Tablica

Nadeszła zima, jakiej nawet nasi dziadkowie nie widzieli. Zapasy powoli się kończą, państwa patrzą na siebie coraz bardziej podejrzanym wzrokiem. Uczniowie muszą siedzieć w zimnych i rzadko ogrzewanych pokojach, bo akademię robią wszystko by nie zamknąć swych wrót przez brak pieniędzy. Ludzie w miastach wspierają się jak tylko mogą, jednak nawet to nie pomaga w wyżywieniu rodziny. Wcześniej ludzie nie zwracali uwagi na dziwne zachowanie zwierząt, jednak być może był to zwiastun czegoś nowego? Może ptaki przestały migrować, a stworzenia leśne zbierać zapasów na zimę z powodu jakieś większej sprawy? Pomimo ciężkich warunków, zimy i głodu, niektórzy chcą znaleźć przyczynę całego tego chaosu i szaleństwa. Próbują dotrzeć do miejsca, w które zdaje się, idą wszystkie magiczne stworzenia zamieszkujące nasz świat. Czy jednak jest to bezpieczne?

poniedziałek, 3 maja 2021

Od Colette cd. Yeu

 Cały dzień czułam niemal nieznośną potrzebę wybrania się na polanę nocą i odsapnięcia od otoczenia. Ostatnio mało sypiałam i korytarzowy harmider, który normalnie nie robił na mnie żadnego wrażenia, zaczął mnie po prostu przytłaczać. Postanowiłam nie opierać się mojej woli i przejść na świeże powietrze, szczególnie, że było już całkiem ciepło. Założyłam na siebie jakąś bluzę i po cichu opuściłam pokój, w nadziei, że nie obudzę śpiącego współlokatora - chłopakowi również należał się odpoczynek, ostatnimi czasy niemal się wykańczał, psychicznie i fizycznie. Nie wiem, jak potraktuje moje kolejne, nocne wyjście, ale to było moim najmniejszym zmartwieniem. Zarzuciłam kaptur na głowę, schowałam dłonie w kieszeniach dresów i udałam się w kierunku wyjścia ze szkoły. Panował tu wyjątkowy spokój, nawet jak na porę. Po wyjściu z akademika od razu w twarz uderzyło mnie świeże, wiosenne powietrze. Głęboko wciągnęłam je nosem i delikatnie uśmiechnęłam. Ściągnęłam kaptur z głowy, pozwalając wietrzykowi rozwiać moje włosy. Tak, to zdecydowanie było to, czego potrzebowałam. Powoli ruszyłam w stronę mojej miejscówki, w której miałam świetny widok na gwiezdne konstelacje. Znajdowała się ona na skraju lasu, jednak nie była również widoczna z polany. Humor od razu poprawił mi się, gdy po podejściu do lasu niemal natychmiast poczułam świetną woń - ziemi, kory, liści, po prostu lasu. Z uśmiechem na twarzy usiadłam na pieńku, który był niesamowicie wygodny, jak na pień, rzecz jasna. Uniosłam głowę do góry i spojrzałam na niebo, zachwycając się jego pięknem. Wybrałam prawdopodobnie jedną z bardziej urokliwych nocy, to trzeba mieć wrodzony talent i intuicję. Usłyszałam za sobą jakiś szelest, jednak za bardzo się nim nie przejęłam, zakładając, że to jakieś zwierzę. Nieduże, większe stworzenia nie narażałyby się na takie niebezpieczeństwo. W ostateczności, mógł być to jakiś inny uczeń. Westchnęłam i w tamtym momencie pomyślałam o Azrielu - nie wiem, dlaczego, ale chłopak wydawał się być tak cudowny jak ta noc. W zasadzie to wtedy uświadomiłam sobie, że go kocham, ale nie byłam w stanie tego przed sobą przyznać. Szmer zmierzał coraz bardziej w moim kierunku, mogłam również wyczuć słaby zapach męskich perfum. Pewne więc było, że nie tylko ja lubię nocne przechadzki. Ewentualny morderca raczej nie psikałby się tak mocno. Boże, dziewczyno, o czym ty myślisz. 

- Co taka piękna kobieta robi sama po zmroku w lesie? - wyszeptał mi do ucha, a ja po chwili na swoim karku poczułam jego oddech. Przeszły mnie lekkie dreszcze. 

- Siedzi. Odpoczywa, od ludzi. - odwróciłam głowę w jego stronę a nasze twarze znajdowały się jedynie milimetry od siebie. Gdyby nie fakt, że go nie znam, prawdopodobnie byłaby to scena tuż przed pocałunkiem. Uśmiechnął się nonszalancko i po chwili przysiadł na ziemi obok mnie. 

