Tablica

Nadeszła zima, jakiej nawet nasi dziadkowie nie widzieli. Zapasy powoli się kończą, państwa patrzą na siebie coraz bardziej podejrzanym wzrokiem. Uczniowie muszą siedzieć w zimnych i rzadko ogrzewanych pokojach, bo akademię robią wszystko by nie zamknąć swych wrót przez brak pieniędzy. Ludzie w miastach wspierają się jak tylko mogą, jednak nawet to nie pomaga w wyżywieniu rodziny. Wcześniej ludzie nie zwracali uwagi na dziwne zachowanie zwierząt, jednak być może był to zwiastun czegoś nowego? Może ptaki przestały migrować, a stworzenia leśne zbierać zapasów na zimę z powodu jakieś większej sprawy? Pomimo ciężkich warunków, zimy i głodu, niektórzy chcą znaleźć przyczynę całego tego chaosu i szaleństwa. Próbują dotrzeć do miejsca, w które zdaje się, idą wszystkie magiczne stworzenia zamieszkujące nasz świat. Czy jednak jest to bezpieczne?

środa, 27 maja 2020

Od Aniena cd. Rowana

- Dlaczego stanąłeś w mojej o-obronie? - spytałem i stanąłem przed chłopakiem, patrząc mu w oczy. Ten jedynie zdjął z siebie płaszcz i narzucił na moje ramiona, zapinając na o wiele więcej guzików, niż sobie. Szliśmy dalej, a ja oczekiwałem na odpowiedź.
- Bo kiedyś się tak nie zachowałem i poniosłem tego konsekwencje. Kiedyś się wycofałem i obiecałem sobie, że nigdy więcej nie popełnię tego błędu i będę chronić słabszych i osoby, które nawet w najmniejszym stopniu do mojego grona. Ale nadal pozostanie tobmoją tajemnicą, Aniele. - powiedział dosyć powoli i zanim zdążyłem spostrzec, byliśmy tuż przed schodami do akademika Sarlok. Chwilę przed nim staliśmy, aż w końcu mruknąłem coś na pożegnanie i zacząłem wlec się po schodach na górę. Nie odwracałem się za siebie by sprawdzić, czy zielonooki dalej tam stoi, byłem zbyt zmęczony na takie rzeczy. Mimo, że wcześniej spałem. W ogóle nie na rękę było mi wracać po nocy, gdzieś z tyłu głowy obawiałem się, że będą przez to kłopoty. I jeszcze te typy...posrana akcja, nie chciałem nigdy więcej tam iść. Chyba, że ktoś zapewniłby mnie, że ich tam nie spotkam po raz kolejny. Nie były to przeżycia, które byłyby idealne do wspominania przy obiadku z rodziną, w ogóle były nic nie warte, najchętniej wyrzuciłbym je z mojej głowy, tak samo jak Rowana. A dlaczego? Jest kolejną, wręcz nieznajomą mi osobą, której zaufałem zbyt szybko. Najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że ja już w tej chwili, wchodząc po niekończących się schodach w jakiś sposób za nim tęskniłem, czułem się tak...pusto. Przy nim przynajmniej się coś działo. Potknąłem się o schodek i o mało nie wywróciłem, kląc pod nosem. Wtedy również zorientowałem się, że w dalszym ciągu mam na sobie narzutkę blondyna. Przez chwilę pomyślałem, żeby może zbiec na dół z nadzieją, że jeszcze go tam zastanę i ją oddać, ale dosyć szybko porzuciłem ten pomysł. Gdybym miał jeszcze raz się tu wczołgiwać, chyba bym zwariował. Po chwili spostrzegłem, że do mojego wygodnego łóżka zostało naprawdę niedaleko i na samą tę myśl, przyspieszyłem tempo. Szybko znalazłem się w moim pokoju, w którym zastałem jeszcze nie śpiącą Lyannę.
- Gdzie się włóczyłeś? - spytała ze stoickim spokojem, widząc mnie w drzwiach.
- Nie w-w-ważne. - wyszeptałem i wszedłem do środka. Płaszcz Rowana rzuciłem na jakiś fotel i bez większych ceregieli opadłem na łóżko. Zasnąłem wręcz natychmiast, nawet nie sprawdzając, czy mam przy sobie misia.
Robi się ciekawie. 

***

Obudziłem się dosyć późno jak na mnie i w ogóle obudziłem się późno, na dodatek z niechęcią do podniesienia tłustego tyłka z łóżka. Jednak w końcu to zrobiłem, ogarnąłem się i usiadłem w fotelu, czując, jak plecami zrzucam jakieś ubranie. Westchnąłem i wstałem z siedzenia, zaglądając za jego oparcie. Ku memu początkowemu zdziwieniu ukazał się płaszcz, nie mój. Dopiero po chwili przypomniałem sobie, że to przecież Rowana i dzisiaj miałem mu to oddać. Znaczy, on nic takiego nie mówił, ale ja miałem potrzebę zwrócić odzienie. Po chwili rozmyślań, czy to aby napewno dobry pomysł, wziąłem ten kawałek materiału i wyszedłem z pokoju, kierując się do tych kilometrowych schodów, które kilka godzin temu strasznie mi wadziły. Oczywiście, łatwiej jest schodzić niż wchodzić, więc poszło mi to zdecydowanie sprawniej, a przynajmniej tak mi się wydawało. Po opuszczeniu murów, udałem się do Ardem - nie miałem zamiaru czekać na zbawienie i może jego magiczne pojawienie się gdzieś po drodze, po prostu tam wejdę, znajdę go, oddam i wyjdę. Oczywiście, tam też stali strażnicy i tam też było multum schodów, które wcale nie wyglądały na przyjazne. Już na korytarzach zakwaterowania akademii wojskowej było można zauważyć spory tłok. Może coś się stało? Szybko porzuciłem rozmyślania na ten temat, widząc z oddali mój cel przybycia w te skromne progi. Szybkim krokiem ruszyłem w stronę Rowana, nie chcąc, aby przypadkiem zaczął iść w innym kierunku. Jeśli go zgubię to będzie po mnie. Na szczęście stał w tym samym miejscu, rozmawiając z kimś. Podszedłem do niego j odchrząknąłem.
- Oddaję. - wyciągnąłem rękę z zarzuconym na nią płaszczem, delikatnie się uśmiechając.

Rowan? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
Pandzika
Kernow