- Hyo, przygotowania idą dobrze, tylko że gdy ona dorwała się do kuchni. Ciasteczka z tajemniczym wnętrzem wybuchły. - powiedziała zrezygnowana Lang.
- Te ciasteczka są potrzebne. Bez nich będzie nudna domówka, wypoczynkowa. - powiedziałem, przejeżdżając dłonią po twarzy. Musiałem pomyśleć, kto może je zrobić.
- Ja mogę pomóc z tymi ciasteczkami. - skromne słowa padły z ust Eny. Oczy padły na jego osobę. Nie mogłem się nawet odezwać, gdyż obie asystentki podeszły podekscytowane i złapały za obie dłonie Eny, zabierając go.
- Powodzenia Ena. - zawołałem za nim. Może rozpozna w tych dwóch, że także są demonami, ze szlachetnych rodów, które zostały zniszczone, a ich rodziny zabite. One także miały umrzeć, ale zostały ocalone. Tak samo, jak wszyscy, którzy tu mieszkają. Im jest ich więcej, tym jest weselej. Początki były bardzo trudne, ale teraz nie ma jak się nudzić. Dlatego też przy takim tłumie zdarzają się kłótnie, które trzeba rozwiązać. Dlatego też dobrze, że organizujemy takie coś. Można się zabawić i zrobić coś głupiego, co tylko jest bardziej zachwycające. Nie złoszczę na nich, bo sam wiem, że też mógłbym popełnić taki błąd. Poza tym to moja odpowiedzialność. Tak jakbym miał dom pełnych dzieci. W sumie są tu dzieci, które nazywają mnie bratem, choć nie jesteśmy spokrewnieni.
- Można otworzyć dużą salę. Zbyt długo jest zamknięta. Jej wnętrze jest przestronne i idealnie nadaje się na parkiet. Co o tym sądzisz? - słowa skierowane w moją stronę przez Lang, były owocne. Gdyż dawno nieużywana sala została na nowo otwarta. Ci, co byli tu od dawna i widzieli jak pierwszy raz sala, była otwarta, była czymś niezwykłym. Jednakże późniejsze zdarzenia, zniszczyło to. Odpędziłem od siebie te niepokojące myśli i zabrałem się za pomoc innym. Bardzo chęci, a nawet szczęśliwi, że w końcu możemy razem spędzić czas. Tutejsze miejsce jest dużo bardziej przyjemne niż inne. Nawet nasi nowi mieszkańcy najwyraźniej się zadomowili. Cieszył mnie ten fakt.
***
Ktoś przybiegł do mnie i zaczął mnie ciągnąć do kuchni. Zaniepokojony ruszyłem, by zobaczyć co się ta dzieje. Kal, znowu sprawiał problemy. Ena ochronił dziecko, mieszańca, którego Kal próbował zabić. Jego motyw był głupi, a dziecko wszystko mi powiedziało. Jego miecza i pochwa były złożone wysoko, odbijając kolejny atak.
- Idź, przyprowadź ich. - powiedziałem. Od razu ruszyła. Złapałem Kala za szyję i uniosłem go nad ziemią. Westchnąłem zrezygnowany. Byłem zirytowany, bo mimo wszystko Kal znowu odwala.
- W końcu mnie dotykasz. - wydukał Kal, chciałem go jedynie zabić i wyrzucić jego marne ciało. Coś albo ktoś mnie zatrzymywał.
- Było zostawić cię na wyschnięcie. - warknąłem zły i mocniej ścisnąłem dłoń na jego szyi, zaczął kaszleć. Starał się uwolnić. Wówczas też Ena złapał za moją rękę.
- Puść go, ochroniłeś nas. Teraz go puść. Hyo! - rozluźniłem dłoń i już miałem go zabić. Gdy dziecko i Ena trzymali moją dłoń, bym się zatrzymał. Zjawili się oni i zabrali Kala.
- Przepraszam braciszku, to moja wina. - dziecko zaczęło płakać. Złość zniknęła momentalnie, jednakże wciąż była.
- Nie twoja wina Eli. - powiedziałem i wziąłem ją na ręce. Przytuliła się mimo łez. Unikałem spojrzenia Eny, ale poczułem jego dłoń na mojej ręce, a druga pogłaskała Eli po plecach.
Chwyciłem za rękę Ene i wyszliśmy z kuchni. Dziewczynkę oddałem w ręce innego mieszkańca. Enę przysunąłem do swojego boku i objąłem go.
- Dobrze, że nic ci nie jest. - powiedziałem, szepcząc.
- Dziękuje. Hyo czy wszystko jest w początku? - zapytał. Oparłem się o niego, ale po prostu nie wiedziałem co mam powiedzieć. Chciałem mu powiedzieć, że ma nie ryzykować. Jednakże z drugiej strony to mogłem mu powiedzieć, czego chce Kal...
- Kal jest nieobliczalny. Nie pogodził się z faktem, że nie jestem jego. - przerwałem. Odwróciłem wzrok i odetchnąłem. - Eli jest mieszańcem. Jej rodzice zostali zabici jak zresztą cała wioska. Tę wioskę zmasakrował Kal. Dziewczynka była pośród zwłok. Była taka malutka, nie płakała. Jednakże gdybym jej nie zabrał i nie ochronił. Kal by także ją zabił. Kal zrobił wiele złego, ale mimo wszystko nie mogę go tak wyrzucić, musi zapłacić za to, co zrobił. - dodałem. Puściłem Ene, po czym z uśmiechem na niego spojrzałem. - Wszystko w porządku, dzięki, że pytasz. - ktoś do mnie podszedł i wraz z tą osobą ruszyłem, machając do Eny. Opowiedziałem to, ponieważ.. Nie wiem czemu. Może trochę to mu wyjaśni albo też skomplikuje.
***
Wszyscy w zmienionych strojach, zaczęli się bawić w najlepsze. Dzieciaki były z driadami. Ja siedziałem sobie na schodach i patrzyłem na ich uśmiechy. Pili, rozmawiali, tańczyli. Tak spokojnie. Kiedyś było ich więcej, ale przez pewne wydarzenia, zniknęli. Uśmiechałem się mimo to, podawali mi nawet drinki, jednakże piłem cały czas jeden ten sam napój. Jakoś nie chciało mi się pić. Szukałem też Eny, znalezienie go było nie lada wyzwaniem. Wiele osób go oblazło. Najwyraźniej mieli o czym rozmawiać.Ena?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz