Tablica

Nadeszła zima, jakiej nawet nasi dziadkowie nie widzieli. Zapasy powoli się kończą, państwa patrzą na siebie coraz bardziej podejrzanym wzrokiem. Uczniowie muszą siedzieć w zimnych i rzadko ogrzewanych pokojach, bo akademię robią wszystko by nie zamknąć swych wrót przez brak pieniędzy. Ludzie w miastach wspierają się jak tylko mogą, jednak nawet to nie pomaga w wyżywieniu rodziny. Wcześniej ludzie nie zwracali uwagi na dziwne zachowanie zwierząt, jednak być może był to zwiastun czegoś nowego? Może ptaki przestały migrować, a stworzenia leśne zbierać zapasów na zimę z powodu jakieś większej sprawy? Pomimo ciężkich warunków, zimy i głodu, niektórzy chcą znaleźć przyczynę całego tego chaosu i szaleństwa. Próbują dotrzeć do miejsca, w które zdaje się, idą wszystkie magiczne stworzenia zamieszkujące nasz świat. Czy jednak jest to bezpieczne?

niedziela, 10 maja 2020

Od Colette do Darumy - Event

Dosyć spokojny dzień, niczym nie wyróżniający się spośród innych dat. Siedziałam na lekcji obok Morozhenoye (ostatnio dosyć często tak było), kiedy w pewnym momencie do sali wstąpiła kobieta, prosząc mnie, Carmen i Morozhenoye na zewnątrz. Popatrzyłyśmy na siebie we trzy i opuściłyśmy salę. Za drzwiami oprócz kobiety był jeszcze jakiś mężczyzna, który zabrał ze sobą Morozhenoye, za to ja i Carmen poszłyśmy z czarnowłosą do jakiegoś pomieszczenia. Miałyśmy dobrze się przygotować i jak najszybciej udać w wyznaczone miejsce, więc gdy tylko opuściłam gabinet, szybkim krokiem udałam się do pokoju. Nie było czasu żeby przemyśleć całą sytuację. Musiałam czym prędzej udać się na terytorium Dworu Nocy.
***
Szybko - na tyle, na ile to możliwe - stawiłam się na miejscu. Była tam już Carmen i jakaś inna dziewczyna, której nie miałam okazji jeszcze poznać. Najwyraźniej to był skład naszej drużyny. Przed nimi stał rycerz i spokojnie tłumaczył, jednak mina kobiet nie była uspakajająca. Podeszłam obok nich i wsłuchiwałam się w wypowiedź mężczyzny. Kiedy wyznaczył na lidera Lyannę, oddalił się od nas, więc postanowiłam wybadać teren.
- Jesteśmy razem w drużynie...to już cały skład, czy jeszcze kogoś brakuje?
- Jakiejś Darumy. - odparła Carmen. Trochę kiepsko, że nie przyszedł chodźby na koniec monogu rycerza. Jednak w końcu się zjawiła, więc byliśmy w pełnym składzie.
- Więc, masz jakiś plan...liderko? - zapytałam Lyanny, błądząc wzrokiem po wszystkich kobietach.
- Narazie go układam, gdy się pojawi, poinformuję was wszystkie - odpowiedziała poważnie. Nie dziwię się jej, ktoś musiał być tu ogarnięty, a tą osobą napewno nie byłam ja. - opowiedzcie może, co potraficie. - rzuciła po chwili ciszy. Patrzyłyśmy po sobie. Nikomu nie spieszyło się do odpowiedzi a liderka wyczekiwała, więc postanowiłam się odezwać.
- Jeśli będę musiała się obronić, obronie się mieczem bez problemu. Jestem wampirem, więęęc szybko biegam i mam sporo siły, ale mdleję na widok krwi. - wzruszyłam ramionami. - i to może być problem. - mruknęłam, zakładając ręce na piersi. Białowłosa kiwnęła głową na znak, że zrozumiała. Naprawdę, nienawidziłam mojej fobii, ale nie byłam w stanie się jej pozbyć. A dostaliśmy zadanie, które wymagało braku obrzydzenia do krwi, ran i tym podobnych. Zastanawialam się, jak niby mam pomóc w takiej sytuacji. Chyba, że był jakiś eliksir, potrafiący zniwelować to obrzydzenie i strach. Wtedy bez problemu mogłabym pomóc. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Carmen westchnęła i przeniosła ciężar na lewą stronę ciała.
- Ja tak samo, z tym, że nie boję się krwi - rzuciła lekko drwiąco w moją stronę - i jeśli już mam walczyć, to korzystam z łuku. - wzruszyła ramionami. Lyanna ponownie skinęła głową, coraz bardziej zastanawiając się, co to właściwie jej daje. Mieliśmy pomagać medykom z rannymi, ale nie miałam pojęcia, jak to wszystko ma wyglądać. Nie dostaliśmy miesiąca, tygodnia, czy chodźby dnia na przygotowanie się, totalnie spontaniczne wyciągnięcie nas z Akademii. W sumie bałam się, co z tego wszystkiego będzie, ale byłam gotowa pomóc we wszystkim. Spojrzałam na Darumę - dalej stała w miejscu, najwyraźniej nie wiedząc co powiedzieć. Lyanna zabrała głos.
- Colette, czy byłabyś w stanie opanować swoją fobię na jak najdłużej? Jeśli będziesz potrzebowała, będziesz co jakiś czas miała kilka minut przerwy, tylko żebyś była w stanie pomóc. - skierowała wzrok w moją stronę.
- Postaram się, ale nic nie obiecuje, potrafię stracić przytomność nawet widząc małą stróżkę krwi z rozpieprzonego nosa. - uśmiechnęłam się na samą myśl o tej sytuacji. - ale nie ważne, postaram się opanować ją w jak największym stopniu.
- Carmen, nie będziesz miała żadnych typowo wampirzych odruchów? Mam na myśli picie krwi, czy nie będzie z tym problemu.
- Nie będzie. - wywróciła oczami. - potrafię nad sobą panować.
- Dobrze. - odpowiedziała spokojnie. Szanuje, że jeszcze jej nie opierdoliła za ton, jakim się posługiwała. Wokoło nas było spore zamieszanie, co naprawdę mnie przytłaczało. Cała ta sytuacja. Po prostu wybiła godzina próby wszystkiego, czego nauczyliśmy się do tej pory.

Daruma? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
Pandzika
Kernow