Tablica

Nadeszła zima, jakiej nawet nasi dziadkowie nie widzieli. Zapasy powoli się kończą, państwa patrzą na siebie coraz bardziej podejrzanym wzrokiem. Uczniowie muszą siedzieć w zimnych i rzadko ogrzewanych pokojach, bo akademię robią wszystko by nie zamknąć swych wrót przez brak pieniędzy. Ludzie w miastach wspierają się jak tylko mogą, jednak nawet to nie pomaga w wyżywieniu rodziny. Wcześniej ludzie nie zwracali uwagi na dziwne zachowanie zwierząt, jednak być może był to zwiastun czegoś nowego? Może ptaki przestały migrować, a stworzenia leśne zbierać zapasów na zimę z powodu jakieś większej sprawy? Pomimo ciężkich warunków, zimy i głodu, niektórzy chcą znaleźć przyczynę całego tego chaosu i szaleństwa. Próbują dotrzeć do miejsca, w które zdaje się, idą wszystkie magiczne stworzenia zamieszkujące nasz świat. Czy jednak jest to bezpieczne?

środa, 28 kwietnia 2021

Od Eny cd. Hyo

Powrót do akademii był wyjątkowo przyjemny. Chociaż Corvine wydawało mi się równie pięknym miejscem, Ardem uważałem niemal za dom. Nie spędziłem tutaj zbyt wiele czasu, jednak zdążyłem się przyzwyczaić. Wystarczyło te kilka dni, bym oswoił się ze wszystkim i zaczął traktować to miejsce za bezpieczną przystań. 
Zgodnie ze złożoną sobie obietnicą, zaraz po powrocie udałem się na trening. Przejechałem dłonią po białej klindze miecza. Stanąłem wyprostowany przed kukłą do ćwiczeń. Wykonałem kilka szybkich cięć. Manekin przechylił się pod wpływem uderzenia. Doskoczyłem z drugiej strony, zadając kolejny cios. Sprawny obrót, unik, kolejny atak. Doskonale.
- Ena. - Usłyszałem za sobą głos. Odwróciłem się pośpiesznie, aby spojrzeć na stojącego za mną nauczyciela. - Co powiesz na pokazanie naszym gościom kilku ruchów? 
Poczułem jak ogarnia mnie panika. Nie pokazałem tego jednak po sobie, ciągle zachowując kamienną twarz. Ja miałbym wystąpić na dniach otwartych.
- Sądzę, że jest wielu lepszych ode mnie... - odpowiedziałem skromnie, prostując się delikatnie. 
- Twoje umiejętności są naprawdę dobre - upierał się nauczyciel. - Kilkuminutowe przestawienie z kukłą. Zaprezentujesz podstawowe ruchy. 
Profesor wydawał się być naprawdę zadowolony ze swojego pomysłu. Nie potrafiłem mu odmówić. Wyraziłem więc zgodę, a chwilę później przeszliśmy do ustalania szczegółów. 
***
Wyjątkowo założyłem typowy dla Ardem mundurek. Nie składał się on z długich białych szat, które nosiłem do tej pory. Niemal obcisła tunika w czerwonych barwach otulała moją klatkę piersiową. Podobnie ciemne spodnie były idealnie dopasowane do mojej sylwetki. Miałem wrażenie, że to odzienie krępuje moje ruchy. Zwykle nosiłem luźne szaty, tym samym mundurek nie przypadł mi do gustu. Musiałem wyglądać dziwnie. 
Nie mogłem też zostawić rozpuszczonych włosów. Spiąłem je w kok. Nie było to tak proste zadanie, jak się wydawało. Burza jasnych kosmyków nie pozwalała się ujarzmić. Ostatecznie po wielu próbach spiąłem je w dobrze wyglądający sposób. 
Wychodząc ostatni raz spojrzałem w stronę lustra. Ubiór i fryzura podkreśliły moją smukłą sylwetkę. Jedynie przypięty do pasa miecz dawał wrażenie asymetrii. Uśmiechnąłem się do siebie. Czas na przedstawienie. 
Z poważną miną stanąłem pomiędzy uczniami innych szkół. Okrążyli mnie, zachowując bezpieczną odległość. Wpatrywałem się w stronę kukły i czekałem na znak od prowadzących. Po usłyszeniu głośnego "teraz", doskoczyłem do manekina, zadając mu cios. Było to płynne cięcie. Obróciłem się na jednej nocy, nie przerywając ataku. Każdy z moich ruchów został doskonale przemyślany. W najdrobniejsze drgnięcie wkładałem jak najwięcej spokoju i gracji. Moją walkę można było porównać niemal do tańca. Delikatnie, ale płynnie i szybko. Sprawnie ignorowałem wpatrującą się we mnie widownię. Liczyłem się wyłącznie ja i mój przeciwnik. Na sam koniec jednym ruchem nadgarstka pozbawiłem kukłę głowy. Wokoło mnie rozbrzmiały brawa i krzyki ekscytacji. Ukłoniłem się elegancko i opuściłem plac. Czułem jak moje serce przyśpiesza. Nie lubiłem zwracać na siebie uwagi. Próbowałem stłumić pojawiający się na moich policzkach rumienieć, kiedy kilka osób podeszło do mnie wyrażając swoje zachwycenie. Z lekkim uśmiechem na ustach dziękowałem każdemu. 
Kiedy w końcu uwolniłem się od innych uczniów powróciłem do budynku akademii w poszukiwaniu chwili spokoju. Spacerując po pustych korytarzach natknąłem się na znajomą osobę. 
- Co tu robisz? - spytałem, nie kryjąc swojego zaskoczenia. Hyo nie powinno tutaj być. Chodzenie po obcej szkole bez pozwolenia mogłoby być uznanie za szpiegowanie. 
- Poczułem woń krwi, w tamtym pomieszczeniu, ktoś grzebie przy jakimś pojemniku. Ten zapach, musiałem wyjść - wyjaśnił, nawet nie udając skruchy. - Wiesz może, gdzie mogę znaleźć ten przedmiot. Znajduje się w tej akademii.
Wampir szybko zmienił temat, na co westchnąłem zmarnowany. I tak nie posłuchałby mojej reprymendy. Z tego też powodu postanowiłem przyjrzeć się amuletowi. Wyglądał niezwykle znajomo. 
- Chyba wiem, gdzie można go znaleźć - odparłem po chwili namysłu. - Chodź za mną. 
Hyo widocznie się rozpromienił. Podążył we wskazanym przeze mnie kierunku. Minęliśmy sale lekcyjne, stołówkę i inne pomieszczenia ogólne. Przeszliśmy do sektorów akademików. Zatrzymałem się pod dobrze znanymi mi drzwiami. Otworzyłem je i gestem dłoni zaprosiłem Hyo do środka.
- Wybacz za bałagan - rzuciłem pośpiesznie. Właściwie mój pokój był niezwykle uporządkowany. Dbałem o czystość od samego początku mojego pobytu. Młody wampir rozejrzał się po pokoju wyraźnie skonfundowany. 
Nie miałem zamiaru mu nic wyjaśniać. Zamiast tego podszedłem do leżącej na komodzie szkatułki na biżuterię. Przez chwilę grzebałem w niej, poszukując odpowiedniej rzeczy. Uśmiechnąłem się na jej widok.
- Czy chodziło ci o ten amulet? - Odwróciłem się do Hyo, który rozglądał się po moim pokoju. Oczy wampira zalśniły na widok zwisającej z mojej dłoni biżuterii. Zacząłem obracać ją w palcach, przyglądając się przedmiotowi. - Moja rodzina interesuje się takimi błyskotkami - wyjaśniłem, nie odrywając wzroku od trzymanej rzeczy. - Zbieramy je po niemal całym świecie i kolekcjonujemy. Mogę ci oddać ten amulet, jeśli chcesz. 
Podszedłem do Hyo i wręczyłem mu przedmiot. Uśmiechnąłem się przy tym łagodnie. 
- Skoro już tu jesteś, może chcesz się czegoś napić? - zaproponowałem, podchodząc do ułożonego na małej kuchence imbryczka. - Mam naprawdę dobrą herbatę z importu. 
Odgarnąłem wpadające na twarz kosmyki włosów. Kok powoli zaczynał się rozpadać. I tak długo już wytrzymał.

Hyo?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
Pandzika
Kernow