- Pozwolisz, że się tu do ciebie przysiądę. - powiedział i nie czekając na odpowiedź, szybko dodał. - Wiesz, to niebezpieczne, żeby taka ślicznotka siedziała sama w środku lasu, w nocy. Ktoś mógłby zrobić ci krzywdę. 

- Mam to w dupie. - wzruszyłam ramionami, nie spuszczając wzroku z gwiazd. Wydawał się w porządku, ale, jeżeli dobrze pamiętam, przyszłam tu, żeby odsapnąć od ludzi. A oni znaleźli mnie nawet tutaj. 

- Pięknie, no nie? Właśnie dlatego tu przyszedłem. - trącił mnie łokciem, ale chyba odpuścił sobie, widząc, że nie zaszczyciłam go spojrzeniem, czy choćby najmniejszym drgnięciem. Siedzieliśmy w ciszy, co w zasadzie mi pasowało, przeszkadzała mi jedynie mocna woń perfum chłopaka. Sam zapach był w porządku, ale wilgoć lasu była o wiele lepsza. Kątem oka mogłam dostrzec, że chłopak się podnosi. Trochę mi ulżyło na myśl, że jednak uda mi się spędzić trochę czasu samej. Białowłosy jednak nie miał zamiaru się oddalić - i to mnie zaniepokoiło.

- Zatańczysz?

- Co? - spytałam, nie ukrywając zdziwienia. Ten stał z wyciągniętą w moją stronę ręką, lekko dygając.

- Pytałem, czy zechcesz ze mną zatańczyć. - powtórzył, a ja aż nie dowiedziałam. Znałam go może pół godziny, a on zaprasza mnie do tańca, w środku lasu, nocą? To nie mogło się skończyć dobrze.

- Skoro nalegasz. - delikatnie się uśmiechnęłam i podałam mu swoją dłoń, co on przyjął z radością. Od razu znalazłam się w pionie, a po chwili tuż przy jego klatce piersiowej. Zaczęliśmy się poruszać w rytm szelestu liści. Na początku było spokojnie, później nawiązaliśmy jako taką rozmowę i zaczęliśmy się śmiać, przyspieszając tempa. Naprawdę poczułam się swobodnie przy tym chłopaku, mimo, że znałam go - jak się okazało później - kilka godzin. Straciłam poczucie czasu, poruszając się w rytm wiatru i wymieniając między sobą coraz więcej słów. Nie miały one żadnego sensu, ale to bez znaczenia. Było przyjemnie, a jego towarzystwo nie było aż tak przytłaczające, jak założyłam wcześniej. W końcu oboje złapaliśmy moment zadyszki i po prostu padliśmy obok siebie na trawę, śmiejąc się. Co dziwne, nie było ani trochę niekomfortowo - tak, jakbyśmy się znali i przyjaźnili dobre parę lat, a może nawet byli kochankami. Tak, to było to. Wietrzyk zawiał trochę mocniej, a na horyzoncie zaczęło wschodzić słońce. Byłam w szoku, gdy to ujrzałam, ale nie chciałam zbyt długo rozmyślać nad tym, że przetańczyłam całą noc z nieznajomym, którego imienia jeszcze nie było dane mi poznać. To miało w sobie jakiś urok. Chłopak zdawał się być rozmarzony, nie śmiał się już, ale wpatrywał w niebo, na którym nie było już widać gwiazd. Leżałam tak jeszcze przez chwilę, co jakiś czas zerkając na białowłosego. W końcu dotarło do mnie, że powinnam wracać - mój współlokator mógł zacząć się martwić, że znikam na kolejną noc bez słowa. Poza tym, może udałoby mi się usnąć jeszcze na choćby godzinę. Westchnęłam. Nie wiedziałam, jak powinnam pożegnać chłopaka. Byłam rozdarta, dosłownie i w przenośni. Znałam go kilka godzin, a czułam się, jakbym znała całe życie. Podniosłam się i nachyliłam nad nim, nie zostawiając między nami niemal żadnej przestrzeni. Spojrzałam mu w oczy i uśmiechnęłam się, kładąc mu dłoń na policzku.

- Do następnego. - szepnęłam i delikatnie go pocałowałam, nie dając mu satysfakcji z dłuższej przyjemności. Wstałam i ruszyłam w stronę akademika, dopiero zdając sobie sprawę, jak zmęczyła mnie ta noc.

Yeu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
Pandzika
Kernow