Tablica

Nadeszła zima, jakiej nawet nasi dziadkowie nie widzieli. Zapasy powoli się kończą, państwa patrzą na siebie coraz bardziej podejrzanym wzrokiem. Uczniowie muszą siedzieć w zimnych i rzadko ogrzewanych pokojach, bo akademię robią wszystko by nie zamknąć swych wrót przez brak pieniędzy. Ludzie w miastach wspierają się jak tylko mogą, jednak nawet to nie pomaga w wyżywieniu rodziny. Wcześniej ludzie nie zwracali uwagi na dziwne zachowanie zwierząt, jednak być może był to zwiastun czegoś nowego? Może ptaki przestały migrować, a stworzenia leśne zbierać zapasów na zimę z powodu jakieś większej sprawy? Pomimo ciężkich warunków, zimy i głodu, niektórzy chcą znaleźć przyczynę całego tego chaosu i szaleństwa. Próbują dotrzeć do miejsca, w które zdaje się, idą wszystkie magiczne stworzenia zamieszkujące nasz świat. Czy jednak jest to bezpieczne?

poniedziałek, 5 lipca 2021

Od Darumy cd. Luciena

Wsłuchiwałem się w opowieść Luciena, przez chwilę wstrzymując oddech. Naprawdę nie zdawałem sobie pojęcia z tego, jak cierpieli on i jego bliscy. Wszyscy karmili się stereotypami, unikając ich, postrzegając jako samo zło. Ale to nie oni zawinili. To, co spotkało lud Luciena nie było ich winą. Zostali potraktowani z niesprawiedliwością, na którą nie zasłużyli. 
Zamknąłem oczy. Czułem ogromny smutek. Właściwie miałem wrażenie, że moim wcześniejszym zachowaniem zraniłem mojego przyjaciela. Trzymałem się na dystans, obawiając się drugiej natury młodzieńca. Tak naprawdę nawet nigdy jej nie widziałem, może nawet nie istniała. Zareagowałem zbyt pochopnie i znowu dałem się ponieść swojemu tchórzostwu. Jestem beznadziejny. 
- Prawda jest taka, że ja nie umiem kochać. Straciłem tą umiejętność, gdy zmarła moja matka - powiedział po chwili milczenia. Na te słowa coś zakuło moje serce. Nie umieć kochać? Co to właściwie oznaczało? Czy Lucien naprawdę nie potrafi obdarzyć kogoś żadnym ciepłym uczuciem? Choć wydawało mi się to dość dziwne, podobne uczucie było mi dosyć bliskie. 
- Naprawdę mi przykro. - Mój głos zabrzmiał niezwykle cicho, niczym szept. - Ale potrafię to zrozumieć.
Tymi słowami zwróciłem na siebie uwagę Luciena.
- Mój ojciec zostawił rodzinę, kiedy jeszcze byłem mały - wyjaśniłem. Nikomu wcześniej o tym nie opowiadałem. Czułem się naprawdę dziwnie, a towarzyszył temu nieprzyjemny skurcz w żołądku. - Wychowywała mnie mama i jej rodzina. Niby wszystko w porządku, ale często padałem ofiarą dość nieprzyjemnych żartów ze strony mojego kuzynostwa - mówiąc to, na wspomnienie tych upokorzeń, uśmiechnąłem się niemrawo. - Mieszaniec, taki, jak ja, nie miał prawa do obrony. 
Lucien wbił we mnie swoje spojrzenie. Miałem nadzieję, że nie weźmie sobie moich żali bardzo do serca. Ja sam właściwie się do tego przyzwyczaiłem. Drwiny kuzynów nie wywierały już na mnie wrażenia, stały mi się obojętne. Opowiedziałem mu o tym wszystkim, ponieważ chciałem zaznaczyć, że rozumiem jego uczucia. Tak naprawdę byliśmy bardzo podobni. W przeszłości doświadczyliśmy wiele bólu, ale nie oznacza to, że wszystko stracone. 
- Właściwie to... - zacząłem, przerywając ciszę. Jednocześnie klasnąłem w dłonie, próbując rozwiać niezręczną atmosferę. - Jednak nie chcę wracać. Z przyjemnością zobaczę, jak wygląda codzienne życie w obozie treningowym. Mógłbyś mnie oprowadzić po jakichś ciekawych miejscach? 
Lucien uśmiechnął się delikatnie, niemal niezauważalnie. Jeszcze nie wszystko stracone
***
- Stołówka to miejsce, gdzie najczęściej wszyscy się spotykają i wymieniają informacjami - objaśniał chłopak, wprowadzając mnie do kolejnego, jednego z większych namiotów. Kiwnąłem głową, wykazując zrozumienie.
- Skoro o tym mowa, może coś zjemy? - zaproponował. Kolejno wykonał gest ręką i zaprosił mnie w głąb stołówki.
O tej porze nie było w niej tłumów. Puste ławki i stoły zostały ustawione w równe rzędy. Ten namiot mógł pomieścić naprawdę wiele osób! Lucien zajrzał za parawan, gdzie jak się domyślałem, odbywało się gotowanie. Zawołał mnie chwilę później. Miałem okazję na własne oczy zobaczyć, jak przyrządzana jest ta nieapetycznie wyglądająca, obozowa papka! Oczywiście nie zostałem nią poczęstowany. Ciemnowłosy młodzieniec zarządził poczęstowanie mnie świeżymi warzywami. Byłem mu dozgonnie wdzięczny. Sam również zdobył coś do jedzenia dla siebie. Usiedliśmy przy najbliższym stoliku i w akompaniamencie rozmowy, zaczęliśmy spożywać posiłek. Miałem wrażenie, że poranne wyznania trochę zbliżyły nas do siebie. Czułem, że zaczynam lepiej rozumieć Luciena. 
Naszą konwersację przerwały głosy. Żołnierze właśnie wrócili z treningu i przyszli po zasłużoną rację żywnościową. Tłum mężczyzn i kobiet rozmawiał o czymś żywo. 
- Słyszeliście, że nas dowódca nie żyje? 
- Tak, kto by się spodziewał.
- Właściwie to zasłużył. 
Mimowolnie słyszałem, o czym rozmawiali. Szybko skończyłem posiłek. 
- Może przeniesiemy się w inne miejsce? - zaproponowałem. Nie chciałem dłużej rozdrapywać tamtej sprawy. Było, minęło. Lucien zrobił to, co musiał. To, co było najlepsze dla jego bliskich. 

Lucien?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
Pandzika
Kernow