Gra potoczyła się nie tak jak zamierzała babcia, wygrywała ona zawsze z wszystkimi. Więc dziwne było, jak zremisowała. Uśmiechnęła się od ucha do ucha i zaczęła się śmiać wniebogłosy.
- Takiego pojedynku jeszcze nigdy w swoim życiu nie miałam - odparła szczęśliwa - Jesteś bardzo inteligentnym i sprytnym młodzieńcem Ena - odparła
- Dziękuje - odparł chłopak
- Cóż jak remis to remis - podała rękę swojemu przeciwnikowi by ją uścisnąć.
Chłopak bez wahania to zrobił. Wszyscy zaczęli znów, żyć swoim życiem w domu. Ja ciężko wzdychnąłem. Pożegnałem się z rodziną, tak samo jak Ena. Wszyscy nas odwzajemnili miłym uśmiechem jak wychodziliśmy, tylko nie Yeu. Chłopaka nie było w domu. Kiedy on się ulotnił.... ?
Gdy wyszliśmy z domu, ruszyliśmy ścieżką, do Akademii, jakby utrapieni stanęło nam na drodze, był to Yeu.
- To co Shain - na koniec dnia dawka bólu - uśmiechnął się od ucha do ucha
Ena zasłonił mnie swoim ciałem, dając do sygnału chłopakowi, że nie pozwoli na to.
- Zostaw go w spokoju - odparł Ena
Yeu to się nie spodobało, lecz po chwili grymasu, znów na jego twarzy zawitał uśmiech.
- To może zabawię się z Tobą Ena co ty na to - odparł i oblizał górną wargę.
-Dziękuję, ale jestem zmuszony odmówić. Jesteśmy za młodzi i nie znamy się dobrze - oznajmił
- Cóż zawsze możemy się poznać - odparł dalej z uśmiechem
Chłopak nie wiedział co powiedzieć. Yeu wyminął go tylko i walnął mnie w brzuch szepcząc mi coś do ucha. Nie zapomnij, że nie zawsze twój koleżka będzie cię chronił. Tak brzmiały jego słowa. Ena odwrócił się do mnie i juz miał coś mówić Yeu, lecz ja wskazałem dłonią, by odpuścił.
Wyprostowałem się i ruszyłem dalej przed siebie. Nie zważałem na ból, był on już mi nie obcy. Mimo, że go odczuwałem, to był neutralny niż dla innych.
- Wszystko dobrze? - zapytał chłopak
- Tak tak - odparłem
Nagle poczułem jak z nosa leci mi krew, była to zielona krew. Dotknąłem kapiącej mi z twarzy krew i zobaczyłem jej kolor.
- Oh.. nie teraz.. - odparłem
Poczułem jak moje nogi odmawiają posłuszeństwa i chwiejnym krokiem upadam na ziemię tracąc przytomność.
- Takiego pojedynku jeszcze nigdy w swoim życiu nie miałam - odparła szczęśliwa - Jesteś bardzo inteligentnym i sprytnym młodzieńcem Ena - odparła
- Dziękuje - odparł chłopak
- Cóż jak remis to remis - podała rękę swojemu przeciwnikowi by ją uścisnąć.
Chłopak bez wahania to zrobił. Wszyscy zaczęli znów, żyć swoim życiem w domu. Ja ciężko wzdychnąłem. Pożegnałem się z rodziną, tak samo jak Ena. Wszyscy nas odwzajemnili miłym uśmiechem jak wychodziliśmy, tylko nie Yeu. Chłopaka nie było w domu. Kiedy on się ulotnił.... ?
Gdy wyszliśmy z domu, ruszyliśmy ścieżką, do Akademii, jakby utrapieni stanęło nam na drodze, był to Yeu.
- To co Shain - na koniec dnia dawka bólu - uśmiechnął się od ucha do ucha
Ena zasłonił mnie swoim ciałem, dając do sygnału chłopakowi, że nie pozwoli na to.
- Zostaw go w spokoju - odparł Ena
Yeu to się nie spodobało, lecz po chwili grymasu, znów na jego twarzy zawitał uśmiech.
- To może zabawię się z Tobą Ena co ty na to - odparł i oblizał górną wargę.
-Dziękuję, ale jestem zmuszony odmówić. Jesteśmy za młodzi i nie znamy się dobrze - oznajmił
- Cóż zawsze możemy się poznać - odparł dalej z uśmiechem
Chłopak nie wiedział co powiedzieć. Yeu wyminął go tylko i walnął mnie w brzuch szepcząc mi coś do ucha. Nie zapomnij, że nie zawsze twój koleżka będzie cię chronił. Tak brzmiały jego słowa. Ena odwrócił się do mnie i juz miał coś mówić Yeu, lecz ja wskazałem dłonią, by odpuścił.
Wyprostowałem się i ruszyłem dalej przed siebie. Nie zważałem na ból, był on już mi nie obcy. Mimo, że go odczuwałem, to był neutralny niż dla innych.
- Wszystko dobrze? - zapytał chłopak
- Tak tak - odparłem
Nagle poczułem jak z nosa leci mi krew, była to zielona krew. Dotknąłem kapiącej mi z twarzy krew i zobaczyłem jej kolor.
- Oh.. nie teraz.. - odparłem
Poczułem jak moje nogi odmawiają posłuszeństwa i chwiejnym krokiem upadam na ziemię tracąc przytomność.
~~
Znalazłem się pośród pustki, biała niekończąca się przestrzeń. Myślałem, że to niebo, lecz zauważyłem swoją aurę. Gdy podszedłem do niej, była mała. Mieściła mi się zaledwie w ręce. Jeszcze nie pokazałem swoich możliwości na tle magicznym. Nie rozwinąłem się do tego stopnia, by moja aura była na poziomie innych Strażników Lasu. Jak miałem przejąć po Takamim pałeczkę, jak nie umiałbym zadbać o las ich mieszkańców. Czułem się bezradny i bezmocny. Opadłem z sił i skuliłem się w kłębek. Jasny dotychczas pokój stał się czarny niczym smoła. Pogrążyłem się w ciemnej nicości.
Zacząłem słyszeć słowa Yeu... Jakby tu był... Jesteś beznadziejny ! Co ty niby potrafisz? Szyc?! Krawcową zostań! Po chwili moje słowa też doszły... Co ty umiesz zrobić? Jak ochronisz las jak samego siebie nie umiesz? Uda ci się w ogóle coś osiągnąć?
Po chwili nastała CISZA....
Ena?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz