Tablica

Nadeszła zima, jakiej nawet nasi dziadkowie nie widzieli. Zapasy powoli się kończą, państwa patrzą na siebie coraz bardziej podejrzanym wzrokiem. Uczniowie muszą siedzieć w zimnych i rzadko ogrzewanych pokojach, bo akademię robią wszystko by nie zamknąć swych wrót przez brak pieniędzy. Ludzie w miastach wspierają się jak tylko mogą, jednak nawet to nie pomaga w wyżywieniu rodziny. Wcześniej ludzie nie zwracali uwagi na dziwne zachowanie zwierząt, jednak być może był to zwiastun czegoś nowego? Może ptaki przestały migrować, a stworzenia leśne zbierać zapasów na zimę z powodu jakieś większej sprawy? Pomimo ciężkich warunków, zimy i głodu, niektórzy chcą znaleźć przyczynę całego tego chaosu i szaleństwa. Próbują dotrzeć do miejsca, w które zdaje się, idą wszystkie magiczne stworzenia zamieszkujące nasz świat. Czy jednak jest to bezpieczne?

czwartek, 18 czerwca 2020

Od Darumy cd. Beverly

Lekcje wyjątkowo wydawały mi się dzisiaj męczące. Nawet ulubiona teoria magii nie przynosiła mi tyle radości, co zwykle. Rok szkolny dobiegał końca, więc jak każdy normalny uczeń zaczynałem odczuwać nietypowe zmęczenie. Sądziłem, że wynika to głównie z rosnącą z dnia na dzień temperaturą. Wielu ze studentów przestało nawet pojawiać się na zajęciach. Korzystali z ciepła, spacerując po błoniach, gdzie niczym najdoskonalej wyszkoleni szpiedzy unikali wzorków nauczycieli. Wyjątek stanowił Axel, który już od początku roku wybiórczo pojawiał się na lekcjach. W jego zachowaniu nie zmieniło się kompletnie nic.
Siedziałem na chłodnej podłodze, opierając się o blat pulpitu. Spoglądałem znudzony w stronę znajdującego się pomiędzy moimi łokciami podręcznika. Od początku roku szkolnego zdążyłem go już przeczytać dobre trzy razy. Błądziłem więc znudzonym wzrokiem po dobrze znanym mi już tekście. Wypowiadane przez profesora formuły nie stanowiły dla mnie żadnej nowości. Chociaż resztka pozostałych uczniów, jak zauważyłem, wsłuchiwała się w jego słowa z niemałym skupieniem wymalowanym na twarzy. 
Zadzwonił upragniony dzwonek - znak zakończenia zajęć. O jeden bliżej do końca tej maskarady. Bez większego pośpiechu starannie włożyłem do swojej torby podręczniki. Ułożyłem je tak, aby żadna z okładek nie pomięła się znacząco. 
Ruszyłem przez zielone błonia do akademika. Planowałem zarówno całe popołudnie, jak i resztę wieczora spędzić z nosem w książkach. Stwierdziłem, iż najlepszym sposobem na spędzenie wakacji będzie opracowanie materiału z kolejnego roku. Nie mogę zmarnować żadnego dnia, jeśli chcę ukończyć Corvine z jednym z najlepszych wyników. 
Axel spokojnie drzemał, kiedy wszedłem do pokoju. Zmierzyłem go wzrokiem i z cichym westchnieniem zająłem swoje miejsce przy biurku. Wyciągnąłem ze znajdującej się pod nim szafki kilka opasłych tomów książek. Przejrzałem zdobione, skórzane okładki i z niemałym zaskoczeniem zauważyłem, że brakuje pierwszego tomu. Nie mogłem zacząć nauki bez "Podstaw tworzenia zaklęć"! Z dość niewielkim optymizmem przyjąłem fakt, iż będę musiał się po nią udać do publicznej biblioteki. Wiązało się to wyjściem na zewnątrz, na co nie zdążyłem się mentalnie przygotować. Spojrzałem w stronę swojego współlokatora. Wiedziałem jednak, że elf nie da się namówić na wypełnienie mojej prośby. 
Wstałem więc od blatu i podszedłem do szafy, z której wyciągnąłem jedwabną pelerynkę. Narzuciłem ją na nagie ramiona, ostatni raz spojrzałem w stronę wnętrza pokoju i wyszedłem na zewnątrz akademika, skąd skierowałem swoje kroki w stronę biblioteki. 
***
Przed budynkiem panował znacznie mniejszy ruch, niż zwykle. Przyznam, że dość mnie to zadowoliło. Nie musiałem się obawiać żadnych nieprzyjemnych spotkań. Wszedłem do wnętrza biblioteki. Przywitały mnie bogato zapełnione regały książek. Już z pierwszymi krokami owiał mnie  charakterystyczny zapach starych tomisk. Była to jednak woń niezwykle przyjemna. 
Bez większego zawahania zacząłem poszukiwania podręcznika. Udałem się w odpowiednią alejkę i przejechałem wzrokiem po nazwiskach.
Wtedy też poczułem delikatne pchnięcie. Zerknąłem w dół i dostrzegłem nieznaną mi dziewczynę. Po charakterystycznym mundurku rozpoznałem, iż również uczęszcza do Corvine. Jasnowłosa elfka, najwyraźniej speszona swoim niedopatrzeniem, poczęła mnie szybko przepraszać.
- Nic się nie stało - odparłem spokojnie, przerzucając swój wzrok ponownie na stojący obok regał.
- Beverly Alvares. - Przedstawiła się, przerywając moje poszukiwania. - Zawsze chętna do pomocy.
Rzuciłem jej dość zaskoczone spojrzenie. Głównie na widok wysuniętej w moim kierunku dłoni. Przeprosiła, tyle wystarczyło.
- Daruma Vardbar - odpowiedziałem, podając jej rękę. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, lekko zbijając mnie z tropu.
- Czego szukasz? - Elfa nie miała najwyraźniej szybko odpuszczać. Przełknąłem nerwowo ślinę. Kontakty z innymi są takie trudne. Ukradkiem spojrzałem na poukładane na stojących nieopodal półkach książki. Tego, czego szukam najwyraźniej tutaj nie ma. Wtedy dostrzegłem w dłoni jasnowłosej szczotkę. Czyżby tutaj pracowała? Jeśli tak, najpewniej mogłaby mi pomóc.
- "Podstawy tworzenia zaklęć", Romualda Botura - zdradziłem tytuł poszukiwanej książki. - Nie mogę jej niestety znaleźć. Jest to pierwsza część podręcznika do klasy czwartej.
Beverly spojrzała na leżącą na biurku niewielką karteczkę. Przeanalizowała ją wzrokiem, po czym skupienie na jej twarzy ponownie zastąpił uśmiech.
- Wszystkie niezbędne do szkoły książki trzymamy w innym pomieszczeniu - wyjaśniła. - Zaprowadzę cię tam.
Kiwnąłem głową i w milczeniu ruszyłem za elfką. Dotarliśmy do niewielkiego kantorka położonego niemal na samym końcu biblioteki. Znajdujące się tam materiały, w odróżnieniu to reprezentacyjnej części biblioteki nie zostały ułożone na półkach, a pochowane w skrzynki. Na każdym z pudeł znajdował się napis, katalogujący swoją zawartość. Zatrzymaliśmy się przy skrzyni z nazwiskiem "Botur".
Pomogłem Beverly otworzyć pokrywę. Z wnętrza pudła wyciągnęła lekko zakurzony podręcznik, którego szukałem. Podała mi go, na co pośpiesznie jej podziękowałem.
Kierowaliśmy się właśnie w stronę wyjścia, kiedy przeciąg, tuż przez naszymi nosami zatrzasnął dębowe drzwi. W całym kantorku zapanował mrok. W związku z tym natychmiast przyzwałem Płomyk, który choć trochę rozświetlił pomieszczenie.
Elfka zaśmiała się nerwowo i złapała za klamkę. Pomimo chwilowego szarpania jej, drzwi nawet nie drgnęły. Spojrzała na mnie zaskoczona.
- Obawiam się, że się zatrzasnęły...
Nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem. Przeprosiłem ją i sam spróbowałem otworzenie naszej drogi ucieczki. Beverly miała jednak racje. Drzwi pozostawały dalej zamknięte.
Cholera jasna. Czy nawet najzwyklejsza wizyta w bibliotece musi skończyć się katastrofą? 

Beverly?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
Pandzika
Kernow