Spotkanie Yeu nie należało do szczytu moich marzeń. Westchnąłem cicho na jego widok. Pojawienie się wyższego ode mnie kitsune zapowiadało problemy. I to niemałe. Dreszcze przeszły mi na samą myśl propozycji oponenta.
Chociaż próbowałem osłonić Shaina, Yeu i tak wymierzył mu cios. Nie zdążyłem go nawet powstrzymać. Dodatkowo, nie chciałem rozlewu krwi. Przemoc do niczego nie prowadzi. Nie wiedziałem jednak co zrobić w stosunku z kuzynem mojego towarzysza. Słowa w żaden sposób do niego nie przemawiały. W mojej głowie pojawiła się pustka.
Nie mogłem tak po prostu stanąć do walki z Yeu. Powstrzymałem więc go jedynie od dalszego atakowania Shain'a. Mniejszy kitsune osunął się na ziemię. Spojrzałem na niego zaalarmowany. Zemdlał?
- Daj mu już spokój, proszę. - Stanąłem pomiędzy nimi.
Yeu prychnął.
- Dlaczego miałbym to zrobić? - Mówiąc to, zaplótł ręce na piersi. Westchnąłem cicho. Nie miałem ochoty się z nim kłócić. Nie ciągnąłem więc rozmowy dalej i odwróciłem się twarzą do Shain'a. Sprawdziłem jego puls. W normie. Poczułem ulgę.
Wtedy też instynktownie odskoczyłem w bok. Yeu zamachnął się jakimś patykiem, kiedy stałem odwrócony do niego plecami. Był to mój błąd. Nie powinienem odkrywać się przed wrogiem, jednak nie sądziłem, że naprawdę mógłby mnie zaatakować w tak haniebny sposób.
Wyprostowałem się i poprawiłem włosy. Westchnąłem ciężko.
- Mogłeś mnie zranić, uważaj. - Mój głos zabrzmiał pusto. Tak naprawdę Yeu nie dałby rady nawet mi drasnąć tym kijem. Mimo tego chciałem zaznaczyć, że to było niebezpiecznie. Tak nie można traktować innych, jeśli nie są wrogo nastawieni.
- Bardzo mi przykro - zakpił, uśmiechając się szyderczo. Ledwo skończył mówić i ponownie zaszarżował w moim kierunku. Tym razem byłem przygotowany. W mgnieniu oka odpiąłem pochwę z mieczem. Nie wyciągałem jednak ostrza.
Płynnym ruchem odbiłem kij. Właściwie złamałem go w połowie. Yeu z zaskoczenia cofnął się o kilka kroków.
- Daj nam spokój - powtórzyłem, pomijając typowe dla mnie "proszę". Ten kitsune na to nie zasługuje.
Yeu widząc, że dobywam broni najpewniej stracił pewność. Spojrzał w bok, jakby szukając drogi ucieczki. Rzuciłem mu nieprzyjemne spojrzenie. Chłopak przeklął pod nosem i oddalił się. Poczułem ulgę.
Niemal natychmiast przystąpiłem do Shain'a. Oddychał spokojnie. Wziąłem go pod ramię i ostrożnie skierowałem się w stronę domu chłopaka. Miałem nadzieję, że szybko odzyska on przytomność. Liczyłem, że jego domownicy mu pomogą. Sam kiepsko znałem się na medycynie.
Shain?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz