Tablica

Nadeszła zima, jakiej nawet nasi dziadkowie nie widzieli. Zapasy powoli się kończą, państwa patrzą na siebie coraz bardziej podejrzanym wzrokiem. Uczniowie muszą siedzieć w zimnych i rzadko ogrzewanych pokojach, bo akademię robią wszystko by nie zamknąć swych wrót przez brak pieniędzy. Ludzie w miastach wspierają się jak tylko mogą, jednak nawet to nie pomaga w wyżywieniu rodziny. Wcześniej ludzie nie zwracali uwagi na dziwne zachowanie zwierząt, jednak być może był to zwiastun czegoś nowego? Może ptaki przestały migrować, a stworzenia leśne zbierać zapasów na zimę z powodu jakieś większej sprawy? Pomimo ciężkich warunków, zimy i głodu, niektórzy chcą znaleźć przyczynę całego tego chaosu i szaleństwa. Próbują dotrzeć do miejsca, w które zdaje się, idą wszystkie magiczne stworzenia zamieszkujące nasz świat. Czy jednak jest to bezpieczne?

środa, 3 sierpnia 2022

Od Hiromaru cd. Eny

Kolejny dzień w wiosce, kolejny dzień pracy z Willowem. I, rzecz jasna, odbudowywania wszystkiego.
Gdy wróciłem do Akademii, miałem ochotę po prostu paść na łóżko i nie wstawać co najmniej do południa. Gdzieś tam z tyłu głowy kłębiła mi się myśl, że żołądek na pewno obudziłby mnie dużo wcześniej, ale myśl ta szybko rozpłynęła się w niebycie, gdy zmęczenie powoli brało nade mną górę. Isagomushi też leciał z nóg (czy może z płetw?) i kiedy tylko wszedłem do swojej kwatery, plasnął prosto w swoją balię z wodą, rozchlapując ją po posadzce.
— Hej! — zaprotestowałem, gdy fala zmoczyła mi kolano, a jakieś zabłąkane krople wylądowały nawet na mojej twarzy.
Ale w sumie – trochę mnie to otrzeźwiło i przywołało do rzeczywistości.
— Mieliśmy się spotkać z Theo! — powiedziałem na głos, przypominając sobie, że przecież miałem do chłopaka trochę pytań. A że ten uparcie odmawiał chodzenia spać i budzenia się w normalnych godzinach, jedynym sposobem, by cokolwiek z niego wyciągnąć, było pójść do niego późno wieczorem, albo rano, o morderczo wczesnej godzinie. Wciąż byłem na nogach, więc wybrałem tę pierwszą opcję.

Isa z ociąganiem dźwignął się ze swojej balii, wylądował mi na ramieniu, mocząc całą koszulkę, ale nie zwróciłem na to uwagi. Byłem bardziej zaabsorbowany tym, by znaleźć Theo i jego demona.


Chłopak kończył jeść śniadanie – na opustoszałej wieczorem stołówce został tylko on i Yami. I zapakowane dla nich jedzenie na resztę dnia, bo żadna z kucharek nie zamierzała przecież mieć w nocy dyżuru tylko dlatego, że jeden z uczniów nie spał.
— Nie męczy cię czasem jedzenie zimnego obiadu? — spytałem, dosiadając się do chłopaka i ruchem głowy wskazując zapakowane jedzenie.
— Kto powiedział, że zimnego — odparł, przelotnie podnosząc wzrok znad talerza i obrzucając mnie spojrzeniem. — Yami radzi sobie z ogniem.
Chłopak miał o wiele lepszy nastrój, niż ostatnio, kiedy z nim rozmawiałem, ale ostatnio rozmawialiśmy kiedy to on już był zmęczony „po całym dniu", ja zaś wstałem świeży jak stokrotka. Role się odwróciły i proszę bardzo – to Theo był teraz bardziej rozmowny i nawet trochę żartował.
— Niech zgadnę – masz sprawę?
— Tak wyszło — powiedziałem z lekkim skrępowaniem, instynktownie sięgając dłonią karku, pocierając go z zakłopotaniem. Czy naprawdę wychodziłem na aż tak interesownego?
— W sumie to zastanawiałem się, kiedy znowu przyjdziesz w sprawie tego wilczka, Willowa. — Theo zrobił małą pauzę, pociągnął łyk herbaty z kubka. — Szacuję, że już trochę urósł, prawda?
— Tak, szybko rośnie. I szybko się uczy, jest naprawdę pojętny!
Theo uśmiechnął się przelotnie, pokiwał głową. Mimo zmęczenia uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy na samo wspomnienie szczeniaka. Willow był taki uroczy! Co prawda spędzałem z nim dużo czasu, dzień po dniu, ale mimo to miałem wrażenie, że wcale się nie nudzę, zaś uczenie go nowych komend wcale nie jest tylko obowiązkiem. Wiadomo, była to odpowiedzialność, ale jej ciężar nie był dla mnie przykry.
— Skoro umie już komendy i się słucha, to pewnie czas na następny element jego szkolenia. — Theo odłożył łyżkę do pustej miski. — Żeby znalazł swoje miejsce w grupie.


— Pamiętasz, jak Willow bawił się patykiem? — zagaiłem.
Ena spojrzał na mnie, uśmiechnął się i skinął głową.
Oto czekał nas kolejny dzień pracy i kolejny dzień szkolenia Willowa. Wszystko zbiegało już w stronę końca, wioska wyglądała już niemal tak, jak przed „katastrofą". Większość rodzin przeprowadziła się już do swoich nowych domów i właściwie jedyne, co pozostało, to zająć się jeszcze polami – te jednak wymagały czasu, by odrosły hodowane tam rośliny. Na to my dwaj nie mieliśmy zbyt wielkiego wpływu, ale wieśniacy zapewnili, że sobie jakoś poradzą.
— Więc z tą zabawą, to Willow bawił się z nami wszystkimi, prawda? Przyniósł też patyk mnie i tobie, chociaż to Marion go rzuciła.
— Tak, pamiętam. To bardzo urocze — Ena uśmiechnął się, zaś siedzący przy jego nodze Willow zerknął w górę i zamerdał ogonem, jakby czuł, że to o nim się mówi.
— Widzisz, rozmawiałem z moim kolegą…
— Z Theo, tak? Tym zaklinaczem, który wie dużo o zwierzętach i śpi w dzień?
— Dokładnie z tym — zaśmiałem się.
Wcześniej opowiedziałem o nim Enie i teraz chłopak go kojarzył, chociaż nigdy się nie spotkali.
— On mówił, że hm… Willow teraz traktuje naszą dwójkę jak swoje stado. Wiesz, rodzinę, te sprawy. A teraz trzeba będzie tak no… rozszerzyć mu pojęcie rodziny na całą wioskę. Żeby wiedział, że powinien wszystkich tutaj bronić. Więc pomyślałem, że skoro Marion już sobie radzi z komendami i z zabawą, to możemy zrobić tak – sprawić, żeby Willow bawił się ze wszystkimi. A potem, jak to już się uda… — Urwałem, westchnąłem. To była ta mniej fajna część. — Będziemy musieli powoli się z nim żegnać. Ograniczyć liczbę spotkań z nim, żeby hm… więcej czasu spędzał z ludźmi tutaj, mniej z nami. Żeby nas tak trochę… zapomniał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
Pandzika
Kernow