***
Siedziałem na schodach na dziedzińcu. Driady albo nimfy bawiły się w stawie. Do tego pełno osób znajdowało się wokoło, tak jakby miał się odbyć jakiś festiwal. Choć nic o tym nie wiem. Może, gdy mówili, robiłem co innego, mogło mnie też nie być, albo po prostu nie słuchałem. Zdarza się to nawet najlepszym.Westchnąłem i upiłem kolejny łyk krwi. Miałem termos, w którym ją przechowuje, gdyż więcej się w nim mieści i przyjemniej się pije. Oczywiście, gdy Driady i nimfy się bawiły, na świeżym powietrzu chlapały tą wodą. Nie mam nic do wody, śmiesznie to się nawet oglądało. Nie tylko ja miałem ubaw oraz jeszcze kilka osób dołączyło. Niektórzy zajmowali się sobą albo rozmawiali z przyjaciółmi, czytali czy też ulotnili się, gdy nikt nie patrzył.
Odwiedzić mnie miała dawna znajoma. Można rzec, że to damska wersja Shaina. Jej imię to Shine. Skojarzyło mi się z nią, gdyż przypomniały mi się zdarzenia, jakie miały miejsce. Do tego jeszcze można powiedzieć, że może nie takie same jak z Shainem, ale bardzo podobne zdarzenia były w roli głównej z Shine.
- Hyo! - zawołała i usiadła obok mnie na schodach. Miała parasolkę i delikatnie się zmieniła, była bardziej mroczną Shine, niż tą lolitkową, jaką poznałem na początku. Głupiutką i nieco skrytą. Przytuliła się do mnie, odwzajemniłem gest, jej parasolka, była na tyle duża, że rzucała cień i na mnie. Byłem jej za to bardzo wdzięczny.
- Shina. Mroczna wersja także ci pasuje. - zaśmiałem się, a ona co zrobiła. To, co zwykle nadymiła policzki jak u chomika. Słodka jest jak zresztą zawsze. Jeszcze jej przemiana jest bardzo pomocna, podczas naszych tych miłych i tych nieco krwawych przygód, pozwalała mi się na sobie wozić. Ujeżdżanie lisa, to było coś świetnego. Jednakże ucieczka, była już nieco poważniejsza. Jednakże nie ma co opowiadać o tych, gorszych wspomnieniach.
- Słyszałam, że masz tu męską wersję mnie. Shain. Tak ma chyba na imię. - zaczęła temat. Zazwyczaj tak bywało.
- Powinnaś go poznać. Zniechęciłem go do siebie, za to jego rodzina i kuzyn mnie uwielbiają. - wywróciłem oczami i pogłaskałem dziewczynę po głowie. Dopiero po chwili zauważyłem, że jej uszy miały w sobie kolczyki. - Widzę, że przekułaś uszka. Teraz już coraz mniej przypominasz dawną siebie. - zażartowałem. Choć była to prawda.
- Pewnie odstawiłeś numer z życzeniowym kwiatkiem i mu podpadłeś. Więc cię unika. - powiedziała i spojrzała na mnie jak na kosmitę. Jej śmiech był taki jak zawsze słodki, melodyjny i taki bliski mojemu sercu. - Wciąż mam tę bransoletkę, którą wtedy mi zostawiłeś. Do śledzenia i obserwowania. - dodała po chwili. Pokazała mi ją nawet. Piękny złoty łańcuszek dalej widniał na jej nadgarstku. Nie da rasy się go zdjąć, chyba że spełni się podpunkty albo odnajdzie twórcę. Twórca dawno jest martwy. Był on dziadkiem Shine.
- Jak tam u babci? - spytałem. Musi być jej trudno bez męża, dziadka i kogoś bliskiego nam obu.
- Babcia jeździ po świecie. Zajmuje się synem i moją mamą. Starają się dalej znaleźć lekarstwo na chorobę mojego brata. - powiedziała. Odkąd się urodził, jego choroba się pojawiła. Niby mają lekarstwo, które przedłuża mu życie, ale mało osób może go odwiedzać, co jest potworne i nawet gdybym chciał go zobaczyć, nie pozwolą mi. Po tym, co się wydarzyło ostatnio... Wciąż nie wybaczyli. Zresztą tak jest dla niego lepiej. Shine wie, czemu to zrobiłem.
- Twoja krew. Czy no wiesz, zmieniła się i jest teraz taka, by uznać cię za strażniczkę, jednocześnie jesteś na tyle wyszkolona, by móc... No wiesz sama, lepiej o tym na forum nie rozmawiać. - powiedziałem. Ona wiedziała, o co chodzi, gdyż kiwała głową.
- Zielono żółta. Taka jest i się nie zmienia. Podobno nieliczni taką mają więc tym lepiej dla mnie. - spojrzała na mnie. Akurat piłem krew z termosu. Jej krwi próbowałem, jednakże ten smak jest kwaśny i dziwny. Występuje mi po niej wysypka, ale za to jest dobra na zatrute rany.
- Chcesz coś dodać? - spytałem, gdy akurat zakręcałem po wypiciu krwi z termosu.
- Przejdziemy się, czy będziemy tu tak siedzieć? - spytała.
Podniosłem się i otrzepałem się, po czym podałem dłoń dziewczynie. Ujęła ją i także wstała. Trzymałem jej parasol, gdy się otrzepywała. Ona akurat miała dwa ogony, oba miały w sobie zarówno żółty, jak i zielony w tym także domieszka bieli. Uśmiechnąłem się, wzięła mnie pod rękę i zaczęliśmy nasz spacer.
Drogę zagrodził nam Shain. Zerknąłem na dziewczynę, po czym widziałem jej uśmiech.
- Witaj Shain. Mam na imię Shine. Ja i Hyo jesteśmy dawnymi przyjaciółmi. - powiedziała. Najwyraźniej coś jeszcze chciała dodać. Jednakże jak na razie wolała się wstrzymać.
Shain?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz