Tablica

Nadeszła zima, jakiej nawet nasi dziadkowie nie widzieli. Zapasy powoli się kończą, państwa patrzą na siebie coraz bardziej podejrzanym wzrokiem. Uczniowie muszą siedzieć w zimnych i rzadko ogrzewanych pokojach, bo akademię robią wszystko by nie zamknąć swych wrót przez brak pieniędzy. Ludzie w miastach wspierają się jak tylko mogą, jednak nawet to nie pomaga w wyżywieniu rodziny. Wcześniej ludzie nie zwracali uwagi na dziwne zachowanie zwierząt, jednak być może był to zwiastun czegoś nowego? Może ptaki przestały migrować, a stworzenia leśne zbierać zapasów na zimę z powodu jakieś większej sprawy? Pomimo ciężkich warunków, zimy i głodu, niektórzy chcą znaleźć przyczynę całego tego chaosu i szaleństwa. Próbują dotrzeć do miejsca, w które zdaje się, idą wszystkie magiczne stworzenia zamieszkujące nasz świat. Czy jednak jest to bezpieczne?

poniedziałek, 11 maja 2020

Od Carmen cd. Nix&Beverly

Byłam w szoku. 
Mój wzrok spoczywał na moim towarzyszu, który właśnie zamordował mordercę. I dalej wbija w niego swój sztylet. Zdałam sobie sprawę że jest w histerii i nie mogę dopuścić do gorszych czynów. Podeszłam do niego i odciągnęłam go powoli od ciała. Nie miałam zamiaru go pocieszać słowami ,, spokojnie, już dobrze”, bo kurwa nie jest dobrze, ale w takich momentach każde słowo wpływa na rozwój sytuacji.
- Jestem mordercą.
- Nix, to nie praw...
- Jestem pierdolonym mordercą. – powtarzał, a ja poczułam ukłucie w sercu. Było mi go bardzo żal. Wyrzuty sumienia potrafią nie raz wyrządzić takie szkody… Znajdowaliśmy się w bardzo trudnym momencie. Kto by pomyślał, że ja i Nix znajdziemy ciało i zabijemy mordercę. Czemu liczba mnoga ? Bo czuję się odpowiedzialna i równie winna jak on. Czas wydawał się mijać wiecznie. Rozejrzałam się dookoła. Wszędzie czerń. Głęboka ciemność. Czyli w sensie dosłownym i w przenośni jesteśmy obydwoje w czarnej dupie. Ale musimy się jakoś wydostać. Musimy. 
- To nie Twoja wina. – powiedziałam i mocno go przytuliłam. Nie obejmował mnie, ale nie przeszkadzało mi to. To nawet nie było w tamtym momencie zbytnio ważne jak on zareaguje. Ważne, aby do niego jakoś dotrzeć. On wydawał się być w stanie agonii. Jakby on sam miał zaraz umrzeć. Przeraziło mnie to. Właściwie dopiero teraz dotarło do mnie, co się stało. Zamknęłam oczy i skupiłam się na dosłownie niczym. Próbowałam chociaż trochę oczyścić swój umysł, myśleć w miarę zdrowo. 
- Wracajmy. – powiedział i wyrwał się z moich ramion. W ciszy ruszyliśmy w drogę do jego akademii. Nie chciałam nawiązywać przez ten czas rozmów, w sumie nie było sensu ich nawiązywać po czymś takim na razie. Tak czy inaczej nie mogłam go z tym zostawić samego. Może i ma tą durną siostrę, ale ona raczej tego nie zrozumie. 
- Przepraszam, że w ogóle Cię tam zaciągnąłem. Śpij dobrze. – odparł kiedy już dotarliśmy na miejsce. Przechodził przez mury. A ja za nim. - Co ty robisz?
- Idę z Tobą. Nie zostawię Cię samego, bo jeszcze zrobisz coś głupiego. – stwierdziłam stanowczo i poszliśmy do jego pokoju. Wskazał mi fotel na którym mogłam usiąść i wyjął coś, co dało mi w tym momencie nadzieję na lepsze jutro. Wódka i dwa kieliszki. Piękna sprawa.
- Pijesz? – zapytał.
- Jasne. – zaśmiałam się i nawet on lekko się uśmiechnął. I tak zaczęło się nasze bajlando. Początkowo upijaliśmy smutki w ciszy, jednakże po jakimś czasie się to stanowczo zmieniło. Zachowywaliśmy się tak, jak gdyby nigdy nic. Dobrze mi z tym było. Z tyłu głowy wiedziałam, że rano nie dość że trzeba będzie coś z tym wszystkim zrobić, będę mieć na dodatek kaca. Ale przecież trzeba żyć chwilą… 
Wódka się już skończyła. Wywołało to u mnie niemały smutek, ponieważ spodziewałam się że nie ma więcej alkoholu i czeka mnie dół. 
- Luz Carmen, mam jeszcze trochę tego. – wymamrotał, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
- Idealnie. – szepnęłam. Całe nasze odejście od sytuacji poszłoby dobrze, wręcz znakomicie, gdyby nie Beverly.
