- Są cztery rodzaje krwi. - zrobiłem pauzę. Gdy chłopak chciał się odezwać, zasłoniłem mu usta, by milczał. Skoro chce znać odpowiedź, niech będzie cierpliwy. - Czerwona inaczej szkarłatna, jest w każdym żyjącym stworzeniu. Jednakże są odstępstwa. Błękitna jest niezwykle rzadko, nie można jej zbyt często spożywać. Ma swoje właściwości oraz też skutki uboczne. Zielona jak twoja, jest u stworzeń leśnych, które są strażnikami. - ponownie przerwałem. Chciałem już coś powiedzieć, o tym, jak byłem młodszy, co się wydarzyło, ale nie mogłem. Pewnie, by go to wystraszyło. Lepiej, żeby nie wiedział. - Ostatnia to czarna. Ta jest owiana tajemnicą. Mało kto wie, czy istnieje, czy też to jedynie mit, legenda opowiadana. Tak jednak nie jest. - skończyłem swoją wypowiedź.
- Ty masz tą czarną, ale jak? - gdy zabrałem dłoń, od razu zadał pytanie.
- Tak mam ją, została mi podarowana, jako dar. - powiedziałem wymijająco. Prawda była inna. Dostałem ją, by mnie ocaliła, przed zieloną. Nikt nie wiedział, że zmiesza się z moją, gdyż przyjęła się tak jak złote oczy. Mało kto o tym wie, gdyż takie coś pojawia się raz na dekadę, mało jest zapisków, oraz danych, by się dowiedzieć. Nawet jeśli to najtęższe umysły ją studiują. Niektórzy się jej boją, ale przecież nie ma czego.
Położyłem głowę na kolanach Shaina, podniosłem jego bluzkę i przejechałem językiem po brzuchu. Zepchnął mnie, a na jego twarzy za widniał rumieniec. Taki słodki jest, gdy w jakikolwiek sposób go dotknę, rumieni się, aż chce się go doprowadzić do szaleństwa.
Uśmiechnąłem się i zbliżyłem się, do niego na kolanach. Spojrzałem na niego, przejeżdżając dłonią po jego udzie. W zaskakująco szybkim ruchem pozbyłem się jego spodni, by móc dojść dalej językiem. Chwyciłem go i przysunąłem do siebie bliżej, przekręciłem go na kanapie, by leżał. Klęknąłem i zacząłem kręcić kółeczka na udach chłopaka. Jego policzki się zaróżowiły, próbował się wyrwać. Jednakże, gdy tylko spróbowałem przejechać językiem po kroczu Shaina, ten zniknął i zwiał mi. Westchnąłem i wstałem, by przejść się po domu. Szkoda, a można było się tak miło zabawić. Naprawdę szkoda, ale skoro uciekł, zapewne czerwony jak burak, to teraz mogę poszperać w tym domku. Ciekawiło mnie, co mogę tu znaleźć. Tak naprawdę to się nudziłem i potrzebowałem jakiegoś zajęcia. Jeśli mnie nie zainteresuje, no to może być kiepsko.
***
Odnalazłem jakąś ciekawą książkę, usiadłem sobie wygodniej. Wytrzasnąłem nawet skądś małego daszkowego sługusa. Mogłem poczuć się jak władca albo sam król. Smakowałem dobre owoce oraz miałem wino zmieszane z krwią. Takie jest najlepsze. Nie zaprzątałem sobie głowy Shainem. Miałem zaskakujące relaksacyjne zajęcie i wciągnęło mnie ono. Zapomniałem o boskim świecie, by móc oddać się w ręce boskiej przyjemności, jaką odnalazłem. Nie chciałem, też by ktoś mi to przerwał.Usłyszałem krzyki, a małe duszki wystraszone zniknęły. Westchnąłem i wstałem, odkładając książkę. Ruszyłem w stronę krzyków. Zobaczyłem jak Shain, chowa się w jakimś kącie. Podszedłem do niego, wyglądał dziwnie. Westchnąłem i wziąłem go na ręce, po czym ruchem dłoni, wezwałem duszki. Miały uprzątnąć dom i pozbyć się robactwa. Zabrałem go do biblioteki, czy jakiegoś miejsca, w którym siedziałem. Posadziłem go na wygodnym siedzisku, sam usiadłem obok niego. Wróciłem do czytania, może on także trochę wyluzuje. Podałem mu zielony owoc. Przeglądałem dalej książkę.
Skoro i tak byłem zajęty, gdyż reszta domu była sprzątana, mogłem w spokoju i z liskiem przy sobie, skupić się na kolejnym tomie. Wciągnęły mnie te dziwne książki, dlatego też nie mogłem ich przestać czytać. Zafascynowały mnie, nawet przestałem podjadać oraz pić wino z krwią. Od czasu do czasu głaskałem po głowie chłopaka, by się uspokoił. Nic więcej nie robiłem.
Shain?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz