Tablica

Nadeszła zima, jakiej nawet nasi dziadkowie nie widzieli. Zapasy powoli się kończą, państwa patrzą na siebie coraz bardziej podejrzanym wzrokiem. Uczniowie muszą siedzieć w zimnych i rzadko ogrzewanych pokojach, bo akademię robią wszystko by nie zamknąć swych wrót przez brak pieniędzy. Ludzie w miastach wspierają się jak tylko mogą, jednak nawet to nie pomaga w wyżywieniu rodziny. Wcześniej ludzie nie zwracali uwagi na dziwne zachowanie zwierząt, jednak być może był to zwiastun czegoś nowego? Może ptaki przestały migrować, a stworzenia leśne zbierać zapasów na zimę z powodu jakieś większej sprawy? Pomimo ciężkich warunków, zimy i głodu, niektórzy chcą znaleźć przyczynę całego tego chaosu i szaleństwa. Próbują dotrzeć do miejsca, w które zdaje się, idą wszystkie magiczne stworzenia zamieszkujące nasz świat. Czy jednak jest to bezpieczne?

środa, 8 grudnia 2021

Od Hiromaru CD. Mavena

— Chętnie, świetny pomysł — odparłem.
Należałem do tych osób, które zawsze wrzuciłyby coś na ząb, więc perspektywa jeszcze jednego posiłku zdecydowanie pozytywnie mnie nastrajała.
Będąc dzieciakiem z wioski w środku niczego, nie widywałem zbyt wielu innych osób posiadających własne demony. Co prawda w Sarlok się to zmieniło - miałem okazję zobaczyć mnóstwo niezwykłych istot - jednak nadal nie potrafiłem się powstrzymać, by chociaż nie popatrzeć przez dłuższy czas. Obie istoty robiły wrażenie, ja zaś starałem się nie mieć wyrzutów sumienia ani kompleksów - na tym tle Isa przypominał bardziej pluszową maskotkę, niż demona z prawdziwego zdarzenia.
— Jak się nazywają? — spytałem, gdy czekaliśmy, aż w kuchni przygotują nam posiłek.
— To jest Deva — Maven wskazał dłonią olbrzymią panterę, która pojawiła się u jego boku.
Sierść miała płową, jasną, może dlatego moje oczy od razu podążyły do tych licznych, zdobiących ją plamek. Zaraz też zwróciłem uwagę na prawą, przednią łapę - miała zupełnie odmienne, czarne zabarwienie tchnące płomienistą czerwienią. Zdawała się utworzona z jakiejś innej, nierzeczywistej materii.
— A to Artis.
Teraz mój wzrok podążył do drugiego z demonów, przypominającego dostojnego ni to łosia, ni to jelenia. Co prawda stopiona z rozłożystymi rogami biała czaszka okrywająca jego łeb, a także płomieniste pasy zdobiące boki wywoływały we mnie lekki niepokój, jednak w Artisie było coś takiego, co kazało nie bać się demona.
— Nie przedstawiłeś mi jeszcze swojego — odpowiedział Maven, krzyżując ramiona na piersi i przenosząc wzrok na wciąż spoczywającego na moim ramieniu żółwia.
— To Isagomushi.
Na dźwięk swojego imienia Isa poderwał się, zrobił niewielkie kółko wokół mojej głowy, jak to miał w zwyczaju.
W tym momencie nasze posiłki były już gotowe, skończył się czas oczekiwania i mogliśmy wziąć się za jedzenie. Deva zajęła miejsce po drugiej stronie stołówki, dobiegało nas tylko nieco mokre mlaskanie przeżuwanego, surowego mięsa i upiorne chrupanie miażdżonych kości. Artis dołączył do nas, posilając się z miski pełnej czegoś, co bez problemu mogło uchodzić za sałatkę warzywną. Wśród liści sałaty dostrzegłem pomarańczowe słupki marchewki, kawałki pietruszki, selera i nawet nieco jabłka do smaku. Isa - stosownie do swych rozmiarów - ciamkał długie pasma ciemnych wodorostów z niewielkiej salaterki. Wybierał kawałki małych krewetek i te kilka schowanych na dnie małż.
— Nie zdążyłem w końcu spytać — Maven wrócił do rozmowy, nabierając nieco jedzenia na widelec. — Co potrafi twój demon?
No i tu pojawiał się problem. Zapobiegliwie wgryzłem się w swojego tosta, dałem sobie nieco czasu, by przeżuć, przełknąć, nim się odezwałem.
Bo Isa nie potrafił generalnie nic. Nie chciałem jednak mówić tego na głos, nie zrobiłbym mu czegoś takiego. Poza tym - po to przecież tutaj byłem. Żebym i ja się czegoś nauczył, i Isa stał się silniejszy. Sam przecież potrafiłem tylko zmusić nieco wody, by robiła to, co chciałem, jednak moja moc pozostawiała wiele do życzenia. Wody nie było jakoś dużo, nie robiła też niewiadomo czego, nie byłem pewien, czy zdołałbym się w ten sposób sensownie obronić. Nie miałem do końca pomysłów, jak tą moją umiejętność zastosować w walce, refleks miałem raczej słaby, a na widok zagrożenia, zapewne najpierw by mnie wmurowało. A potem - bym uciekał.
— Isa bardzo dobrze i szybko pływa, potrafi też lewitować w powietrzu, niczym w wodzie — odparłem, odkładając tosta, biorąc do ręki szklankę z sokiem. — Poza tym ma bardzo przyjazny i pogodny charakter. Może jest nieco nieśmiały w stosunku do obcych, ale jak już się przyzwyczai, to dusza towarzystwa.
Maven rzucił mi nieokreślone spojrzenie.
— A co z tobą? Masz już jakieś doświadczenie.
Zamaskowałem skrępowanie śmiechem. Tak, to było kolejne pytanie z serii niewygodnych, ale cóż miałem zrobić?
— Nie za dużo. Potrafię sprawić, by nieco wody było mi posłuszne, ale nie jest tego wiele i - co tu dużo mówić - w walce nie próbowałem tego jeszcze stosować. Do tej pory udawało nam się z Isą unikać konfliktów, więc moje „zabawy" z wodą to właśnie tylko zabawy.
Maven westchnął, pokiwał głową.
— Każdy gdzieś zaczyna — rzucił. — Jeśli byś chciał, to mógłbym pomóc ci z nauką - tak po lekcjach. Trochę dodatkowych ćwiczeń ci pomoże i poza tym - to nie na ocenę, więc nie musiałbyś się tym stresować.
Uniosłem brwi, szczerze i pozytywnie zaskoczony. Miałem też kolejny argument na to, by nie słuchać niczego, co tam ludzie plotkują o innych na korytarzach.
— Jeśli by ci to nie przeszkadzało, to jasna sprawa — powiedziałem, nie próbując nawet powstrzymać uśmiechu od ucha do ucha, który pojawił się na mojej twarzy. — Dzięki!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
Pandzika
Kernow