- Nix, czy do Ciebie na prawdę nie dociera, że nie możesz się bzykać z każdym jak popadnie? – wparowała do pokoju jak gdyby nigdy nic i zaczęła się do nas pruć. Miałam szczerze ochotę ją wywalić za drzwi, żeby nam dała spokój, ale stwierdziłam że lepiej z tym poczekać i być może Nix zrobi to za mnie. Liczyłam na to.
- Po pierwsze - odwrócił się w jej stronę. - nikt się tu nie bzyka. Po drugie, mogę robić co chcę, nie będziesz mi rozkazywać. – uśmiechnął się i rzucił piwo w moją stronę, po czym swoje otworzył i zaczął je zerować.
- Mogę wiedzieć, co się stało? – zapytała zdezorientowana.
- A co mogło się wydarzyć niby? Pijemy bez okazji. – wtrąciłam się i lekko zaśmiałam. Niestety dobrze wiedziałam, że brzmię niewiarygodnie. 
- A no, bawiłem się sztyletem w lesie. – powiedział Nix, a ja miałam wewnętrzną ochotę go zabić. Co, jeśli jego siostra nas wyda ? Chyba że nie weźmie tego na poważnie. Jesteśmy tak najebani, że nic nie jest w takich momentach poważne. 
- Dlaczego?
- Wiesz adrenalina i emocje, zamordowana kobieta. Coś Ci to mówi? – odpowiedział jej brat.
- Nieeee, nie mów nawet, że... – zauważyłam od razu lekkie przerażenie w jej oczach. Najwyraźniej pomyślała, że to Nix jest mordercą. Pora ją wyprowadzić z błędu.
- Spokojnie, nie on ją zabił. – prychnęłam.
- A kto? – pytała dalej.
- Jakiś gościu, zresztą go też nie spotkasz na swojej drodze. – odparłam, już powoli tracąc cierpliwość.
- Niby czemu? – a tu już moja cierpliwość się skończyła, jednak próbowałam zachować spokój.
- Beverly, możesz skończyć zadawać tyle pytań? – teraz to ja zapytałam.
- Jakbyś zostawiła nas, bylibyśmy wdzięczni. – przytaknął mi Nix a ja poczułam satysfakcję z tego, że mam u niego poparcie w tej sytuacji. Dziewczyna stała jeszcze chwilę i najwyraźniej popadła w zamyślenie. 
- Młoda wyjdź. – jego cierpliwość chyba też się skończyła. Wstał i wskazał palcem na drzwi. Po paru chwilach jego siostra wyszła a my znowu zostaliśmy sami. Wyciągnął jeszcze butelkę wina, i nalał napój do kielichów. Podczas delektowania się smakiem przyjrzałam się dokładniej Nix’owi. Inaczej niż zwykle. Zauważyłam, że ma dosyć ciekawą urodę. Mógłby mi się spodobać. Szybko jednak odrzuciłam od siebie tą myśl. To pewnie przez alkohol. Piliśmy jeszcze przez jakieś dwie godziny, rozmawialiśmy, ale w końcu nadeszła pora na mnie. 
- Dobra, ja już muszę się zbierać. – westchnęłam. – Będę mieć przejebane jak się skapną że gdzieś byłam nocą i wracam najebana.
- Współczuję. – mruknął.
- Spotkajmy się dziś rano, musimy ustalić parę rzeczy. – dodałam i wyszłam po cichu z pokoju. Niedługo później znalazłam się za murami swojej akademii w swoim pokoju. Nie miałam absolutnie na nic sił. Od razu padłam do łóżka.
***
Obudziłam się bardzo wcześnie. Przez silny ból głowy, brało mnie też na wymioty. Starałam się jednak w miarę możliwości ogarnąć i przywrócić do porządku. Wiedziałam jednak że to będzie bardzo ciężki dzień. Kiedy już byłam gotowa, wyszłam ze szkoły i kierowałam się w stronę murów akademii Nix’a. Miałam nadzieję, że go już tam zastanę. Niestety, byłam za wcześnie. Albo to on się spóźnia. Gorzej, jak zapomniał. Miałam wrażenie, że czekam wieki.
- Gdzie ten idiota jest… - szepnęłam. Byłam już bardzo zniecierpliwiona. Mieliśmy tyle do obgadania. Nagle przed moimi oczami pojawił się on. Śpiąca królewna, książę z bajki i menel w jednym. 
- Dłużej się nie dało? – zapytałam. 
- Jak chcesz mogę się wrócić. – odpowiedział uśmiechając się lekko. Zauważyłam jednak, że jest nie w humorze.
- Słuchaj, musimy obgadać wiele ważnych rzeczy. To, co się wydarzyło wczoraj. Musimy coś zrobić z ciałem. Gorzej, jeśli już ktoś je znalazł. – szepnęłam.
- Jak mogliśmy to przeoczyć…
- Słuchaj, to było gdzieś w głębi, wydaje mi się że blisko wąwozu. Mało kto się tam zapuszcza więc mało możliwe jest to żeby ktoś je znalazł. Ale i tak należy je spalić. – dodałam. – W ogóle jak się trzymasz po tym wszystkim ? - zapytałam. Zauważyłam coś dziwnego. Naprawdę zaczęłam się o niego martwić. Teoretycznie, dla mnie, dla wampira powinna to być drobnostka. Tym razem było inaczej.

Nix ?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
Pandzika
Kernow