Tablica

Nadeszła zima, jakiej nawet nasi dziadkowie nie widzieli. Zapasy powoli się kończą, państwa patrzą na siebie coraz bardziej podejrzanym wzrokiem. Uczniowie muszą siedzieć w zimnych i rzadko ogrzewanych pokojach, bo akademię robią wszystko by nie zamknąć swych wrót przez brak pieniędzy. Ludzie w miastach wspierają się jak tylko mogą, jednak nawet to nie pomaga w wyżywieniu rodziny. Wcześniej ludzie nie zwracali uwagi na dziwne zachowanie zwierząt, jednak być może był to zwiastun czegoś nowego? Może ptaki przestały migrować, a stworzenia leśne zbierać zapasów na zimę z powodu jakieś większej sprawy? Pomimo ciężkich warunków, zimy i głodu, niektórzy chcą znaleźć przyczynę całego tego chaosu i szaleństwa. Próbują dotrzeć do miejsca, w które zdaje się, idą wszystkie magiczne stworzenia zamieszkujące nasz świat. Czy jednak jest to bezpieczne?

czwartek, 20 stycznia 2022

Od Eny - Event

Poczta przyszła tego dnia znacznie wcześniej, niż zwykle. Wraz z nią przyszedł długo przeze mnie wyczekiwany list. Ukryta w misternej, zdobionej kopercie wiadomość została spisana przez moich rodziców. Było to zaproszenie na świąteczne przyjęcie. 
Jak każdego roku nasz klan organizował duży bankiet. Składał się z okazałej kolacji, w której udział mogli wziąć udział członkowie Koretoki'ch oraz zaproszeni przez nich goście. Przyjęcie zawsze kojarzyło mi się z niezwykle ciepłą atmosferą, płynącą ze spotkania z bliskimi osobami oraz cieszącym oczy świątecznym wystrojem. 
Na list czekałem już od początku zimy. Moja rodzina już na wstępie wyznaczyła datę i prośbę o moje przybycie. Postanowiłem nie zwlekać dłużej  i niemal natychmiast posłałem po wóz. 
Akademia Ardem już od kilku dni zarządziła przerwę świąteczną. Przez ten czas kręciłem się z kąta w kąt, poszukując zajęcia. Skupiałem się głównie na treningach czy brania udziału w dodatkowych zajęciach czy kółkach zainteresowań. Zdarzało mi się też wyjść gdzieś ze znajomymi. Pomimo wszelakich urozmaiceń, czas dłużył mi się nieubłaganie. Teraz w końcu mogłem zabrać spakowane już wcześniej rzeczy i pojechać do domu. 
Woźnica przybył na miejsce niedługo później. Czekałem na niego przed budynkiem akademii, siedząc na walizce, do której z trudem wcisnąłem wszystkie swoje rzeczy. 
Zająłem miejsce w powozie. Niedługo później pojazd ruszył, rozpoczynając moją długą drogę do domu. 
***
Obudziłem się właściwie dopiero wtedy, kiedy dotarliśmy do Kanzawy. Minęło już wiele godzin od momentu, w którym opuściliśmy ziemię Kernow. Z nudów wystukiwałem w drewnianą ramę od okna karocy cichą melodyjkę. Byłem zbyt wypoczęty, by zasnąć dalej. Nie mogłem również pochłonąć się w lekturę zabranej książki - całą okolicę owijał mrok nocy. Nie pozostawało mi nic innego, oprócz siedzenia i pogrążenia się we własnych myślach. Powtarzałem sobie zasady etykiety, wspomnienia zdobyte w ostatnim czasie czy poznane na zajęciach pojęcia. 
W ciszy dotarliśmy do celu. Pojazd z naturalnie zrobionej drogi wjechał na wybrukowany dziedziniec. Słyszałem tętent koni, które powoli zwalniały. 
Światła przed dworkiem zaświeciły się. Wyszedłem z pojazdu i ruszyłem na przywitanie z moją rodziną. Mama wraz z ojcem czekali do późna na moje przybycie. Zaprosili mnie do środka i wysłali służbę, aby zabrała moje rzeczy.
Bracia niestety nie zdążyli jeszcze wrócić. Odesłali jednak list, że pojawią się najszybciej, jak będzie to możliwe. Zatrzymała ich jakaś pilna sprawa w czasie misji. Miałem nadzieję, że zdążą na czas. 
Dwór od środka został ozdobiony wieloma świecami i gałęziami drzew iglastych. Wszędzie, gdzie sięgał wzrok obwiązane były czerwone kokardy. Wnętrze pachniało orzeźwiająco ligniną. 
Zdjąłem odzienie wierzchnie i zmieniłem buty. Wraz z rodzicami usiedliśmy wspólnie w salonie, gdzie w blasku rozpalonego kominka rozmawialiśmy do późna. Opowiadałem o wydarzeniach, które miały miejsce w akademii oraz o podróży. 
Po skończonej rozmowie udałem się do swojego pokoju. Przywitało mnie znajome wnętrze. Nie zmieniło się od czasu, kiedy je opuściłem. Ze zmęczenia opadłem na łóżko. Miękki materac ugiął się pod moim ciężarem. Leżałem tak przez dłuższą chwilę, do momentu, w którym zmotywowałem się do podniesienia i wzięcia gorącej kąpieli. Dopiero po niej udałem się spać, a wstałem dopiero w południe kolejnego dnia. 

***

Przyjęcie rozpoczęło się wieczorem. Główna sala została ozdobiona w bogaty, niemal ostentacyjny sposób. Stoły uginały się pod ciężarem posiłków. Przyjemny zapach ogarnął całe pomieszczenie. Nie jadłem nic cały dzień. Miałem wrażenie, że taki post sprawia, że kolacja smakuje jeszcze lepiej. 
Goście powoli zaczynali się schodzić. Początkowo były to pojedyncze osoby, a później docierały do nas większe grupy. Moi bracia dalej nie wrócili. Powoli zaczynałem się o nich martwić. Nie zdarzało im się spóźniać. Czas mijał, a po nich ciągle nie było śladu. 
Ostatecznie zasiedliśmy do stołu. Obok mnie znajdowały się dwa puste miejsca pozostawione dla bliźniaków. Miałem nadzieję, że szybko się pojawią. 
Nikt nie zaczynał jeszcze jeść. W akompaniamencie cichych rozmów wszyscy cierpliwie czekali na ostatnich gości. Tradycja nakazywała nie rozpoczynać uczty, do czasu, w którym każdy z zapowiedzianych gości dotarł.
Minuty mijały, kiedy nagle drzwi do sali otworzyły się. W wejściu stanęły ubrane w identyczne mundury dwie osoby. Na mojej twarzy automatycznie pojawił się uśmiech. Zdążyli.
Bracia zajęli miejsca obok mnie. Po krótkim przekomarzaniu się, ojciec wstał ze swojego krzesła i rozpoczął ucztę przemową. W ciszy słuchaliśmy jego słów. Były to głównie życzenia oraz rady na przyszłość. 
Kolejno, po wypowiedzi ojca nastąpił kolejny zwyczaj. Każdy z nas przyjął swoją demoniczną formę. Podczas tej jednej kolacji w roku prezentowaliśmy swoje prawdziwe oblicza. Zaczęliśmy jeść. 
Typowe potrawy, które pamiętałem jeszcze ze swoich dziecięcych lat, smakowały mi wyjątkowo mocno. Tęskniłem za tym smakiem. Część z zaserwowanych dań miałem okazję jeść również podczas zwykłych dni, nie tylko świąt, ale tylko dzisiaj były tak przepyszne. 
Po skończonej kolacji przyszedł czas na rozmowy. Wspólnie wymienialiśmy się przeżyciami z minionego roku.
Czas mijał, aż ostatecznie salę opuścili ostatni goście. Zostaliśmy tylko w piątkę. Nie był to jednak koniec naszych świąt. Wróciliśmy do małego salonu. 
Przytulny pokój również był ozdobiony, a w jego centrum stał otoczony kanapami stolik. Na jego blacie leżała taca z ciasteczkami i kufle z kremowym piwem. W rogu tlił się kominek. 
Zasiedliśmy na miękkich poduszkach. Ojciec zaczął opowiadać swoją młodość, kiedy jeszcze stacjonował w wojsku. Mama bajki z naszego dzieciństwa. Ja z braćmi słuchaliśmy ich historii z zaciekawieniem, pomimo tego, że słyszeliśmy już ich wiele razy. Tego dnia wydawały się być bardziej interesujące i wciągające. 
Żałowałem, że takie wieczory nie mogą trwać częściej. Już za kilka dni każdy z nas wróci do swoich zajęć, będzie brakować nam czasu na wspólne spędzanie czasu. 
Pokręciłem głową, próbując wyrzucić z głowy te ponure myśli. Powtarzałem sobie, że muszę cieszyć się tą chwilą, właśnie ze względu na jej ulotność. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
Pandzika
Kernow