Tablica

Nadeszła zima, jakiej nawet nasi dziadkowie nie widzieli. Zapasy powoli się kończą, państwa patrzą na siebie coraz bardziej podejrzanym wzrokiem. Uczniowie muszą siedzieć w zimnych i rzadko ogrzewanych pokojach, bo akademię robią wszystko by nie zamknąć swych wrót przez brak pieniędzy. Ludzie w miastach wspierają się jak tylko mogą, jednak nawet to nie pomaga w wyżywieniu rodziny. Wcześniej ludzie nie zwracali uwagi na dziwne zachowanie zwierząt, jednak być może był to zwiastun czegoś nowego? Może ptaki przestały migrować, a stworzenia leśne zbierać zapasów na zimę z powodu jakieś większej sprawy? Pomimo ciężkich warunków, zimy i głodu, niektórzy chcą znaleźć przyczynę całego tego chaosu i szaleństwa. Próbują dotrzeć do miejsca, w które zdaje się, idą wszystkie magiczne stworzenia zamieszkujące nasz świat. Czy jednak jest to bezpieczne?

niedziela, 30 maja 2021

Od Rivailla cd. Shain'a

Spojrzałem na chłopaka, który unikał kontaktu wzrokowego, był wyraźnie nieśmiały. Skinąłem głową na uznanie słyszenia jego imienia i zdecydowałem, że skoro mieliśmy iść zjeść, równie dobrze mogę się przedstawić z powrotem.
- A ja jestem Rivaille. Jeśli nie masz tu innej sprawy, to idziemy. Przed nami spacer. - powiedziałem idąc w kierunku drzwi biblioteki. Usłyszałem za sobą kroki, biorąc je za to, że on też był gotowy do wyjścia. Spieszyłem się, bo musieliśmy iść pieszo do naszego celu, a zajęłoby nam to trochę czasu.
Miasto znajdowało się dość daleko od szkoły, ponieważ Sarlok został odizolowany na szczycie góry. Było to wygodne dla uczniów takich jak ja, ponieważ nie musieliśmy się martwić, że ktoś nagle pojawi się znikąd, kiedy będziemy trenować na zewnątrz. Ale oznaczało to również zejście z góry, jeśli kiedykolwiek chcieliśmy odwiedzić inne miejsca. Jedna rzecz za drugą.
- Jest droga z góry do miasta, przez którą musimy przejść. Nie ma innego wygodniejszego sposobu. - powiedziałem, odwracając się, żeby spojrzeć na chłopaka za mną.
 - Dobrze, chodźmy. - skinął głową.
Opuściliśmy mury przez wielką bramę, zamykającą się za nami, gdy zaczęliśmy się oddalać. Początkowo droga była ładna i gładka, z łatwą trasą, która nie była zbyt stroma. Jednak spokojna górska ścieżka wkrótce układa się w kamienistą drogę, z większą ilością wybojów i większych skał po drodze. Po jakimś czasie skręciliśmy w łuk między dwiema górami, wyglądający w pewnym sensie jak korytarz. Droga poprowadziła nas przez górę, do następnego skalistego przejścia, wypuszczając na słońce za nami.
Podróż była cicha przez większość drogi, jako żadne z nas nie wiedziało, co powiedzieć drugiemu. Nie byłem w typie osoby, która była bardzo rozmowna, szczególnie z kimś, kogo jeszcze nie znałem zbyt dobrze. Mój sposób rozmawiania z innymi nie był najmilszy. Po kilku minutach spaceru w końcu zobaczyliśmy miasto.
Miasto wyglądało bardziej przyjaźnie niż szkoła. A było na pierwszy rzut oka szczęśliwym uściskiem domów, które rozrastały się z biegiem lat, dzieląc ściany i tworząc rząd bajkowych doskonałych szczytów dachów. Było to miasto szerokich alejek i małych miejsc, w których można było usiąść i zjeść, odpocząć, podczas gdy inni ludzie spędzali dzień. Czarne ulice pochłaniały wiosenne słońce, jakby chcąc wysłać ciepło nieba z powrotem.
Stuknąłem Shain'a w ramię, żeby zwrócić jego uwagę. Im głębiej w miasto, tym więcej robiło się gwaru. Nadszedł czas, aby zdecydować, gdzie mieliśmy iść zjeść. W końcu było tam kilka różnych miejsc do wyboru.
- Co chcesz zjeść? Ponieważ jest to twój pierwszy raz tutaj, to wybiorę miejsce. - powiedziałem. Na to rozejrzał się trochę, podczas myślenia, a kiedy wyglądało na to, że podjął decyzję, odwrócił się z powrotem.
-  Prosiłbym o coś z mięsem. - ponownie opuścił oczy, wracając do przyjrzenia się obszarowi wokół nas. Nawet jeśli nie patrzył, skinąłem głową, mając pomysł, dokąd poprowadzić. Nie czekając, skierowaliśmy się w kolejną ulicę, która miała po drodze kilka alejek.
Idąc, zauważyłem pręgowanego kota w pobliżu alei. Truchtała, jakby chodnik był sprężysty, z wysoko uniesionym ogonem. Była królową świata chwilowo pokrzywdzoną, wyglądała jakby była tego całkiem pewna. Widziałem, jak jej kocia duma dusiła się w środku, tak doskonała jak jej na pewno mruczenie, kiedy otrzymała uwagę, na jaką zasługuje każdy kot. W tym momencie dwójka dzieci głaskała ją na zmianę, była w tej chwili dość rozpieszczona.
Kiedy dotarliśmy do baru z jedzeniem, od razu dało się zauważyć. Widok i aromat jedzenia był delikatny, ale z ostrym zapachem, który nagle wypełnił nasze nosy. Spojrzałem na chłopaka kątem oka. W zamyśleniu spojrzał na menu przy wejściu.
 - Znalazłeś coś, co chcesz? - zapytałem czekając na niego. On nieśmiało kiwnął głową i skierowaliśmy się do środka.

 

Shain?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
Pandzika
Kernow