Tablica

Nadeszła zima, jakiej nawet nasi dziadkowie nie widzieli. Zapasy powoli się kończą, państwa patrzą na siebie coraz bardziej podejrzanym wzrokiem. Uczniowie muszą siedzieć w zimnych i rzadko ogrzewanych pokojach, bo akademię robią wszystko by nie zamknąć swych wrót przez brak pieniędzy. Ludzie w miastach wspierają się jak tylko mogą, jednak nawet to nie pomaga w wyżywieniu rodziny. Wcześniej ludzie nie zwracali uwagi na dziwne zachowanie zwierząt, jednak być może był to zwiastun czegoś nowego? Może ptaki przestały migrować, a stworzenia leśne zbierać zapasów na zimę z powodu jakieś większej sprawy? Pomimo ciężkich warunków, zimy i głodu, niektórzy chcą znaleźć przyczynę całego tego chaosu i szaleństwa. Próbują dotrzeć do miejsca, w które zdaje się, idą wszystkie magiczne stworzenia zamieszkujące nasz świat. Czy jednak jest to bezpieczne?

poniedziałek, 22 czerwca 2020

Od Darumy do Aniena

Obudziły mnie dość głośne dźwięki dochodzące z łazienki. Wiele miesięcy dzielenia pokoju z Axelem nauczyło mnie, iż elf uwielbia brać hałaśliwe kąpiele. Westchnąłem przeciągle, chowając twarz w poduszce. Mój współlokator najpewniej powrócił z nocnej wyprawy na łyżwy i postanowił po tym wszystkim przywrócić się do porządku. 
Na dworze było jeszcze ciemno. Wyjrzałem przez okno, spoglądając na jasne gwiazdy i wznoszący się pomiędzy nimi księżyc. Domyślając się, iż Axel szybko nie opuści toalety, wezwałem Płomyk i sięgnąłem po leżącą niedaleko mojego posłania książkę. Wczytałem się w jeden z dłuższych akapitów opowiadających o historii powstawania niektórych zaklęć. 
Zaczytany, niemal nie zauważyłem wychodzącego z łazienki Axela. Elf mruknął coś na powitanie i rzucił się na łóżko, najwyraźniej wyczerpany wieczornymi ćwiczeniami. 
- Dobranoc - odparłem ściszonym głosem i odwołałem kulkę światła. Wtuliłem się w poduszki i zamknąłem oczy. Wybudzony, miałem dość duży problem z zaśnięciem. Udało mi się zmrużyć oczy dopiero kilka dłużących się minut później.
***
Zmarnowany nocnymi wypadkami nie posiadałem żadnej motywacji, aby wstać z ciepłego posłania i ruszyć na lekcje. Ostatecznie odnalazłem w sobie resztki chęci. Przeciągnąłem się nieznacznie i spojrzałem na swojego śpiącego współlokatora. Nic nowego. 
Chwyciłem swoją torbę, do której starannie włożyłem wszystkie potrzebne dzisiaj książki. Poukładałem je od największej do najmniejszej, aby żadna z okładek nie pogięła się. Sam udałem się również do łazienki na szybką poranną toaletę. Gotowy, zarzuciłem na siebie bawełnianą narzutkę i ruszyłem na zajęcia. 
Jak w każdej typowej szkole letnie dni motywowały uczniów do ciągłych wagarów. Z tego też powodu na lekcji łącznie ze mną było zaledwie sześć osób. Nie umknęło to profesorowi, który przez większość przeznaczonego na zajęcia czasu zmarnował na ciągłe narzekanie. Rozbrzmiał w końcu wyczekiwany przez większość (nie mnie) uczniów dzwonek. Bez większego pośpiechu schowałem wszystkie swoje rzeczy, zamieniłem kilka uprzejmości z nauczycielem, głównie na temat ciągłych nieobecności reszty klasy i udałem się w kierunku swojego pokoju. Tam zostałem, jak zwykle, śpiącego Axela. Wzruszyłem ramionami.
Postanowiłem zabrać się za notatki na lekcje. Usiadłem przy swoim biurku i sięgnąłem w stronę znajomej szuflady w celu wyciągnięcia kilku kartek papieru. Wtedy też zdałem sobie sprawę, iż nie ma już żadnego z arkuszy. Tylko nie to.
Brak możliwości notowania lekko zasmuciła mnie. Nie wiedziałem jednak czy jestem na tyle zmotywowany, aby pójść do miasta po nowy blok. Lekko podenerwowany starałem się rozważyć wszystkie dostępne opcje.
- Axel? Masz może arkusz papieru? - zapytałem współlokatora.
- Arkusz czego? - Wraz z tymi słowami moje ostatnie nadzieje zostały pogrzebane. Westchnąłem ciężko, zabrałem swoją torbę, z której uprzednio wypakowałem wszystkie książki i wyszedłem z pokoju. Pójdę do miasta, kupię papier i wrócę. Nic złego nie może się stać. Tylko zwykłe zakupy.
***
Przemieszczałem się owianymi wieczornym mrokiem uliczkami. Szybkim krokiem dotarłem to sklepu papierniczego, gdzie kupiłem potrzebny mi przedmiot i w podobnym tempie starałem się powrócić do akademika.
Przechodziłem właśnie wzdłuż ciemnej alejki. Wtedy też na jej końcu dostrzegłem grupkę osób. Zwolniłem kroku, aby na spokojnie przeanalizować sytuacje. Wśród otaczających dwóch oprychów stał niższy chłopak w mundurku Sarlok, u którego nogi wiernie czuwała niebieska istotka. Z dosyć nerwowej wymiany zdań pomiędzy nimi wywnioskowałem, że nie łączy ich raczej przyjacielska relacja. Postanowiłem się jednak w to nie mieszać. Miałem swoich problemów wystarczająco wiele. Wycofałem się więc jak najciszej potrafiłem. Niestety, wiecznie towarzyszący mi pech sprawił, iż przypadkiem wpadłem na stojącą za mną skrzynkę. Po uliczce rozbrzmiał głuchy huk. Stojący na końcu alei odwrócili się w moim kierunku.
- Ej, ty! - warknął jeden z oprychów. - Chodź no tutaj!
Wstrzymałem oddech. Naprawdę nie chciałem kłopotów. 

Anien?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
Pandzika
Kernow