajcie ją ciepło - zakończył wreszcie swój wstęp wychowawca klasy pierwszej Ednyr Pllliferius, wyższy fae o młodej, ale surowej twarzy, przybranej opiłkami złota.
  Dandelion uniosła głowę, dotąd lekko pochyloną w zgrabnym dygnięciu i powiodła wyniosłym wzrokiem po klasie, próbując dokonać szybkiej oceny wszystkich znajdujących się tam osobistości. Przeważająca większość nie różniła się praktycznie od zwyczajnych ludzi. Królowały zwierzęce uszy. Najwyraźniej spora część szlachty ma tendencję do zapładniania swoich kocich pokojówek. Ale nikt specjalnie wysoko postawiony, wiele osób nieherbowych, potomkowie samozwańczej szlachty nieludzi, kilku wampirów. Dandelion czuła ich obecność, odkąd weszła do klasy. I napawała ją ona obrzydzeniem.
- Usiądź, proszę - zwrócił się do niej nauczyciel, a kobieta bez słowa przeszła przez klasę do jednej z wolnych, tylnych ławek. Wreszcie lekcja historii mogła rozpocząć się na poważnie, zaczynając od krótkiej kartkówki z ostatnich tematów.

[...] - Wybaczysz pani, ale smok przemieniony w wampira to dość... - chłopak zawiesił głos, bawiąc się w palcach kieliszkiem, wypełnionym czerwonym płynem - nietypowego.
  Zgromadzone w ekskluzywnej loży towarzystwo zwróciło swoje oczy na kobietę. Dandelion wolałaby, by klasowa elita nie składała się w większości z krwiopijców. Siedząc w ich towarzystwie dostawała mdłości. Samo w sobie picie krwi było już dostatecznie obrzydliwe w samotności. Uniosła jednak kieliszek do ust, uśmiechając się tajemniczo. Przełknęła, z dobrze skrywanym trudem, niewielką porcję krwi.
- Moja matka ma dość... jak to ująłeś panie? Nietypowy gust. - Zakręciła napojem w kieliszku i ze znudzeniem odchyliła się w fotelu. -  Nie musiałam prosić. To oczywiste, że tak doskonała osoba jak ja zasługuje na krwawy pocałunek. Jak sam zapewne wiesz, starsze rody potrafią odpowiednio docenić... zasługi. - Flegmatyczne tempo rozmowy powoli zaczynało grać dziewczynie na nerwach. 
- Oczywiście, oczywiście - potwierdził tamten, zdradzając lekkie zniecierpliwienie. - Mimo wszystko...
- Co miałby zrozumieć niższy wampir z intencji elit? - niespodziewanie odezwała się drobna dziewczyna, a jej spojrzenie powędrowało kolejno na obu rozmówców. Dandelion przebiegły ciarki po plecach. Tak. Co mogły wiedzieć niższe wampiry o wyższych. - Przynieś więcej napoju - rozkazała, a białowłosa nie miała dość siły woli, by zaprotestować. Dygnęła lekko i ruszyła do wyjścia.
- Ty tymczasem... - usłyszała jeszcze, nim drzwi wytłumiły dalsze słowa.
  Dopiero gdy dotarła do "piwniczki z winem" poczuła, że odzyskała pełnię kontroli nad sobą. Właściwie powinna kazać komuś ze służby przynieść butle z krwią. Przecież i tak nie miała dostępu do składu. I tamta dziewczyna pewnie dobrze zdawała sobie z tego sprawę.
 Dandelion pozwoliła sobie na oddech ulgi, jednak ulga nie miała potrwać zbyt długo.


[tu zaczyna się fragment, który będzie istotny xD]
  Wracając do loży, rozglądała się za kimś z obsługi. Pewnie były łatwiejsze sposoby na przekazanie rozkazów, jednak w tamtej chwili było jej wszystko jedno. I tak miała spory kawałek do powrotu.
  Zobaczyła go w ostatniej chwili. Poczuła uderzenie gorąca, a jej serce zaczęło bić szybciej. Zrobiła gwałtowny krok do tyłu, chowając się za rogiem korytarza. Bardziej poczuła, niż usłyszała zbierającą się mroczną energię. Błyskawicznie wyciszyła swoje ciał, otulając się w lodowaty płomień i dała nurka w najbliższy korytarz. Nie zatrzymała się, dopóki uczucie cieni, muskających skraj jej świadomości nie zniknęło. Teraz była przerażona. Illyrian? W akademii? Był tu po nią? Absurdalny wniosek. I przerażający. Ale jeśli tak? To już wiedział, że ona wie. Nie. Nie był po nią. Jeśli by był, już by nie żyła. Byłby przygotowany na walkę z lodowym płomieniem. Ale jeśli nie był tu po nią, to po co?

[...] - Z Dworu Nocy? - wampir uniósł brwi. - Trochę bestii by się znalazło. 
- Lucien Vanessar - odpowiedziała bez zawahania się dziewczyna. - Jest królewską prawą ręką. - Mała wyszczerzyła zęby, obnażając ostre kły. Dandlion nawet nie chciała pytać skąd. - Jak widzisz panienko, elity mają bardzo wyostrzony węch. 
- Cóż niby akademia miałaby zaoferować prawej ręce króla? - z kolei to białowłosa uniosła brwi. 
- Wiedzę. Ponoć na Dworze Nocy nią nie grzeszą. 
- Żeby być tyranem nie potrzeba wiedzy, tylko dość inteligencji, by odpowiednio zainwestować w kluczyki - kobieta wzruszyła ramionami, jakby tracąc zainteresowanie. 

[...] Następne dni były dość intensywne. Dandelion musiała być ostrożna. A jednocześnie odpowiednio nieostrożna. Musiał móc się dowiedzieć, że się nim interesuje, jakby zapytał. Jednocześnie nie mógł się dowiedzieć niczego, co zaszkodziłoby w dalszym planie. I smoczyca musiała przyznać, że kolejne informacje, które o nim zdobywała idealnie wpasowywały się w jej układankę. Moce mentalne, do zablokowania amuletem, cylindry illyriana - plazma antymagiczna, skrzydła do latania - nic, na co nie pomoże siatka. Wejście z nim w zwarcie byłoby samobójstwem, będzie musiała utrzymać dystans. Teleportacja jest pewnym problemem, jednak instynkt powinien pomóc jej przewidywać ruch cieni. Miejsce bitwy - biblioteka. Uzbrojona w zdobytą wiedzę i swój najgroźniejszy arsenał weszła do królestwa książek. Bibliotekarki nie było. Zajmowała się pacyfikowaniem magicznych ksiąg, które ktoś dla żartu rozjuszył na przerwie obiadowej. 
  Obcasy kobiety zadudniły na parkiecie, odbijają się echem po sali. Stanęła przed półkami z zagubioną miną. Dobrze.  Powiodła wzrokiem po regałach, potem po sali. Wróciła do lady bibliotekarki. Banalna i przejaskrawiona postawa. Nic wyrafinowanego. Ma wyglądać jak fortel. Znów się rozejrzała. Wystarczy. Zatrzymała swój wzrok na przystojnym młodzieńcu, czytającym coś w fotelu. Wieczny płomieniu, bad boy o twarzy anioła. Dopiero teraz miała szansę dokładniej mu się przyjrzeć. Ciemne włosy, złote oczy, nietoperze skrzydła i kawałki tatuażu, wystające spod ubrania. Oczywiście tylko troszeczkę. To żeńskie mundurki mają pokazywać dosłownie wszystko, nie męskie. Tupiąc obcasami ruszyła w tamtą stronę. Im była bliżej tym mniejszą ochotę miała wchodzić w to spotkanie. I tym bardziej nie podobał jej się jej własny plan. Ale nie mogła się już teraz wycofać.
- Raczysz  mi panie wybaczyć, że przerywam? - stanęła przed nim, niezbyt blisko, by nie poczuł się niekomfortowo. Musiała mieć pewność co do jego zamiarów. To była stawka minimalna. A celowała wyżej. Pozwoliła sobie ochłodzić policzki, by wystąpiły na nich rumieńce z odmrożenia. W tej sytuacji uzyskanie statusu quo byłoby tylko zażegnaniem błędu. - Bibliotekarka gdzieś zniknęła, a ja strasznie potrzebuję pewnej książki. Pan tu często przychodzi... znaczy wygląda pan, jakby tu często przychodził... - jeszcze raz rumieniec. - Mógłbyś mi panie pomóc?
  Pozwoliła sobie na trochę zdenerwowania w głosie. Zdenerwowanie powinno być odpowiednie. W tej sytuacji przecież każda dziewczyna byłaby zdenerwowana. W końcu chciała go przekonać, że jest w nim zakochana.
(Lucien? Oh shiet, wyszło dłuższe niż chciałam xd totalnie wyszłam z wprawy)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
Pandzika
Kernow